Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTOPIÓRYM GOŁĘBIU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 101 Żyła raz biedna wdowa, która miała syna jedynaka, imieniem Janko. Gdy Janko skończył osiemnaście lat, powiedział: – Matko, muszę iść w świat szukać chleba. Biedna matka żegna syna ze łzami i prosi: – Wracaj rychło, mój synu, nie zapomnij o swej starej matce. Poszedł Janko w daleki świat, aż znalazł się w gęstym lesie. Dwa dni i dwie noce błąkał się i nie widział krańca boru. Na trzeci dzień ujrzał wśród drzew domek z maleńkim okienkiem. Wszedł do środka uradowany, gdyż głód mu wielce dokuczał, a już i straszno mu było błąkać się samemu w gęstwinie. W chatce siedział starzec z długą siwą brodą, która sięgała mu do kolan. – Cóż cię sprowadza do mnie, chłopcze? – spytał. – Szukam pracy i chleba – odpowiedział Janko. – Dobrze, zostaniesz u mnie przez rok i będziesz mi służył. I pozostał Janko u starca na służbie. Gdy rok dobiegł końca, starzec rzekł: – Chodź ze mną, dostaniesz nagrodę za swoją pracę. Zaprowadził Janka do lochu, w którym stały skrzynie pełne złota i srebra i rzekł: – Weź sobie skarbów, ile tylko zapragniesz i będziesz mógł unieść. Janko podziękował, pokłonił się pięknie i, obdarowany, już chciał odejść, gdy starzec zatrzymał go i powiada: – Chodź no ze mną. Poszedł z nim Janko nad staw. Starzec usiadł na brzegu i zagrał na fujarce. Przyleciał biały gołąb, który miał trzy złote pióra. Starzec dał chłopcu gołębia i rzekł:
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTOPIÓRYM GOŁĘBIU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 102 – To jest zaklęta dziewczyna. Zamieniłem ją w ptaka, gdyż prześladuje ją straszny smok. Weź gołąbkę z sobą. Gdy już będziesz w domu, wyrwiesz jej złote pióra, a wtedy zniknie zaklęcie. Gołąb przybierze postać dziewczyny, która zostanie twoją żoną. Pamiętaj tylko o jednym: ukryj złote pióra tak, aby się nikt o tym nie dowiedział. Uszczęśliwiony Janko z kieszeniami pełnymi złota i z gołębiem w ręku szedł przez lasy i góry, aż ujrzał chatę matki. Radości nie było końca. Wyrwał Janko gołębicy trzy złote pióra i ukrył je w jednej z komnat pięknego domu, który sobie wybudował. Gołębica zamieniła się w cudną dziewczynę. Janko poślubił ją i wszyscy żyli szczęśliwie. Pewnego razu zobaczyła matka w skrzyni trzy złote pióra i mówi do synowej: – Wepnij te pióra we włosy, będziesz jeszcze piękniejsza. Gdy tylko dziewczyna dotknęła piór, zamieniła się w białą gołąbkę i wyleciała przez otwarte okno. Kiedy Janko wrócił do domu i dowiedział się o wszystkim, wpadł w wielką rozpacz. – Matko, cóżeś uczyniła? Ach, czemuż ci nie wyznałem wszystkiego! Teraz żegnaj, muszę szukać mojej ukochanej choćby na krańcu świata. Długo błądził po górach, dolinach, po lasach i polach, ale nigdzie nie mógł znaleźć śladów zaginionej. Udał się tedy do dobrego starca i błagał go o pomoc. – Wiem o wszystkim – odpowiedział starzec – źle się stało, ale pomogę ci tym razem. Żona twoja bawi teraz o sto mil stąd, w pałacu o złotym dachu. Na kilka godzin w ciągu dnia przybiera postać ludzką. Czy masz dość odwagi, chłopcze, by jej tam szukać, choć czekać cię będzie mnóstwo niebezpieczeństw? – Muszę ją odnaleźć choćby na końcu świata! – zawołał młodzieniec. Starzec wziął fujarkę i zagrał. Na dźwięk fujarki zjawił się przed nim wspaniały rumak. – Dosiądź tego rumaka – rzekł starzec do Janka – a zawiezie cię do pałacu o złotym dachu. Janko podziękował starcowi gorąco i dosiadł rumaka. – Jak szybko chcesz latać? – zapytał rumak. – Czy jak orzeł? – Jeszcze szybciej! – zawołał młodzieniec.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTOPIÓRYM GOŁĘBIU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 103 – A więc jak strzała, która dosięga orła w locie? – Szybciej, jeszcze szybciej! – Jak wicher, który wieje przez lądy i morza? – Tak, chcę latać tak szybko, jak wicher – powiedział Janko. Popędzili jak wicher i w okamgnieniu znaleźli się przed pałacem o złotym dachu. W pałacowym ogrodzie ujrzał Janko swą ukochaną; siedziała w altanie, przędła złote nitki, na jej ramionach bieliły się dwie gołębice, a trzy złote pióra błyszczały w jej włosach. Podbiegł Janko, wyrwał pióra z warkoczy ukochanej, a ona z radości rzuciła mu się w ramiona. Oprowadziła Złotopióra Janka po całym pałacu, pokazała mu wszystkie komnaty, ale przed drzwiami jednej stanęła i powiedziała: – Tej komnaty nie otwieraj. Na drugi dzień Złotopióra wybrała się wraz ze swymi towarzyszkami daleko, daleko, by się wykąpać w morzu, a Janko pozostał sam w pałacu o złotym dachu. Chodzi Janko, chodzi po zamku, aż staje przed zamkniętymi drzwiami tajemniczej komnaty. ,,Ciekaw jestem, co się tam znajduje?" – pomyślał. Zapomniał o przestrodze Złotopiórej. Przekręcił klucz w zamku, nacisnął klamkę i wszedł do środka. Znalazł się w okrągłej izbie bez okien; na środku stało ogromne krzesło, na krześle siedział karzeł, a nad nim wisiały na złotych łańcuchach trzy dzbanki z wodą, ale tak wysoko, że nie mógł ich dosięgnąć. – Podaj mi dzbanek, młodzieńcze – prosi karzeł. Janko spełnił jego prośbę. Karzeł wypił wodę i mówi: – Podaj mi drugi. Kiedy opróżnił drugi dzban, poprosił o trzeci. Gdy wypił trzeci, wstał z krzesła i przeobraził się w strasznego olbrzyma, gdyż w dzbanach była woda siły. Przeraził się Janko, chce krzyczeć i nie może. A wtem cały gmach zadrżał, rozległ się huk straszliwy i ciemność zapanowała wkoło. Gdy Janko otworzył oczy, pałac znikł. – Cóż uczyniłem, nieszczęsny! Teraz wszystko przepadło! – zawołał zrozpaczony młodzieniec. Gdy tak rozmyślał nad swoim nieszczęściem, usłyszał nagle rżenie konia i ujrzał przed sobą swego rumaka szybkiego jak wicher.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTOPIÓRYM GOŁĘBIU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 104 – Przyjacielu, nie rozpaczaj, pomogę ci – rzekł rumak. – Złotopióra jest za siódmą górą i za siódmą rzeką w pałacu o bursztynowym dachu. Zły olbrzym ukrył ją tam w ponurych lochach podziemnych. Zawiozę cię tam, a jeżeli masz odwagę w sercu, odnajdziesz ją i wyzwolisz. – Życie oddam, bylebym ją uwolnić zdołał! – zawołał Janko. Skoczył na koń i pognał jak wicher. Wkrótce znaleźli się przed pałacem o bursztynowym dachu. Bez lęku wszedł Janko na podwórzec zamkowy; usłyszał nagle cichy śpiew dobiegający z podziemi. To Złotopióra dawała znak ukochanemu. Ale wejścia do lochów strzegły grube kraty z żelaza i biedny Janko nie wiedział, jak się tam dostać. Wtedy rumak powiedział: – Idź do gniazda kruków, powiedz im, że ja cię przysyłam, i poproś o trzy czarne pióra. Poszedł Janko do lasu, znalazł gniazdo kruków i mówi: – Kruki, kruki czarnopióre, przychodzę od skrzydlatego rumaka, nie odmawiajcie mi swej pomocy, dajcie mi trzy czarne pióra. Naradziły się kruki ze sobą i dały mu czarne pióra. Wziął Janko pióra do ręki i wrócił do podziemi pałacu. Stanął przed kratami z żelaza i dotknął ich piórem najmłodszego kruka, a kraty natychmiast się rozstąpiły. Janko znalazł się w olbrzymiej, sklepionej izbie. W mroku szukał Złotopiórej, ale izba była pusta. W głębi widniały drugie wrota z żelaza. Dotknął ich Janko piórem średniego kruka i wrota natychmiast się otworzyły. Wchodzi Janko do drugiej izby, ale i tutaj pusto. Uderza piórem najstarszego kruka w trzecie wrota, a gdy i te się rozwarły, wbiega do trzeciej izby. Tutaj ujrzał Złotopiórą. Raduje się Złotopióra, raduje się Janko z odzyskania ukochanej. Ale czas nagli, nie ma chwili do stracenia, lada chwila może zjawić się zły olbrzym. Szybko wybiegają z lochu, mijają jedną izbę, drugą i trzecią, już mają opuścić pałac, gdy nagle zjawia się przed nimi olbrzym. – Aha, ptaszki chcą mi uciec z klatki! – roześmiał się, aż mury zadrżały. – Ale wam się to nie uda. Ciebie, śmiałku, mógłbym zabić jednym skinieniem ręki, ale nie uczynię tego. Podałeś mi trzy
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTOPIÓRYM GOŁĘBIU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 105 kubki wody, gdy cię o to prosiłem. Pamiętaj jednak, że jeśli zjawisz się raz jeszcze w moim domu, spotka cię śmierć niechybna. A ty, gołąbko, wracaj do swej klatki. – Złotopióra jest moją żoną! – krzyknął Janko i chciał się rzucić na olbrzyma, gdy nagle rozległ się straszny huk, zapadła ciemność, pałac o bursztynowym dachu znikł i Janko znalazł się w głuchym lesie.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTOPIÓRYM GOŁĘBIU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 106 Gdy siedział zrozpaczony, nie wiedząc, dokąd zwrócić swe kroki, nagle usłyszał rżenie kona. Ucieszył się bardzo, gdyż był to jego rumak ukochany, który już dwukrotnie pomógł mu w ciężkich przygodach. – Słuchaj, młodzieńcze, Złotopiórą uniósł zły olbrzym do pałacu o błękitnym dachu. Moje siły są zbyt słabe, bym cię tam mógł zawieźć. Ale posłuchaj, co ci powiem: daleko stąd żyje Baba-Jaga, wstąp do niej na służbę. Będziesz musiał paść u niej dwanaście koni. Bądź jednak ostrożny. Możesz jeść w domu, ale nie tknij tego, co ci da na drogę, gdyż zaśniesz na pastwisku, konie się rozbiegną i wtedy będziesz zgubiony. A jest tam konik jeden, najmniejszy i najnędzniejszy. Gdy szczęśliwie zakończysz swą służbę, poproś Babę-Jagę o tego konia. On cię zawiezie do pałacu o błękitnym dachu. To powiedziawszy skrzydlaty rumak znikł. Szedł młodzieniec borem, lasem, nagle ujrzał między drzewami ogromną sieć pajęczą; mała muszka na próżno usiłowała z niej się uwolnić, a wielki czarny pająk już się zbliżał do swej ofiary. Uwolnił Janko muszkę z sieci i puścił ją, ale muszka nie odleciała, tylko usiadła mu na ramieniu i rzecze: – Dziękuję ci, młodzieńcze, że uratowałeś mi życie. Weź moje skrzydełko na drogę, a jeśli cię spotka nieszczęście, pamiętaj, że przyjdę ci z pomocą. Wziął młodzieniec skrzydełko musze i poszedł dalej. W drodze spotkał młodego wilczka w potrzasku. Uwolnił go, a wilczek przyczołgał mu się do stóp i powiada: – Uratowałeś mi życie, szlachetny młodzieńcze, muszę ci się odwdzięczyć. Wyrwij włos z mojej sierści, a jeśli będziesz w potrzebie, pamiętaj o mnie, przyjdę ci z pomocą. Wziął Janko włos z wilczej sierści i poszedł dalej. A było to już niedaleko morza, za którym miała swoją siedzibę Baba-Jaga. Wtem ujrzał Janko na piasku olbrzymiego raka, który leżał na grzbiecie, poruszał rozpaczliwie szczypcami i nie mógł się odwrócić. Pomógł Janko rakowi, a potem siadł na piasku i zaczął rozmyślać, jak by się tu przeprawić przez morze. – Szlachetny młodzieńcze – odezwał się nagle rak u jego stóp – dokąd pragniesz jechać?
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTOPIÓRYM GOŁĘBIU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 107 – Do Baby-Jagi po tamtej stronie morza, ale nie wiem, co czynić, gdyż nie mam łodzi – odparł Janko. – Nie martw się, zbuduję ci most – pocieszył go rak. Wywołał wszystkie raki z morza, a one ułożyły się obok siebie i tak powstał wielki, długi most, po którym młodzieniec mógł przejść na drugi brzeg. Gdy miał udać się w dalszą drogę, podziękował rakom, a wtedy odezwał się pierwszy z nich: – Wdzięczność raków, młodzieńcze, trwa długo. Gdy tylko będziesz w niebezpieczeństwie, wezwij mnie, a przyjdę ci na pomoc wraz z całym mym rodem. Janko poszedł dalej. W końcu stanął przed chatą BabyJagi. – Przyjmij mnie na służbę – powiada. – Dobrze, przyjmę cię na trzy dni. Będziesz pasł dwanaście koni na pastwisku, ale biada ci, jeśli zginie mi choć jeden. Następnego dnia wyprawiła go Baba-Jaga z dwunastoma końmi na pastwisko i dała mu na drogę kawałek chleba. Ale młodzieniec pamiętał o przestrodze swego rumaka i na pastwisku rzucił chleb w trawę. W południe jednak napadł go głód, podniósł więc chleb z ziemi i zjadł go chciwie. Natychmiast usnął, a gdy się obudził, ku jego przerażeniu na pastwisku nie było ani jednego konia. „Och, jestem zgubiony! – pomyślał. – Dlaczego nie usłuchałem przestrogi mego rumaka?" Wtem przypomniał sobie o muszce, której uratował życie. Wyjął skrzydełko z zanadrza i powiedział: – Muszko miła, pomóż swemu wybawcy! Zaszumiało, zabrzęczało i nagle na pastwisku pojawiły się roje much. – Oto jestem, przyjacielu – powiedziała znajoma muszka – przyleciałam na twe wezwanie wraz z całym muszym rodem. Jakież spotkało cię nieszczęście? – Ach, usnąłem na pastwisku, a tymczasem wszystkie konie Baby-Jagi znikły. Teraz nie mam już nadziei uratowania Złotopiórej. – Nie martw się, wszystko będzie dobrze! – zawołały muszki i natychmiast poleciały na poszukiwanie koni. Znalazły je w odległej dolinie i tak poczęły im brzęczeć nad uszami, i tak je kłuć, że biedne konie musiały uciekać, a muchy zagnały je aż na
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTOPIÓRYM GOŁĘBIU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 108 pastwisko. Uradowany Janko podziękował muszkom i pognał konie do domu. Policzyła Baba-Jaga konie raz i drugi. – Dobrze pasłeś – mówi – nie brak ani jednego. Drugiego dnia rano znów posłała go z końmi na pastwisko, a na drogę dała mu kawałek chleba. Gdy tylko przyszedł Janko na pastwisko, zakopał chleb pod krzakiem. Ale koło południa taki głód mu zaczął doskwierać, że zapomniał o wszystkim, wyjął chleb, zjadł i znów usnął twardym snem. Kiedy się obudził, pastwisko było puste. Zrozpaczony Janko biegał wszędzie, wołał, szukał, ale nigdzie nie mógł znaleźć koni. Wtedy przypomniał sobie wilczka, którego uwolnił z potrzasku. Wyjął włos z jego sierści i powiedział: –Wilku, wilku, pomóż swemu wybawcy! W okamgnieniu zjawił się przed nim wilk. – Wezwałeś mnie, panie, oto jestem, w czym mogę ci pomóc? – Usnąłem na pastwisku – jął opowiadać Janko – a tymczasem konie pouciekały. Jestem zgubiony, jeśli ich nie odnajdę. Zawył wilk raz, drugi, trzeci i nagle z lasu przybiegło całe stado jego szarych braci. – Nie martw się, wszystko będzie dobrze! – powiedziały wilki do Janka, a potem pobiegły szukać koni. Znalazły je daleko w dolinie i przygnały na pastwisko. Uradowany Janko podziękował wilkom i wrócił do chaty Baby-Jagi. Policzyła Baba-Jaga konie raz i drugi. – Dobrze pasłeś – mówi – nie brak ani jednego. Na trzeci dzień rano znów posłała go z końmi na pastwisko, a na drogę dała mu kawałek chleba. Gdy tylko znalazł się na łące, pokruszył chleb i porozrzucał w trawie, ale w południe napadł go taki straszny głód, że pozbierał okruszynki i zjadł. Natychmiast usnął, a gdy się obudził, nie było ni śladu koni. Długo ich szukał, aż zaszedł nad morze. Patrzy, a tu konie kąpią się daleko od brzegu.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTOPIÓRYM GOŁĘBIU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 109 ,,Jakże je stamtąd zawrócić?" – pomyślał Janko zmartwiony. Wtedy przypomniał sobie raka. –Raku, raku, czarny raku, pomóż swemu wybawcy! – zawołał. W tej samej chwili zjawił się przed nim wielki rak i pyta: – Wzywałeś mnie, oto jestem. Co mam czynić, panie? – Konie uciekły z pastwiska na morze. Spraw, aby wróciły do mnie, gdyż w przeciwnym razie grozi mi zguba. Zniknął rak w wodzie, a po chwili wynurzył się z całą gromadą swych braci. Powędrowały raki na morze i zaczęły szczypać konie w pęciny. Przestraszone rumaki wróciły do pasterza. Uradowany Janko podziękował rakom i pognał konie do domu Baby-Jagi. Policzyła Baba-Jaga konie raz i drugi. – Dobrze pasłeś – mówi – nie brak ani jednego. Następnego dnia rano mówi Baba-Jaga do młodzieńca: – Służba twoja się skończyła, jakiej żądasz nagrody? – Niczego więcej nie pragnę – odpowiedział Janko – tylko tego chudego, mizernego kasztanka, co się wlecze ostatni w stadzie. – Skromny jesteś, mój młodzieńcze – odpowiedziała BabaJaga – ale ja będę hojniejsza: dam ci najpiękniejszego rumaka w moim stadzie, o, spójrz, tego karego z białą gwiazdką na czole. Ale Janko potrząsnął głową i mówi: – Nie chcę ja karego, daj mi chudego kasztanka. – Dam ci tę klacz jabłko witą, co kopytami skry krzesze po kamieniach – rzecze Baba-Jaga. Ale Janko znów potrząsa głową i mówi: – Nie chcę klaczy jabłko witej, tylko kasztanka chromego. Nic Baba-Jaga poradzić nie może. Wyprowadza kasztanka ze stajni, wręcza Jankowi złotą uzdę na dodatek i wraca do chaty. Dosiadł Janko szkapiny i wyruszył w drogę. Gdy tylko znaleźli się za bramą, konik ozwał się ludzkim głosem: – W gaju na drzewie wisi uzda rzemienna, weź ją i załóż mi zamiast tej złocistej, którą Baba-Jaga dała ci na naszą zgubę. W gaju zmienił Janko uzdę koniowi i wnet kasztanek, dotąd chromy i wychudły, stał się wspaniałym rumakiem ze skrzydłami u
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O ZŁOTOPIÓRYM GOŁĘBIU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 110 boków. Uniósł się w powietrze i, jakby znał cel wyprawy Jankowej, pomknął do pałacu o błękitnym dachu. Przed pałacem królewskim siedziały na drzewie białe gołębie i rozmawiały ze sobą: – Patrzcie, patrzcie, jedzie rycerz na skrzydlatym koniu, ach, gdybym mógł uwolnić Złotopiórą, którą prześladuje zły czarodziej! A drugi gołąb powiedział: – Wystarczy tylko wyrwać pióro z lewego skrzydła rumaka i dotknąć nim czoła olbrzyma, a natychmiast zginie i nie będzie nikogo więcej dręczył. Słyszy to rumak skrzydlaty i mówi do Janka: – Wyrwij mi pióro z lewego skrzydła i idź bez lęku do pałacu o błękitnym dachu. Stań przed olbrzymem i muśnij piórem jego czoło. Olbrzym zginie, a ty uwolnisz Złotopiórą. Uczynił Janko wedle słów rumaka i stało się tak, jak powiedziały gołębie: olbrzym przepadł na zawsze. Janko uwolnił z podziemia Złotopiórą, zabrał ją na skrzydlatego rumaka i wrócił do domu. Naprzeciw wyszła im stara matka ze łzami radości w oczach i odtąd żyli szczęśliwie, a trzy złote pióra gołębicy matka ukryła głęboko na dnie skrzyni. Na dachu ich domu zawsze gruchały białe gołębie, a w stajni rżał rumak skrzydlaty.
Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 111 O PASTUSZKU ASZWILIM CO MIAŁ CUDOWNY SEN Baśń gruzińska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O PASTUSZKU ASZWILIM CO MIAŁ CUDOWNY SEN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 112 Żył raz pewien chłopiec imieniem Aszwili, który miał złą macochę. Pewnego dnia macocha wysypała zboże na klepisko i kazała pasierbowi pilnować. Aszwili siedział długie godziny przed stodołą, aż wreszcie zasnął. Przyszły kury i zaczęły dziobać ziarno. Nagle zjawiła się macocha i gdy to zobaczyła, zaczęła okładać chłopca kijem. – Matko, przestań mnie bić, opowiem ci coś – rzekł Aszwili. – Śniło mi się, że jedną nogą stałem w Bagdadzie, a drugą nad Morzem Czarnym. Nad Bagdadem świeciło słońce, nad morzem wschodził księżyc, a gwiazdy błyszczały u moich stóp. Macocha przestała bić chłopca i powiedziała: – Musisz mi oddać twój sen. – Ależ, matko, jak mogę to uczynić, przecież to niemożliwe! – płakał Aszwili. Wtedy zła macocha wygnała chłopca z domu. Długo wędrował Aszwili górami i lasami, aż ujrzał pałac króla Zachodu. – Dokąd idziesz i czego szukasz, chłopcze? – zapytał go król. Wtedy chłopiec opowiedział królowi o złej macosze, która go wygnała z domu, i o swoim cudownym śnie. Król wysłuchał go i powiedział: – Chłopcze, podoba mi się bardzo twój sen. Oddaj mi go! – Ależ, królu, przecież to niemożliwe! – zawołał przerażony Aszwili. Wtedy król rozkazał wrzucić młodzieńca do lochu.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O PASTUSZKU ASZWILIM CO MIAŁ CUDOWNY SEN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 113 Król Zachodu miał piękną córkę. Kiedy się dowiedziała o losie Aszwilego, przynosiła mu potajemnie do lochu pożywienie, gdyż miała dobre serce. O rękę królewny starał się podówczas wielki władca Wschodu. Pewnego razu posłał on w darze władcy Zachodu, ojcu królewny, cztery wspaniałe arabskie klacze i kazał królowi odgadnąć, która z klaczy jest matką, która najstarszym źrebięciem,
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O PASTUSZKU ASZWILIM CO MIAŁ CUDOWNY SEN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 114 która średnim, a która najmłodszym. W razie gdyby król Zachodu nie mógł tego odgadnąć, władca Wschodu miał wtargnąć do jego państwa, porwać siłą królewnę i uczynić ją swą żoną. Zrozpaczony król Zachodu opowiedział o tym córce. Królewna zalała się łzami, bo nie chciała zostać żoną władcy Wschodu. Pod wieczór, kiedy jak zwykle zaniosła Aszwilemu jedzenie, rzekła do niego: – Biedny Aszwili, co teraz z tobą będzie? Niedługo zabierze mnie daleki władca Wschodu, a ty, biedaku, umrzesz z głodu! I opowiedziała Aszwilemu o czterech klaczach. – Bądź spokojna, królewno – odpowiedział Aszwili. – Pomogę ci! – Trzeba konie porządnie nakarmić, lecz do owsa dosypać dużo soli. Potem trzeba klacze zamknąć w stajni i wypuścić dopiero następnego dnia. Wówczas pierwsza wybiegnie pić matka, za nią najmłodsze źrebię, po nim średnie, a w końcu najstarsze. Królewna powtórzyła ojcu radę Aszwilego. Król usłuchał jej i odgadł bez trudu wiek klaczy. Wtedy władca Wschodu pomyślał o innym sposobie zdobycia królewny. Wypuścił z łuku strzałę, która tak mocno wbiła się w gzyms pałacu ojca królewny, że nikt nie mógł jej wyciągnąć. Potem kazał ogłosić, że jeśli w ciągu dnia nikt nie wydobędzie strzały z muru, królewna będzie musiała zostać żoną władcy Wschodu. I znów zmartwiona królewna poszła po radę do Aszwilego. – Nie smuć się – rzekł młodzieniec. – Wypuść mnie tylko potajemnie z lochu, a wyciągnę strzałę na pewno. I tak też zrobił. Wyciągnął strzałę bez trudu, a potem wrócił do lochu. Kiedy król zobaczył, że strzałę wyciągnięto, rzekł uradowany: – Temu, kto to uczynił, oddam moją córkę za żonę. Wielu dworzan pragnęło ręki królewny. Wielu twierdziło, że to oni wyciągnęli strzałę. Ale stary król był przezorny. – Ten, kto strzałę wyciągnął – rzekł – musi ją stąd odrzucić aż do granic królestwa Wschodu. Wielu próbowało, ale nikt nie mógł ruszyć strzały z miejsca, na którym położył ją Aszwili.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O PASTUSZKU ASZWILIM CO MIAŁ CUDOWNY SEN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 115 – Ojcze – rzekła królewna – pozwól, niech przyjdzie Aszwili. Król zgodził się i wysłał giermka po młodzieńca. Aszwili przyszedł, lekkim ruchem podniósł strzałę, naciągnął łuk, strzała ze świstem przeszyła powietrze i utkwiła w pałacu władcy Wschodu. Wtedy król oddał Aszwilemu swą córkę za żonę. Kilka lat żyli szczęśliwie, ale zazdrosny władca Wschodu palił i niszczył ziemię sąsiada. Pewnej nocy napadł na pałac, w którym mieszkała siostra królewny, porwał ją do swego kraju i uwięził w wieży. Wtedy rzekł Aszwili do króla: – Muszę pokonać władcę Wschodu i wyrwać biedną królewnę z jego mocy. Inaczej nigdy nie będę miał spokoju. I wyruszył na daleką wyprawę. W drodze spotkał chłopa, który bronował pole i co chwila połykał skibę ziemi. – Człowieku – rzekł Aszwili – co ty robisz? Przecież ziemi się nie je, to niemożliwe! – Biedny sierota Aszwili dokazał większych rzeczy. Poślubił córkę władcy Zachodu, a teraz ponoć idzie na wojnę ze wschodnim królem, jak gadają w wiosce – odparł chłop. – To ja jestem Aszwili. Pójdź ze mną i bądź moim przyjacielem. Chłop, który jadł skiby ziemi, zgodził się i poszli dalej. W drodze spotkali młodzieńca, który siedział nad morzem i chciwie łykał słone fale. – Co czynisz?! – wykrzyknął Aszwili. – Pijąc tyle słonej wody narażasz się na niechybną śmierć! – To jest niczym wobec czynów, jakich dokonał biedny sierota Aszwili, który pojął za żonę córkę naszego króla, a teraz idzie podobno na wojnę z władcą Wschodu – odparł połykacz fal. – To ja jestem Aszwili, pójdź ze mną, dobry człowieku, i bądź moim przyjacielem. I poszli dalej we trójkę. Wtem ujrzeli człowieka, który miał do nóg przywiązane ciężkie głazy i mimo to lekko jak jeleń pędził za zającem. – Och, to chyba strasznie ciężko tak biegać z kamieniami u nóg? – rzekł doń Aszwili.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O PASTUSZKU ASZWILIM CO MIAŁ CUDOWNY SEN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 116 – Ech, to drobnostka wobec tego, co uczynił Aszwili, biedny sierota, który pojął za żonę córkę naszego króla, a teraz ponoć idzie na wojnę z władcą Wschodu – odparł szybkobiegacz. – To ja jestem Aszwili, pójdź ze mną i bądź moim przyjacielem. I cała czwórka udała się w dalszą drogę. Wtem zauważyli człowieka, który leżał na trawie, przykładał ucho do ziemi i szeptał coś po cichu. – Co czynisz? – zapytali go zdziwieni. – Tam pod ziemią mrówki wypowiedziały sobie wojnę, a ja im pomagam i udzielam rad. – To chyba niełatwa sprawa – rzekł Aszwili. – O, to fraszka wobec tego, czego dokonał biedny sierota Aszwili, który pojął za żonę córkę władcy Zachodu, a teraz idzie na wojnę z władcą Wschodu. – To ja jestem Aszwili, pójdź ze mną i bądź moim przyjacielem! I poszli dalej w piątkę. Pod lasem ujrzeli myśliwca; trzymał w ręku łuk i z zadartą głową śledził coś w powietrzu. – Czego tam szukasz? – zapytali. – Trzy dni temu wypuściłem strzałę z łuku i właśnie widzę, jak leci z powrotem. – Dokonałeś wielkiej rzeczy – powiedział Aszwili. – O! To drobiazg wobec czynów, jakich dokonał biedny sierota Aszwili, który pojął za żonę córkę naszego króla, a teraz ponoć idzie na wojnę z władcą Wschodu. – To ja jestem Aszwili, pójdź ze mną i bądź mym przyjacielem! Myśliwiec zgodził się i poszli dalej. W drodze ujrzeli człowieka, który zakradł się do stada gołębi i pozamieniał im skrzydła, ale tak zręcznie, że ptaki tego nawet nie zauważyły. –O, to jest sztuka! – rzekł Aszwili – E, cóż to znaczy wobec czynów, jakich dokonał biedny sierota Aszwili, który pojął za żonę córkę króla Zachodu, a teraz wyrusza na wojnę przeciwko władcy Wschodu. – To ja jestem Aszwili, pójdź ze mną i bądź moim przyjacielem.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O PASTUSZKU ASZWILIM CO MIAŁ CUDOWNY SEN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 117 I poszli dalej. Było ich już siedmiu. Nagle usłyszeli śpiew i ujrzeli wielki kościół. Po nabożeństwie kapłan wziął kościół na plecy i poszedł do sąsiedniej wioski. Zdumieli się wędrowcy i mówią do kapłana: – Jesteś wielkim siłaczem. Chyba ci bardzo ciężko taki gmach dźwigać na plecach? – Och, to nic wielkiego. Trudniej było Aszwilemu poślubić córkę wielkiego króla Zachodu. Słyszę, że teraz ma wyruszyć na wojnę z władcą Wschodu. – To ja jestem Aszwili, pójdź ze mną i bądź moim przyjacielem. Kapłan zgodził się i poszli dalej. Było ich ośmiu. Przybyli wreszcie do pałacu władcy Wschodu i zażądali uwolnienia siostry królewskiej. – Dobrze, uwolnię ją i jeszcze dam wam na drogę tyle skarbów, ile tylko zdołacie udźwignąć – rzekł król – ale przedtem musicie wykonać trzy zadania. Jeżeli ich nie wykonacie, poucinam wam głowy. Pierwsze zadanie: rozkażę piekarzowi pałacowemu, by w ciągu trzech dni i nocy piekł chleb a wy musicie go zjeść w ciągu godziny. Wtedy wszyscy spojrzeli na zjadacza ziemi i rzekli: – Jeśli mogłeś jeść skiby ziemi, to chyba dasz sobie radę z chlebem? – Ależ to głupstwo! Nie zostawię nawet okruszynki! W ciągu długich godzin słudzy królewscy znosili olbrzymie góry chleba, a pożeracz ziemi połykał je lekko i bez wysiłku. Wreszcie nie zostało nawet okruszynki. – Dobrze – powiedział król. – A teraz musicie spełnić drugi warunek. Jeśli na jednej uczcie wypijecie wino, które słudzy moi zwiozą na sześciu wozach, to oddam wam królewnę. – Doskonale – powiedzieli przyjaciele i spojrzeli na połykacza morskich fal. Ten zaś, gdy zobaczył potężne konwie wina, uśmiechnął się tylko i w mig opróżnił je wszystkie. – A teraz posłuchaj, Aszwili – rzekł król – wyślesz kogoś ze swoich i ja wyślę swego sługę po wodę, która znajduje się o trzy dni drogi stąd. Jeśli pierwszy wróci twój sługa, to oddam ci siostrę królewską.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O PASTUSZKU ASZWILIM CO MIAŁ CUDOWNY SEN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 118 – Nie martw się, panie, ja pójdę po wodę – rzekł do Aszwilego szybkobiegacz. I ruszył w drogę wraz ze sługą władcy Wschodu. Minął dzień. Goniec królewski był już zmęczony, a łowca zajęcy, jakby nigdy nic, biegł w podskokach przed siebie. Wtedy sługa króla Wschodu obmyślił podstęp. – Wiesz co? Odpocznijmy – rzekł. Łowca zajęcy zgodził się chętnie. Usiedli na trawie, posilili się i napili wina. Ale chytry sługa wsypał łowcy zajęcy do wina ziela nasennego. Zaledwie szybkobiegacz wypił wino, twardo zasnął pod drzewem. Tymczasem sługa wstał i puścił się w drogę po wodę. Biegł dwa dni, aż przybył do źródła. Napełnił naczynie i wracał do pałacu. Już dzień cały był w drodze powrotnej, a łowca zajęcy jak spał, tak spał. A w pałacu królewskim Aszwili rzecze do myśliwego, który miał oko tak bystre, że widział strzałę wysłaną z łuku przed trzema dniami. – Spójrz no! Czy mnie wzrok nie myli? Zdaje mi się, że wraca goniec królewski, ale gdzie jest nasz łowca zajęcy? Myśliwy spojrzał i rzecze: – Biada mu! Usnął i leży pod drzewem w połowie drogi, a goniec z wodą powraca i jest już blisko. – Ratunku! – krzyknęli wszyscy. Wtedy strzelec napiął łuk i wypuścił strzałę. Strzała pomknęła jak wiatr i zadźwięczała na kamieniach przywiązanych do stóp łowcy zajęcy. Dźwięk obudził go. Zerwał się szybko na nogi i jak wicher pobiegł do źródła po wodę. Napełnił naczynie i puścił się w drogę powrotną. W ciągu minuty przegonił sługę królewskiego, który ostatkiem sił wlókł się do zamku. W podskokach przybiegł do króla i postawił przed nim naczynie z wodą. – No, dzielnych masz przyjaciół, królu Aszwili – rzekł władca Wschodu. – Ustępuję. Oddam ci siostrę królewską, ale przedtem muszę was ugościć i wyprawić wam ucztę pożegnalną. I rozkazał swoim ludziom potajemnie dosypać trucizny do mis gości. Polecenie to usłyszał człowiek, który rozmawiał z mrówkami. Powtórzył to temu, który pozamieniał skrzydła gołębiom, a ten tak
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O PASTUSZKU ASZWILIM CO MIAŁ CUDOWNY SEN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 119 zręcznie poprzestawiał półmiski, że zatrute dostały się królewskim dworzanom. Wielu z nich rozchorowało się po uczcie. Ujrzał król, że z Aszwilim i jego drużyną niełatwa sprawa, że niebezpiecznie jest mieć tak potężnych nieprzyjaciół, postanowił więc zaprzestać dalszej walki i uwolnił z wieży siostrę królewską. Gdy Aszwili z przyjaciółmi, uszczęśliwiony, gotował się do wyjazdu, król rzekł doń łaskawie: – Chcę posłać skarby siostrze królewskiej, aby zapomniała o krzywdach, jakie jej wyrządziłem. Który z was je udźwignie? Wtedy wystąpił kapłan, który nosił na plecach kościół. – Dajcie, ile chcecie, wszystko udźwignę. I wziął na plecy wielkie skarby razem z kościołem. Przyjaciele ruszyli w drogę powrotną, niosąc w złotej lektyce siostrę królewską. Przed wrotami zamku wszyscy towarzysze Aszwilego: łykacz fal i zjadacz ziemi, i szybkobiegacz, i bystrooki myśliwiec, i siłaczkapłan, i ten, co rozmawiał z mrówkami, i ten, co pozamieniał skrzydła gołębiom -pożegnali swego przyjaciela, życzyli mu wiele szczęścia, ale za nic nie chcieli przekroczyć progu pałacu. – Jesteśmy wolnymi ludźmi – rzekli – pomogliśmy ci, bo słuszna była twoja sprawa. Teraz idziemy w świat pomagać innym. Z żalem rozstał się Aszwili z towarzyszami. Kiedy Aszwili wrócił do zamku, zapanowała tam wielka radość. Ojciec wyprawił wspaniałą ucztę. Aszwili usiadł na tronie, po prawej stronie posadził swoją żonę, po lewej siostrę królewską, a u stóp jego bawili się mali synkowie. Wtedy Aszwili rzecze do króla: – Pamiętasz mój sen, który chciałeś mi zabrać? Oto widzisz po prawej mej ręce słońce, po lewej księżyc, a u stóp gwiazdy.
Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 120 O KRAINIE W KTÓREJ NIE MA ŚMIERCI Baśń gruzińska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O KRAINIE W KTÓREJ NIE MA ŚMIERCI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 121 Pewna wdowa żyła w ubogiej wiosce, która należała do okrutnego pana. Dziedzic żył we wspaniałym dworze, a chłopi – w chałupach zapadniętych od starości. Lepianka wdowy przytulona była do skały o dziwnym kształcie, którą zwano Skałą Wędrownika. – Matko – zapytał pewnego razu syn wdowy, Gregory – dlaczego nam jest tak źle na świecie? – Biednemu, synku, zawsze wiatr w oczy wieje – odpowiedziała matka. – A dlaczego, matko, ja nie znam swego ojca? – Ojca twego, synku, przygniotła sosna w pańskim lesie. – A kiedy ojciec wróci? – Nigdy, synku – odpowiedziała matka. – Kto raz umrze, już nie wraca. – A dlaczego wszyscy muszą umrzeć? – pyta Gregory. – Tak już jest na tym świecie, moje dziecko, że co żyje, musi umrzeć. Nawet pan ze dwora i król ze stolicy także muszą umrzeć. – A ja, matko, pójdę w świat i będę szukał takiej krainy, gdzie nie ma biedy, gdzie nie ma śmierci, gdzie nie ma złego pana! – zawołał syn. – Nie znajdziesz takiej krainy, synu, daremnie będziesz jej szukał. Ale Gregory nie dał się przekonać i wyruszył w świat. Długo wędrował, ale dokądkolwiek przychodził, wszędzie widział piękne pałace i nędzne lepianki, wszędzie spotykał ludzi zgiętych od trudu i panów w złotych karetach. – Dobrzy ludzie – pytał Gregory – czy u was jest śmierć?
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O KRAINIE W KTÓREJ NIE MA ŚMIERCI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 122 A ludzie potrząsali głowami ze zdumienia i mówili: – A czy mogłoby być życie bez śmierci, ty cudaku? Pewnego razu szedł Gregory przez las i ujrzał nagle przed sobą ogromnego jelenia o rogach tak rozgałęzionych, że niemal sięgały nieba. – Jeleniu, powiedz mi, czy nie znasz takiej krainy, w której by ludzie byli szczęśliwi i nie wiedzieli, co to śmierć? – Takiego kraju nie ma na całym świecie – odpowiedział jeleń potrząsając głową – ale zostań ze mną. Ja będę żył tak długo, aż moje rogi dosięgną nieba, i nie zaznasz przy mnie biedy. – Nie mogę, przyjacielu – odpowiedział Gregory – muszę dalej wędrować po świecie, aż dojdę do kraju, którego szukam. I szedł dalej przez puszcze, stepy, łąki i lasy, aż w końcu zabłądził w górach. Drogę zagradzały mu przepaście bez dna, na brzegu przepaści sterczały olbrzymie nagie skały, a na najwyższej skale siedział nieruchomo czarny kruk. – Co tu robisz w moim państwie? – zakrakał kruk i rozpostarł wielkie skrzydła. – Kruku – odpowiedział Gregory – obszedłem prawie cały świat -szukając krainy, w której by ludzie byli szczęśliwi i nie znali śmierci. – Nie znajdziesz takiej krainy wśród ludzi – odpowiedział kruk – ale zostań u mnie. Nie zaznasz tu biedy, póki ja będę żył, a umrę dopiero wtedy, gdy piasek nawiany przez wiatry zapełni tę przepaść pode mną. Długie to będą wieki. – Nie, kruku, nie mogę tu zostać, muszę dalej szukać. Albo zginę, albo znajdę tę krainę. I powędrował dalej. Znalazł się nad nieznanym morzem o urwistych, poszarpanych brzegach. Dokoła ni śladu ludzkiej stopy. Wtem widzi, że coś błyszczy i migoce z daleka. Podszedł bliżej i stanął przed pałacem z kryształu. Zastukał we wrota, a one otworzyły się same bez szelestu i natychmiast zamknęły się za Gregorym. Idzie Gregory przez tysiąc sal, a każda wydaje mu się piękniejsza od drugiej. Ale pałac jest pusty i cichy, jakby nikt w nim nie mieszkał.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O KRAINIE W KTÓREJ NIE MA ŚMIERCI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 123 Stanął wreszcie przed okrągłą wieżą. Wszedł na szczyt, gdzie była szmaragdowa komnata. Na złocistym tronie siedziała Piękna. Uśmiechnęła się do Gregorego, jakby go od dawna znała i oczekiwała.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O KRAINIE W KTÓREJ NIE MA ŚMIERCI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 124 – Musisz być zmęczony, młodzieńcze, daremnym poszukiwaniem. Nie ma na świecie takiej krainy, gdzie by żyli ludzie szczęśliwi, którzy nie znają śmierci. Zostań jednak u mnie. Będziesz żył tak długo jak ja, a ja umrę wtedy, gdy słońce stopi ściany tego pałacu z kryształu. Gregory był już wielce strudzony, pozostał więc u Pięknej, by trochę odpocząć. Minęły lata, które wydały mu się dniami, gdyż w pałacu kryształowym czas zawisł w powietrzu. Pewnego dnia rzekł Gregory do Pięknej: – Muszę wrócić do mej ojczyzny, do matki, która pewnie tęskni i oczekuje mnie. – Cóż, uprzykrzyła ci się wieczność? – uśmiechnęła się Piękna. -Wracaj więc do swego kraju, jeśli taka twoja wola. Dam ci na drogę trzy jabłka, ale zjesz je dopiero wtedy, gdy będziesz w domu. Długo szedł młodzieniec śladami swej pierwszej podróży. Znalazł się wreszcie w wysokich górach. Na skale wciąż siedział znajomy kruk, ale był martwy, a cała przepaść pod nim zasypana piaskiem nawianym przez wiatr. Gregory szedł dalej przez góry, doliny, pola i lasy do krainy jelenia. Ale jeleń był martwy, a na jego rozłożystych rogach spoczywało niebo. „Tak długo przebywałem w kryształowym zamku?" – pomyślał Gregory w zdumieniu i z większym jeszcze niepokojem i tęsknotą w sercu spieszył do swej matki. Przyszedł w końcu do wioski rodzinnej, ale poznał ją tylko po Skale Wędrownika, która strzegła wejścia jak przed laty. Ale co to? Własnym oczom nie wierzy: nigdzie śladu zapadłych chat i znajomych lepianek. Wszędzie wznoszą się jasne białe domki tonące w zieleni, ludzie chodzą weseli i śpiewają przy pracy, są jacyś inni, radośni. Gregory pomyślał, że może się jednak omylił i trafił do innej wioski, gdy nagle potknął się o wielki, czarny głaz przy drodze. Nad głazem rósł olbrzymi dąb spróchniały do połowy, ale jeszcze krzepki. – Toż to przyzba naszej chatki! Ten dąb własną ręką sadziłem! -zawołał. – Gdzie matka?
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O KRAINIE W KTÓREJ NIE MA ŚMIERCI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 125 Wychodzi Gregory na drogę, pyta ludzi dookoła, czy nie wiedzą, gdzie jest biedna wdowa, taka i taka, taka i taka, która mieszkała w chatce na skraju wioski. Ale ludzie nie wiedzą nic ani o wdowie, ani o chatce. Aż pewien starzec, zapytany, pogładził brodę, zamyślił się i powiada: – Coś mi świta w głowie: przed laty opowiadali starzy ludzie, że była niegdyś, dawno temu, wdowa, która miała syna jedynaka; ale syn wyruszył daleko w świat, aby szukać krainy, gdzie by ludzie byli szczęśliwi i nie znali śmierci. Ot, zginął pewno nieborak gdzieś w szerokim świecie, a wdowa umarła w biedzie. Ale to było tak dawno, że chatka w proch się rozsypała. Usłyszał to młody junak, co z kosą na ramieniu wracał z pola. Zaśmiał się wesoło i zawołał: – Ot, gdyby teraz ktoś szukał takiego kraju, to nie musiałby wędrować na kraniec świata. Znalazłby go tutaj, u nas, gdzie ludzie nie myślą o śmierci, ale o życiu. Ech, warto było dożyć tych czasów, prawda, staruszku? Usiadł Gregory na czarnym kamieniu i zadumał się głęboko nad tym, co usłyszał w tej dziwnej krainie. A że był bardzo spragniony, wyjął więc z zanadrza trzy jabłka, które mu dała Piękna, i zjadł je. Gdy zjadł pierwsze, zamienił się w siwobrodego staruszka, gdy zjadł drugie, stał się słaby jak dziecko, a po trzecim umarł. Ale przed śmiercią wypowiedział jeszcze te słowa: – A jednak znalazłem krainę, której szukałem lat tyle. Tutaj śmierć nie jest straszna.
Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 126 O OKRUTNYM CARZE ZŁOTYM DZBANIE KOCHAJĄCYM SYNU I MĄDRYM STARCU Baśń kaukaska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O OKRUTNYM CARZE, ZŁOTYM DZBANIE, KOCHAJĄCYM SYNU I MĄDRYM STARCU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 127 Przed laty panował okrutny car. Nie miał on litości dla nikogo. Imię jego wymawiali ze strachem i starcy, i dzieci. Jednego tylko lękał się zły car -starości. Całymi dniami przesiadywał w swoich komnatach przed zwierciadłem. „Nie, nie wolno mi się starzeć – myślał. – Teraz wszyscy się mnie boją, ale gdy stanę się starcem, lud przestanie mnie słuchać". Aby odegnać od siebie myśl o starości i strach przed swym ludem, rozkazał srogi car, że każdy z jego poddanych, który przekroczy sześćdziesiąty rok życia, musi iść na wygnanie. Ze wszystkich stron kraju przychodzili do cara młodzieńcy i dziewczęta, kobiety i dzieci, przynosili mu bogate podarki i lali gorzkie łzy. Błagali okrutnego władcę, by oszczędził ich ojców i dziadów. Sprzykrzyło się carowi w końcu słuchanie żalów i próśb, wezwał więc heroldów i rozkazał im po wszystkich miastach i siołach, po wszystkich drogach i placach ogłosić narodowi carską wolę. Gońcy osiodłali konie i rozjechali się w różne strony. Na skrzyżowaniach dróg, na rynkach dęli w pozłociste trąby i wołali głośno: – Słuchajcie wszyscy, słuchajcie wszyscy! Car objawia wam swoją miłościwą wolę. Kto wydobędzie z dna Jeziora Głębokiego złoty dzban, ten ocali życie swemu staremu ojcu, a dzban otrzyma w nagrodę. Taka jest wola miłościwego pana. A kto dzbana nie wydostanie, ten ani ojca nie ocali, ani łaski carskiej nie osiągnie. Nie zdążyli jeszcze gońcy objechać i połowy kraju, kiedy nad Jezioro Głębokie zaczęli zjeżdżać się dzielni młodzieńcy. Brzeg jeziora był urwisty i z góry widać było skroś przejrzystą toń wody
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O OKRUTNYM CARZE, ZŁOTYM DZBANIE, KOCHAJĄCYM SYNU I MĄDRYM STARCU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 128 piękny złoty dzban delikatnie rzeźbiony, z wysmukłą szyjką, z wygiętym uchem. Minęło dziewięćdziesiąt dziewięć dni. Dziewięćdziesięciu dziewięciu junaków rzucało się w wodę jeziora, nurkowało głęboko i na próżno szukało złotego dzbana. Gdy tylko znaleźli się pod wodą, czarodziejski dzban znikał gdzieś w falach, a gdy wypływali na powierzchnię, znów się ukazywał, błyszcząc w
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O OKRUTNYM CARZE, ZŁOTYM DZBANIE, KOCHAJĄCYM SYNU I MĄDRYM STARCU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 129 słońcu, jakby się naigrawał z próżnych trudów młodych śmiałków. Dziewięćdziesięciu dziewięciu junaków popadło w carską niełaskę, a starzy ich ojcowie musieli opuścić ziemię ojczystą. Żył w tym kraju młodzieniec imieniem Askier. Kochał on bardzo swego ojca. Kiedy spostrzegł, że ojciec się starzeje, że na twarzy jego pojawiają się wciąż nowe zmarszczki, a włosy stają się srebrne od siwizny, zaprowadził starca w góry, zbudował chatkę z pni drzewnych i ukrył go tam przed okrutnym carem. Co dzień, kiedy słońce kryło się za górami, młodzieniec potajemnie przekradał się do kryjówki i przynosił ojcu jadło. Pewnego razu Askier przyszedł do chatki, siadł obok ojca na ławie i zamyślił się głęboko. – Jaka troska tłoczy ci serce, dziecię moje? – zapytał starzec. – Może sprzykrzyło ci się co dzień do mnie przychodzić? – Jak możesz tak mówić, ojcze?! – zawołał syn. – Bylebym mógł widzieć cię zdrowym i bezpiecznym, gotów jestem bez końca chodzić przez te góry. Mam inne zmartwienie. Dniem i nocą myślę o carskim dzbanie spoczywającym na dnie Jeziora Głębokiego. Myślę, jakby go wydobyć, i nie mogę pojąć, jak to się dzieje, że kiedy patrzysz z brzegu w przezroczystą wodę, widzisz dzban tak wyraźnie, tak blisko, że zda się, wystarczy tylko ręką sięgnąć, gdy się jednak zanurzysz, woda od razu mętnieje, a dzban niknie w głębinie. Starzec, milcząc, wysłuchał syna, zamyślił się, wreszcie rzekł: – Powiedz mi, synu, czy na brzegu jeziora, w miejscu, z którego widać dzban, nie rośnie jakieś drzewo? – Tak, ojcze – odpowiedział Askier – na brzegu rośnie wielki, rozłożysty dąb. – Przypomnij sobie dobrze – nalegał starzec – czy nie w cieniu tego drzewa widać dzban? – Tak, ojcze – odrzekł młodzieniec – od drzewa pada na wodę głęboki cień i właśnie w tym cieniu błyszczy dzban na dnie jeziora. – Posłuchaj mnie, synu. Wejdź na drzewo, a tam między jego gałęziami znajdziesz uwiązany carski dzban. Dzban, który widać w wodzie, to tylko jego odbicie. Jak strzała popędził junak na dwór cara. – Przysięgam, że zdobędę złocisty dzban, panie, ale błagam o jedną łaskę: oddam dzban w twoje ręce, ale niech
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O OKRUTNYM CARZE, ZŁOTYM DZBANIE, KOCHAJĄCYM SYNU I MĄDRYM STARCU Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 130 odtąd wszystkim starcom w naszym kraju wolno będzie w spokoju dokonać żywota pod ojczystym dachem. – Cóż, masz moje słowo. Dziewięćdziesięciu dziewięciu twych poprzedników siedzi w lochach mego pałacu, ty będziesz setny. Cóż więc mi szkodzi przystać na twoją prośbę? – Może będę setny, a może i nie. Zdaje mi się, że tym razem, panie, zawiodą cię rachuby. – A więc spróbuj szczęścia – powiedział car – jeśli ci się jednak nie uda, zginiesz. Poszedł Askier na brzeg jeziora i zamiast skoczyć w wodę, jął się wspinać na drzewo rosnące na skraju urwiska. Lud zebrany na brzegu aż zakołysał się ze zdumienia. – Biedak z pewnością przestraszył się i stracił rozum – mówili jedni. – A może z drzewa chce skoczyć w wodę? – mówili drudzy. Tymczasem Askier wspiął się na sam szczyt i tam między gałązkami znalazł złoty dzban z wysmukłą szyjką, cudnie rzeźbiony, o wygiętym uszku. Dzban wisiał na drzewie dnem do góry, aby się wszystkim zdawało, że stoi on w wodzie tak, jak należy. Zdjął Askier dzban z drzewa i przyniósł carowi. Car osłupiał ze zdumienia. – No, no – mówi – nie spodziewałem się po tobie takiego rozumu, Jakżeś się domyślił podstępu? – Nie ja domyśliłem się tego – odpowiedział młodzieniec. – Mam starego ojca, którego ukryłem przed tobą. To on powiedział mi, jak zdobyć dzban. Teraz, gdy mam twoje zapewnienie, mogę ci to wyjawić bez obawy o los mego ojca. Nie zechcesz chyba, panie, łamać raz danego słowa. Z gniewem powstał car z tronu, gdyż mowa Askiera była zuchwała, ale nie mógł się cofnąć, bo wszyscy słyszeli o jego przyrzeczeniu. Od tego czasu w państwie cara starcy żyli spokojnie, sławiąc mądrość ojca i bohaterstwo syna.
Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 131 O CUDOWNYM PTAKU KAFTI Baśń armeńska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O CUDOWNYM PTAKU KAFTI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 132 Przed laty żył król potężny i bogaty. Marzył o tym, by stworzyć jakieś wspaniałe dzieło, które by rozsławiło jego imię na wieki. Rozkazał więc, by zbudowano ogromny gmach na największym placu stolicy. Pięć lat budowano pałac, a gdy go ukończono, ludzie z daleka i z bliska przychodzili do miasta, by podziwiać dzieło budowniczych. Gdy król po raz pierwszy miał przekroczyć bramy pałacu, zerwała się straszliwa wichura, która omal nie porwała władcy wraz ze świtą. Nagle wiatr się uspokoił i król ujrzał przed sobą starego wędrowca, który zjawił się przed gmachem nie wiadomo kiedy i skąd. – Długich i szczęśliwych lat ci życzę, o wielki i sławny królu! Zbudowałeś wspaniały gmach, ale czegoś w nim brak. Po tych słowach znikł równie nagle, jak się pojawił. Słowa tajemniczego wędrowca nie dawały odtąd królowi spokoju. Nie cieszyły go już piękne kolumny i rzeźby gmachu. Z posępnym okiem, z brwią namarszczoną, na próżno silił się odgadnąć, czego to brak w jego pałacu. W końcu rozkazał budowniczym swoim wznieść nowy pałac, jeszcze piękniejszy. I znów w pocie i trudzie budowano nowy gmach przez siedem długich lat. A gdy stanął wreszcie na placu w stolicy, ludzie nie mogli się nadziwić jego piękności. Aż nadszedł dzień, gdy król miał wraz ze swą świtą przekroczyć po raz pierwszy bramy pałacu. Nagle jednak zerwała się straszliwa wichura. Pałac zniknął w tumanach piasku, a gdy się
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O CUDOWNYM PTAKU KAFTI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 133 trochę uspokoiło, król ujrzał ze zdumieniem tego samego wędrowca przed sobą. – Długich i szczęśliwych lat ci życzę, o wielki i sławny królu! Zbudowałeś wspaniały gmach, ale czegoś w nim brak. Po tych słowach znikł równie nagle, jak się pojawił. Zmarszczył król brwi i rozkazał zbudować trzeci pałac, jeszcze wspanialszy niż poprzedni. Dziewięć lat trwała praca nad budową pałacu królewskiego. Nowy gmach był tak ogromny, że trzeba było trzy dni i trzy noce obchodzić jego mury i komnaty, a wieżyce jego tak wysokie, że gołym okiem nie można ich było dostrzec. Gdy -król stanął przed wrotami pałacu wraz ze swą świtą, zerwała się znów jak przed laty straszliwa wichura i omal nie porwała władcy w przestworza. Gdy się trochę uspokoiło i tumany piasku opadły na ziemię, król ujrzał nagle przed sobą starego wędrowca. – Długich i szczęśliwych lat ci życzę, o wielki i wspaniały królu! Wzniosłeś najpiękniejszy pałac na świecie, jakiego nie mają władcy sąsiednich krain, ale czegoś w nim brak. Wtedy król rozgniewany zatrzymał go przemocą i wykrzyknął: – O, tym razem nie ujdziesz! Musisz powiedzieć mi wreszcie, czego brak w tym pałacu. Już trzeci raz ośmielasz się drwić ze mnie. Wtedy wędrowiec rzekł: – Brak w nim cudownego ptaka Kafti. To powiedziawszy znikł równie nagle, jak się pojawił. Odtąd król nie mógł znaleźć spokoju. Dniami i nocami rozmyślał tylko o tym, jak znaleźć cudownego ptaka Kafti. Wezwał wszystkich mędrców swego państwa i zapytał ich, czy słyszeli o cudownym ptaku Kafti. Ale nikt spośród mędrców nie umiał powiedzieć królowi, gdzie szukać owego ptaka. A miał król trzech synów, którzy go bardzo kochali. Widząc smutek ojca, stanęli przed nim pewnego dnia i rzekli: – Ojcze, pójdziemy na kraj świata, tam gdzie ludzka stopa jeszcze nie stanęła i przyniesiemy ci tego ptaka. Przygotowali wszystko do dalekiej drogi, dosiedli rumaków i wyruszyli w świat.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O CUDOWNYM PTAKU KAFTI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 134 Jechali przez góry i lasy, aż wreszcie po trzydziestu dniach i trzydziestu nocach znaleźli się u skrzyżowania dróg. Tutaj postanowili się rozstać. Każdy z nich miał obrać inną drogę. Wtem ujrzeli przed sobą pustelnika. Szedł wolno, podpierając się sękatym kijem. Szaty miał zakurzone, a stopy bose. – Dokąd idziecie, młodzieńcy? – zapytał stanąwszy przed nimi. – Wyruszyliśmy w świat, aby szukać cudownego ptaka Kafti dla naszego ojca – odpowiedzieli królewicze – ale nie wiemy, dokąd się udać, by go znaleźć. Pustelnik pomyślał chwilę, a potem ozwał się w te słowa: – Ten, który pójdzie w lewo – wróci; ten, który obierze drogę w prawo – wróci albo nie; ten zaś z was, którego poprowadzi ta wąska ścieżyna – o, dla tego nie będzie już nadziei powrotu. Po tych słowach pustelnik zniknął w leśnej gęstwinie. Starszy brat pojechał w lewo. Długo trwała podróż. Wreszcie znalazł się przed wielkim zamkiem. Był już bardzo zdrożony i pomyślał: „Nie mogę jechać dalej, zostanę tutaj i zaciągnę się do służby w tym zamku. A co będzie dalej, zobaczę". Tak też uczynił. Brat średni obrał drogę wiodącą w prawo. Jechał przez gęste bory, wysokie góry, nie napotykając nigdzie człowieka. Wreszcie znalazł się w pięknej okolicy otoczonej zewsząd lasami. Na środku doliny stał wspaniały zamek. Królewicz skierował rumaka w tę stronę i znalazł się w pięknym ogrodzie. Uwiązał konia do drzewa, a sam, zmęczony, usiadł na kamiennej ławie, by chwilę odpocząć. Nagle zjawił się przy nim jak spod ziemi potworny karzeł, dotknął go laską i w tej samej chwili królewicz zamienił się w okrągły kamień i potoczył pod ławkę. Tymczasem najmłodszy królewicz, dla którego została tylko wąska ścieżyna prowadząca na pewną śmierć, nie uląkł się, ale mężnie skierował swego wierzchowca na dróżkę. Nie ujechał kilku stajań, gdy ujrzał przed sobą pustelnika. Był to ten sam, który się ukazał braciom u rozstajnych dróg. Widząc odwagę królewicza, który nie uląkł się śmierci i mimo ostrzeżenia wyruszył w podróż, postanowił mu pomóc. Stanął przed nim i rzekł:
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O CUDOWNYM PTAKU KAFTI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 135 – Jedź prosto; po drodze zobaczysz strumyczek. Piękna, która posiada cudownego ptaka Kafti, zamąciła wodę w strumieniu, tak że nikt jej nie pije. Ale ty wyjmij kubek z troków i napełnij go wodą ze strumyka. Potem wychyl kubek i powiedz: ,,O, cóż to za cudowna woda, to na pewno woda życia!" Potem pojedziesz dalej. Zobaczysz łączkę wśród lasu. Ta, która posiada cudownego ptaka Kafti, tak zaniedbała tę łączkę, że zamiast kwiatów i ziół rosną na niej same osty i pokrzywy. Zerwij garść chwastów i powiedz: „Och, co za niezwykły zapach: taką woń mają tylko kwiaty niebiańskie!" Potem pojedziesz dalej przed siebie. U skraju lasu zobaczysz spętanego wilka, a przed nim wiązkę siana. Opodal leżeć będzie związane jagnię, a przed nim kawał mięsa. Połóż siano przed jagnięciem, a mięso przed wilkiem. Jedź dalej. Ujrzysz piękny pałac o podwójnych wrotach z żelaza. Jedna połowa wrót będzie zamknięta, druga otwarta. Zamkniesz otwarte skrzydło wrót, a otworzysz zamknięte. W końcu znajdziesz się w pałacu. Zobaczysz tam wspaniałe łoże z purpury, na którym od siedmiu dni i nocy śpi Piękna, która posiada cudownego ptaka Kafti. Jeśli uczynisz tak, jak ci powiedziałem, mój synu, zdobędziesz ptaka -zakończył pustelnik i wrócił do swej chatki. Królewicz uradowany popędził rumaka i wkrótce znalazł się przed strumykiem o zmąconych wodach. Napił się wody ze strumienia i powiedział: – O, cóż to za cudowna woda, to na pewno woda życia! Natychmiast wody strumienia stały się czyste jak kryształ i popłynęły szemrząc wesoło. Potem pojechał dalej i ujrzał łączkę wśród lasu. Zerwał pęk ziół, powąchał i wykrzyknął: – Och, co za zapach niezwykły! Tak pachną tylko kwiaty niebiańskie! Natychmiast szpetne osty i pokrzywy zamieniły się w prześliczne kwiaty, a woń ich rozlała się dokoła. U skraju lasu zobaczył spętanego wilka i jagnię. Wziął wiązkę siana i położył ją przed jagnięciem, a mięso dał wilkowi. Potem pojechał dalej i znalazł się przed wrotami pałacu. Zamknął skrzydło otwarte, a otworzył zamknięte i udał się do wnętrza pałacu.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O CUDOWNYM PTAKU KAFTI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 136 Tutaj na purpurowym łożu spała dziewczyna piękna jak gazela. U jej wezgłowia trzepotał skrzydłami mieniącymi się jak tęcza cudowny ptak Kafti i śpiewał tak słodko, że królewicz zatrzymał się zasłuchany. Ale przypomniawszy sobie o swym ojcu, szybko podbiegł – i porwał ptaka. Potem wymknął się po cichu z pałacu. Ale przerażony ptak począł tak głośno śpiewać, że Piękna zbudziła się ze swego głębokiego snu. Gdy nie ujrzała swego ulubieńca u wezgłowia, poczęła krzyczeć:
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O CUDOWNYM PTAKU KAFTI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 137 – Temu, kto ośmielił się skraść mi ptaka Kafti, nie ujdzie to bezkarnie! Bramo, bramo żelazna, zatrzymaj go! Ale brama odpowiedziała: – Ja go nie zatrzymam, mogę mu tylko pomóc, gdyż ulitował się nade mną i zamknął skrzydło otwarte, a otworzył zamknięte. A od lat za tym tęskniłam. Wtedy Piękna zawołała: – Wilku, wilku o ostrych kłach, zatrzymaj go! Jagnię, jagnię o białej sierści, zatrzymaj go! Ale zwierzęta odpowiedziały: – Możemy mu tylko pomóc; przecież królewicz uratował nas od śmierci głodowej. – Łączko, łączko zielona, zatrzymaj go! – woła zrozpaczona Piękna. Ale łączka odpowiedziała: – Mogę mu tylko pomóc; tyś mnie zaniedbała, pozwoliłaś, by rosły na mnie gorzkie chwasty i palące zielska, a dzięki niemu chwasty zamieniły się w pachnące zioła. – Strumyczku, zatrzymaj go! – krzyknęła Piękna. Ale strumyczek zaszemrał: – O, nie, ja mogę mu tylko pomóc. Tyś zamąciła moje fale tak, że wszyscy omijali mnie ze wstrętem, a on pił moją wodę i powiedział, że to woda życia. Gdy Piękna zobaczyła, że ni brama żelazna, ni wilk, ni jagnię, ni łączka, ni strumyczek nie przyjdą jej z pomocą, dosiadła rumaka i sama popędziła za królewiczem. Tymczasem królewicz dotarł ze swym cudownym ptakiem Kafti do chatki pustelnika. – Starcze, jak ci mam dziękować za twe rady! – zawołał już od progu. -Zdobyłem cudownego ptaka dla mego ojca. Teraz muszę tylko odnaleźć moich braci i wtedy będziemy wszyscy szczęśliwi. Może słyszałeś coś o moich braciach? – Nic o nich nie słyszałem, młodzieńcze, ale wiem, że ich na pewno odnajdziesz, gdyż jesteś odważny – odrzekł starzec. Wtedy królewicz zostawił u pustelnika ptaka Kafti, a sam udał się na poszukiwanie braci. Gdy dotarł do rozstajnych dróg, skierował konia na szeroką drogę wiodącą w lewo.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O CUDOWNYM PTAKU KAFTI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 138 Wkrótce znalazł się przed wspaniałym zamkiem i tutaj spotkał swego brata, który zaciągnął się do służby u władcy tego państwa. Zabrał brata ze sobą, zaprowadził do chatki pustelnika, a sam wyruszył, by szukać średniego brata. Długo, długo jechał drogą wiodącą w prawo. Mijał gęste lasy i wysokie góry, aż znalazł się w pięknej dolinie przed złocistym pałacem. Zeskoczył z konia, przywiązał go do drzewa i wszedł do wspaniałego ogrodu. Był bardzo zmęczony i usiadł na kamiennej ławie. Wtem ujrzał potwornego karła, który wyskoczył jak spod ziemi i chciał go uderzyć laską. Ale królewicz nie stracił głowy, szybko wyrwał laskę z rąk karła i dotknął go nią. Karzeł zamienił się natychmiast w czarny, okrągły kamień i potoczył się pod nogi młodzieńca. ,,Ach, na pewno taki los nieszczęśliwy spotkał i mego brata" – pomyślał królewicz i począł dotykać laseczką kamieni, których mnóstwo leżało wokół. Patrzy, a tu kamienie zamieniają się w ludzi młodych i starych, pięknych i brzydkich i wszyscy rzucają się do nóg swemu wybawcy. Odczarował w ten sposób za pomocą laski karła wszystkie kamienie leżące w ogrodzie, ale wśród ocalonych nie było jego brata. Przeszukał cały ogród i nigdzie nie mógł znaleźć więcej okrągłych kamieni. Zrozpaczony, chciał usiąść na ławce, by się zastanowić, co ma czynić dalej i gdzie szukać zaginionego, gdy wtem dostrzegł pod ławką mały, okrągły kamień. Uradowany, dotknął go laską i oto wyrósł przed nim jego średni brat i ze łzami w oczach począł mu dziękować za ocalenie. Teraz obaj bracia udali się razem do chatki pustelnika, tam spotkali trzeciego brata, zabrali cudownego ptaka Kafti, podziękowali pustelnikowi i szczęśliwi wyruszyli w drogę powrotną. Jechali długo i byli już bardzo spragnieni, ale nigdzie w okolicy nie spotkali ludzi. Po pewnym czasie znaleźli się na polu. Na środku pola stała głęboka studnia. Uradowani, zeskoczyli z koni i nachylili się nad studnią, ale niestety, przedwczesna była ich radość. Studnia była wyschnięta. Tylko na dnie pozostało jeszcze
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O CUDOWNYM PTAKU KAFTI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 139 trochę mętnej wody. Wtedy najmłodszy królewicz postanowił spuścić się na dno studni, by zaczerpnąć choć trochę wody dla siebie i braci. Bracia spuścili go na sznurze do studni i, nachyleni nad ocembrowaniem, śledzili z niepokojem, czy uda się królewiczowi spełnić zadanie. Po chwili usłyszeli stuk ciężko padającego ciała i plusk wody. To sznur się zerwał i królewicz spadł na dno, ogłuszony. Kiedy nie odzywał się na ich wołanie, zrozpaczeni bracia pomyśleli, że się zabił, i ze smutkiem powlekli się dalej. Gdy wreszcie przybyli do pałacu swego ojca, ujrzeli go posiwiałego z tęsknoty. – Ojcze, przynosimy ci cudownego ptaka Kafti. Teraz już niczego nie będzie brak w twym pałacu i będziesz sławny na cały świat. Król spojrzał na nich ze smutkiem i rzekł: – Nie widzę wśród was mego najmłodszego syna. Co się z nim stało? Wtedy bracia opowiedzieli ojcu o wszystkim: o tym, jak brat zdobył ptaka, jak ich potem uratował i jak na koniec wpadł do studni, gdzie poniósł śmierć. Długo król nie mógł przyjść do siebie, dowiedziawszy się o tym nieszczęściu. Postarzał się jeszcze bardziej ze zgryzoty i nic nie mogło go rozweselić. Zapomniał nawet o cudownym ptaku Kafti. Pewnego razu bracia postanowili za wszelką cenę wyrwać ojca ze smutku. Przynieśli doń ptaka i rzekli: – Ojcze, przewędrowaliśmy góry i morza, byleby ci przynieść tego ptaka. Jeden z nas zginął na tej wyprawie, a ty nawet nie spojrzysz na naszą zdobycz. Rozkaż, niechaj ci zaśpiewa. Może śpiew jego rozwieje choć na chwilę twoją rozpacz. Król uśmiechnął się do ptaka i szepnął: – Ptaku, cudowny ptaku Kafti, tęskniłem do ciebie tyle, tyle długich lat, budowałem coraz nowe pałace, gdyż ciebie w nich nie było, a teraz cieszyć się tobą nie mogę. Przez ciebie straciłem mego najukochańszego syna. O, bodaj bym nigdy nie pomyślał o tobie i o twym śpiewie! Zostałem srogo ukarany. Zaśpiewaj mi pieśń o moim biednym, zmarłym synu! Ptak Kafti zatrzepotał skrzydełkami, ale żaden trel nie dobył się z jego gardziołka.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O CUDOWNYM PTAKU KAFTI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 140 I wtedy przypomnieli sobie bracia, że od chwili gdy najmłodszy brat wpadł do studni, ptak zamilkł i przestał śpiewać. Tak trwało kilka dni. Nagle gruchnęła po mieście wieść, że jakaś królowa zbliża się z ogromnym wojskiem do stolicy i już jest na murach. Strach padł na wszystkich mieszkańców. A była to Piękna, która zebrawszy swe roty pędziła co koń wyskoczy za królewiczem, by odebrać mu ptaka Kafti. Zdobywszy miasto i pałac królewski rozkazała zawezwać przed swe oblicze starego króla i jego synów. – Który z was śmiał porwać mego ukochanego Kafti? – zapytała gniewnie. Wtedy synowie królewscy opowiedzieli jej o wszystkim i dodali, że od chwili śmierci królewicza ptak nie śpiewa. Piękna wzięła ptaka w dłonie i powiedziała: – Mój miły Kafti, dla nich nie chciałeś śpiewać, ale dla mnie, dla twojej pani, zaśpiewasz swą najpiękniejszą pieśń. Ale ptak Kafti zatrzepotał tylko skrzydełkami i nie otworzył dziobka. – Jeśli i dla mnie nie chcesz śpiewać, tedy musi żyć ten, który cię porwał, gdyż śpiewasz tylko dla jednego człowieka na całym świecie. Gdy on żyć przestaje, wtedy i ty umierasz. I wyruszyła ze swą świtą i obu królewiczami nad studnię, w której wedle słów jego braci zginął królewicz. Po drodze spotkali wędrowca w wieśniaczej odzieży, który wlókł się ostatkiem sił. Był to najmłodszy królewicz. Nie umarł on na dnie studni, ale ocknął się po długim omdleniu i jękami swymi przywołał przechodzących mimo wieśniaków. Gdy ujrzeli człowieka na dnie, wspólnymi siłami wyratowali go od śmierci. Gdy królewicz przyszedł trochę do siebie i przebrał się w suchą odzież, wyruszył w dalszą drogę do ojcowskiego domu. Spotkawszy wspaniały orszak konnych, zatrzymał się. Nikt go nie poznał, nawet rodzeni bracia, bo szaty miał na sobie wieśniacze. Nagle Piękna wstrzymała rumaka, gdyż ptak na jej ramieniu począł się kręcić niespokojnie. Tknęła ją niespodziewana myśl, więc zapytała wędrowca: – Musisz z daleka iść, dobry człowieku, wyglądasz na zdrożonego. Powiedz nam, co widziałeś w czasie swej podróży?
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O CUDOWNYM PTAKU KAFTI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 141 Wtedy królewicz rzekł: – Widziałem strumyk zamulony i cuchnący. Piłem jego wodę i stała się czysta jak woda życia. Potem widziałem łączkę porośniętą brzydkimi chwastami. Zerwałem garść chwastów i powiedziałem, że pachną jak kwiaty niebiańskie. Wtedy cała łączka zapachniała jak kadzielnica. Potem widziałem wilka i jagnię, dałem wilkowi mięso, a jagnięciu siano. – Dosyć! – zawołała Piękna. – Ty jesteś tym, który mi porwał cudownego ptaka Kafti. Gdybyś nie był tak mężny i dobry, ptak nie zaśpiewałby ci ani jednego trelu. Ale odtąd będzie śpiewał tylko dla ciebie. Wszyscy zwrócili głowy w stronę ptaka. A Kafti zadarł dziobek w górę, zatrzepotał skrzydełkami i począł śpiewać. A śpiewał tak cudnie, że ludzie stali zadziwieni. Jeszcze nigdy w życiu nikt nie słyszał tak pięknych tonów. Odtąd radość zapanowała na królewskim dworze. Królewicz pojął za żonę Piękną, król odmłodniał, a wieść o cudownym ptaku rozeszła się po całym świecie.
Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 142 O MĄDRYM SŁOWIKU KTÓRY UCIEKŁ ZE ZŁOTEJ KLATKI Baśń tatarska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDRYM SŁOWIKU, KTÓRY UCIEKŁ ZE ZŁOTEJ KLATKI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 143 Żył niegdyś bogaty kupiec. Miał w domu wiele wszelakiego dobra: dywany perskie, porcelanę chińską, jedwabie z Turcji, kość słoniową z Indii. Kupiec dużo podróżował sprzedając towary i zewsząd przywoził różne pamiątki. Z pewnej zamorskiej podróży przywiózł kupiec słowika. Mieszkał ten słowik w wielkiej, pięknej klatce. Ściany klatki splecione były ze srebrzystych prętów, daszek kryształowy, a dno wysypane złotym piaskiem. Kupiec bardzo lubił swego słowika, dbał o niego i strzegł go jak oka w głowie. Co dzień rano, w południe i o zmierzchu sługa przynosił słowikowi źródlaną wodę w perłowej muszli i najlepsze ziarna na bursztynowej miseczce. Dziwił się tylko kupiec, dlaczego słowik nie śpiewa, choć żyje mu się w klatce lepiej niż na wolności. Czasem tylko nad wieczorem, kiedy inne ptaki ułożyły już się do snu, rozpoczynał słowik swe trele, ale śpiewał tak smutno i tak żałośnie, że ludzie płakali. Pewnego razu wybierał się kupiec w daleką drogę, do cudzoziemskich, zamorskich krajów. Dowiedział się o tym słowik i prosi: – Posłuchaj, gospodarzu, zawsze byłeś dobry dla mnie i nie odmawiałeś mi niczego. Spełnij jedną moją prośbę. Słyszę, że jedziesz do mojej ojczyzny. Tam w sadzie, gdzie rosną granaty, żyje mój brat. Pójdź do niego, panie, zanieś mu ode mnie pozdrowienie i powiedz, że jestem zdrów, cały i nie skarżę się na nic. – Dobrze – powiedział kupiec – na pewno spełnię twą prośbę.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDRYM SŁOWIKU, KTÓRY UCIEKŁ ZE ZŁOTEJ KLATKI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 144 I wyruszył w drogę. Przyjechał do zamorskiej krainy, sprzedał swoje towary, nakupił nowych, a kiedy załatwił swoje handlowe sprawy, poszedł szukać sadu, w którym rosną granaty i gdzie żyje brat słowika. Chodził, chodził, aż w końcu znalazł sad rzadkiej piękności. Było tam mnóstwo kwiatów, drzewa granatu uginały się od owoców. Pachnące powietrze aż drżało od słowiczego śpiewu. Jeden słowik zwłaszcza tak się zanosił i takie wywodził trele, że każdy, kto go słuchał, płakał ze wzruszenia. ,,To na pewno brat mojego śpiewaka" – pomyślał kupiec. Podszedł do drzewa i woła: – Słowiczku, słowiczku! W moim domu w srebrnej klatce żyje twój brat, który kazał mi przekazać ci najgorętsze pozdrowienia. Jest zdrów, cały i nic mu nie brakuje. Zaledwie słowik usłyszał te słowa, upadł jak podcięty na ziemię. Kupiec nie wie, co czynić. Pochyla się nad słowikiem, lecz ptaszek już nie oddycha, skrzydełka rozłożył, dziobek rozchylił, leży cicho, ani drgnie. „Biedny ptaszek, szkoda, że mu o bracie wspomniałem, widocznie bardzo tęsknił za nim" – myśli kupiec. Podniósł martwego słowika i rzucił w trawę. Lecz o dziwo! Zaledwie słowik znalazł się daleko od kupca – nagle ożył. Pofrunął na drzewo i znikł w głębi sadu. – Dokąd lecisz? Poczekaj! – krzyknął kupiec zdziwiony. – Powiedz, jakie wieści mam zanieść twojemu bratu? Ale słowik tylko z dala zanucił wesoło i zamilkł. Wraca kupiec do domu. – No i cóż, gospodarzu, widziałeś mego brata? Jakie wieści przywozisz mi od niego? – pyta słowik. – Pozdrowienia oddałem, ale widać twój brat nie chce już ciebie znać. Nawet wysłuchać nie chciał mnie do końca, tylko upadł jak martwy na ziemię, skrzydła rozłożył, dziobek rozchylił. Myślałem, że nie żyje. Rzuciłem go w trawę, a skoro tylko znalazł się daleko ode mnie, natychmiast ożył i poleciał w sad. Gdy to słowik usłyszał, zamyślił się głęboko. Dzień cały nie jadł, nie pił, głosu nie wydawał, rankiem, gdy sługa przyniósł mu wody źródlanej w perłowej muszli i ziarna w bursztynowej miseczce, słowik leżał martwy w klatce na złotym piasku.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDRYM SŁOWIKU, KTÓRY UCIEKŁ ZE ZŁOTEJ KLATKI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 145 Zmartwił się kupiec, gdy się o tym dowiedział, ale nie było rady. Wziął więc słowika za skrzydła i rzucił w trawę. Ale gdy słowik znalazł się daleko, od razu ożył i wesoło śpiewając pofrunął do ojczyzny. Na pożegnanie zaś powiedział do kupca: – Dzięki ci, kupcze, za dobre wieści od mego brata. W ten sposób kupiec, sam o tym nie wiedząc, poradził słowikowi, jak odzyskać wolność.
Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 146 O KRUKU LISICY I O KRÓLOWEJ MORZA Baśń syberyjska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O KRUKU, LISICY I O KRÓLOWEJ MORZA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 147 Kruk żył w wielkiej przyjaźni z lisicą. Gdy raz głód dał im się wielce we znaki, kruk powiedział: – Wiesz, droga przyjaciółko, pójdę do Królowej Morza. Zaśmiała się lisica i pyta: – A jakże ją odnajdziesz? – Och, bądź spokojna, znam doskonale morze. I udał się w drogę. Przybył na środek morza, usiadł na lodzie i rozmyśla, co czynić dalej. Wtem ujrzał pod powłoką lodową wspaniały pałac wodny. Była to siedziba Królowej Morza. Kruk złożył swoje szaty przed pałacem, a sam wszedł do wnętrza. Władczyni morza przyjęła go bardzo łaskawie. – To ładnie z twojej strony, że przyszedłeś mnie odwiedzić. Powiedz, kto jesteś? – Jestem kruk. – A gdzie są twoje szaty? – Zostawiłem je przed pałacem. – Przynieś je tutaj. Kruk spełnił polecenie królowej i przyniósł swoje szaty. Królowa przywdziała je i pyta: – Powiedz, przyjacielu, czy ładnie mi w twoim stroju? – Tylko taki powinnaś nosić, o pani! – odpowiedział kruk. – Dziękuję ci – powiedziała Królowa Morza i oddała krukowi szaty. -A teraz powiedz mi, co cię do mnie sprowadza? – Już od dłuższego czasu trapi mnie i moją przyjaciółkę, lisicę, straszny głód. Przyszedłem cię prosić o pomoc. Królowa pomyślała chwilę i rzecze: – Wracaj do domu.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O KRUKU, LISICY I O KRÓLOWEJ MORZA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 148 Wraca kruk do domu, a gdy już był blisko, widzi, że w stawie przed domem pluska się całe stado fok. Oczom własnym nie wierzy, siada na śniegu, a przed nim leżą najrozmaitsze gatunki dużych i tłustych morskich ryb. Lisica wybiegła naprzeciw i pyta: – Powiedz mi, drogi, skąd tyle bogactwa w naszej chacie? – Wszystko to otrzymałem od Królowej Morza – mówi z dumą kruk. – Ach, więc naprawdę byłeś u niej, widziałeś ją na własne oczy? Jak wygląda? – Mieszka głęboko pod powierzchnią morza w pięknym pałacu. Włosy ma zielone i długie do ziemi. Zerwała się lisica i jak nie skoczy na biednego kruka. – Ty durniu – krzyczy – to nie mogłeś ją o więcej jadła poprosić! Teraz ja pójdę do niej, zobaczysz, ile podarków przyniosę ze sobą. Daremnie kruk starał się ją odwieść od tego zamiaru, gdyż bał się gniewu królowej; lisica odpowiadała niezmiennie: – Jestem zanadto sprytna, aby mogło mnie spotkać coś złego. Wyruszyła lisica w drogę. Gdy już była na środku morza, ujrzała pałac podwodny. Szybko złożyła swoje szaty przed pałacem i weszła do wnętrza. Królowa przyjęła ją łaskawie. – O! Co za gość! Kto ty jesteś? – Jestem lisica z tundry. – A gdzie twoje szaty? – Pozostawiłam je przed twoim pałacem. – Przynieś je. Lisica przyniosła ubranie. Władczyni przebrała się i pyta: –Jak wyglądam w twym stroju? Zaśmiała się głośno lisica: – Wyglądasz jak kot w butach! Pani Morza rozgniewała się bardzo i kazała lisicy iść precz. Kiedy już była na środku morza, królowa roztrzaskała lód, tak że lisicy z trudem udało się dotrzeć do brzegu. Na pół żywa dowlokła się do domu i krzyknęła do kruka: – Głupcze! Po co kazałeś mi iść do tego wstrętnego wodopłaza? O mało nie utonęłam, zmarzłam tylko i nic nie zyskałam.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O KRUKU, LISICY I O KRÓLOWEJ MORZA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 149 – O my nieszczęśliwi! – zakrakał kruk. – Widzisz? Teraz foki i ryby znikły, królowa się rozgniewała, wszystko przepadło. Zima się sroży, nigdzie zwierza, nawet króliki i myszy pochowały się w norach. Po kilku dniach, kiedy im głód mocno doskwierał, kruk wybrał się powtórnie do Królowej Morza. Gniewna była Pani Lodowa i nie chciała z nim mówić. Kruk stał u wrót pałacu, pokornie stukał dziobem w drzwi i mówił: – Wysłuchaj mnie, pani, umieram z głodu. Ulitowała się wreszcie królowa i pyta: – Czego chcesz?
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O KRUKU, LISICY I O KRÓLOWEJ MORZA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 150 – Ach, pani, wszystko, co mi dałaś, znikło i znów cierpimy biedę. Daj nam cokolwiek do jedzenia. Zaśmiała się Królowa Morza: – Ach, tak! Cierpicie głód? A gdzie są twoje szaty? – Leżą tu pod bramą pałacu. – Przynieś mi je. Kruk przyniósł szaty, a królowa przebrała się w nie i pyta: – Jak ci się podobam w tym stroju? – Pięknie wyglądasz pani. Jeśli nie wzgardzisz tym strojem, to weź go sobie na zawsze. – Dobrze – odpowiedziała królowa. – Czego chcesz w zamian? – Chcę mieć do końca życia pod dostatkiem jadła. – Wracaj do domu, twemu życzeniu stanie się zadość. Wraca kruk do domu i widzi w pobliżu chaty wielkie stada renów. Najstarszy ren zbliżył się do kruka i powiada: – Witaj, panie nasz i władco. – Mylisz się, przyjacielu, nie jestem twoim panem, jestem na to zbyt biedny. Nie mam nawet szaty na grzbiecie. Słyszy to lisica i jak nie wrzaśnie na kruka: – Głupcze, toż to nasze stada! Pani Morza podarowała je nam. Dlaczego się nie cieszysz, będziemy bogaci i nigdy już bieda nie zajrzy nam w oczy. Na to kruk odpowiada smutnie: – Tak, to prawda, ale widzisz, mam jedno, nie mam za to drugiego. Oddałem królowej swoje szaty, a teraz marznę na mrozie i nawet jadło mnie nie cieszy. Już to najgorzej z królami mieć do czynienia. Gdybym nie chodził do niej, nie prosił, tylko sam sobie radził, lepiej by mi było. Mówiąc to wtulił kruk głowę pod nagie skrzydła i zatrząsł się z zimna.