The words you are searching are inside this book. To get more targeted content, please make full-text search by clicking here.
Discover the best professional documents and content resources in AnyFlip Document Base.
Search
Published by U. Z., 2023-11-03 00:29:12

BAŚNIE NARODÓW ZSRR

BAŚNIE NARODÓW ZSRR

Keywords: #tales #basnie #bajki

Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O TYM JAK SZARY WILK POMÓGŁ ALEKSEMU, SYNOWI STARCA Z GÓR ZDOBYĆ PTAKA OGNISTEGO, RUMAKA ZŁOTOGRZYWEGO I NAJPIĘKNIEJSZĄ Z PIĘKNYCH (wg Aleksego Tołstoja) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 51 – Och, nawet za trzy lata nie mógłbyś na swoim koniu dojechać tam, gdzie przebywa złocisty ptak. Tylko ja wiem, gdzie on się znajduje. Ale bądź dobrej myśli, pomogę ci; siadaj mi na grzbiet, a trzymaj się mocno! -mówi Szary Wilk. Aleksy wsiadł na Wilka, a ten popędził jak wicher. Ogonem zamiata rzeki i jeziora, niebieskie lasy migają im przed oczyma. Nie wiadomo, czy to trwało długo, czy to trwało krótko, aż wreszcie znaleźli się na wysokiej górze przed bramami wyniosłego zamku. Wtedy Szary Wilk powiada: – Posłuchaj uważnie, co powiem: przejdź przez mur, nie obawiaj się niczego, pora jest odpowiednia, straże śpią; w pałacu zobaczysz okno, a na parapecie złotą klatkę. W tej klatce siedzi ptak ognisty. Schwytaj ptaka i ukryj go w zanadrzu, tylko nie zabieraj klatki. Aleksy przeskoczył mur, ujrzał wspaniały pałac o tysiącu okien. W jednym oknie stała złota klatka, a w niej siedział Żar-Ptak. Schwytał ptaka, ukrył go w zanadrzu, ale nie mógł oczu oderwać od klatki, taka była piękna, wysadzana drogimi kamieniami, cała lśniąca od złota. Zapomniał Aleksy o przestrodze Szarego Wilka, chwycił klatkę i począł uciekać. Ale zaledwie dotknął prętów klatki, w pałacu rozległy się dźwięki rogów myśliwskich i trąb. Straż się zbudziła, ujęto młodzieńca i zaprowadzono przed oblicze cara Srogiego. Car Srogi był bardzo rozgniewany i spytał, groźnie marszcząc brwi: – Ktoś ty i skąd przychodzisz? – Jestem Aleksy, syn starca z gór. – Jak śmiałeś schwytać mego ptaka ognistego? – Dlaczego przylatuje on ciągle do ogrodu mego ojca i kradnie złote jabłka? – pyta Aleksy. – Ojciec mój umrze ze zmartwienia, jeśli nie przywiozę mu twego ptaka. – Dam ci ptaka, ale pod jednym warunkiem – rzekł car. – Posłuchaj: na końcu świata żyje car Surowy, który ma rumaka o złocistej grzywie. Zdobądź dla mnie tego konia, a w zamian za to podaruję ci mego ptaka ognistego wraz z klatką, która ci się tak podobała. Zwiesił Aleksy głowę, bo jakże ma zdobyć złocistego rumaka, który żyje w niewiadomym królestwie na końcu świata,


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O TYM JAK SZARY WILK POMÓGŁ ALEKSEMU, SYNOWI STARCA Z GÓR ZDOBYĆ PTAKA OGNISTEGO, RUMAKA ZŁOTOGRZYWEGO I NAJPIĘKNIEJSZĄ Z PIĘKNYCH (wg Aleksego Tołstoja) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 52 gdzie ani ptak doleci, ani wiatr zawieje? Gdy tak siedzi smutny i rozmyśla nad swą dolą, zjawia się przed nim Szary Wilk i powiada: – Czyż nie przestrzegałem cię, żebyś nie ruszał złotej klatki? Dlaczegoś mnie nie posłuchał? – Ach, wybacz, mi, Szary Wilku, przyjacielu! – prosi Aleksy. – Dobrze, tym razem ci przebaczę. Siadaj mi na grzbiet, tylko szybko. I znowu pędzi Szary Wilk z Aleksym w dal. I nie wiadomo, czy to trwało długo, czy to trwało krótko, dość że w końcu stanęli przed zamkiem, w którym znajdował się Złotogrzywy. – Przesadź mury, młodzieńcze, straże śpią, pora jest sposobna, idź do stajni, wyprowadź konia, ale nie ruszaj uzdy! – rozkazał Szary Wilk. Aleksy przeskoczył mury, zastał straże śpiące, wszedł cicho do stajni, schwycił rumaka za złotą grzywę i wyprowadził go ze stajni. Ale oczy jego zatrzymały się na uździe konia, która wisiała na ścianie. Cała ze złota i drogich kamieni, błyszczała jak gwiaździsta smuga. Aleksy pomyślał: „Cóż się stać może, jeśli zabiorę konia wraz z uzdą?" Chwycił uzdę i założył ją rumakowi. Nagle zamek zatrząsł się od nawoływań, krzyków, dźwięków surm i trąb. Straż się zbudziła, schwytała Aleksego i zawiodła przed oblicze cara Surowego. – Kto jesteś i skąd przybywasz? – pyta car groźnie. – Jestem Aleksy, syn starca z gór. – Dlaczego chciałeś mi zabrać Złotogrzywego? – Bo za Złotogrzywego otrzymam ognistego ptaka od cara Srogiego. Ptak ten kradnie jabłka w ogrodzie mego ojca i ojciec mój umrze, jeśli mu go nie przywiozę – odparł Aleksy. – Dobrze, podaruję ci rumaka, jeśli mi oddasz jedną przysługę. Daleko stąd żyje car Południa, który ma córkę tak piękną, że nie ma piękniejszej na całej ziemi. Przyprowadź mi ją, a wtedy dam ci Złotogrzywego i brylantową uzdę. Zasmucił się Aleksy, gdyż stracił nadzieję, że przywiezie ojcu ptaka ognistego. Gdy tak siedział zamyślony, nagle zjawił się przed nim Szary Wilk.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O TYM JAK SZARY WILK POMÓGŁ ALEKSEMU, SYNOWI STARCA Z GÓR ZDOBYĆ PTAKA OGNISTEGO, RUMAKA ZŁOTOGRZYWEGO I NAJPIĘKNIEJSZĄ Z PIĘKNYCH (wg Aleksego Tołstoja) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 53 – Czyż cię nie przestrzegałem, abyś nie ruszał uzdy? Widzisz, po raz drugi mnie nie posłuchałeś i ściągnąłeś na swoją głowę nowe nieszczęście. – Ach, przebacz mi jeszcze tym razem, drogi przyjacielu, nie opuszczaj mnie w potrzebie! – zawołał Aleksy. – No, trudno, do trzech razy sztuka – rzecze wilk. – Siadaj mi na grzbiet. I znów pędzi Szary Wilk z Aleksym w dal. Nie wiadomo, czy to trwało długo, czy to trwało krótko, aż wreszcie stanęli koło zamku cara Południa. Tutaj, za murem fortecznym, w ogrodzie przechadzała się wraz ze swoimi dworkami Najpiękniejsza z Pięknych. Wtedy Szary Wilk powiedział: – Tym razem ja sam muszę dzieła dokonać, ty zaś czekaj na mnie na skraju lasu pod wielkim dębem. Wilk mówiąc to przesadził mury i wpadł wprost do ogrodu carskiego. Ukrył się za krzakiem i czekał na carewnę. Najpiękniejsza, śmiejąc się wesoło, biegała z przyjaciółkami po ścieżkach parku. Gdy się znalazła opodal krzaku, w którym czatował Wilk, przemienił się on w orła, schwycił ją szponami i poszybował jak wicher w przestworzach. Po chwili zjawił się przed Aleksym z Najpiękniejszą i powiedział: – Teraz usiądź i trzymajcie się wraz z carewną mocno moich skrzydeł, gdyż będziemy szybko lecieli. Zaszumiało powietrze, zielone lasy uciekały w dole, rzeki i jeziora migotały jak błękitne plamki. Szum wiatru zagłuszał wołania carewny. Nie wiadomo, czy to trwało długo, czy to trwało krótko, gdy nagle orzeł zniżył lot, opuścił się na skałę, zamienił się znowu w Szarego Wilka i rzekł do Aleksego: – Oto jesteś w pobliżu zamku cara Surowego. Idź i czyń, jak ci serce dyktuje. Królewna zalała się łzami, gdy usłyszała, dokąd ją los przywiódł, gdyż wieść o okrucieństwach cara Surowego dotarła aż do kraju jej ojca. Żal się zrobiło Aleksemu królewny i rzecze do Szarego Wilka: – Drogi przyjacielu, nie chcę ja Złotogrzywego, jeśli szczęście moje i mojego ojca ma być okupione łzami tej nieszczęśliwej. – Dobre masz serce, mój chłopcze – odrzekł Wilk – i dlatego powiem ci dobrą nowinę. Chciałem cię wypróbować. Car Surowy


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O TYM JAK SZARY WILK POMÓGŁ ALEKSEMU, SYNOWI STARCA Z GÓR ZDOBYĆ PTAKA OGNISTEGO, RUMAKA ZŁOTOGRZYWEGO I NAJPIĘKNIEJSZĄ Z PIĘKNYCH (wg Aleksego Tołstoja) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 54 w czasie naszej nieobecności, która trwała rok z górą – choć tobie zdało się, że zaledwie dni parę – wyruszył na Złotogrzywym na wojnę i zginął. Rumak wrócił sam do zamku i teraz możesz go zabrać, gdy wymówisz te słowa: „Przychodzę od twego władcy". Uradował się Aleksy ogromnie, a i carewna przestała łzy ronić i natychmiast udali się w drogę. W zamku nie zastali nikogo: nie było służby ni wartowników, puste sale odbijały głucho ich kroki, srebrzyste zwierciadła stały zakurzone i pająki snuły na nich swe sieci, wszędzie panowała głucha cisza.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O TYM JAK SZARY WILK POMÓGŁ ALEKSEMU, SYNOWI STARCA Z GÓR ZDOBYĆ PTAKA OGNISTEGO, RUMAKA ZŁOTOGRZYWEGO I NAJPIĘKNIEJSZĄ Z PIĘKNYCH (wg Aleksego Tołstoja) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 55 Nim znaleźli się przed stajnią Złotogrzywego, usłyszeli już z dala rżenie konia. Gdy wbiegli do wnętrza, Złotogrzywy bił kopytami o ziemię i gniewnie rwał wędzidło zębami. Jasność biła od niego naokół, a pozłocista grzywa spływała mu do kolan. Wyrzekł Aleksy zaklęcie i rumak natychmiast się uspokoił, tak że mogli z łatwością założyć mu brylantową uzdę i wyprowadzić go ze stajni na podwórzec zamkowy. Dosiadłszy konia, pognali do lasu, gdzie już czekał na nich Szary Wilk. – Co mam czynić teraz? – zapytał Aleksy. – Cóż? Musisz udać się na zamek cara Srogiego i oddać mu Złotogrzywego w zamian za Żar-Ptaka, którego pragnie mieć twój ojciec – odrzekł Szary Wilk. Posmutniał Aleksy, gdyż trudno mu było rozstawać się ze wspaniałym rumakiem, ale nie powiedział ani słowa, tylko wsiadł wraz z carewną na konia i już miał ruszyć z kopyta, gdy nagle Szary Wilk pomachał przyjaźnie ogonem i rzekł: – Ha, widzę, żeś jest kochającym synem, należy ci się więc nagroda. Pomogę ci i tym razem. Jedźmy do zamku cara Srogiego. I ruszył kłusem obok Złotogrzywego. Pędzili jak wicher, pola i lasy mijali w locie, powietrze szumiało im w uszach, dech zapierało w piersiach, w oczach mieniło się od pędu. Nie wiadomo, czy to trwało długo, czy krótko, aż wreszcie stanęli przed zamkiem cara Srogiego. Wtedy na rozkaz Wilka Aleksy założył Złotogrzywemu brylantową uzdę i zaprowadził go przed oblicze władcy. Ucieszył się car bardzo, gdy ujrzał wspaniałego rumaka, o którym marzył lat tyle, sięgnął po złotą klatkę z ognistym ptakiem i, oddając ją Aleksemu, rzekł: – Dotrzymałeś słowa, a więc i ja nie zostanę ci dłużny. Oto Żar-Ptak. Wziął Aleksy klatkę z cudownym ptakiem i zdjąwszy uzdę Złotogrzywemu chciał się oddalić od zamku, gdy nagle car, ujrzawszy drogocenny blask brylantów, zawołał: – Hola, ale i uzdę mi zostaw, mój młodzieńcze, inaczej kwita z umowy! – Nie było mowy o uździe – odparł Aleksy. Wtedy car Srogi zwołał sługi i kazał uwięzić Aleksego.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O TYM JAK SZARY WILK POMÓGŁ ALEKSEMU, SYNOWI STARCA Z GÓR ZDOBYĆ PTAKA OGNISTEGO, RUMAKA ZŁOTOGRZYWEGO I NAJPIĘKNIEJSZĄ Z PIĘKNYCH (wg Aleksego Tołstoja) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 56 Zarżał groźnie na te słowa Złotogrzywy, a Aleksy szybko dosiadł rumaka i nim car zdołał oprzytomnieć ze zdziwienia, już koń i jeździec przesadzili mury zamkowe. Usłyszał car tylko słowa młodzieńca: – Nie ja złamałem nasz układ, ale ty, więc miej żal do siebie! Rozgniewał się car okrutnie i wnet wzywa swe roty, by ruszyć w pogoń za śmiałkiem. Ale Złotogrzywy tymczasem leciał już hen, daleko, że ni oko go nie dosięgnie, ni ucho dosłyszy. W lesie przyłączyli się do nich Szary Wilk – przyjaciel z carewną na grzbiecie, i tak gnali znów przez góry i puszcze, przez rzeki i piaski, aż do siedziby ojca Aleksego. Ale czekał ich zamiast radości wielki smutek. Oto ojciec, nie doczekawszy się powrotu synów, umarł z żalu i tęsknoty właśnie w dniu powrotu najmłodszego i teraz leżał na marach. Rozpacz Aleksego nie miała granic. Po to więc jechał na kraj świata, doznał tylu niebezpieczeństw i przygód, by się to ojcu na nic zdać nie miało? Po to spotkał Szarego Wilka – przyjaciela i dzięki jego pomocy zdobył Złotogrzywego, Najpiękniejszą i ŻarPtaka? Gdy tak siedział pogrążony w smutku, podszedł doń nagle Szary Wilk i rzecze: – Po raz ostatni pomogę ci, ale potem będę musiał cię opuścić, gdyż nie będę już miał czarodziejskiej władzy. Nie wolno mi bowiem użyć tego sposobu bezkarnie. To mówiąc schwycił za skrzydełko młodą jaskółkę, którą właśnie matka uczyła latać. Niewprawna jeszcze jaskółeczka upadła z piskiem w krzak rosnący w ogrodzie. Przerażona matka z szumem przelatywała nad głową Szarego Wilka, niespokojna o los dziecka. Wtedy Wilk powiedział do jaskółki: – Jeśli chcesz odzyskać swe dziecię, leć co prędzej za siódmą górę i za siódmą rzekę i przynieś mi wody życia. Jaskółka tylko śmignęła w powietrzu i znikła, by jak najśpieszniej wypełnić rozkaz. Po długiej chwili, a może niedługiej, przyleciała niosąc wodę życia. Szary Wilk oddał pisklę jaskółce, a sam skropił starca z gór wodą życia, a ten wnet ożył i wstał, jakby ze snu głębokiego zbudzony.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O TYM JAK SZARY WILK POMÓGŁ ALEKSEMU, SYNOWI STARCA Z GÓR ZDOBYĆ PTAKA OGNISTEGO, RUMAKA ZŁOTOGRZYWEGO I NAJPIĘKNIEJSZĄ Z PIĘKNYCH (wg Aleksego Tołstoja) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 57 Wielka była radość i wesele, Aleksy poślubił Najpiękniejszą, Żar-Ptak śpiewał w złotej klatce zawieszonej na gałęziach jabłoni rodzącej złote jabłka, Złotogrzywy, rżąc radośnie, rwał brylantową uzdeczkę w stajni i wszyscy ludzie w całym grodzie śpiewali wesoło i radowali się. Ale nikt nie wiedział, że Szary Wilk, nie zauważony, wymknął się z pałacu i zniknął bez śladu.


Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 58 MĄDRALINKA Baśń rosyjska wg Aleksandra Afanasjewa


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – MĄDRALINKA (wg Aleksandra Afanasjewa) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 59 Żyli dwaj bracia: jeden był bogaty, a drugi biedny. Ubogiego wcześnie odumarła żona i osierociła córkę siedmioletnią, a że dziewczynka była bardzo mądra, przezwano ją Mądralinką. Bogacz ulitował się nad nią i podarował jej chudą jałówkę. Mądralinka karmiła ją, poiła i hodowała, aż po pewnym czasie z chudej jałówki wyrosła piękna krowa, a ta znowu miała cielątko o złotych kopytkach. Pewnego razu przyszły do chaty biedaków córki bogacza; gdy ujrzały cielątko o złotych kopytkach, szybko pobiegły do domu i opowiedziały o tym ojcu. Wkrótce potem przybył do ubogiego brata bogacz i zażądał od niego cielątka o złotych kopytkach. – Ono jest moje – pienił się ze złości bogacz – podarowałem twej córce jałówkę, więc przychówek jest mój! Biedak znów krzyczał, że cielątko należy do niego, i w końcu postanowili udać się do wojewody, aby ten rozstrzygnął ich spór. Wojewoda uważnie wysłuchał obu braci, a po długim namyśle odrzekł: – Zadam wam trzy zagadki; kto je odgadnie, do tego będzie należało cielątko o złotych kopytkach. Powiedzcie mi, co jest najszybsze na świecie. Jutro o świcie musicie mi rozwiązać tę zagadkę. Późną nocą wrócił biedak smutny do domu. – Co ci jest, ojcze? – zapytała go Mądralinka. – Córuchno, córuchno, wojewoda dał mi taką zagadkę, że trudno mi ją odgadnąć, będę musiał oddać naszego cielaka. – A cóż to za zagadka? – zapytała dziewczyna.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – MĄDRALINKA (wg Aleksandra Afanasjewa) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 60 – Co jest najszybsze na świecie? – Nie martw się, ojcze, ranek jest mądrzejszy niż wieczór – uspokoiła go córka. O świcie obudziła ojca.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – MĄDRALINKA (wg Aleksandra Afanasjewa) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 61 – Tatusiu, wstań, śpiesz do wojewody i powiedz mu, że najszybsza na świecie jest myśl. Chłop co tchu pobiegł do wojewody i zastał już tam swojego brata. – Czy odgadliście, co jest najszybsze na świecie? – zapytał wojewoda. Wtedy wystąpił bogacz i powiedział: – Ach, wiem, to mój rumak, którego nikt nie dogoni. – A ty co powiesz? – zwrócił się wojewoda do biedaka. – Myśl jest najszybsza na świecie – powiedział nieśmiało biedak. Zadziwił się wielce wojewoda. – A kto ci to powiedział? – Moja córka Mądralinka – odrzekł biedak. – Dobrze, odgadłeś. A teraz z kolei musicie rozwiązać następną zagadkę: co jest najtłuściejsze na świecie? Bracia wrócili do domu. Gdy tylko biedak zjawił się w chacie, córka przybiegła do niego i zapytała: – Jaką zagadkę masz odgadnąć teraz, ojcze? – O, teraz już nie zgadnę, już po naszym cielaku o złotych kopytkach, bo nigdy się nie domyślę, co jest najtłuściejsze na świecie. – Nie martw się, ojcze – pocieszyła go Mądralinka – ranek jest mądrzejszy niż wieczór. Ledwie zaświtało, obudziła ojca. – Szybko wstawaj, tatusiu, i leć do wojewody, powiedz mu, że najtłuściejsza na świecie jest ziemia, gdyż ona nas wszystkich karmi. Chłop pobiegł w te pędy do wojewody, a niedługo po nim zjawił się brat bogacz. – No cóż, odgadliście? – zapytał wojewoda. Bogacz, jak zwykle pewny siebie, odpowiedział pierwszy: – Wiem, wiem! Zabiłem wieprza, on jest najtłuściejszy na świecie. – A ty co powiesz? – zwrócił się do biedaka wojewoda. – Ziemia jest najtłuściejsza, gdyż ona nas wszystkich żywi – odpowiedział biedak. Wojewoda nie mógł się nadziwić. – A kto ciebie takich mądrości nauczył? – zapytał.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – MĄDRALINKA (wg Aleksandra Afanasjewa) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 62 – Moja córka – odparł biedak. – No, dobrze, a teraz macie jeszcze jedną zagadkę, do odgadnięcia: co jest największym szczęściem człowieka? Chłopi wrócili do domu. I znów biedak żalił się przed Mądralinką. – O, teraz już przepadło – powiada. – Skąd mogę wiedzieć, co jest największym szczęściem człowieka? – Nie martw się, ojcze – pociesza go córka – prześpij się, ranek jest mądrzejszy niż wieczór. Zaledwie świtało, obudziła ojca. – Wstawaj, ojcze, leć do wojewody i powiedz mu, że największym szczęściem człowieka jest sen, gdyż we śnie człowiek zapomina o wszystkich swoich smutkach. Biedak pobiegł do wojewody, a wkrótce po nim przyszedł jego brat. – No, odgadliście – zapytał wojewoda – co jest największym szczęściem człowieka? Wtedy bogacz pierwszy szybko zawołał: – O, ja wiem – pieniądz! Wojewoda się roześmiał i zwrócił się do biedaka: – A ty co powiesz? – Sen jest największym szczęściem człowieka – odpowiedział biedak. Aż się zdumiał wojewoda, tak mądra była odpowiedź chłopa. – A kto cię tego nauczył? – zapytał. – Córka moja! Gdy to usłyszał wojewoda, poszedł do swojej komnaty, po chwili wrócił stamtąd z dużym sitem pełnym jaj. – Daj to córce twojej i powiedz jej, aby do jutra wylęgły się z jaj pisklęta. Chłop z płaczem wrócił do domu i powiedział córce, czego od niego żąda wojewoda. Gdy to dziewczyna usłyszała, zaczęła go pocieszać, aż wreszcie biedak uśmiechnął się przez łzy. Rano o świcie obudziła go. – Ojcze, idź do wojewody, zanieś mu trochę prosa i powiedz, że pisklęta się wkrótce wylęgną, ale muszę je karmić świeżym ziarnem, dlatego proszę go, aby od razu zasiał to proso, a za pół godziny, kiedy ziarno będzie dojrzałe, niech mi je przyśle.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – MĄDRALINKA (wg Aleksandra Afanasjewa) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 63 Stary wstał i poszedł do zamku. Gdy go wojewoda ujrzał, już z daleka pyta: – No, a gdzie pisklęta? Wtedy biedak powtórzył wszystko, co mu poleciła córka. – Ale czy to możliwe, aby w pół godziny wyrosło i dojrzało ziarno? -zapytał wojewoda zdumiony. – A czy to możliwe – zapytał nieśmiało chłopek – żeby w ciągu nocy wylęgły się pisklęta? I zrozumiał wojewoda, że go Mądralinka przechytrzyła. Wtedy wpadł na inny pomysł – dał biedakowi trochę przędzy i rzekł: – Powiedz twojej córce, aby do jutra utkała płótno i uszyła mi koszulę. I znów wrócił chłop smutny do domu i opowiedział wszystko córce. – Ojcze, nie smuć się, ranek jest mądrzejszy niż wieczór, a teraz połóż się spać. O świcie obudziła ojca. – Już pora iść do wojewody – rzekła. – Zanieś mu trochę nasion lnu i powiedz, że koszula gotowa, ale że nie mam czym obdziergać kołnierza. Niech zasieje len, by natychmiast wyrósł, tak żeby już za pół godziny mógł mi przesłać nici. Ojciec powtórzył wszystko wojewodzie, tak jak mu poradziła córka. Gdy to usłyszał wojewoda, zawołał: – Czy to możliwe, żeby len wyrósł w ciągu pół godziny, tak by można było uprząść z niego nici?! – A czy można w ciągu nocy utkać płótno i uszyć koszulę? – zapytał chłop. I zrozumiał wojewoda, że go Mądralinka znów przechytrzyła. – Idź do domu, powiedz swojej córce, aby przyszła do mnie nie pieszo i nie na koniu, nie w saniach i nie na wozie, nie nago i nie ubrana, nie z podarkiem i nie bez podarku. Ojciec wrócił do domu i o wszystkim opowiedział córce. Następnego dnia skoro świt Mądralinka owinęła się w gęstą sieć rybacką, wzięła ze sobą gołębia i pobiegła na wrotkach do wojewody. Przyszła do niego i dała mu gołębia, ale gołąb wyrwał się od razu z rąk wojewody i pofrunął. Wojewoda nie mógł wyjść z podziwu, tak mu się podobała mądra dziewczyna. I oddał jej ojcu cielątko o złotych kopytkach.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – MĄDRALINKA (wg Aleksandra Afanasjewa) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 64 Nazajutrz zajechał wojewoda przed chatę biednego chłopa. Daremnie szukał miejsca, aby przywiązać konia, gdyż przed domem nie było ani szopy, ani płotu, tylko sanie i wóz stały pod gołym niebem. – Hej! – zawołał wojewoda. – Powiedz mi, dziewczyno, gdzie mam przywiązać konia? – Między zimą a latem! – krzyknęła z daleka Mądralinka i znikła. Długo myślał wojewoda nad tym, co to oznacza: zima i lato, i w końcu wpadł na to, że pewnie figlarka miała na myśli sanie i wóz. Przywiązał konia między wozem a saniami i wszedł do izby. – Gdzie twój ojciec? – zapytał Mądralinki. – Ojciec w mieście; jeśli pojedzie okrężną drogą, będzie wkrótce w domu, a jeśli pojedzie prostą, to nie wiem, czy za trzy dni wróci. – Co to ma znaczyć, dziewczyno, kpisz sobie ze mnie w żywe oczy! -powiedział zagniewany wojewoda. – Wcale nie – odpowiedziała – prosta droga prowadzi przez głębokie bagno, dlatego jest cięższa. Tak się Mądralinka podobała wojewodzie, że postanowił ją poślubić, ale pod jednym warunkiem – żeby się nie mieszała w jego sprawy. – Jeśli nie dotrzymasz przyrzeczenia, to odeślę cię z powrotem do ojca. Będziesz mogła zabrać wtedy ze sobą tylko to, co ci najdroższe. I zamieszkali w zamku po hucznym weselu. Pewnego razu poprosił jakiś chłop sąsiada o pożyczenie konia do zwożenia buraków z pola. Sąsiad pożyczył mu konia. Do późnej nocy zwoził chłop buraki i postanowił dopiero rankiem zwrócić sąsiadowi konia. Na noc przywiązał go do swojego wozu. Kiedy nad ranem wstał, ujrzał pod wozem maleńkie źrebiątko. Zawołał sąsiada i powiedział: – Źrebiątko jest moje, bo znalazłem je pod moim wozem. – Źrebiątko jest moje, bo klacz jest moja – odparł sąsiad. Cały dzień sprzeczali się ze sobą, aż w końcu postanowili pójść do wojewody. Wojewoda rozstrzygnął spór.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – MĄDRALINKA (wg Aleksandra Afanasjewa) Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 65 – Źrebiątko należy do tego, pod czyim wozem leżało. Gdy to usłyszała Mądralinka, z oburzeniem powiedziała mężowi, że wyrok jego jest niesłuszny. Wojewoda rozgniewał się i kazał jej natychmiast opuścić zamek, gdyż nie dotrzymała warunku i wtrąciła się w jego sprawy. Tego samego dnia wojewoda po sutym obiedzie usnął twardym snem. Wówczas Mądralinka kazała go ostrożnie położyć na wozie i zawieźć do swojego domu. Jakież było zdziwienie wojewody, kiedy po krótkim czasie obudził się w chacie biedaka! – A ja skąd się tu wziąłem? – zapytał. – Ja cię tu przywiozłam – odpowiedziała mu żona. – Pamiętasz naszą umowę? Pozwoliłeś mi wtedy zabrać ze sobą tylko to, co mi jest najdroższe. No, i zabrałam ciebie.


Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 66 LATAJĄCY STATEK Baśń rosyjska


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – LATAJĄCY STATEK Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 67 Żyli raz mąż z żoną. Mieli trzech synów: dwóch zdrowych i krzepkich, a trzeciego wątłego i nieśmiałego. Pewnego razu rozeszła się po kraju wieść, że car odda swoją córkę, piękną carewnę, za żonę temu, kto zbuduje okręt latający. Gdy o tym usłyszeli dwaj starsi bracia, postanowili iść w świat i spróbować szczęścia. – Kochana matko i ojcze, może uda się nam zbudować okręt latający, dajcie nam swoje błogosławieństwo na drogę – prosili rodziców. Zasmucili się staruszkowie, lecz w końcu ulegli prośbom synów i pobłogosławili ich na drogę. Matka dała synom białego chleba i sera i wyruszyli w świat. Widzi to wszystko Iwaś, najmłodszy syn, i nuże błagać rodziców. – Pozwólcie mi też iść na dwór cara, może mi szczęście zaświeci i zbuduję statek latający. Długo nie chcieli się zgodzić rodzice, bojąc się, że Iwaś zginie gdzieś w drodze, ale w końcu ustąpili, tak nalegał i prosił. – Idź więc, Iwasiu, kiedy tak bardzo chcesz, ale jeżeli będzie ci źle na świecie, wracaj natychmiast do chaty. A że nie było nic innego w domu, dali mu czerstwego czarnego chleba na drogę. Idzie Iwaś, idzie czterdzieści dni i czterdzieści nocy, aż tu nagle widzi przed sobą starca o siwej brodzie, po pas długiej. – Dzień dobry, mój synu! – zatrzymał go starzec. – Dzień dobry! A dokąd to idziesz, staruszku? – mówi Iwaś grzecznie, uchylając czapki.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – LATAJĄCY STATEK Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 68 – O, ja wędruję górami i lasami, po wsiach i miastach, gdzie mnie oczy poniosą. A twoja droga dokąd wiedzie? – pyta nieznajomy. Wówczas Iwaś opowiedział starcowi o tym, że car kazał ogłosić w całym państwie, iż tylko temu odda swą córkę za żonę, kto zbuduje latający statek, o tym, że starsi bracia wybrali się na dwór carski i że on, Iwaś, także wyruszył w drogę, aby zdobyć szczęście i carewnę. – A czy ty umiesz budować latające statki? – zapytał starzec. – Ani wiem, jak się do tego zabrać. – No, to po cóż idziesz taki kawał świata? – At, tak mnie coś ciągnęło z chaty – odpowiedział Iwaś nieśmiało. – Usiądź przy mnie – rzekł starzec – odpocznij sobie i poczęstuj mnie tym, co masz w swojej torbie. – Ach, wstyd mi bardzo, mam tylko taki czerstwy chleb, że pewno nie będziesz mógł go nawet ugryźć, bo zębów nie masz – odparł Iwaś ze smutkiem. – Nie szkodzi – powiedział starzec. – Wyjmij chleb z torby i daj mi, bom głodny. Iwaś wyciągnął chleb z sakwy i o dziwo! Własnym oczom nie wierząc ujrzał zamiast czarnego bochenka – bielutką pszenną bułkę, taką jakiej w życiu jeszcze nie widział. Podjedli do syta, pogawędzili, napili się wody źródlanej, starzec podziękował Iwasiowi za poczęstunek i wstając rzekł: – A teraz posłuchaj uważnie, mój synu. Idź na skraj tego lasu, bije tam źródełko, obok niego rośnie wysokie drzewo. Weź ze sobą topór, trzy razy uderz o pień drzewa i połóż się na trawie na spoczynek. Będziesz spał tak długo, dopóki cię ktoś nie obudzi, a gdy to się stanie, zobaczysz na polanie piękny latający statek. Wsiądziesz wtedy na statek i wzbijesz się na nim wysoko w górę. Ale o jednym masz pamiętać: jeśli spotkasz kogokolwiek po drodze, musisz go zabrać ze sobą. Podziękował Iwaś dobremu starcowi, pożegnał go grzecznie. Wędrowiec zniknął po chwili na leśnej ścieżce, a Iwaś udał się w głąb puszczy. Idzie dzień, idzie drugi, wtem słyszy szum źródełka. Zbliża się i przy źródełku widzi stare, olbrzymie drzewo, wysokie jak góra.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – LATAJĄCY STATEK Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 69 Uderzył w pień trzy razy toporem i położył się pod drzewem, nakrywszy się kapotą. W tej samej chwili usnął głębokim snem. Nagle poczuł, że ktoś go budzi. – Hej, czas już na ciebie, Iwasiu! Iwaś przetarł oczy, usiadł na trawie i rozejrzał się naokół. Źródełko szumi z cicha wśród mchu leśnego, ptaszki śpiewają w zaroślach, ale nigdzie ani żywego ducha. Tylko tam w dali na polanie coś błyszczy i migoce. Zbliża się Iwaś, patrzy i oczom nie wierzy: przed nim statek z prawdziwego złota; maszty ze srebra; żagle z jedwabiu, wzdęte wiatrem, łopocą wesoło, jakby lada chwila unieść się miały w powietrze. Niewiele myśląc, wsiada Iwaś na latający okręt i w tej samej chwili unosi się w górę. Leci tak wysoko, że zda się dotyka chmur na niebiosach. Już dość długo płynął Iwaś w powietrzu, gdy nagle zauważył z góry jakiegoś człowieka, który leżąc na ziemi ucho przyłożył do mchu, jakby czegoś pilnie nasłuchiwał. Okręt latający, jakby zrozumiał Iwasiowe myśli, natychmiast sam zniżył się do ziemi. – Wujaszku, wujaszku! – krzyknął Iwaś głośno. – Dzień dobry ci, synku! – odpowiedział nieznajomy. – Dlaczego leżysz na ziemi? – zapytał Iwaś. – Nasłuchuję, czy zebrali się już wszyscy goście na dworze' cara. Czekają tam na cudowny latający statek, który ma przybyć z daleka. Pewnie to twój będzie, bom nic piękniejszego na świecie nie widział – rzekł człowiek. – A czy nie chciałbyś się przejechać wraz ze mną na dwór cara? – zapytał Iwaś. – Chętnie, ale nie wiem, czy mnie zabierzesz. – Siadaj tu przy mnie, miejsca jest dość – zaśmiał się Iwaś i nieznajomy wsiadł na statek. Polecieli jak wicher przed siebie. Zrobili już spory kawał drogi, gdy Iwaś ujrzał, że na ścieżce polnej, w dole coś się porusza. Gdy statek zniżył swój lot, zobaczyli, że to człowiek, który ma jedną nogę przywiązaną do ucha, a na drugiej podskakuje dając ogromne susy w powietrzu. Iwaś krzyknął: – Dzień dobry, wujaszku! Dlaczego to skaczesz tak na jednej nodze?


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – LATAJĄCY STATEK Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 70 – Dzień dobry, synku! – odpowiedział dziwny nieznajomy. – Chcesz wiedzieć, dlaczego nie chodzę po świecie zwyczajnie, tylko skaczę na jednej nodze? Gdybym nie przywiązał sobie jednej nogi do ucha, to mógłbym w jednej chwili cały świat przeskoczyć, a muszę dziś jeszcze być na uczcie u cara, który oczekuje latającego statku. – Usiądź przy nas, podwiozę cię – rzekł Iwaś. I polecieli już we trójkę wysoko pod niebiosa. Lecą, lecą, nagle Iwaś dostrzegł strzelca, który stał na drodze i celował z łuku. Ale dookoła nie było śladu ni żadnego ptaka, ni zwierzyny. – Dzień dobry, wujaszku! – krzyknął Iwaś. – Na co ty polujesz? Przecież nic nie widać dookoła. – Ty nic nie widzisz, ale ja dobrze mam na oku swój cel – odpowiedział strzelec ze śmiechem. – A gdzież on jest, ten twój cel? – zapytał Iwaś rozglądając się ze zdumieniem. – Bardzo blisko stąd, zaledwie o sto mil siedzi ptak na gałęzi. O, widzisz, w tej chwili zatrzepotał skrzydłami – mówi myśliwy. – A to zuch z ciebie! Na sto mil widzisz ptaka na gałęzi! – zawołał Iwaś. – Siadaj z nami dla towarzystwa, polecimy wszyscy do carskiego pałacu. I popłynęli wszyscy razem. Gdy już byli daleko, znów Iwaś kogoś dostrzegł na ziemi. Był to człowiek, który szedł przez pole, a na plecach dźwigał ogromny wór. – Dzień dobry, wujaszku! – krzyczy Iwaś. – Dokąd to podążasz z tym worem na plecach? – Dzień dobry, synku! – odparł nieznajomy. – Dźwigam w tym worze chleb, ale ledwie starczy mi na śniadanie, a na obiad już nie mam co jeść. – A czy nie chciałbyś z nami polecieć na dwór cara? – pyta Iwaś. – O, bardzo chętnie, tylko czy znajdzie się dla mnie miejsce na tym pięknym statku? – Siadaj z nami i nie traćmy czasu – rzekł Iwaś i polecieli. Lecą, lecą a tu znowu widzą na ziemi człowieka, który okrąża wielkie jezioro, jakby czegoś szukał. – Dzień dobry, wujaszku! – krzyknął Iwaś. – A czegóż to szukasz w tym jeziorze?


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – LATAJĄCY STATEK Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 71 – Ach, chcę się napić wody i nie mogę jej znaleźć – odparł nieznajomy smutnie. – Jak to, przecież stoisz nad jeziorem? – zdziwił się Iwaś. – Ach, cóż mi z tej kropelki wody, nawet na jeden łyk nie starczy -odparł człowiek. Połykacz fal spodobał się tak bardzo Iwasiowi, że zabrał go na swój statek. I polecieli dalej. Zaledwie unieśli się w górę, a tu widzą – idzie chłop przygarbiony i niesie snopek słomy na plecach. – Dzień dobry, wujaszku! – krzyczy Iwaś zniżając się na statku ku ziemi. – Po co niesiesz tę słomę? Czy mało masz jej u siebie w stodole? – Ech, co ty tam wiesz, to nie jest zwyczajna słoma – odparł nieznajomy. – To jest taka słoma, że jeśli w najbardziej upalne lato posypiesz ją na ziemię, to od razu będziesz miał mróz i śnieg. – Siadaj z nami na statek – zaprosił go Iwaś i polecieli dalej. Nagle ujrzeli człowieka z wiązką chrustu na plecach. – Dzień dobry, wujaszku! Dokąd dźwigasz ten chrust? – zapytał Iwaś. –Do lasu go dźwigam, do lasu. – A to ci dobre! – zaśmiali się wszyscy pasażerowie latającego statku. – Czyż mało w lesie chrustu? – Oho! To nie jest zwyczajny chrust – odrzekł tajemniczo człowiek. – A cóż to za chrust? – zapytali. – Jeśli tylko rozrzucić ten chrust po ziemi, w tej samej chwili wyrasta olbrzymie wojsko – odparł nieznajomy. – Siadaj tu z nami, polecimy razem na dwór cara – powiedział Iwaś i zabrał go na swój statek. Długo pędzili pod obłokami, aż w końcu ujrzeli pałac carski. Statek opuścił się w dół i zatrzymał się tuż przed zamkiem. Podwórce pałacowe zastawione były wielkimi stołami, które się uginały od mis z najwspanialszymi potrawami. Beczki wina, piwa i miodu najprzedniejszego stały pod drzewami. Było tam wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Gości zjechało huk. Z dalekich krajów ściągnęli książęta, rycerze i możni panowie. Służba cara roznosiła puchary z napojami i szczerozłote misy z mięsiwem. Na poczesnym miejscu stały talerze z olbrzymimi pierogami.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – LATAJĄCY STATEK Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 72 Gdy car ujrzał lśniący od złota statek, który jak ptak spadł z powietrza na ziemię, posłał sługę, by się natychmiast dowiedział, co to za możny władca na nim przybywa.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – LATAJĄCY STATEK Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 73 – To jakiś zwyczajny obdartus, a z nim siedmiu obieżyświatów, najjaśniejszy panie – przybiegł zdyszany sługa z wieścią do cara. – To niemożliwe – odrzekł zagniewany władca – żeby zwyczajny chłop miał statek ze złota. – A jednak to prawda – odezwał się wesoło Iwaś, który nagle znalazł się przed obliczem cara. Car nie mógł wyjść z podziwu patrząc na łachmany Iwasia. ,,To straszne! Czyż mogę takiemu zwyczajnemu chłopkowi cuchnącemu gnojem oddać swoją córkę za żonę?" – pomyślał z rozpaczą. Nagle jakaś myśl zaświtała mu w głowie. – Słuchaj, chłopcze – zwrócił się do Iwasia – jeśli przed końcem tej uczty nie przyniesiesz mi wody życia ze źródełka tryskającego za siedmioma górami i siedmioma lasami, nie otrzymasz carewny za żonę. Zasmucił się Iwaś i ni jadła, ni napoju nie tknął z biesiadnego stołu. Gdy towarzysze podróży dowiedzieli się o przyczynie jego troski, zaczęli go pocieszać na wyścigi. Szybkobiegacz zaś odwiązał sobie nogę od ucha i powiada: – Nic się nie martw, Iwasiu, dla mnie to głupstwo! I w mig popędził w drogę do cudownego źródełka. Gdy już powracał z wodą życia w dzbanie, usiadł nie opodal młyna i postanowił nieco odpocząć. Szum wody tak go rozmarzył, że zasnął jak kamień. Tymczasem biesiada na dworze cara miała się już ku końcowi i goście poczęli się rozchodzić, a tu szybkobiegacza jak nie widać, tak nie widać. „Wszystko stracone – myśli Iwaś – nie dla mnie carewna i szczęście". Ale tymczasem łowca szmerów położył się na ziemi, przytknął ucho do murawy i począł nasłuchiwać. Za chwilę mówi: – Nie martw się, Iwasiu, ten nicpoń zasnął pod młynem na drodze. Słyszę jego chrapanie. – Co począć? – szepnął zrozpaczony Iwaś. – Jak go obudzić? Gdy to usłyszał strzelec, nie namyślając się wiele – napiął łuk, strzała ze świstem przeszyła powietrze i uwięzia w ścianie młyna, że aż drzazgi poleciały! Szybkobiegacz usłyszawszy trzask


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – LATAJĄCY STATEK Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 74 zerwał się na nogi, oprzytomniał i zanim ostatni biesiadnicy zdążyli wstać od stołu, już był z wodą życia na miejscu. Gdy go Iwaś ujrzał, roześmiał się z radości od ucha do ucha. Szybko biegnie do cara z dzbanem cudownej wody. Ale car, niezadowolony, że przybłęda spełnił jego polecenie, wydaje Iwasiowi drugi rozkaz: – Jeśli wraz ze swymi towarzyszami nie zjesz w ciągu godziny dwunastu pieczonych wołów i chleba z czterdziestu pieców, to nie dostaniesz mojej córki za żonę. Powlókł się Iwaś smutny na swój statek. Ale tutaj pocieszył go zaraz pożeracz chleba. – Nie płacz, głuptasie, przecież to dla mnie drobnostka, zobaczysz, jak połknę mięso i chleb. Ani się obejrzysz, gdy wszystko zniknie. Cieszę się bardzo, bo choć raz w życiu podjem sobie do syta. Tymczasem na dworze cara panuje ruch wielki. Służba piecze chleb w czterdziestu piecach, a na rożnach wisi dwanaście wołów. Gdy już wszystko było gotowe, pożeracz zabrał się z apetytem do jedzenia. Jakież było zdumienie obecnych, gdy w parę chwil żarłok spałaszował wszystek chleb i mięsiwo i zwrócił się z prośbą do cara, aby go czymś jeszcze uraczył, gdyż się dotąd nie nasycił. Car wpadł w wielki gniew i krzyknął: – Jeśli nie wypijesz razem z twoimi godnymi towarzyszami obdartusie, czterdziestu beczek piwa i czterdziestu beczek wody, to każę cię wrzucić do lochu pod pałacem! Gdy to usłyszał połykacz fal, roześmiał się wesoło i rzecze do Iwasia po cichu: – Cha, cha, cha! Ten głupiec myśli, że z nami koniec, a tymczasem zobaczysz, jak mu mina zrzednie, kiedy pokażę, co potrafię. Służba wnet przyniosła czterdzieści beczek piwa i czterdzieści beczek wody i postawiła przed połykaczem. Ale po chwili wszystkie beczki były puste. Wtedy car zatrząsł się ze złości i postanowił zabić Iwasia. Rozkazał napuścić pary do łaźni i wrzucić tam zuchwałego obdartusa.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – LATAJĄCY STATEK Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 75 Ale Iwaś wziął od swego towarzysza garść cudownej słomy i rozrzucił ją po podłodze łaźni. Natychmiast zrobiło się tak zimno, że drżał z chłodu i szczękał zębami. Wdrapał się na najwyższą ławę, gdzie było najcieplej, i tam, przykrywszy się sukmaną, spokojnie sobie usnął. Rankiem, gdy słudzy otwarli łaźnię, oniemieli z podziwu. Na ścianach lśnił biały szron, a Iwaś, jak gdyby nigdy nic, zerwał się ze snu świeży jak ptak. Wkrótce wieść o tym wydarzeniu rozeszła się po całym pałacu. Gdy się o tym dowiedział car, kazał wezwać swych najmądrzejszych i najchytrzejszych doradców, aby wspólnie z nimi zastanowić się, w jaki sposób pozbyć się natrętnego chłopka. I uradzili rzecz taką: jeśli Iwaś do następnego ranka nie wystawi pułku żołnierzy, natenczas czeka go okrutna śmierć. Teraz car był już pewien, że tym razem koniec z Iwasiem. Gdy Iwaś usłyszał rozkaz cara, zwrócił się do swych towarzyszy: – Ratujcie mnie, bracia, już niejeden raz pomogliście mi w nieszczęściu, pomóżcie i teraz, bo czuję, że zginę! – Nie martw się, przyjacielu – pociesza go człowiek z wiązką chrustu na grzbiecie – wszystko będzie dobrze. Powiedz tylko gońcowi carskiemu, że jeśli i tym razem car odmówi ci swej córki za żonę, to staniesz na czele swego wojska i wyruszysz przeciwko wiarołomcy. W nocy Iwaś udał się wraz ze swym przyjacielem za miasto i począł rozrzucać chrust na polu. Ilekroć zeschła gałązka upadła na ziemię, wyrastał na tym miejscu żołnierz w pełnej zbroi. Powoli całe pole zaroiło się od tysięcy żołnierzy. Było ich tylu, że trudno było wszystkich okiem ogarnąć. Odgłosy trąb wojennych zbudziły cara już o wczesnej porze. – Kto śmie zakłócać spokój w moim państwie? – zapytał car groźnie dworzan. – To ten nieznajomy, który się zjawił u nas na złotym latającym okręcie. Teraz ćwiczy swoje wojsko na błoniach pod zamkiem – odpowiedzieli dworzanie przestraszeni. Biegnie car na mury zamkowe; patrzy i oczom własnym nie wierzy. Jak pole długie i szerokie – powiewają kity barwne na


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – LATAJĄCY STATEK Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 76 hełmach, błyszczą dzidy i kopie, słychać rżenie tysięcy koni. A na przedzie Iwaś z mieczem w dłoni pędzi na czarnym rumaku. Teraz zrozumiał car, że musi ulec, że ten prosty chłopek jest potężniejszy niż on. Posłał więc posłów z białymi chustami do Iwasia z prośbą, by zechciał wejść w progi pałacu. Wnet zjawia się rycerz wspaniały w pozłocistej zbroi, rumak pod nim tańczy, a on wywija szablą i daje wojsku rozkazy. Zeskoczył z konia i udał się do wnętrza pałacu. Car zbliżył się do niego, objął go za szyję, ucałował i mówi: – No, Iwasiu, zwyciężyłeś, nie ma co mówić. Muszę ci oddać moją córkę. Ale czemu od razu nie zjawiłeś się przede mną jako rycerz, tylkoś przyleciał na swym statku obdarty jak żebrak? Przyznam ci się, sądziłem, żeś zabrał jakiemuś potężnemu panu ten statek. – Byłem ja tylko biednym wieśniakiem, alem nigdy nikomu nic nie zabrał. A ty, carze, czy jesteś żebrakiem, czy rycerzem, jednako powinieneś słowa rzeczonego dotrzymać. Nie chcę ja teraz twego królestwa ni córki-carewny za żonę. Wzbraniałeś się dać ją biednemu Iwasiowi – to bogaty Iwan jej nie chce. To mówiąc skrzyknął swe roty, sam siadł wraz z towarzyszami na złocisty statek powietrzny i wzniósłszy się w górę porzucił niegościnną ziemię cara. Powrócił do swej chatki rodzinnej, zbudował przy pomocy żołnierzy pałac wspaniały i miasto i panował tam w szczęściu i pokoju do późnych lat. A starzy jego rodzice cieszyli się wraz z nim i nigdy im niczego nie brakowało. Braci swych, którzy jeszcze na długo przed jego powrotem zjawili się w domu, uczynił dowódcami swej armii. A siedmiu wiernych towarzyszy żyło wraz ze swym przyjacielem w zgodzie i braterskiej miłości.


Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 77 O ZŁOTEJ RYBCE I O TYM JAK TRZEJ PRZYJACIELE: WYSOKI SZEROKI I BYSTROOKI, POMOGLI RYBAKOWI OCALIĆ ZAKLĘTĄ KRÓLEWNĘ Baśń ukraińska


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTEJ RYBCE I O TYM JAK TRZEJ PRZYJACIELE: WYSOKI, SZEROKI I BYSTROOKI POMOGLI RYBAKOWI OCALIĆ ZAKLĘTĄ KRÓLEWNĘ Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 78 Pewnego razu młody rybak złowił złotą rybkę. Ucieszył się bardzo i już chciał ją zabrać do domu, gdy rybka ozwała się ludzkim głosem: – Zwróć mi wolność, a w zamian otrzymasz piękną królewnę za żonę. Zdziwił się rybak i pyta: – Gdzież jest ta królewna? – W żelaznym zamku – mówi złota rybka. – Dam ci dzielnego rumaka, w drodze spotka cię wiele przygód, ale w końcu, jeśli będziesz odważny, uwolnisz królewnę i będziesz szczęśliwy. Myśli rybak nad tym, co usłyszał, a rybka trzepocze mu się w sieci. Nagle staje przed nim kary koń i rży niecierpliwie. Rybak rzucił złotą rybkę do wody, sam siadł na rumaka i wyruszył w świat szukać szczęścia. Jedzie przez ogromny las; ciemno i głucho w gęstwinie. Gdy tak błądzi w zaroślach, nie wiedząc, w którą stronę skierować konia, nagle słyszy wołanie: – Hej, poczekaj, dokąd tak spieszysz?! Ogląda się rybak i widzi człowieka chudego jak szczapa i niezmiernie wysokiego. – Szukam pracy, czy mogę ci w czym dopomóc? – mówi nieznajomy. – Ktoś ty taki – pyta rybak – i co umiesz robić? – Nazywam się Wysoki, a mogę stać się jeszcze wyższy. Czy widzisz na szczycie tej sosny gniazdo? Mogę je zdjąć, nawet nie wspinając się po drzewie.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTEJ RYBCE I O TYM JAK TRZEJ PRZYJACIELE: WYSOKI, SZEROKI I BYSTROOKI POMOGLI RYBAKOWI OCALIĆ ZAKLĘTĄ KRÓLEWNĘ Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 79 Mówiąc to zaczął się powiększać, ciało jego rosło w oczach, a gdy był już tak wysoki, jak sosna, wyciągnął rękę, zdjął gniazdo, a potem znów zmalał i podał gniazdo rybakowi. – Cóż mi z gniazd ptasich? – powiedział rybak. – Gdybyś zdołał wyprowadzić mnie z tego lasu, wówczas przyjąłbym cię na służbę. – Nic łatwiejszego – roześmiał się Wysoki i stał się trzy razy wyższy niż najwyższa sosna w lesie. Rozejrzał się dookoła i rzekł: – Po tamtej stronie, na lewo od tego dębu, znajdziemy drogę, która wyprowadzi nas z lasu. Potem znów zmalał, wziął konia za uzdę i ruszył pierwszy. Wkrótce mieli las za sobą, przed nimi leżała szeroka równina, na jej krańcach wysokie siwe skały wznosiły się jak mury miasta, a jeszcze dalej widniały góry zarośnięte ciemnym borem. – Ach, widzę na szczycie skały mego towarzysza – powiedział Wysoki. – Weźmy go z sobą. Może nam się przydać. – Zawołaj go, niech tu przyjdzie – powiedział rybak. – Kiedy to trochę za daleko – odparł Wysoki – nie usłyszy. I musielibyśmy długo czekać. Ale zrobię inaczej. Wnet wydłużył się tak, że głową sięgał chmur, zrobił trzy kroki naprzód, pochylił się, wyciągnął rękę, uchwycił za ramię towarzysza stojącego na szczycie skały i postawił go przed rybakiem. Był to człowiek tak gruby, że grubszego nie było chyba na świecie. – Ktoś ty taki i na czym się znasz? – pyta rybak. – Nazywam się Szeroki i mogę się jeszcze bardziej rozszerzyć - odpowiedział grubas. – Pokaż, co umiesz – rzekł rybak. – Panie, jedź szybko, szybko w głąb lasu! – zawołał Szeroki. Rybak wraz z Wysokim udali się do lasu, a był już najwyższy czas, bo Szeroki nabrał powietrza do płuc, zaczął się rozszerzać jak balon i byłby ich przygniótł do skalistej ściany. Potem jął wydmuchiwać powietrze z taką siłą, że wszystkie drzewa gięły się w lesie, aż wreszcie stał się taki, jak poprzednio. – Chwat z ciebie – powiedział rybak – chodź z nami. I ruszyli dalej w drogę. Kiedy zbliżyli się do szarych skał, zauważyli z daleka człowieka, który miał oczy zawiązane chustką.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTEJ RYBCE I O TYM JAK TRZEJ PRZYJACIELE: WYSOKI, SZEROKI I BYSTROOKI POMOGLI RYBAKOWI OCALIĆ ZAKLĘTĄ KRÓLEWNĘ Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 80 – Panie, to jest nasz trzeci towarzysz – powiedział Wysoki. – Weźmy go z sobą, może się nam przydać. – Ktoś ty taki? – zapytał rybak nieznajomego. – I dlaczego masz oczy zawiązane? Przecież nie widzisz drogi! – Przeciwnie, panie – odparł – musiałem zawiązać sobie oczy, gdyż widzę zbyt ostro; poprzez chustkę widzę lepiej niż inni z oczami nie zawiązanymi. A jeżeli ją zdejmę, to przenikam wzrokiem wszystko dookoła. Gdy spojrzę na coś, co łatwo się pali, od razu wybucha płomień, a inne przedmioty rozpadają się w kawały. To mówiąc zdjął chustkę z oczu i skierował wzrok na przeciwległą skałę. Skała w jednej chwili zaczęła się kruszyć i pękać, a po chwili pozostał z niej tylko żwir. W żwirze zabłysło coś jak ogień. Bystrooki podszedł i po chwili przyniósł rybakowi błyszczącą grudkę czystego złota. – Chodź z nami – powiedział rybak. – Jeśli masz tak bystre oko, to powiedz, jak daleko stąd znajduje się żelazny zamek i co w nim się dzieje. – Gdybyś był sam, o panie, podróż twoja do tego zamku trwałaby dziesięć lat, ale z nami będziesz tam jeszcze dzisiaj – odparł Bystrooki. – A co robi teraz królewna? – pyta niecierpliwie rybak. Na to mówi Bystrooki wpatrując się w dal: Za żelazną kratą, Za murem z żelaza, Królewnę czarodziej Uwięzić rozkazał. Leży biedna, gorzko płacze, Żali się niebożę, Że ocalić jej od śmierci Nikt w świecie nie może. – Kto mi jest przyjacielem, niechaj rusza za mną na ratunek królewny! – zawołał rybak. – Wszyscy ci pomożemy! – odpowiedzieli chórem Wysoki, Szeroki i Bystrooki.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTEJ RYBCE I O TYM JAK TRZEJ PRZYJACIELE: WYSOKI, SZEROKI I BYSTROOKI POMOGLI RYBAKOWI OCALIĆ ZAKLĘTĄ KRÓLEWNĘ Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 81 Prowadzili rybaka przez góry i skały, przez lasy i rzeki, a gdy tylko jakaś przeszkoda stawała im na drodze, od razu jeden z trzech śmiałków ją usuwał. Słońce zaczęło zniżać się ku zachodowi, kiedy ujrzeli przed sobą żelazny zamek. Po moście zwodzonym wjechali bez przeszkody na podwórzec, gdy nagle


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTEJ RYBCE I O TYM JAK TRZEJ PRZYJACIELE: WYSOKI, SZEROKI I BYSTROOKI POMOGLI RYBAKOWI OCALIĆ ZAKLĘTĄ KRÓLEWNĘ Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 82 most zapadł się za nimi i zawarły się z hukiem bramy. Rybak i jego towarzysze udali się śmiało do zamku. W salach zamkowych ujrzeli mnóstwo ludzi, ale nikt z nich się nie ruszał; wszyscy byli jakby z kamienia. Komnata jadalna błyszczała od świateł, w środku stał duży stół, nakryty dla czterech osób. Zasiedli do stołu, gdyż byli bardzo głodni i zmęczeni. Nagle rozwarły się drzwi i do sali wszedł zgarbiony starzec o długiej, siwej brodzie. Za rękę prowadził piękną, biało ubraną królewnę, zakutą w trzy żelazne obręcze. Gdy rybak ujrzał jej bladą, smutną twarzyczkę, wykrzyknął: – Starcze, musisz jej zwrócić wolność – inaczej zginiesz! – Oddam ci ją pod jednym warunkiem – odparł starzec – będziesz jej strzegł przez trzy dni i trzy noce. Lecz jeśli zniknie, zamienicie się wszyscy w kamień, tak jak inni, których tu widziałeś. Po tych słowach starzec oddalił się zostawiając królewnę w sali. Daremnie rybak prosił ją, by przemówiła choć słowo – milczała jak skamieniała. Siadł więc przy niej wraz z towarzyszami i postanowili czuwać całą noc, by jej kto nie uprowadził. Po pewnym czasie wszyscy poczuli senność. Zasnęli twardym snem i spali do brzasku. O świcie obudził się rybak i jakież było jego przerażenie, gdy zobaczył, że królewna zginęła z komnaty. – Co teraz poczniemy?! – wołał rozpaczliwie do swoich towarzyszy. – Nie martw się, panie – powiedział Bystrooki; wyjrzał przez okno i zawołał: – Widzę ją! O sto mil stąd jest las, w lesie stary dąb, na dębie żołądź. Ta żołądź to królewna. Niech mnie Wysoki weźmie na plecy, a wnet ją tu sprowadzę. Wysoki wziął go na plecy, wyciągnął się aż do nieba. Jeden krok – dziesięć mil. Bystrooki wskazywał drogę. Nie upłynęło wiele czasu, a już byli z powrotem. Wysoki dał rybakowi żołądź, która zamieniła się w królewnę. Kiedy słońce zaczęło wychylać się zza gór, drzwi otworzyły się nagle z hukiem i do komnaty wszedł władca zamku. Gdy ujrzał królewnę, sposępniał. Nagle dał się słyszeć trzask. To jedna żelazna obręcz opasująca ciało królewny pękła i rozpadła się na części. Starzec wziął królewnę za rękę i powiedział wychodząc z sali: – Czekają was jeszcze dwie próby.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTEJ RYBCE I O TYM JAK TRZEJ PRZYJACIELE: WYSOKI, SZEROKI I BYSTROOKI POMOGLI RYBAKOWI OCALIĆ ZAKLĘTĄ KRÓLEWNĘ Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 83 Tymczasem rybak z towarzyszami chodził po całym zamku i przyglądał się wszystkiemu z ciekawością. Tu spotkał rycerza z mieczem w ręku, który zastygł w chwili, gdy odpierał napastnika, ówdzie młodzieńca skamieniałego w biegu, gdzie indziej znów grupę wojowników przy uczcie, z kielichami w ręku. W stajni oglądał skamieniałe rumaki, a w ogrodzie zamkowym drzewa bez liści, łąki bez trawy, strumyk bez wody. Wszędzie panowała cisza i pustka, ani ptak nie zaśpiewał, ani kogut nie zapiał. Gdy tylko słońce zaszło, znów zjawił się starzec z królewną i rozkazał rybakowi strzec jej jak oka w głowie, w przeciwnym bowiem razie czeka ich los skamieniałych poprzedników. Mimo że postanowili tym razem nie zmrużyć oczu, taki ich zmorzył sen, że legli pokotem na posadzce i twardo zasnęli. O świcie pierwszy się zbudził rybak. Jakaż była jego rozpacz, gdy nie ujrzał w komnacie królewny! Zaczął budzić i targać śpiących towarzyszy, błagając Bystrookie-go, by odnalazł ją swymi wszystkowidzącymi oczyma. Bystrooki przetarł oczy, wytężył wzrok i zawołał: – Widzę ją! O dwieście mil stąd sterczy w górach skała granitowa, we wnętrzu skały tkwi szmaragd, w szmaragdzie ukryta jest zaklęta królewna. Jeśli tylko Wysoki mnie tam zaniesie, możesz być pewny, że ci ją przywiodę. Wysoki wyciągnął się jak długi, wziął Bystrookiego na plecy i ruszył w drogę. Jeden krok – dwadzieścia mil. Bystrooki wytężył wzrok, a góry, które zagradzały drogę, skruszyły się w jednej chwili i dały im swobodne przejście. Wkrótce stanęli przed skałą, gdzie ukryta była królewna. Teraz Bystrooki jeszcze bardziej natężył wzrok i pod wpływem jego spojrzenia skała rozprysła się w tysiąc kawałków. Wśród nich zazielenił się szmaragd. Zanieśli go rybakowi, który dotknął go ręką, i natychmiast szlachetny kamień zamienił się w królewnę. Rankiem, gdy czarodziej wszedł do komnaty i zobaczył królewnę, zmarszczył czoło gniewnie, a w tej chwili pękła druga żelazna obręcz opasująca jej ciało. Wziął starzec królewnę za rękę i opuścił komnatę. – Do trzech razy sztuka – powiedział odchodząc. – Zobaczymy jeszcze, kto z nas zwycięży, ja czy ty. Pod wieczór znów przyprowadził królewnę pod straż rybaka. Tym razem wszyscy czterej przyjaciele krążyli po komnacie, bali się


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTEJ RYBCE I O TYM JAK TRZEJ PRZYJACIELE: WYSOKI, SZEROKI I BYSTROOKI POMOGLI RYBAKOWI OCALIĆ ZAKLĘTĄ KRÓLEWNĘ Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 84 nawet usiąść, by nie zasnąć. Królewna patrzyła na nich niema i blada, a na błagania rybaka, by przemówiła choć słowo, tylko łzy pojawiały się w jej oczach. 0 północy zmorzył ich sen tak nagle, że usnęli stojąc. Rybak znowu obudził się pierwszy i nie ujrzawszy królewny w komnacie, jął błagać Bystrookiego o pomoc. Bystrooki wytężył wzrok i powiedział: – O trzysta mil stąd szumi morze, na dnie morza jest muszla, w muszli perła. Ta perła to królewna. Nie martw się, panie, i stamtąd ją wydostaniemy. Wysoki teraz musi przenieść nie tylko mnie, ale i Szerokiego, bo bez jego pomocy nie damy sobie rady. Wysoki wyciągnął się, na jedno ramię wziął Szerokiego, na drugie Bystrookiego i wyruszyli w drogę. Jeden krok – trzydzieści mil. Gdy znaleźli się nad morzem, Bystrooki wskazał ręką miejsce, w którym leżała muszla. Wysoki wyciągnął rękę, ale nie mógł dosięgnąć dna morskiego. – Poczekaj, przyjacielu – powiedział Szeroki – pomogę ci. To mówiąc, nadął się jak balon, a potem zaczął pić wodę. Po chwili woda w morzu tak nisko opadła, że Wysoki łatwo już sięgnął ramieniem do dna, wyciągnął muszlę z morza, wyjął perłę i ruszyli w drogę powrotną. Już niebo różowieje od zorzy porannej; rybak niecierpliwie wygląda powrotu towarzyszy, a ich jak nie ma, tak nie ma. Kiedy zabłysnął pierwszy promień słońca, drzwi komnaty rozwarły się z łoskotem, wszedł starzec, a nie widząc królewny, zaczął zanosić się od śmiechu: – Cha, cha, cha! Mam cię, ptaszku, chciałeś ze mną walki, a teraz zamienisz się w kamień jak inni! Nagle przez okno wpadła perła i potoczyła się po posadzce, a po chwili stała w komnacie królewna. A było to tak: Bystrooki zobaczył, co się w komnacie zamkowej dzieje, powiedział to Wysokiemu, a ten widząc, że nie zdąży dotrzeć tak szybko do zamku, wyciągnął ramię i wrzucił perłę przez okno. Czarodziej zbladł ze złości, targnął siwą brodę, a wtem dał się słyszeć trzask i spadła trzecia obręcz zakuwająca królewnę. W tej samej chwili czarodziej stał się czarnym krukiem i wyleciał przez okno z głośnym krakaniem, a królewna od razu przemówiła i podziękowała rybakowi za ratunek.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTEJ RYBCE I O TYM JAK TRZEJ PRZYJACIELE: WYSOKI, SZEROKI I BYSTROOKI POMOGLI RYBAKOWI OCALIĆ ZAKLĘTĄ KRÓLEWNĘ Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 85 Natychmiast poruszyło się wszystko dokoła, kamienne postacie rycerzy ożyły, w stajni zarżały konie, drzewa pokryły się zielenią, łąki – barwnymi kwiatami, w powietrzu zabrzmiał świergot ptaków, a w strumykach zaszemrała woda. Wszyscy mieszkańcy zamku rzucili się do nóg rybakowi, wdzięczni za uwolnienie. – Nie moja to zasługa – odparł rybak – lecz moich trzech dzielnych towarzyszy: Wysokiego, Szerokiego i Bystrookiego. Bez ich pomocy los mój byłby podobny do waszego. A oto i oni. W tej chwili zjawili się w zamku trzej nierozłączni przyjaciele, by podzielić radość i szczęście wszystkich mieszkańców. Wkrótce odbyły się zaślubiny rybaka i królewny. Po pewnym czasie trzej towarzysze zjawili się przed rybakiem, aby go pożegnać, gdyż postanowili wyruszyć w świat. Daremnie błagał ich rybak, aby zostali u niego na zawsze. Na pożegnanie Bystrooki powiedział: – Pomagaliśmy ci z własnej woli, kiedyś był w potrzebie, a teraz z własnej woli odchodzimy w świat, by pomagać innym. Świat jest wielki i szeroki i wielu jest ludzi, którzy potrzebują pomocy. Wysoki wziął na jedno ramię Szerokiego, na drugie Bystrookiego i powędrowali.


Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 86 O MĄDRYM HRYĆKU I CHYTRYM DZIEDZICU Baśń ukraińska


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDRYM HRYĆKU I CHYTRYM DZIEDZICU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 87 Wracał dziedzic z jarmarku i spotkał na drodze Hrycia pastuszka. Idzie Hryćko, idzie, na fujarce gra i podśpiewuje sobie. – Z jarmarku wracasz, Hryćko? – pyta dziedzic. – Aha. – Fujarkę sobie kupiłeś? – Aha. – Do domu idziesz? – Aha. – No, to pójdziemy razem. – Uhu – mruczy Hryćko. Poszli razem. Idą, idą. Las głęboki i gesty – pobłądzili. Szukają drogi, szukają i znaleźć nie mogą. Głód im zaczął doskwierać nie na żarty. Nagle zobaczyli tłustego prosiaczka. Prosiaczek różowiutki, utuczony. Myśli pan, jak by tu zjeść go samemu, a Hryćkowi nie dać. – Hryć! Hej, Hryć, jakże my to prosię zjemy? – pyta z głupia frant. – A upieczemy i zjemy – mówi Hryć. – Ech, nie, tak nie będzie dobrze, bo albo ja zjem więcej, albo ty. Wiesz, zrobimy tak: położymy się spać, a komu lepszy sen się przyśni, ten zje całe prosię. – Dobrze – mówi Hryćko. Gdy tylko się położyli, pan od razu zasnął i głośno zachrapał. Targa Hryćko pana za uszy, za wąsy, a on nic, śpi jak zabity. Wyjął Hryć panu z torby kawałek chleba, upiekł na ognisku tłustego prosiaka i zjadł. Najadł się i legł spać. Obudził się pan, przetarł oczy i nuże szturchać Hryćka. – Jakiż ci się sen śnił, Hryćko?


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDRYM HRYĆKU I CHYTRYM DZIEDZICU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 88 – Ech, panie, za wcześnieś mnie obudził – mruczy Hryćko przecierając oczy. – No, opowiadaj swój sen, nie marudź. – Niech pan naprzód swój opowie, bo tak mnie pan szturchnął, żem wszystko zapomniał, może później sobie przypomnę – mówi Hryćko. – Hej, Hryćko, miałem piękny sen! Niby to się przebudziłem, patrzę, a koło nas chodzi koń taki okazały, uzda na nim nowa, srebrna uprząż, złote strzemiona, poduszka na siodle puchowa. Dosiadłem ja tego konia i pojechałem hen, daleko. Jadę, jadę po stepie, śpiewam sobie, gwiżdżę, nagle patrzę, stoi słup, a przy słupie drabina. Zsiadam z konia, przywiązuję go do słupa, a sam wdrapuję się po drabinie. Lezę, lezę wysoko, nie nisko, lezę jeszcze wyżej. Patrzę, aż tu niebo nade mną. Wdrapałem się tam, chodzę, chodzę po niebieskich drogach; znalazłem chatkę, uchylam drzwi, a tam się świeci. Spojrzałem: za stołem siedzi sam Pan Bóg przy wieczerzy, a na stole pierożki z wiśniami i bliny ze śmietaną, i pulpeciki, i kiełbasa z czosnkiem... – Ho ho! – dziwuje się Hryćko. – Tak, tak... Popatrzył na mnie Pan Bóg i mówi: „No, przyjacielu, chodźże ze mną wieczerzać". No i z samym Panem Bogiem wieczerzałem. Widzisz, Hryć, jaki dobry sen miałem? Nikt na świecie nie miał lepszego. Dawaj no tu prosię. A soli przypadkiem nie masz? – Zaraz, zaraz – najpierw niech pan mojego snu posłucha – mówi Hryćko. – Mów, tylko szybko, bom głodny. – At, i mnie się śniło, ale trochę inaczej. Budzę się niby, jestem na jakiejś łące, a tu koło mnie chodzi klacz, ale jakaś parszywa, zamiast uzdy ma sznur, strzemiona z łozy, uprząż na niej porwana. Wsiadłem na nią, ale klacz była narowista. Zląkłem się, bo raptem jak nie skoczy z kopyta! Pędzi po stepie, pędzi, nagle zatrzymuje się; patrzę ci ja, a tu słup, koło słupa drabina, a do niej przywiązany koń chwacki, uzda na nim nowiusieńka, srebrne wędzidła, złote strzemiona, poduszka... – To mój, mój koń! – krzyczy panek. – Aha... Wdrapałem się po drabinie. Idę, idę, idę, idę wysoko, nie nisko, aż mnie zemdliło z tej wysoczyny. Patrzę, a tam już niebo nade mną, tylko rękę wyciągnąć. Chodzę ja sobie po


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDRYM HRYĆKU I CHYTRYM DZIEDZICU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 89 drogach niebieskich, widzę: stoi chatka. Otwieram drzwi, a tam pan siedzi z Panem Bogiem przy wieczerzy. A na stole i pierożki z wiśniami, i bliny ze śmietaną, i kołduny, i kiełbasa z czosnkiem. Wtedy pan machnął na mnie ręką i powiada: „Idź, Hryćko, na ziemię i zjedz sobie całe prosię, ja tu już z Panem Bogiem powieczerzam". No, to wróciłem, zjadłem prosię i położyłem się spać. – Ty łobuzie! Toś naprawdę zjadł całe prosię?! – woła dziedzic rozgniewany. – A zjadłem, panie, taki młodziutki, chrupki był prosiaczek – oblizuje się Hryćko. – Niech cię, przecież tak ci się tylko śniło! – Pan mi kazał wrócić i zjeść prosię, to zjadłem. – Ach, ty taki-owaki! Rozgniewał się pan na Hrycia, chwycił czapkę i w drogę. – Zostań tu sobie sam w lesie, i tak drogi nie znajdziesz! – zawołał. A Hryćko zaśmiał się tylko i poszedł w przeciwną stronę. Idzie sobie borem, lasem, idzie, na fujarce gra i śmieje się z chytrego pana.


Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 90 PRZYBRANY OJCIEC Baśń ukraińska


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZYBRANY OJCIEC Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 91 Było raz trzech braci. Nie mieli ani ojca, ani matki, ani dachu nad głową. Poszli więc w świat szukać chleba. Wędrowali po siołach, po wioskach, chcąc się nająć do roboty. – Ech, żeby tak znaleźć miejsce u dobrego pana – mówią. Patrzą, a tu nagle z lasu wychodzi staruszek zgrzybiały, pomarszczony, białą po pas brodą. Gdy się zrównał z braćmi, pyta: – A dokąd to, synkowie, droga prowadzi? – Pracy i chleba szukamy. – A cóż to, nie macie własnego gospodarstwa? – Nie mamy ani ziemi, ani chaty, ale gdyby się nam trafił dobry gospodarz, tobyśmy uczciwie u niego pracowali i szanowali go jak ojca. Pomyślał starzec i mówi: – No cóż, jeśli chcecie, zastąpię wam ojca, a wy mnie – synów. Nauczę was żyć uczciwie, jak ludziom przystoi, tylko musicie mnie słuchać. Zgodzili się bracia i poszli za starcem. Szli długo ciemnymi lasami, szerokimi polami, wreszcie ujrzeli małą chatkę w wiśniowym sadzie. Chatka była czyściutka, bielutka, dokoła niej kwitły barwne kwiaty. Z sadu wyszła im naprzeciw dziewczyna hoża, wesoła, sama rumiana jak kwiat. Spojrzał na nią starszy brat i powiedział: – Oj, jakby to dobrze było tę dziewczynę za żonę pojąć, żyć z nią w dostatku, mieć krowy, woły, całą gospodarkę. Starzec na to:


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZYBRANY OJCIEC Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 92 – Dobrze, spełnię twoje życzenie, będziesz miał żonę, gospodarkę, krowy, woły. Żyj sobie szczęśliwie, miej serce dla krzywdy ludzkiej i kochaj prawdę. Wyprawili wesele. Starszy brat z młodą żoną gospodarzyli w chacie, starzec zaś z młodszymi braćmi wybrał się w dalszą drogę. Szli ciemnymi lasami, szerokimi polami. Idą, idą, aż ujrzeli chatkę bielutką, wesolutką, obok szemrał strumyk, za strumykiem stał młyn. Hoża dziewczyna stała obok chatki i czesała len. Średni brat spojrzał na nią i mówi: – Ach, gdyby tak tę dziewczynę mieć za żonę, a na dodatek dostać młyn z rzeczułką, siedziałbym sobie we młynie, mełł ziarno, białą mąkę przesypywał i byłbym szczęśliwy. A starzec na to: – No cóż, synku, niech się stanie według twojej woli. Poszli do chaty, wyswatali dziewczynę, wyprawili wesele. Teraz średni brat został z żoną w chacie obok młyna. Na odchodnym starzec rzecze: – Żyj, synku, szczęśliwie, tylko pamiętaj, miej serce dla krzywdy ludzkiej i kochaj prawdę. I poszedł w dalszą drogę z najmłodszym bratem. Idą, idą ciemnymi lasami, szerokimi polami, patrzą, a tu na polanie stoi uboga chatka, z chatki dziewczyna wychodzi, piękna jak zorza poranna, ale tak biednie ubrana, że na sukience łata goni łatę. Spojrzał na nią najmłodszy brat i westchnął: – Ach, jakiż bym był szczęśliwy, gdyby ta dziewczyna moją żoną się stała. Zdrowi jesteśmy oboje, pracowalibyśmy społem, chleba by nam nie zabrakło: sami byśmy jedli i z innymi się dzielili. Na to starzec odpowiedział trzęsąc siwą brodą: – Dobrze, synu, stanie się według twej woli, tylko pamiętaj o jednym: miej serce dla krzywdy ludzkiej i kochaj prawdę. Wyprawili wesele i najmłodszy brat został z żoną na gospodarstwie w ubogiej chatce, a starzec poszedł w świat przed siebie. Minęły lata. Starszy brat wzbogacił się, dom sobie piękny zbudował. Pieniądze gromadzi i myśli, jak by tych pieniędzy jeszcze więcej zebrać. Taki skąpy się zrobił, że biednemu nawet grosza nie użyczy.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZYBRANY OJCIEC Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 93 Młodszy brat także porósł w piórka. Zaczął najmować robotników do pracy, a sam tylko leży brzuchem do góry, je, pije i rozkazami sypie. A najmłodszy brat żyje sobie skromnie, pracowicie, z ludźmi dzieli się każdym kęsem chleba, na los nie narzeka, cudzej krzywdy się strzeże, majątku nie pragnie. Tymczasem przybrany ojciec wędruje po szerokim świecie, aż kiedyś zapragnął zobaczyć, jak się powodzi jego synom, czy żyją uczciwie i serce dla ludzkiej krzywdy mają. Przebrał się za


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZYBRANY OJCIEC Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 94 ubogiego starca, przyszedł do najstarszego syna, chodzi po zabudowaniach, kłania się nisko i powiada: – Wspomóżcie ubogiego starca, tyle macie dobra wszelakiego! A syn na to: – Nie takiś jeszcze stary, zapracuj sobie, darmo nic nie ma. Mnie samemu wszystkiego brak, jeszcze z tobą mam się dzielić? Zabieraj się stąd! A tu od bogactw pękają skrzynie, naokoło nowe domy stoją, towarów pełne sklepy, spiżarnie pełne chleba, pieniędzy bez liku, a gospodarz nie chce biednemu wspomożenia użyczyć. Odszedł starzec z niczym ode dwora, oddalił się może wiorstę, stanął na wzgórku, spojrzał na gospodarstwo, na cały majątek – i wszystko w jednej chwili spłonęło. Powędrował starzec do średniego brata. Przychodzi, poznaje młyn i strumyk, widzi, że gospodarka się rozrosła. A przybrany syn siedzi na progu młyna. Pokłonił się biedny dziadek nisko i prosi: – Daj mi, dobry człowieku, choć garsteczkę mąki, jestem ubogim wędrowcem i nie mam co jeść. – Jeszcze czego! – krzyknął młynarz. – Sam dla siebie nie mam mąki, za dużo się tu włóczy darmozjadów! Umilkł starzec, nie prosi już więcej. Oddalił się od młyna, stanął na wzgórzu, spojrzał – i w tej samej chwili młyn, dom, sad i cała gospodarka poszły z dymem. Odwiedził starzec w końcu najmłodszego syna. Żył on w chatce maleńkiej szczęśliwie, żonkę miał dobrą, pracowitą, w izbie czyściutko, doniczki w okienkach. – Dobrzy ludzie, dajcie biednemu choć kromkę chleba! Odpowiada syn na to: – Wejdź do chaty, dziadku, nakarmimy cię, jeszcze na drogę coś damy. Wszedł dziadek do chaty, gospodyni spojrzała na niego, użaliła się nad jego łachmanami, poszła do komory, przyniosła koszulę, spodnie i kazała mu się przebrać. Gdy starzec wkładał nową koszulę, najmłodszy syn zobaczył na jego piersi straszną ranę. Posadził go za stołem, nakarmił, napoił i pyta: – Powiedz, dziadku, skąd masz na piersi taką ranę?


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZYBRANY OJCIEC Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 95 Potrząsnął dziad głową i mówi: – Tak, tak, ciężka to rana, muszę umrzeć, już tylko jeden dzień życia mi pozostał. – Ach, co za nieszczęście! – załamała ręce gospodyni. – Czyż nie ma na tę ranę żadnego lekarstwa? – Jedno jest tylko lekarstwo na świecie – odpowiedział starzec – ale nikt mi go dać nie zechce, choć łatwo mógłby to uczynić. Wtedy gospodarz zapytał: – A dlaczego nikt ci dać tego nie chce? Powiedz, jakie to lekarstwo? – O, trudna to sprawa! Jeśli znajdę gospodarza, który podpali swoją chatę i popiołem z tego pożaru posypie moją ranę, wówczas rana zamknie się i zagoi. Ale gdzie znaleźć takiego człowieka, który by własną chatę zechciał dla obcego biedaka podpalić? Zamyślił się najmłodszy brat głęboko, długo milczał, wreszcie rzekł do żony: – A ty co o tym myślisz? – Myślę – odpowiada żona – że my możemy sobie zbudować drugą chatę, ale gdy ten dobry człowiek umrze, to się już drugi raz nie narodzi. – Jeśli tak – mówi mąż – to wynieśmy dzieci z chaty. Wynieśli dzieci i sami wyszli na podwórze. Spojrzał gospodarz na chatę po raz ostatni: żal mu pracy i dobytku, ale staruszka jeszcze bardziej żal. Wziął krzesiwo, ognia skrzesał, dom podpalił. Chata zajęła się w mgnieniu oka, płomień buchnął aż do nieba. Nagle wszystko znikło – na tym samym miejscu inna chatka stoi, nowiuteńka, bieluteńka, wysoka, o białych oknach, a dziadek brodę gładzi i uśmiecha się dobrotliwie. – Widzę – mówi – synku, że z was trzech tylko ty jeden masz serce dla krzywdy ludzkiej, żyj więc długo i szczęśliwie. Po tych słowach znikł.


Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 96 KOZIA CHATKA Baśń białoruska


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – KOZIA CHATKA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 97 Żył na świecie biedny drwal. Stary już był, pracować nie mógł, nie miał rodziny ni przyjaciół, ni krewnych, ni skrawka ziemi. Poszedł wiec w świat szukać chleba. Cóż, biedakowi nietrudno zebrać się w drogę: kij do ręki, torba za pas i wędruj, człecze, dokąd oczy poniosą. Szedł dziadek przez pola i łąki, a w końcu znalazł się w gęstym lesie. Las był stary, ciemny, a im dalej, tym bardziej ponury. Idzie biedak, idzie, a ścieżka w lesie wciąż głębiej się wije, aż w końcu znika zupełnie w zaroślach. Przestraszył się dziadek, rad by wrócić, idzie tędy, idzie owędy, ale nijak nie może wydostać się z lasu. Długo wędrował w gąszczu, ostre jeżyny raniły mu ręce, kolce tarniny drapały po twarzy, darły odzież ubogą. Już myślał starzec, że przyjdzie mu zginąć w tej głuszy, gdy nagle patrzy, a tu przed nimi zieleni się polanka. Na polanie stoi chatka, ale jakaś dziwna, maleńka, na kozich nóżkach. Staruszek podchodzi bliżej i dziwuje się: ściany chatki zrobione są z sera bielutkiego jak śnieg, komin – z masła, piec – z blinów, a okienka – z cukru. Ucieszył się dziadek i nie namyślając się wiele zjadł bliny, poprawił serem i zagryzł cukrem. Najadł się do woli i zadowolony legł spać na posłaniu z prawdziwego puchu. Nagle słyszy w lesie tupot. Przestraszył się, patrzy, a tu przez polanę biegnie ogromne stado kóz i leci wprost do chaty. Myśli starzec: gdzie by się tu ukryć? Włazi pod piec i czeka, co będzie. Przybiegły kozy, stanęły przed chatką, zaglądają, oglądają i dąsają się.


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – KOZIA CHATKA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 98 – Któż to obgryzł tak naszą chatkę? – mówi najstarsza koza. – Szukajcie złodzieja! – rozkazuje. Długo, długo szukały kozy, obchodziły chatkę dookoła, zaglądały do komina, ale dziadka nie znalazły. Napiekły więc znów blinów, zrobiły twarogu, ubiły masła w maślnicy i naprawiły chatkę. Nazajutrz rano kozy znów poszły w las, ale najmłodszą kózkę zostawiły, aby strzegła chatki. Siedzi dziadek pod piecem, jeść mu się chce, ale boi się wyjść z ukrycia. „Oho, dziwne to jakieś kózki, mogą mnie jeszcze zaczarować" – myśli. Koza-stróżka leży naprzeciw drzwi, ani okiem nie mrugnie, tylko patrzy i patrzy. „Hm, nie ma rady, muszę sprowadzić na nią sen" – myśli dziadek. Jak pomyślał, tak i zrobił. Lewe oczko, zamknij się, Abyś nie widziało mnie, Kiedy będę bliny jadł, Masła, serka sobie kładł. – szepce spod pieca. Patrzy, a tu kózka lewe oko mruży, mruży, ale prawym wciąż patrzy i patrzy. Prawe oczko, zamknij się, Abyś nie widziało mnie, Kiedy będę bliny jadł, Masła, serka sobie kładł. Kózka mruży drugie oko. Kiedy zasnęła na dobre, wylazł dziadek spod pieca, najadł się blinów z masłem i serem, a nawet nadgryzł kawałek okna. Potem znów schował się pod piec. Pod wieczór wróciły kozy, patrzą, a tu koza-stróżka śpi, że tylko chrapanie słychać, a chatka znów nadjedzona. Rzuciły się na śpiącą, szturchają ją rogami i dalejże na nią fukać. – Jam niewinna – płacze koza – ktoś zesłał sen na moje oczy, najpierw na jedno, a potem na drugie. Zebrały się wszystkie kozy na polanie i radzą. Po naradzie naprawiły chatkę i poszły spać. Gdy rankiem pobiegły na


Baśnie narodów Związku Radzieckiego – KOZIA CHATKA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 99 pastwisko, zostawiły w chacie kozę, która miała troje oczu. Dziadek nie wiedział o tym i znów począł usypiać kozę: Lewe oczko, zamknij się, Abyś nie widziało mnie, Kiedy będę bliny jadł, Masła, serka sobie kładł. A potem, kiedy koza zmrużyła lewe oko, dziadek szepnął: Prawe oczko, zamknij się, Abyś nie widziało mnie, Kiedy będę bliny jadł, Masła, serka sobie kładł. Koza mruży drugie oko. Wtedy dziadek wyłazi prędko spod pieca i bierze się do jedzenia. Zaledwie jednak ugryzł kawałek ściany z sera, koza się zrywa i jak zamęczy: – Meemee! – Wszystkie kozy na pastwisku usłyszały, przyleciały i nuże nastawiać rogi na biednego dziadka. – Kózki lube, kózki jedyne, nie bijcie mnie, głodny byłem, a u was tyle dobra wszelakiego. Jeszcze wam się przydam, chociem stary – jęczy dziadek. Zastanowiły się kozy, przestały go bóść rogami i jęły coś szeptać między sobą. – No, dobrze – powiada najstarsza koza. – Zostań u nas, będziesz naszym pastuchem. I został biedny dziadek w koziej chatce. Pasał kozy, doił je, doglądał ich, a gdy się tak rozmnożyły, że im było ciasno w chatce, rozdarował koźlęta biedakom z okolicznych wiosek. Od tej pory pleniły się kozy po wsiach, miastach, miasteczkach i stały się przyjaciółkami ludzi.


Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 100 O ZŁOTOPIÓRYM GOŁĘBIU Baśń białoruska


Click to View FlipBook Version