Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 151 O BIEDNYM SYNU RYBAKA I O CÓRCE SŁOŃCA Baśń syberyjska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O BIEDNYM SYNU RYBAKA I O CÓRCE SŁOŃCA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 152 W chatce rybackiej nad morzem północnym żyła matka z synem Czumo. Głód często im dokuczał, gdyż matka była już stara, a Czumo nie umiał jeszcze łowić ryb. Gdy Czumo podrósł, rzekł pewnego razu do matki: – Matko, muszę iść w świat szukać szczęścia. Gdy wrócę, na pewno nie zabraknie nam ryb i tłuszczu. Biedna staruszka z płaczem żegnała swego syna. O północy wstał, wziął zawiniątko z żywnością, które mu matka przygotowała na drogę, i wyruszył w świat. Noc była jasna, niebo usiane gwiazdami. Nagle Czumo ujrzał, że białą ścieżką, wijącą się z góry, zbliżają się do niego trzej starcy o długich śnieżnych brodach. – Dokąd to idziesz o północy, chłopcze, i czego szukasz po świecie? -zapytali. – Szukam szczęścia – powiedział Czumo. – Posłuchaj, przyjacielu, jeżeli pomożesz nam zapędzić na noc stado reniferów, wskażemy ci drogę, na której znajdziesz, czego szukasz -powiedzieli starcy. Czumo spełnił ich prośbę. Wówczas starcy, pogładziwszy rękami swe długie, siwe brody, rzekli: – Weź sanie i jedź tą drogą, na której ujrzałeś nas po raz pierwszy, a będziesz szczęśliwy. To mówiąc zniknęli w śnieżnej mgle, a Czumo spostrzegł przed sobą wspaniałe sanie zaprzężone w olbrzymie renifery.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O BIEDNYM SYNU RYBAKA I O CÓRCE SŁOŃCA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 153 Siadł na sanie i pomknął jak strzała w górę po ścieżce, która biegła aż do nieba lśniącego od zorzy. Wtem ujrzał czarnego kruka, który leciał mu naprzeciw. – Czego tu szukasz, wędrowcze? – zakrakał kruk. – Szukam szczęścia – odpowiedział Czumo. – Zostałem wysłany przez trzech Starców Lodowych, by ci pomóc. A więc wysłuchaj mnie uważnie – rzekł kruk. – Pojedziesz dalej przed siebie i zobaczysz ogromne stado reniferów, ale nie wolno ci ich chwytać. Nie zatrzymując się jedź dalej i tam napotkasz jeszcze większe stado renów. I tych nie ruszaj, ale ominąwszy z dala pastwisko, jedź przed siebie. Napotkasz tam trzecie stado, jeszcze liczniejsze od dwóch poprzednich. Nie oglądaj się jednak i jedź dalej, aż ujrzysz wielki pałac cały ze złota. Mieszka w nim Słońce. Ale teraz w pałacu panuje smutek, gdyż najmłodsza i najukochańsza córka Słońca leży na łożu śmierci i nikt jej nie może pomóc. Gdy staniesz przed pałacem, skieruj się wprost przed tron Słońca. Nie obawiaj się wcale, gdyż ono przywita cię łaskawie i zapyta, czy nie mógłbyś uleczyć jego córki w zamian za złoto i srebro. Wtedy nie żądaj od Słońca niczego prócz szczęścia. Gdy Słońce zaprosi cię do komnaty, w której leży jego córka, wejdź tam i zbliż się do jej łoża. Ale przedtem musisz otworzyć okno, gdyż ja będę siedział na drzewie opodal i gdy wyrzucisz z okna ość rybią, sfrunę z drzewa do komnaty i trzy razy za trzepocę skrzydłami nad łożem córki Słońca. Gdy się to stanie, wtedy córka Słońca otworzy oczy i będzie uzdrowiona. A teraz żegnaj i zapamiętaj moje słowa – zakrakał kruk i uleciał w dal. Czumo popędził na saniach drogą wskazaną przez kruka. Gdy dotarł do pałacu Słońca, stało się tak jasno, że olśniony blaskiem padł na ziemię przed słonecznym tronem. – Nie lękaj się – usłyszał łagodny głos władcy nieba – wstań i pomóż mi wyleczyć moją ukochaną córkę, która leży we wschodniej komnacie. Dam ci wówczas tyle skarbów, ile tylko zapragniesz. – Nie chcę ja złota ni srebra, pragnę tylko szczęścia. Wówczas Słońce wstało z tronu i zaprowadziło młodzieńca do komnaty swej chorej córki. Chłopak szybko podszedł do okna
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O BIEDNYM SYNU RYBAKA I O CÓRCE SŁOŃCA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 154 i otworzył je na oścież. Na drzewie nie opodal ujrzał kruka, który już czekał na niego. Rzucił ość rybią na ziemię, kruk sfrunął z drzewa, zawisł przez chwilę nad łożem chorej córki Słońca i zatrzepotał trzy razy skrzydłami. Gdy to uczynił, wyleciał za okno i znikł w przestworzach. Natychmiast królewna poruszyła się na łożu, rumieńce zjawiły się na jej licu i wstała, jakby zbudzona z głębokiego snu. Radość ojca-Słońca nie miała granic. – Zostań z nami, dam ci swą córkę za żonę i to będzie szczęście, o które mnie prosiłeś – rzekło Słońce. – Nie mogę tego uczynić, o słoneczny panie – muszę żyć na ziemi wraz ze swą matką staruszką, która dzień i noc wygląda mego powrotu. Zamyśliło się Słońce głęboko, usłyszawszy te słowa, i powiedziało: – Ha, jeśli taka twoja wola, to weź moją najukochańszą córkę, którą uratowałeś od śmierci, i żyj z nią szczęśliwie na ziemi. Dam ci też owe trzy stada reniferów, które należą do mnie, a które spotkałeś po drodze. Ponieważ nie wyciągnąłeś wtedy po nie ręki, więc teraz są twoje. Czumo rzucił się do nóg dobrotliwemu władcy, składając mu podziękę, i wkrótce wyruszył wraz ze swą żoną w daleką drogę. Trzy ogromne stada reniferów ciągnęły za nimi, nie popędzane przez żadnego pasterza. Gdy przybyli do rodzinnej chatki Czuma, stara matka wybiegła na próg i przysłaniając oczy dłonią przed jaskrawym światłem, gdyż była to pora, gdy na północy trwa dzień, poczęła przyglądać się dziwnym wędrowcom. „Pewnie to jakiś bogacz przejeżdża przez naszą wioskę" – pomyślała widząc niezliczone mnóstwo rogów i słysząc tętent kopyt tysięcy reniferów po stwardniałej ziemi. – Matko! Moja matko najdroższa, to ja, twój Czumo! – usłyszała nagle znajomy głos i syn rzucił się jej w ramiona ze śmiechem i łzami. Nie wierzyła własnym oczom biedna rybaczka, że to jej Czumo wrócił z piękną królewną i ogromnymi skarbami. Myślała, że to sen i że wszystko zniknie za chwilę, a ona zbudzi się, jak co dzień, sama w nędznej izbie, drżąc z głodu i chłodu.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O BIEDNYM SYNU RYBAKA I O CÓRCE SŁOŃCA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 155 Tymczasem córka Słońca wyjęła z kieszeni maleńki złoty kamyczek, rzuciła go na ziemię i w jednej chwili na miejscu nędznej chatki wyrósł pałac ze złota i srebra. I odtąd żyła stara matka ze swym kochanym synem Czumo i z piękną synową, córką Słońca, w szczęściu i spokoju, a ryb, tłuszczu i skór miała zawsze pod dostatkiem. I nigdy już odtąd nie zaznali zimna i nie drżeli w ciemnościach, bo Słońce co dzień zaglądało do swej córki i słało jej gorące promienie.
Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 156 WŁADCA METALI I OLENA KOCHAJĄCA ZŁOTO Baśń uralska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – WŁADCA METALI I OLENA KOCHAJĄCA ZŁOTO Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 157 Pewna wdowa miała piękną córkę Olenę. Wielu we wsi starało się o jej rękę, ale Olena za nikogo nie chciała wyjść za mąż. Pewnego razu o północy matka obudziła się i widzi, że córka leży i uśmiecha się we śnie. Rano matka zapytała: – Jaki to sen miałaś, córko? – Śniło mi się, matko, że przyjechał po mnie pan we wspaniałym powozie z miedzi i dał mi pierścień z czerwonym, błyszczącym kamykiem. – Ach, dziecko, zapomnij o tych snach, nic dobrego z tego nie wyniknie – powiedziała matka. Tego dnia przyszedł do domu młody sąsiad i poprosił wdowę, by mu dała Olenę za żonę. – Chętnie bym ci ją dała – rzekła z westchnieniem staruszka – lecz zapytaj najpierw, jaka jest jej wola. Ale Olena powiedziała: – Wyjdę za ciebie tylko wtedy, jeśli przyjedziesz w powozie z miedzi i dasz mi pierścień z czerwonym kamieniem. Młodzieniec ze smutkiem opuścił dom wdowy. Następnej nocy matka znowu widzi, że córka uśmiecha się we śnie. – Co ci się śniło? – pyta rankiem. – Ach, matko, śniło mi się, że zajechał przed naszą chatkę pan w srebrnym powozie i dał mi złotą przepaskę na czoło. – Porzuć te sny, jeszcze nieszczęście nam przyniosą – mówi ze smutkiem matka. W południe przyszedł młody pasterz z gór i prosi o rękę Oleny.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – WŁADCA METALI I OLENA KOCHAJĄCA ZŁOTO Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 158 – Wyjdę za ciebie tylko wtedy – odpowiedziała dziewczyna – jeśli przyjedziesz do mnie w karecie ze srebra i dasz mi złotą przepaskę na czoło. I pasterz ze smutkiem odszedł w góry.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – WŁADCA METALI I OLENA KOCHAJĄCA ZŁOTO Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 159 Trzeciej nocy matka obudziła się i widzi, że córka uśmiecha się we śnie. – Co ci się śniło w nocy, moje dziecko? – pyta Oleny. – Śniło mi się, matko, że przyjechał po mnie pan w złotej karecie i przywiózł mi suknie ze szczerego złota, a cała wieś patrzyła na mnie z zazdrością. – Ach, kiedyż się skończą te twoje nieszczęsne sny! – westchnęła matka. Tego samego dnia w samo południe zajechały trzy karety przed chatkę wdowy: złota, srebrna i miedziana. Złota zaprzężona była w osiem pysznych rumaków ze szczerego złota, drugą ciągnęły cztery konie srebrne, a ostatnią – dwa miedziane. Z miedzianej i srebrnej karety wyskoczyli piękni dworzanie, a ze złotej panicz odziany w szaty błyszczące jak słońce. Wchodzi panicz do chaty i prosi o rękę Oleny. Córka nawet matki nie pyta o zezwolenie, tylko szybko wije bukiet mirtowy i daje go paniczowi. On zaś wkłada na jej palec pierścień z czerwonym kamyczkiem, na czoło przepaskę złocistą i wiedzie ją do karety. Zapomniała Olena pożegnać matkę płaczącą na progu, tak szybko wsiadła do powozu z młodym paniczem. Paziowie trzaskają z bicza, kopyta dudnią po moście i trzy karety: złota, srebrna i miedziana znikają w oddali. Długo jechała Olena, aż w końcu stanęła przed olbrzymią skałą. Pan uderzył w nią laseczką ze złota, skała się nagle rozwarła i rumaki wleciały w głęboką, ciemną jaskinię. Olena słyszy straszny huk, aż ziemia się zatrzęsła. – Co to? – pyta przerażona. – Nic, to tylko zatrzasnęły się za nami wrota. Nie bój się – uspokoił ją pan – zaraz będzie jasno i pięknie. Ze wszystkich stron pieczary zbiegły się naraz krasnoludki w czerwonych spodenkach i zielonych czapeczkach. W rękach trzymały płonące łuczywa. Otoczyły karetę i krzyknęły: – Witaj, panie nasz, władco metali! – Witajcie, poddani moi! – odpowiedział pan w złotej karecie.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – WŁADCA METALI I OLENA KOCHAJĄCA ZŁOTO Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 160 Krasnoludki przyświecały im w drodze płomieniami pochodni; jechali długo, długo, aż dostali się do ogromnego boru, który porastał szczyty gór. Góry sięgały niebios i były z ołowiu; wszystkie świerki, buki i dęby były także ołowiane. Kiedy już mieli góry za sobą, ziemia zadrżała i wszystko zapadło się za nimi. Potem znaleźli się w pięknej dolinie otoczonej ze wszystkich stron wzgórzami ze srebra. Drzewa, krzewy, nawet trawy porastające ziemię były srebrne. Z tej doliny wydostali się przez przełęcz górską na wielką halę otoczoną skałami z miedzi. Gdy tylko minęli halę miedzianą, dał się słyszeć straszny huk i znów spiętrzyły się za nimi zwały gruzów. – Daleko jeszcze? – pyta Olena władcy metali. – O nie, dobiegamy kresu podróży. Patrzy Olena, a tu przed nią na szczycie góry stoi wspaniały pałac ze złota, srebra i diamentów. Prowadzi ją władca metali po stopniach z kryształu do wielkiej sali i mówi: – Wszystko to należy do ciebie – jesteś władczynią mego królestwa. Chodzi Olena i podziwia blask diamentów, siada na złotych krzesłach i przegląda się w srebrnych zwierciadłach. W końcu poczuła zmęczenie i głód. Na skinienie władcy metali krasnoludki zastawiają szybko stół z potrawami z miedzi, srebra, ołowiu i złota. Wszyscy jedzą z wielkim apetytem, lecz Olena niczego tknąć nie może.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – WŁADCA METALI I OLENA KOCHAJĄCA ZŁOTO Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 161 – Panie, daj mi kawałek chleba – prosi władcę metali. A on skinął na paziów i już na stole jawią się bochny chleba z miedzi, srebra, ołowiu i złota. Zalała się łzami nieszczęśliwa Olena, a władca metali każe swym sługom przynosić nowe przysmaki. – Łzy nic ci nie pomogą, przecież chciałaś mieć dużo złota i srebra. Życzenie twoje zostało spełnione – mówi pan metali. I tak żyła biedna Olena w królestwie podziemnym. Tylko trzy razy w roku władca metali pozwalał otworzyć jej bramę, przez którą wychodziła na ziemię, by żebrać o chleb u ludzi.
Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 162 O TRZECH BRACIACH KTÓRZY BYLI DO SIEBIE PODOBNI Baśń litewska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O TRZECH BRACIACH, KTÓRZY BYLI DO SIEBIE PODOBNI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 163 Dawno temu żyli trzej bracia tak do siebie podobni, że nie można było ich odróżnić. Kiedy dorośli, postanowili pójść w świat szukać szczęścia. Rozstając się zakopali w ziemi noże i przysięgli, że wrócą po niedługim czasie, a gdy czyjś nóż pokryje się rdzą, tego pójdą choćby na koniec świata szukać. I każdy z nich ruszył w inną drogę. Najmłodszy z braci, imieniem Jurgis, udał się na wschód. W drodze spotkał lwa. – Czy mogę ci towarzyszyć? – zapytał lew młodzieńca. – Będę ci bardzo rad – odpowiedział Jurgis i poszli razem. Wkrótce potem spotkali niedźwiedzia. – Czy mogę ci towarzyszyć? – zapytał niedźwiedź młodzieńca. – Będę ci bardzo rad – odpowiedział Jurgis i wziął niedźwiedzia ze sobą. Potem zaszedł mu drogę lis, w końcu zając i odtąd wędrowali wspólnie. Po siedmiu dniach i nocach znaleźli się w dużym mieście. Długo błąkali się po opustoszałych ulicach, zanim ujrzeli jakiegoś człowieka. Był on blady ze strachu i opowiedział Jurgisowi, że kraj cały pogrążony jest w żałobie. U wybrzeża morskiego pojawił się straszny smok i zażądał, aby mu oddano na pożarcie najpiękniejszą dziewczynę. Los padł na córkę królewską i oto dziś właśnie potwór ma pożreć królewnę. Gdy Jurgis to usłyszał, nie namyślając się wiele wyruszył wraz ze wszystkimi zwierzętami na morskie wybrzeże. Świtało już, gdy ujrzeli orszak królewski zmierzający ku wybrzeżu. Skoro królewna zbliżyła się do brzegu, straszliwy smok o sześciu głowach wynurzył się z wody. Wtedy Jurgis strzelił z łuku,
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O TRZECH BRACIACH, KTÓRZY BYLI DO SIEBIE PODOBNI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 164 zranił potwora w ślepia, a zwierzęta rzuciły się na smoka i rozerwały go w kawałki. Ocalona od śmierci królewna wróciła do pałacu. Radość jej ojca nie miała granic. – Ten, kto uratował moją córkę, będzie jej mężem – rozkazał ogłosić w całym kraju. Wówczas zgłosił się pewien dworzanin i powiedział: – To ja zabiłem smoka! Wdzięczny król oddał mu rękę królewny. Nazajutrz miał się odbyć ślub. Królewna płakała po kryjomu, gdyż dworzanin ten był bardzo złym i okrutnym człowiekiem. Bała się go i dlatego nie opowiedziała ojcu o jego kłamstwie. Jak wielkie było zdumienie królewny, gdy następnego dnia wśród gości weselnych ujrzała młodego Jurgisa, swego wybawcę! Upadła na kolana przed ojcem i wyznała mu całą prawdę. Król kazał wtrącić złego dworzanina do lochu. Wkrótce odbył się ślub Jurgisa i królewny. Pewnego dnia Jurgis ujrzał na niebie łunę. Kazał szybko osiodłać swego rumaka, zabrał lwa, niedźwiedzia, lisa i zająca i wyruszył w stronę, skąd widać było ogień. Nie zdołały go powstrzymać ani łzy królewny, ani prośby króla. Był już niedaleko miejsca, z którego buchały płomienie. Wtem ujrzał staruszkę drżącą z zimna. – Dlaczego nie grzejesz się przy ogniu? – zapytał Jurgis. – Nie wolno mi – odpowiedziała starucha. – Ale daj mi trochę sierści twoich zwierząt, to wnet się ogrzeję. Wtedy Jurgis dał jej trochę zajęczego puchu. Starucha rzuciła puch w ogień i w tej samej chwili Jurgis zamienił się w kamień. Tymczasem starszy brat Jurgisa powrócił do rodzinnego domu, odkopał nóż brata i... o zgrozo! Nóż był pokryty rdzą! Wtedy pomyślał: ,,Muszę ratować Jurgisa, choćbym miał zawędrować na koniec świata!" Czterdzieści dni i czterdzieści nocy wędrował średni brat, aż przybył do wielkiego miasta. Żałoba panowała w grodzie. – Kto tu umarł? – zapytał brat jakiegoś mieszkańca.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O TRZECH BRACIACH, KTÓRZY BYLI DO SIEBIE PODOBNI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 165 – Już pół roku minęło, jak waleczny król Jurgis, pogromca smoka, wyruszył w świat i ślad po nim zaginął – odpowiedział człowiek. Gdy brat to usłyszał, udał się na dwór królewski, a że był podobny do Jurgisa jak dwie krople wody, królewna wzięła go za męża i rzuciła mu się z płaczem w ramiona. Gdy się dowiedziała, że jest bratem Jurgisa, opowiedziała mu o wszystkim. Średni brat kilka dni przebywał na dworze królewskim. Pewnego wieczora ujrzał na niebie ogromną łunę.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O TRZECH BRACIACH, KTÓRZY BYLI DO SIEBIE PODOBNI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 166 Kazał osiodłać rumaka i ruszył w drogę. Po drodze spotkał lwa, niedźwiedzia, lisa i zająca. Zwierzęta prosiły, by je zabrał ze sobą, i wszyscy razem popędzili dalej. Niedaleko ognia ujrzał siwą staruchę, która drżała z zimna. Na prośbę starej dał jej troszkę puchu z futra niedźwiedzia. Starucha rzuciła puch w ogień i w tej samej chwili średni brat zamienił się w kamień. Tymczasem najstarszy brat udał się do domu rodzinnego, wykopał oba noże i ze zgrozą dostrzegł rdzę na ich ostrzach. Wówczas postanowił odszukać swych braci choćby na końcu świata. Czterdzieści dni i czterdzieści nocy wędrował przez góry i lasy, aż znalazł się przed murami wielkiego miasta, które pogrążone było w smutku i żałobie. Od mieszkańców dowiedział się, że kraj cały opłakuje swego dzielnego króla, pogromcę strasznego smoka. Nie namyślając się wiele, poszedł najstarszy brat na dwór królewski, a że był podobny do Jurgisa jak dwie krople wody, królewna zemdlała na jego widok z radości, myśląc, że to jej ukochany mąż. Gdy się dowiedziała, że jest jego bratem, prosiła, by został na dworze i był jej gościem. Lecz już następnego dnia o świcie, gdy najstarszy brat ujrzał czerwoną łunę na niebie, wyskoczył z łoża, dosiadł rumaka i jak wicher pognał w stronę lasu. Po drodze spotkał lwa, niedźwiedzia, zająca i lisa. Zabrał zwierzęta ze sobą i pojechał dalej. Niedaleko ognia ujrzał staruszkę drżącą z zimna. – Dlaczego nie grzejesz się przy ogniu? – zapytał. –Nie wolno mi; może mnie ogrzać tylko sierść twoich zwierząt! – A co to za laska? – rzekł najstarszy brat. To mówiąc wziął leżący na ziemi kij do ręki i zaczął nim okładać złą wiedźmę. – Powiedz, zła czarownico, coś zrobiła z moimi braćmi? – Oto oni – wskazała starucha na kamienie leżące przy ognisku. – Jeśli ich nie ożywisz, zabiję cię! – zagroził wiedźmie najstarszy brat. Czarownica przelękła się jego słów i rzekła:
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O TRZECH BRACIACH, KTÓRZY BYLI DO SIEBIE PODOBNI Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 167 – Idź do źródełka, które bije za siódmą górą i siódmą rzeką, nabierz z niego wody i skrop nią kamienie. Uczynił brat wedle słów wiedźmy, a gdy tylko krople wody ze źródełka spadły na kamienie, ożyli jego ukochani bracia. Skropił wodą staruchę -i w tej samej chwili zamieniła się w czarny kamień. Uradowani wrócili na dwór królewski. Królewna nie wierzyła swym oczom. Bracia byli tak do siebie podobni, że nie wiedziała, który jest jej mężem. Wtedy najmłodszy – Jurgis, rzucił się jej do kolan i rzekł: – Ukochana! To ja jestem Jurgis, twój mąż! Trzej bracia żyli długo zgodnie i szczęśliwie. Ale tęsknota za domem rodzinnym nie dawała im spokoju. Po wielu latach postanowili odwiedzić starego ojca, który żył samotnie w dalekiej krainie. Wszyscy trzej wraz z królewną i zwierzętami wyruszyli w drogę. Gdy już zmrok zapadł i trzeba było pomyśleć o noclegu, znaleźli się w lesie. Ujrzeli tam chatkę tak niziutką, że dachem dotykała ziemi. Chatka była pusta. Znużeni ułożyli się do snu. Tylko najstarszy brat nie mógł zasnąć. O północy przyleciały sowy i zaczęły hukać: – Pu-hu! Pu-hu! O, gdyby oni wiedzieli, że ich stary ojciec umiera w dalekiej stronie, nie spaliby tak spokojnie. Gdy najstarszy brat to usłyszał, obudził wszystkich, opowiedział im o nocnej rozmowie sów i szybko podążyli w drogę. Zastali ojca na łożu śmierci. Wtedy najstarszy brat skropił go wodą ze źródełka zza siódmej góry i siódmej rzeki i starzec powrócił do zdrowia. Odtąd wszyscy żyli w szczęściu i weselu.
Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 168 MĄDRA ODPOWIEDŹ Baśń łotewska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – MĄDRA ODPOWIEDŹ Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 169 Pewnego razu car spotkał na gościńcu starca i pyta: – Dlaczego masz głowę białą, a brodę czarną? Pokłonił się starzec i rzecze: – Dlatego, że włosy na głowie są o dwadzieścia lat starsze niż broda rosnąć mi zaczęła, gdy miałem dwadzieścia lat. Podobała się ta odpowiedź carowi. Rozkazał starcowi, aby nikomu nie opowiadał o tym, dopóki nie zobaczy go dwadzieścia razy. Gdy car wrócił do zamku, wezwał wszystkich swych oficerów i dworzan, a potem pyta: – Powiedzcie mi, dlaczego tak bywa, że głowa jest biała, a broda czarna. Długo głowili się bojarowie, ale nikt z nich nie znalazł właściwej odpowiedzi. Wtedy car kazał im wyruszyć w świat, by szukali odpowiedzi. Po pewnym czasie wszyscy wrócili z niczym i ze strachem zjawili się przed obliczem władcy. Wyśmiał car ich głupotę i rozkazał iść precz. Ale był jeden dworzanin, który słyszał kiedyś o mądrym starcu, pojechał więc do niego i zaczął go prosić, by mu dał odpowiedź na carskie pytanie. Zgodził się starzec, ale postawił jeden warunek: – Niechaj mi przyniosą dwadzieścia srebrnych monet, a na każdej monecie ma być wyryta głowa cara. Dworzanin przyniósł pieniądze, a wtedy starzec pouczył go, jak ma odpowiedzieć carowi. Carski sługa, szczęśliwy, puścił się w drogę powrotną i, stanąwszy przed tronem władcy, powiedział:
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – MĄDRA ODPOWIEDŹ Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 170 – Najjaśniejszy panie, odpowiedź na twoje pytanie brzmi: głowa jest biała dlatego, że jest starsza niż broda. Rozgniewał się car na starca, gdyż domyślił się od razu, że to on zdradził tajemnicę, i rozkazał przyprowadzić go natychmiast na swój dwór. – Dlaczego złamałeś mój zakaz? – pyta groźnie. – Powiedziałeś, panie, że tylko wtedy wolno mi będzie wyjawić prawdę, gdy zobaczę cię dwadzieścia razy. Woli twej stało się zadość. – Jak to?! – zawołał car. – Widziałem cię, panie, dwadzieścia razy na własne oczy – odpowiedział starzec. Rozgniewał się car jeszcze bardziej i już woła hajduków, by rzucili kłamcę do piwnicy. Wtedy starzec ozwał się w te słowa: * – Nie kłamię, najjaśniejszy panie, lecz mówię najszczerszą prawdę; oczy me widziały cię dwadzieścia razy na dwudziestu srebrnych monetach. Zadziwiła cara mądrość starego i chciał go jeszcze raz wypróbować, Wzywa wszystkich swoich dworzan na uroczystą wieczerzę, a starca sadza obok siebie z lewej strony.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – MĄDRA ODPOWIEDŹ Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 171 Podczas uczty car uderza lekko palcami po lewym ramieniu siedzącego obok rycerza i rozkazuje, by ten uderzył następnego, ten znowu następnego i tak dalej wokoło. Przyszła kolej na starca. Nie ośmielił się uderzyć cara i tylko zadał mu takie pytanie: – Co ma począć wędrowiec, gdy wyjdzie na takie miejsce, gdzie drogi rozchodzą się na cztery strony świata? Car odpowiedział: – Niech wróci, skąd przyszedł, i szuka nowej drogi. Wtedy starzec uderzył palcami siedzącego obok niego dworzanina po prawym ramieniu. Ten uderzył następnego, następny jeszcze dalszego i tak poszły uderzenia z powrotem. Wszyscy dziwili się mądrości starca, a najwięcej car. Zamyślił się głęboko, bo nie w smak mu poszło, że taki prosty chłop jest mądrzejszy niż on sam. – Hej! – mówi. – Coś ty mi jesteś zanadto sprytny. Każę cię wrzucić do lochu. – Jeśli pragniesz, panie, żeby mówili w całym świecie, że chcesz tylko nad głupcami panować, to wrzuć – rzecze starzec śmiało. Widzi car, że nie ma sposobu – uśmiecha się łaskawie, każe obdarzyć starca skarbami i puszcza go na wolność.
Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 172 ŚMIERĆ – KUMA Baśń łotewska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – ŚMIERĆ-KUMA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 173 Pewien ubogi chłop miał bardzo dużo dzieci. Kiedy urodził mu się jeszcze jeden syn, wybrał się na wieś, aby prosić przyjaciół i sąsiadów w kumy. Długo jednak wędrował od chaty do chaty na próżno. Wszyscy po kolei odmawiali mu tej przysługi. Ten mówił, że ma siano kopić, ów, że drwa rąbać, tamta, że musi płótno tkać, a inna znów, że dzieci pilnuje. I tak wszyscy bogaci gospodarze wymówili się od kumoterstwa z biednym chłopem. Poskrobał się chłop z zakłopotaniem w głowę, wyszedł na drogę i postanowił prosić w kumy pierwszego wędrowca, którego spotka na gościńcu. Stoi tak, stoi, patrzy, a tu idzie naprzeciw jakiś starzec. Zdziwił się chłop niepomału, gdy nieznajomy zatrzymał go i mówi: – Prawda-li to, że kumotrów poszukujesz? – Ktoś ty? – zapytał chłop. – Jestem Bóg. Wtedy chłop powiada: – Nie mogę ja ciebie wziąć w kumy, bo niesprawiedliwie czynisz, bogatym dajesz wiele, a biednym nic. I poszedł chłop dalej. Nagle zza krzaka wyskakuje chudy czarny człowieczek. – Czy nie chciałbyś iść w kumy do mojego syna? – pyta chłop. Człowiek odpowiedział piskliwym głosem: – Chętnie, mój przyjacielu. – A kto ty jesteś? – pyta chłop. – Jestem Diabeł. Potrząsnął chłop głową i powiada:
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – ŚMIERĆ-KUMA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 174 – Nie chcę ja ciebie, bo tylko ludzi mamisz swymi głupimi sztuczkami. I poszedł dalej. Nagle spotyka trzeciego wędrowca. Była to wysoka, koścista kobieta w czerni. – Czy nie chciałabyś być moją kumą? – pyta chłop. – Chętnie, jeśli tylko mnie zechcesz, gdy dowiesz się, kim jestem. – A jak ciebie zwą? – pyta chłop. – Jestem Śmierć. – Sprawiedliwa jesteś i mądra, wszystkich do siebie wzywasz po równi, czy to carów i królów ze stolic, czy to biednych chłopów z lepianek. Poproszę cię w kumy z radością. I przyszła Śmierć do chłopa biedaka w kumy, jadła, piła i weseliła się. Odchodząc, tak rzekła do ojca niemowlęcia: – Kiedy twój syn będzie miał szesnaście lat, przyjdę go odwiedzić. Jegor (bo takie mu dali imię) rósł zdrowo i szczęśliwie w ubogiej chacie. Kiedy minął mu szesnasty rok i wszyscy już zapomnieli o Śmierci-Kumie, zjawia się ona pewnego dnia w lepiance i tak mówi do swego chrzestniaka: – Chcę uczynić z ciebie, chłopcze, wielkiego lekarza. Słuchaj uważnie, co ci powiem: gdy ujrzysz mnie u łoża w nogach chorego, wtedy weź to ziele, zanurz w wodę i wlej choremu trzy krople w usta, a wkrótce wyzdrowieje. – Ale kiedy zobaczysz mnie u wezgłowia, wtedy nie wolno ci dawać choremu żadnego lekarstwa, gdyż musi on umrzeć. Zostawiła Śmierć Jegorowi garść ziela i znikła. Od tej pory Jegor zasłynął jako sławny lekarz. Setki chorych z najdalszych zakątków kraju błagały go o pomoc. Ten, kogo podjął się leczyć, wkrótce powracał do zdrowia, ten zaś, kogo leczyć się wzbraniał, umierał. W ten sposób syn biednego chłopa stał się człowiekiem bogatym i sławnym. Pewnego razu zachorował ubogi chłop z rodzinnej wioski Jegora. Żona przyszła prosić lekarza o pomoc. Jegor wsiadł do karety i wkrótce stanął przed chatą sąsiada. Wchodzi do izby i patrzy, a tu Śmierć stoi u wezgłowia chorego. Rzecze wtedy Jegor do żony umierającego: – Nic tutaj poradzić już nie mogę, śmierć mu pisana.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – ŚMIERĆ-KUMA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 175 Uderzyła w płacz biedna kobieta, a dzieci nuż błagać i prosić Jegora, by ich nie opuszczał, by nie zostawiał ich ojca i żywiciela bez pomocy. Ulitował się Jegor, gładzi główki dzieci i myśli, jak by tu uratować chorego. Każe wszystkim opuścić izbę, w której leżał umierający, a sam szybko odwraca łoże tak, by wezgłowie było tam, gdzie przedtem nogi. Zanurza pęk ziół w wodzie i zwilża choremu wargi. Śmierć spojrzała surowo na chrzestniaka, pogroziła mu palcem i znikła. A chory wstał z łoża jakby nowonarodzony. Hej, zapanowała radość w ubogiej chacie, a podziękowaniom nie było końca. Zdarzyło się raz, że stary ojciec Jegora zachorował śmiertelnie. Staje syn przed łożem rodzicielskim i patrzy przerażony, a tu Śmierć wyrosła u wezgłowia. Nie zastanawia się Jegor ani
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – ŚMIERĆ-KUMA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 176 chwili, odwraca łoże, zanurza ziele w wodę i paru kroplami zwilża ojcu wargi. Rozgniewała się wtedy Śmierć okrutnie, że już drugi raz przekracza jej zakaz, wzięła chrzestniaka za rękę i wiedzie do podziemnego zamku. Ogromna sklepiona sala jarzy się milionem świeczek dużych, małych i średnich. Niektóre ledwie się tlą, słabo chwieją się ich płomyczki, niektóre zgorzały do połowy, a jeszcze inne palą się jasnym, równym płomieniem. Pyta Jegor: – Co to za świeczki? Śmierć odpowiada: – Każda świeczka to życie ludzkie. – A gdzie moja świeczka? Wtedy pokazała mu Śmierć świecę do połowy wypaloną i rzecze: – Widzisz, miałbyś jeszcze wiele lat życia przed sobą, ale za to, że dwa razy mnie oszukałeś, muszę ją zdmuchnąć. Spojrzała na Jegora łagodnie i dodała: – Choć mi cię żal, bo jesteś moim chrzestniakiem i nie dla zapłaty wywiodłeś mnie w pole, nic na to nie mogę poradzić. Widzi Jegor, że nie tak groźnie Śmierć wygląda. Nabrał więc otuchy i nuż ją prosić a molestować, by mu jeszcze darowała życie. Musiała widać Śmierć bardzo lubić swego chrzestniaka, bo zgodziła się w końcu na jego prośbę, a nawet zapaliła drugą, wielką świecę na miejsce wypalonej do połowy i przedłużyła w ten sposób życie Jegorowi. Ale gdy powrócił na świat z podziemia, stała się rzecz dziwna. Nie mógł już odtąd wyleczyć żadnego chorego, bo nie widział Śmierci ani u nóg, ani u wezgłowia. W końcu zdało mu się, że to był tylko sen albo bajka. A i my włóżmy to między bajki.
Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 177 PRZĄDKI ZŁOTA Baśń estońska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 178 Przed wiekami, przed dawnymi żyła w niedostępnym dzikim borze zła wiedźma. Miała trzy pasierbice, piękne jak zorza wieczorna, a najmłodsza z nich była najpiękniejsza. Żyły one w głuszy leśnej, z dala od ludzkich osad i nigdy jeszcze nie widziały człowieka. Znały tylko słońce we dnie, a księżyc i gwiazdy w nocy. Od brzasku do zmroku musiały na rozkaz złej macochy pracować przy kądzieli i prząść złote nici. Gdy tylko kończyły jeden motek, zjawiała się zaraz jak spod ziemi stara i nakładała drugi. Gotowe nici zabierała macocha do swej komory, której wrota zamykała na trzy ogromne zamki. Siostry nie wiedziały, skąd macocha przynosi złote przędziwo do chaty, i nie domyślały się wcale, na czyje szaty je przeznacza. Trzy razy do roku znikała stara wiedźma na pewien czas z domu; wracała ze swoich wędrówek potajemnie nocą, gdy pasierbice spały, tak że nie wiedziały nigdy, co przywoziła ze sobą. Zanim wyruszyła w podróż, zostawiała im tyle roboty, że biedne dziewczęta musiały pracować podwójnie, by zdążyć przed powrotem macochy. Ciężka byłaby ich dola, gdyby nie ukończyły swej pracy. Właśnie stara wybierała się znów w podróż i, przywoławszy do siebie pasierbice, tak rzekła: – Zostawiam wam tu motki złotego przędziwa; niech ręce wasze nie ustają w pracy nawet na chwilę, a oczy nie odwracają się od złotych nici. Jeśli którakolwiek z was zerwie swą nić, biada jej. Nić straci złocisty blask i nic go jej nie przywróci, a wtedy spotka was wszystkie kara. To powiedziawszy stara znikła za wrotami chaty w ciemnościach nocy.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 179 Trzy biedne siostry siedziały od świtu do nocy nad robotą i bez wytchnienia przędły, przędły. Ręce im pomdlały z wyczerpania, palce popuchły od pracy, na czołach perlił się pot kroplisty, ale żadna z nich nie podniosła głowy ani nie wyrzekła słowa.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 180 Trzeciego dnia pod wieczór usłyszały nagle tętent przed chatą i gwałtowne pukanie do wrót. Przerażone uciekły do komory. Tylko najmłodsza ośmieliła się spojrzeć przez szparę i ujrzała pięknego, młodego królewicza w pozłocistych szatach. A było to tak: Królewicz z pobliskiego państwa polował w lasach na niedźwiedzia i w zapale myśliwskim tak się oddalił od swej świty, że zabłądził i znalazł się sam w gęstwinie. Nie słyszał już szczekania psów ani odgłosów myśliwskich. Minęła godzina i dwie, a on na próżno szukał drogi w puszczy. Tylko echo odpowiadało na jego głośne wołania. Znużony zsiadł z konia, aby odpocząć w cieniu drzew, i położywszy się na miękkim mchu, zasnął. Kiedy się obudził, słońce stało już nisko. Począł znów szukać drogi i zrozpaczony rzucił się z koniem na lewo, w stronę gdzie las był rzadszy. Nagle ujrzał wąską ścieżynę. Uradowany popędził rumaka wkrótce stanął nad starą, zbutwiałą kładką przerzuconą przez leśny strumyczek. ,,No, nareszcie jakiś ślad ludzkiej osady!" – pomyślał. Przeciął szybko zieloną polanę otoczoną wysokimi świerkami i znalazł się przed małą chatką pokrytą ze starości mchem. Gdy na jego pukanie nikt nie odpowiadał, pchnął drzwi porywczo i wszedł do izby. Stały tu tylko trzy kądziele. Na podłodze leżały stosy złocistego przędziwa, rzucając blask na całą izbę, ale gdzież się podziały prządki? Na prawo ujrzał drzwi o trzech zamkach zawarte na głucho; uderzył w nie mieczem, ale drzwi wydały tylko głuchy podźwięk i nawet nie drgnęły pod ciosem. Wtedy królewicz pchnął inne maleńkie drzwiczki wiodące do komory trzech sióstr i wszedłszy do izdebki ujrzał trzy dzieweczki cudnej piękności przytulone do siebie i drżące ze strachu. – Kto jesteście, o piękne – zapytał zdumiony królewicz po chwili milczenia. – Jesteśmy prządkami złota – odpowiedziała najstarsza. – A kim ty jesteś, o panie? – zapytała ciekawie najmłodsza przyglądając mu się szeroko otwartymi oczyma, gdyż nigdy jeszcze żadna z nich nie widziała nikogo z ludzi poza macochą. – Jestem synem króla tego państwa – odpowiedział myśliwy – zabłądziłem na polowaniu i nie mogę odnaleźć drogi do pałacu.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 181 Wtedy siostry, ośmielone grzecznością królewicza, ugościły go mlekiem i chlebem, a potem opowiedziały mu o swej ciężkiej pracy, o złej macosze, która je męczy, i błagały, by je uwolnił. Tymczasem myśliwi dzień i noc szukali królewicza, aż wreszcie zrozpaczeni wrócili z niczym do pałacu. Król rozkazał na nowo przetrząsnąć całą puszczę, ale nigdzie nie natrafiono na ślad zaginionego. Dopiero trzeciego dnia któryś z myśliwych natknął się na ścieżkę prowadzącą do chatki złej wiedźmy i odnalazł królewicza. Smutne było rozstanie trzech sióstr-prządek z królewskim gościem. Ale najsmutniejsze były oczy najmłodszej, której serce przepełniła miłość do młodzieńca. Królewicz pożegnał siostry serdecznie, podziękował im za gościnę i odpowiedział na ich prośby: – Na mój miecz się zaklinam, że nie spocznę, póki was nie uwolnię od złej macochy. Nie mówcie jej tylko o tym, że tu byłem, a wkrótce o mnie usłyszycie. A do najmłodszej rzekł: – Jadę do mego ojca, by mu powiedzieć, że znalazłem dla siebie żonę, a dla niego piękną i dobrą synową. Radość biednej dziewczyny nie miała granic. Długo patrzyła na niknącą postać królewicza ze srebrną kitą na kołpaku. Teraz siostry musiały powrócić do swej pracy. Ze strachem w sercu myślały o bliskim powrocie macochy. Co będzie, jeśli nie zdążą skończyć roboty? Ale największe przerażenie ogarnęło najmłodszą prządkę; myśląc bowiem o królewiczu zerwała przez nieuwagę złotą nić. Nagle ujrzała, że jej przędziwo utraciło swą pozłocistą barwę i blask. Leżało obok kądzieli jak stos brudnej wełny. Na próżno czyściła i prała dzień cały zaczarowane przędziwo. Pozostało szare i brzydkie, pozbawione złotego połysku. W nocy wróciła macocha. Zbudziła siostry i rozkazała im pokazać sobie przędziwo. Gdy zobaczyła u najmłodszej stos wyblakłych nici, wpadła w straszny gniew. – Ty wstrętny leniuchu, coś ty zrobiła?! Przez ciebie nici straciły blask! Ale nie ujdzie ci to na sucho, niegodziwe stworzenie!
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 182 Zamknęła pasierbicę do komory i tam codziennie biła ją i przeklinała nie dając chleba ni wody. Na prośby dwu pozostałych sióstr odpowiadała: – Nie litujcie się tak nad jej losem, gdyż to samo was czeka prędzej czy później. Biedna prządka umarłaby niechybnie z głodu i bicia, gdyby nie pomoc sióstr. Co noc zakradały się do jej więzienia i przynosiły chleb i mleko. Pewnego razu, gdy macocha zasnęła twardo, najmłodsza poprosiła siostry, by ją choć na chwilę wypuściły z komory. Tak dawno już nie czuła chłodnego powiewu wiatru na policzkach, nie widziała jasnych gwiazd na niebie, że zapragnęła odetchnąć świeżym powietrzem. Siostry zgodziły się na to, mimo strachu przed złą wiedźmą, gdyż bardzo kochały swą najmłodszą siostrzyczkę. Dziewczyna cicho wymknęła się z chaty i wyszła na polanę. Usiadła pod sosną i poczęła płakać nad swą dolą. Na sośnie siedział wielki, czarny kruk i czyścił sobie pióra przed snem. Gdy prządka go ujrzała (a rozumiała ona mowę ptaków), odezwała się w te słowa: – Kruku, ty najmądrzejszy z ptaków świata, zechciej mnie wysłuchać. Pomóż mi, jestem taka nieszczęśliwa. – Cóż ci się stało, kto wyrządził ci krzywdę? – zapytał kruk. Wtedy dziewczyna opowiedziała mu o wszystkim: o przyjeździe królewicza z dalekich stron, o złej macosze i o swoim losie. – Jeśli chcesz mi pomóc, kruku – powiedziała wreszcie – poleć do pałacu królewskiego i powiedz królewiczowi, że zła macocha męczy mnie i głodzi, gdyż nici straciły swój złoty blask. Jeżeli on mnie nie uwolni, wkrótce czeka mnie śmierć. – Nie płacz – zakrakał kruk – pomogę ci. I poleciał natychmiast na zachód, a prządka z nadzieją w sercu powróciła do swego więzienia. Pod wieczór następnego dnia rozległo się krakanie kruka nie opodal chaty, pod okienkiem zamkniętej dziewczyny. Nocą wymknęła się znów tajemnie przy pomocy sióstr i pobiegła na polanę. Kruk już na nią czekał czyszcząc dziób zawzięcie.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 183 – Miałem szczęście – zakrakał – zastałem w ogrodzie królewskim syna czarodzieja wiatrów. Zna on nasz język i wszystko powtórzył królewiczowi, którego jest druhem serdecznym. Taką ci przynoszę odpowiedź: ,,Gdy minie siedem dni i siedem nocy, wyjdź z domu i czekaj na królewicza przy kładce". A muszę ci powiedzieć, że twój królewicz to dobry pan: dał mi duży kawał smacznego mięsa na drogę – powiedział kruk z zadowoleniem, trzepocząc skrzydłami. Uradowana dziewczyna podziękowała krukowi serdecznie i wróciła cichutko do chaty. Zbliżał się siódmy dzień. Pożegnała się z siostrami i przyrzekła im święcie, że uczyni wszystko, by je uwolnić spod władzy macochy. O oznaczonej porze wymknęła się z komory i usiadła na trawie obok kładki. Była ciemna noc. Strumyczek szemrał spokojnie wśród zarośli. Już kogut zapiał w kurniku macochy, a ona wciąż jeszcze czekała. Wciąż przykładała ucho do ziemi, ale żaden dźwięk nie mącił nocnej ciszy. Niepokój zakradł się do jej serca. Czyżby królewicz zabłądził? A może zapomniał o niej i wcale nie przyjedzie? Ale nie, to niemożliwe! Był taki dobry dla niej i dla sióstr. Dopiero między drugim a trzecim pianiem koguta usłyszała tętent koni. Ujrzała w brzasku porannym orszak rycerzy, na którego czele jechał królewicz. Zeskoczył z rumaka, wziął ją na siodło i pognali w las. Gdy wyjechali z puszczy, słońce stało już wysoko na niebie. Tymczasem macocha obudziła się i zauważywszy, że znikła najmłodsza pasierbica, wpadła w straszną złość. Poczęła bić sękatym kijem dwie pozostałe siostry, by zdradziły, dokąd uciekła najmłodsza. Ale siostry milczały jak grób mimo razów czarownicy. Wtedy zerwała w sadzie dziewięć pęczków rozmaitych ziół, posypała je solą, związała konopianą nicią i rzuciła na wiatr, wymawiając straszne zaklęcie: Pędź, kłębku, w dal, leć z wichrem, leć, tę, co ucieka, chcę martwą mieć!
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 184 Było już południe, kiedy królewicz wraz ze swą świtą stanął nad brzegiem rwącej rzeki, przez którą prowadził tak wąski most, że jeźdźcy mogli po nim przejechać tylko gęsiego. Królewicz ze swą narzeczoną wjechał pierwszy na most. Nagle zerwała się ze świstem wichura, tumany pyłu przesłoniły niebo. Prządka przerażona zachwiała się na siodle i wpadła w nurty rzeki, nim królewicz zdążył ją pochwycić. To zdradliwy kłębek przyleciał z wiatrem i dotknąwszy sukni uciekającej prządki spełnił żądanie macochy. Do późnej nocy, królewicz i rycerze szukali zatopionej dziewczyny w głębinach rzeki, ale nie znaleziono nawet jej ciała. Zrozpaczony królewicz, gdy powrócił do pałacu, ciężko zachorował ze zgryzoty i był bliski śmierci. Król-ojciec zawezwał lekarzy z całego kraju, ale nikt nie mógł pomóc królewiczowi. Leżał w ciemnej komnacie i coraz bardziej opuszczały go siły. Aż pewnego razu przybył na dwór królewski syn czarodzieja wiatrów. Gdy dowiedział się o chorobie swego przyjaciela, rzekł: – Poślijcie do Finlandii po mego ojca, on mu na pewno pomoże. I posłał król do Finlandii swych rycerzy, prosząc potężnego władcę o pomoc. Czarodziej przybył na skrzydłach wichru północnego i spojrzawszy na chorego królewicza odezwał się w te słowa: – Zły kłębek gnany wiatrem sprowadził nieszczęście, teraz tylko wiatr może przywrócić zdrowie królewiczowi. Niechaj trzy dni leży w powiewie wiatru z południa, a czwartego dnia będzie mu lepiej. I stało się tak, jak powiedział. Czwartego dnia królewicz mógł po raz pierwszy powstać z łoża i odtąd z każdą godziną przybywało mu sił. Gdy już zupełnie powrócił do zdrowia, postanowił wyruszyć na miejsce, gdzie stracił swoją ukochaną. Gdy stał zamyślony nad wodą, usłyszał śpiew z głębi rzeki: Złej macochy klątwy srogie rzuciły mnie w fale rzeki. Na nic płacz wasz, siostry drogie, zostanę tu już na wieki.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 185 Królewicz szybko podbiegł nad sam brzeg, by odszukać ślady tej, która śpiewała tę pieśń, ale na próżno rozglądał się wokół. Na falach nie było nikogo. Tylko na środku koryta rzecznego, w pobliżu mostu, kołysał się biały, piękny kwiat lilii wodnej wśród ogromnych, zielonych liści. Wtedy królewiczowi błysnęła nagle myśl: „Pójdę do chatki sióstr-prządek, może one pomogą mi odnaleźć moją ukochaną". I natychmiast skierował się w stronę ich mieszkania. Czekał do świtu. Gdy tylko słońce wychyliło się zza drzew, wyszła z chaty średnia siostra i nachyliła się nad źródełkiem, by się umyć. Wtedy królewicz podszedł do niej i opowiedział jej o wszystkim. Dziewczyna zawezwała drugą prządkę. Gdy królewicz wspomniał o lilii wodnej i o śpiewie, który usłyszał nad rzeką, obie od razu zrozumiały, że ich najmłodsza siostrzyczka nie zginęła, lecz żyje w nurtach rzeki zamieniona w kwiat. Prządki kazały królewiczowi ukryć się w zaroślach i czekać tam aż do wieczora. O zmierzchu wymknęły się z chaty i zaniosły królewiczowi kawałek ciasta, które upiekły potajemnie, dodając doń różnych, sobie tylko wiadomych ziół. – Weź ten placek, panie, i zjedz go popijając wodą źródlaną, a będziesz rozumiał mowę ptaków. Tylko ptaki mogą nam pomóc w tej sprawie. A teraz musisz odejść, gdyż może cię zobaczyć macocha. A nie zapomnij, królewiczu, o nas i o naszej niewoli, gdy już wyratujesz naszą najmłodszą siostrę. I z tymi słowy zniknęły w zaroślach otaczających polanę. Następnego ranka królewicz udał się w drogę powrotną. Zjadł placek, popił go wodą źródlaną i natychmiast zaczął rozumieć mowę ptaków śpiewających w lesie. Niedaleko mostu ujrzał dzięcioła i drozda na szczycie wysokiej topoli, pod którą zatrzymał się dla odpoczynku. – O, jak głupi są ci ludzie, nic nie rozumieją! Już od roku obok mostu płacze najmłodsza pasierbica złej macochy, zamieniona w lilię wodną. Skarży się na swój los tak żałośnie, że nie mogę bez smutku przelatywać nad rzeką. Ale nikt nie spieszy jej z pomocą – zaświergotał drozd.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 186 – Tak, tak, ludzie są głupi i nie wiedzą, co się dzieje na świecie. Czasami nawet bardzo mi ich żal – pokiwał łebkiem dzięcioł. – A przecież, by ocalić dziewczynę, trzeba tylko powiedzieć o wszystkim czarodziejowi z Finlandii, a on już będzie wiedział, jak ją uratować. „Och, jakie to szczęście, że rozumiem teraz mowę ptaków. Gdybym tylko mógł dostać się szybko do tego czarodzieja! Ale mieszka on wśród śniegów i lodów tak daleko, że chyba rok minie, zanim tam dotrę" -pomyślał królewicz. Wtem usłyszał nad swoją głową rozmowę czerwonych gilów. – Wiesz – mówi jeden do drugiego – opowiadał mi przyjaciel, że w Finlandii jest wspaniały mech do budowania gniazd; lećmy do Finlandii, może tam będzie lepiej naszym dzieciom. – Zatrzymajcie się na chwilę, drogie gile – przemówił królewicz w ptasim języku – zanieście ode mnie czarodziejowi wiatrów w Finlandii tysiące pozdrowień i zapytajcie go, czy może zamienić lilię wodną w człowieka. Gile zgodziły się chętnie i zaraz odleciały na północ, a królewicz wrócił na most i zapatrzył się na cudny kwiat kołyszący się na falach. Ale daremnie czekał na pieśń zatopionej prządki. Wokoło panowała głucha cisza. O północy wrócił do zamku nikomu nic nie mówiąc o swej tajemnicy. Po kilku dniach, gdy siedział zamyślony w ogrodzie królewskim, nagle ujrzał orła o olbrzymich skrzydłach, który krążył nisko nad ogrodem. Orzeł, dostrzegłszy królewicza, jeszcze bardziej zniżył swój lot i wreszcie usiadł na murze baszty zamkowej. – Mam dla ciebie, królewiczu, pozdrowienia od wielkiego czarodzieja północy. Kazał ci powiedzieć te słowa: „Niechaj królewicz pójdzie nad brzeg rzeki, tam gdzie rośnie lilia. Niechaj nie lęka się niczego i rzuci się do wody wyrzekłszy przedtem zaklęcie: Wietrze mój, wietrze północy, niech na umówiony znak z człowieka stanie się rak.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 187 Gdy zamieni się w raka, niech dotrze do korzeni wodnej lilii, które tkwią głęboko w mule, niechaj przetnie je swymi szczypcami, a potem schwyci łodygę kwiatu. Nie wolno mu wypuścić łodygi ani na chwilę, inaczej zginą oboje. Potem niech wypłynie na powierzchnię i skieruje się na lewy brzeg w stronę srebrnolistnej topoli, co rośnie tuż nad wodą. Niedaleko topoli leży ogromny kamień. Wtedy Królewicz-rak musi położyć lilię na tym kamieniu i wyrzec ludzkim głosem słowa: Powstań z lilii, dziewczę młode, a ja z raka się wywiodę. Gdy tylko orzeł skończył, wzniósł się wysoko w górę, zatoczył koło nad głową młodzieńca i znikł w chmurach. Królewicz długo siedział oszołomiony i rozmyślał nad słowami, które przekazał mu orzeł. Wtem usłyszał nad sobą krakanie wrony: – Królewiczu, nie zwlekaj, twoja narzeczona od dawna wygląda pomocy. Nie obawiaj się niczego. Słowo czarodzieja wiatrów jeszcze nigdy nie zawiodło. Dodało to królewiczowi otuchy; powstał, dosiadł rumaka i udał się na most. Tam usłyszał znowu cichutką skargę zatopionej prządki złota: Złej macochy klątwy srogie rzuciły mnie w fale rzeki. Na nic płacz wasz, siostry drogie, zostanę tu już na wieki. A mój miły pewnie zginął, zabrały go wody sine i roztrzaskały w kotlinie. Gdy królewicz usłyszał dźwięk głosu ukochanej, nie tracił chwili czasu, lecz szybko wypowiedział zaklęcie. Natychmiast zamienił się w wielkiego, czarnego raka i popełzł na dno rzeki, tam gdzie tkwiły w mule korzenie wodnej lilii. Uchwycił je szczypcami, przegryzł w jednej chwili i popłynął wraz z kwiatem w stronę brzegu. Tu uchwycił się krzaka wierzbiny, odpoczął chwilę i znów
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 188 popłynął dalej, tam gdzie rosła srebrnolistna topola. Wypełzłszy na brzeg rzeki odszukał wielki kamień i położywszy na nim kwiat zaczarowany, rzekł: Powstań z lilii, dziewczę młode, a ja z raka się wywiodę. I natychmiast stanęła nad brzegiem wody dziewczyna cudniejsza niż słońce, a obok niej młody królewicz w pozłocistych szatach. Szczęście obojga nie miało granic. Królewicz posadził uratowaną cudownie narzeczoną na swego rumaka i popędził jak wicher do pałacu. Stary król nie posiadał się z radości, widząc szczęście ukochanego jedynaka. Wyprawił młodej parze wspaniałe wesele, sprosił gości z całego kraju, z bliska i z daleka, i wszyscy trzy dni jedli, pili i weselili się. Czwartego dnia rankiem wyszedł królewicz wraz ze swą żoną do sadu. Gdy siedzieli pod kwitnącą jabłonią, usłyszeli nagle głos sikorki: – O wy ludzie, niewdzięcznicy! Zapomniałaś już o tym, prządko złota, że zła wiedźma męczy w leśnej chacie dwie twoje siostry? Więc już do końca życia mają pozostać u niej w niewoli? Byłyście wszystkie trzy córkami wielkiego króla, ale czarownica porwała was z domu rodzicielskiego i zaprzęgła do złej roboty, przeklętej przez ludzi i zwierzęta. Oto trzy razy do roku wykradała słońcu potajemnie jego złote promienie i kazała wam prząść z nich nici, z których pragnęła utkać sobie odświętną złocistą szatę. Dlatego coraz zimniej staje się na świecie i słońce ma coraz słabszy blask. Ale teraz ty, królewiczu, musisz uwolnić świat od złej wiedźmy i wyrwać spod jej władzy siostry swej żony. Jeśli tego nie uczynisz, nie zaznasz szczęścia na ziemi. Gdy usłyszeli te słowa, bardzo się obydwoje zawstydzili, że mogli choć na chwilę zapomnieć o biednych prządkach z lasu. Zwłaszcza królewna płakała rzewnie i jęła zaklinać królewicza, by ją zabrał z sobą na wyprawę. Wnet królewicz zwołał rycerzy, wsiedli na rumaki i pojechali do puszczy. Królewna-prządka nie chciała ni razu odpocząć w drodze, byle jak najszybciej uwolnić swe siostry.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 189 Gdy znaleźli się na polanie, biedne dziewczęta ujrzały ich z okienka, przy którym przędły, i niepomne na gniew macochy wybiegły z chaty. Padły sobie wszystkie trzy w objęcia i to płakały, to śmiały się ze szczęścia. Tymczasem rycerze pozsiadali z koni i z królewiczem na czele udali się z mieczami w dłoniach do chaty czarownicy. Niektórzy z towarzyszy królewicza ostrzegali go, by nie wchodził do izby, gdyż wiedźma może go zaczarować, ale królewicz odważnie pchnął drzwi wiodące do izby staruchy. Ale jakież było zdziwienie wszystkich, gdy mimo że przeszukali całą chatkę od piwnic do strychu, nigdzie nie znaleźli śladu złej wiedźmy. I nic dziwnego, gdyż czarownica ujrzawszy rycerzy, a na koniu obok królewicza najmłodszą swą prządkę – zrozumiała, że koniec jej nadszedł. Uciekła co prędzej kominem i nigdy odtąd nie pokazała się w tej krainie. Złotą przędzę zabrał królewicz na trzech wozach do pałacu królewskiego i tam siostry utkały z niej wspaniałe szaty dla wszystkich ludzi w państwie. I odtąd słońce grzało mocniej, gdyż zła wiedźma nie wykradała mu promieni.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – PRZĄDKI ZŁOTA Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 190
Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 191 O MĄDREJ SAŁYM – CHAN Baśń gruzińska
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDREJ SAŁYM-CHAN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 192 Żył niegdyś na świecie możny kniaź, który miał syna imieniem Achmat. Kiedy Achmat dorósł, a kniaź się postarzał, ojciec postanowił wypróbować swego syna, jedynego następcę. Wezwał do siebie Achmata i rzecze: – Synu mój, jutro o świcie wyruszamy w góry, przygotuj wszystko do dłuższej podróży. – Dobrze, ojcze – odpowiedział Achmat. Wieczorem Achmat rozkazał sługom przygotować wina i mięsiwa na drogę, a sam jeszcze przed świtem osiodłał dwa najlepsze rumaki i o oznaczonej porze czekał przed domem. Ojciec obejrzał rumaki i uprząż, potem spojrzał na torbę z żywnością przytroczoną do siodła i powiedział: – Po cóż nam te zapasy, zostaw je, mój synu. Achmat posłusznie odwiązał torbę i oddał służbie. Ojciec i syn dosiedli koni i wyruszyli w drogę. Długo jechali, słońce wyjrzało zza gór, świeciło im prosto w oczy, wreszcie zaczęło się zniżać ku zachodowi, a oni wciąż jeszcze byli w drodze. Dokąd miała ich zaprowadzić ta droga i po co jechali – Achmat nie wiedział. Nigdy w życiu nie widział tych okolic i nigdy nie słyszał o tych gajach i dolinach. Wreszcie znaleźli się w miejscu, gdzie droga rozchodziła się w dwie strony: w prawo i w lewo. Kniaź zatrzymał swego rumaka u rozdroża i rzekł do syna: – Achmacie, synu mój, tyle godzin już wędrujemy, a końca drogi nie widać. Głód mi już doskwiera i zmęczenie mnie ogarnia; czy nie masz czegoś, co by złagodziło mój głód, i czy nie mógłbyś skrócić choć trochę naszej drogi? Zdziwił się syn usłyszawszy te słowa.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDREJ SAŁYM-CHAN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 193 – W jaki sposób, ojcze, mogę zaspokoić twój głód? Przecież sam rozkazałeś mi zostawić torbę z żywnością w domu. Jakże mogę skrócić naszą drogę, skoro nie domyślam się nawet, dokąd jedziemy? Niechaj twój gniew nie spadnie na mą głowę, ale żądasz ode mnie, ojcze, rzeczy niemożliwych. – Biada mi – powiedział stary kniaź ze smutkiem – lepiej wcale nie mieć syna niż widzieć, że jest pozbawiony rozumu. Po czym z gniewem zawrócił konia i pogalopował do domu. Za nim w oddali jechał truchtem Achmat. ,,Biada mi – dumał – widać na stare lata ojciec mój stracił rozum i sam nie wie, czego chce. Przecież nie mam dywanu latającego, aby długą drogę uczynić krótką, i nie znam takiego zaklęcia, na które by spod ziemi zjawiło się jadło i wino. Tak tylko w baśniach bywa". Wróciwszy do domu Achmat rozsiodłał rumaki i poszedł spać, ale stary kniaź nie mógł zasnąć. – Jestem już stary – rozmyślał – niedługo pora mi umrzeć, a jakże mój Achmat będzie panować? Trzeba go czym prędzej ożenić. Gdyby dostał mądrą żonę, być może, nauczyłaby go rozumu". Na drugi dzień rozesłał kniaź po całym kraju swaty. Wysłańcy znaleźli dla kniazia synową, która – jak się zdawało – posiadała wszystkie zalety: była rozumna, dobra i urodziwa. Nie odkładał kniaź zaręczyn i sprosił gości huk. Jedli, pili i tańczyli do upadłego. Po tygodniu kniaź znów wezwał Achmata i rozkazał mu przygotować wszystko do drogi. I znów, podobnie jak za pierwszym razem, Achmat z wieczora przytroczył torbę żywności do siodła i o oznaczonej porze zjawił się na dziedzińcu. Ale i tym razem kniaź rozkazał mu zostawić torbę z żywnością w domu, potem dosiadł konia i pojechał tą samą, co wówczas, drogą. Nie powiedział, dokąd jadą, a kiedy dojechali do rozdroża, znowu zwrócił się do syna i z tą samą prośbą: – Synu mój, zmęczyłem się i głód mi dokucza, czy nie zaspokoisz mego głodu i nie skrócisz naszej drogi? Nie wiedział biedny Achmat, co powiedzieć, i zwiesił głowę w ponurym milczeniu. Rozgniewał się ojciec.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDREJ SAŁYM-CHAN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 194 – Ach, ty głupcze! – krzyknął; potem zawrócił ostro konia i pogalopował do domu. Ze smutkiem powracał Achmat do pałacu, serce przepełniał mu wstyd, żal i gniew. Choć nie powiedział narzeczonej ani słowa, od razu domyśliła się, że coś niedobrego przydarzyło się miłemu.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDREJ SAŁYM-CHAN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 195 – Powiedz mi, drogi mój, co za smutek cię dręczy? – pyta. – Jaka troska chmurzy ci czoło? – Ach, po cóż ci mam opowiadać? I tak mi nie pomożesz – odrzekł Achmat. A może pomogę, kto wie? – odparła narzeczona. Achmat opowiedział jej więc o wszystkim, co mu się przydarzyło. O tym, jak pojechał z ojcem w góry raz i drugi, jak ojciec nie pozwolił mu zabrać ze sobą żywności i nie powiedział, dokąd jadą, a potem na niego, Achmata, zwrócił swój gniew za to, że nie umiał zaspokoić jego głodu i znaleźć krótszej drogi. – Czyż on rozum stracił?! – krzyknęła narzeczona. – Któż to słyszał, ażeby człowieka nakarmić bez jadła i skrócić drogę nie wiedząc, dokąd prowadzi? Słyszał to wszystko stary kniaź, westchnął ze smutkiem i pokiwał głową. Rankiem wezwał sąsiadów, wydzielił w ich obecności swej niedoszłej synowej wielki posag i odesłał ją z powrotem do domu rodziców. – Wystarczy – rzekł – że mam syna niezbyt bystrego, nie chcę, by i synowa była głupia. Po pewnym czasie kniaź postanowił sam wyruszyć w drogę, szukać żony dla Achmata. Rozkazał podać sobie rumaka i opuścił zamek. Jechał, jechał, a kiedy słońce skryło się za górami i zmierzch okrył ziemię, postanowił zatrzymać się gdzieś na nocleg. Właśnie w tym czasie młody pastuch gnał drogą stado owiec. Bądź pozdrowiony, czabanie* – rzekł kniaź podjeżdżając do chłopca. – Nie wiesz, jak daleko do najbliższego osiedla? – Bądź pozdrowiony, panie – odparł pastuch. – Nasza wioska leży niedaleko, ot, za tym pagórkiem. Widzisz, panie, ludzie się tam tłoczą. – Widzę, widzę – odparł kniaź. – A nie wiesz, co robią ci ludzie o tak późnej porze? – W naszej wiosce zmarł pewien człowiek – odparł chłopiec – i teraz odbywa się jego pogrzeb. – Czy ten człowiek zupełnie umarł, czy niezupełnie? – zapytał kniaź.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDREJ SAŁYM-CHAN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 196 Zdziwił się pastuch, z początku nie wiedział nawet, co odpowiedzieć, a potem rzekł: – Wiadomo, że ze wszystkim umarł. – No, jeśli ze wszystkim – odpowiedział kniaź – to i nie ma go komu żałować. Chłopiec zdziwił się jeszcze bardziej, ale nic już nie rzekł, tylko sobie pomyślał: ,,Widać ten starzec nie jest przy zdrowych zmysłach". W końcu znaleźli się we wsi. – Powiedz mi, mój drogi – pyta kniaź – gdzie mógłbym przenocować i odpocząć po podróży? – Uczyń nam łaskę, panie, i zatrzymaj się w naszym domu – odrzekł pastuch. – Znajdziesz u nas odpoczynek i serdeczną gościnę. A oto nasz dom, pierwszy przy drodze. Zagnał stado za ogrodzenie, po czym pomógł zsiąść z konia kniaziowi i powiódł go do chaty. Gospodarz wyszedł naprzeciw gościa, a córka gospodarza Sałym-Chan odpasała kniaziowi miecz. Posadziła gościa na honorowym miejscu przy ognisku. Sałym-Chan postawiła przed nim misę jadła i dzban wina, a gospodarz zasiadł z nim do rozmowy. Po wieczerzy przygotowali mu łoże, a Sałym-Chan jęła czyścić mu buty. Leży kniaź na miękkiej pościeli i słyszy wszystko, co się dzieje za ścianą w sieni. A tam rozmawiali brat z siostrą. – Wybacz mi moje słowa – mówi brat-pastuszek – ale wydaje mi się, że nasz gość jest niezupełnie przy zdrowych zmysłach. Kiedy zobaczył, że chowają naszego sąsiada, zapytał: „Czy zupełnie umarł ten człowiek, czy nie?" Omal nie parsknąłem śmiechem. Chyba nie myśli, że chowamy ludzi żywcem! – Od razu widać, że jesteś jeszcze mały i nie nabrałeś rozumu – odparła mu siostra Sałym-Chan. – To z ciebie śmiać się należy, a gość nasz to człowiek mądry wiekiem i doświadczeniem, tylko ty nie zrozumiałeś jego słów. – A cóż znaczą te słowa? – pyta brat. – Nasz gość chciał się dowiedzieć, czy zmarły pozostawił jakich potomków, czy nie, bowiem póki krew zmarłego krąży w żyłach dzieci, śmierć jego nie jest śmiercią zupełną. Usłyszał kniaź słowa dziewczyny i pomyślał: „Chwała niechaj będzie Allachowi, że przywiódł mnie do tego domu. Ta prosta wieśniaczka jest najmądrzejszą dziewczyną na świecie. Ona będzie żoną mego syna".
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDREJ SAŁYM-CHAN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 197 Jak postanowił, tak też uczynił. Następnego dnia pożegnał swych gościnnych gospodarzy, wrócił do domu i posłał swatów do Sałym-Chan. Wkrótce wyprawili wesele. Kniaź zaprosił gości z całego kraju, wino lało się rzeką, stoły uginały się od jadła, tańcom i śpiewom nie było końca. Po pewnym czasie wezwał kniaź Achmata i rzekł: – Synu mój, jutro skoro świt wyruszamy w góry, postaraj się, aby wszystko było gotowe do drogi. – Dobrze, ojcze – odpowiedział syn posłusznie – wola twoja jest dla mnie rozkazem. O brzasku osiodłał Achmat rumaki i przyprowadził je na dziedziniec. Żywności tym razem nawet nie przytroczył do siodła, gdyż wiedział, że ojciec i tak nie pozwoli jej zabrać. Rankiem pojechał kniaź ze swym synem znaną drogą. I znowu u rozstajnych dróg ojciec zatrzymał konia i ozwał się do Achmata w te słowa: – Synu mój, zmęczyłem się i jestem głodny, proszę cię, zaspokój mój głód i skróć naszą drogę. Omal nie zapłakał Achmat. – Jakże ja mogę spełnić twą wolę, ojcze, i zaspokoić twój głód, jeśli nie wzięliśmy ze sobą żywności, i w jaki sposób mogę skrócić drogę, kiedy nie wiem nawet, dokąd jedziemy? Rozgniewał się kniaź na syna i krzyknął: – Ech, ty głupcze! – po czym popędził konia i pomknął z powrotem do domu. Ciemną nocą ojciec i syn wrócili do dworu. Achmat rozsiodłał konia i ponury udał się do swych komnat. Siedzi przy ognisku, nie je, nie pije i z żoną nie rozmawia. – Miły mój, jaka troska legła ci na sercu? – pyta SałymChan. – Ach, po cóż mam słowa tracić na próżno? – odpowiada Achmat niechętnie. – Powiedz mi jednak, kto wie, może ci pomogę – nalega żona. – Nikt mi pomóc nie może – odrzekł Achmat ze smutkiem. – Trzeci już raz bierze mnie ojciec w drogę, nie mówi, dokąd jedziemy, i nie pozwala brać ze sobą żywności, a gdy zmęczy się długą drogą i głód mu się da we znaki, gniewa się na mnie, że nie umiem jego głodu zaspokoić i drogi skrócić. Wysłuchała jego słów Sałym-Chan i roześmiała się wesoło.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDREJ SAŁYM-CHAN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 198 – Ach, mój miły mężu – powiada – jakże mogłeś nie zrozumieć żądania ojca? – Zrozumieć łatwo – mówi Achmat – ale wypełnić trudno. – Jeślibyś zrozumiał ojca – powiedziała Sałym-Chan – żądanie jego nie wydałoby ci się trudne do spełnienia. Przecież ojciec nie żądał od ciebie niemożliwości. Kiedy skarżył się na głód, powinieneś był wyciągnąć fajkę, nabić tytoniem i dać mu zapalić. Ojciec zapaliłby fajkę i zapomniałby o głodzie. Przecież wojak nie zawsze ma torbę z żywnością, lecz z fajką nie rozstaje się nigdy. A kiedy kniaź cię prosił, byś skrócił drogę, to mogłeś mu opowiadać jakąś ciekawą historię o bohaterskich czynach, o wielkich mężach, o tym, coś widział na świecie, o tym, co słyszałeś od ludzi. Zasłuchałby się kniaź i nawet by nie zauważył, że upłynęło wiele godzin. Mądra i ciekawa rozmowa skraca drogę. Wszystko to słyszał stary kniaź, uśmiechnął się i westchnął z ulgą: – Nie zawiodłem się na mojej synowej. I tak żyli sobie wszyscy w szczęściu i pokoju. Ale pewnego razu zdarzyło się nieszczęście. Na kraj napadli wrogowie, wzięli do niewoli starego kniazia, wioski spalili, bydło zabrali, miasta splądrowali. Długo męczył się kniaź w lochu, aż zaczął prosić swych dozorców, aby pozwolili mu zobaczyć wodza, Dżiatkara. Przyprowadzili kniazia do Dżiatkara. – Chciałeś mnie widzieć. Czego chcesz? – pyta Dżiatkar. – Mam prośbę do ciebie – rzekł stary kniaź. – Mów! – rozkazał Dżiatkar. – Mężny jesteś i wielką posiadasz władzę – rzekł kniaź. – Władasz sławnym ludem, kraj twój jest bogaty, ale jesteś młody. Posłuchaj mnie starego. Bogactwo twoje nie wzrośnie od tego, że będziesz mnie więzić w ciemnicy, jeśli zaś zwrócisz mi wolność, dam ci bogaty okup. – Czymże ty, nieszczęsny, chcesz się wykupić? Przecież wszystkie twoje bogactwa są moją własnością. Czyżbyś posiadał coś, czego ja nie posiadam? – zapytał dumnie Dżiatkar. – Dam ci pięćset baranów z krzywymi rogami i pięćset z prostymi -odparł kniaź – pięćset byków z prostymi rogami i pięćset bez rogów.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDREJ SAŁYM-CHAN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 199 – Jakże ci mam uwierzyć – zaśmiał się Dżiatkar – że przywiedziesz mi takie stado? Toć przecież nikt na świecie nie słyszał, by barany miały proste rogi, a byki nie miały ich wcale. Chociaż jestem młody, nie uważam się za głupca. – Jeśli mi nie wierzysz – spokojnie odparł kniaź – to pozwól, że zrobimy tak: ja zostanę tutaj, a ty poślij swoich wysłańców do mojego syna, niechaj mu powiedzą, jaki za mnie dać okup. – Dobrze – zgodził się Dżiatkar – wyślę gońców, a ty pozostaniesz u mnie jako zakładnik. – Tylko nie zapomnij powiedzieć swoim wysłańcom – dodał kniaź -ażeby, gdy przyjdą do mego domu, natychmiast wzięli topór, który leży u progu, naostrzyli go i zrąbali środkowy słup, ten, który podtrzymuje dach domu. Taka była między mną a synem umowa, że jeśli znajdę się w nieszczęściu i przyślę wysłańców po okup, tylko tym ma wierzyć, którzy zrąbią środkowy słup mego dworu. Będzie to znak, że potrzebna mi pomoc, że jeśli nie wykupi mnie z niewoli, ród mój zostanie bez podpory, tak jak bez podpory ostał się pułap domu. – No cóż, niechaj się stanie według twej woli – zaśmiał się Dżiatkar – ale pamiętaj, jeśli nie otrzymam za ciebie obiecanego okupu, czeka cię śmierć, a lud twój pójdzie w niewolę. I rozkazał Dżiatkar wysłać gońców do Achmata. Przyjechali gońcy do domu kniazia i nie mówiąc ni słowa wzięli topór, naostrzyli i zaczęli rąbać środkowy słup. Zobaczył to Achmat i chciał się na nich rzucić z mieczem, ale Sałym-Chan powstrzymała go w porę. Cierpliwie czekała, póki gońcy nie ukończyli roboty, a potem zaprosiła ich do domu i posadziła za stołem. Dziwni goście podjedli, popili i dopiero wtedy zaczęli opowiadać, z czym przyszli. Noc całą rozmyślał Achmat, jak ma ocalić ojca. Co czynić? Dżiatkar żąda przecież rzeczy niemożliwych! Rankiem postanowił wezwać wszystkich mieszkańców grodu. – Jeśli nie znajdziecie – powiada – pięciuset baranów z krzywymi rogami i pięciuset z prostymi, ponadto pięciuset byków z prostymi rogami i pięciuset bez rogów, zginie nasz kniaź, a naród nasz jęczeć będzie w jarzmie niewoli.
Baśnie narodów Związku Radzieckiego – O MĄDREJ SAŁYM-CHAN Opracowanie edytorskie Jawa48© Strona 200 Ludzie nie wiedzą, co czynić! Byki z prostymi rogami i barany z krzywymi rogami znaleźć łatwo, ale skąd wziąć barany o prostych rogach i byki bez rogów? Przecież takie nie istnieją na świecie! – Może Dżiatkar zgodziłby się wziąć zamiast nich krowy, które często bywają bezrogie, albo kozy, które mają proste rogi? – rzekł ktoś z tłumu. Poszedł Achmat do gońców i o zamianie im prawi, ale ci nawet słyszeć nie chcą o tym. – Wasz kniaź – mówią – sam wyznaczył dla siebie taki okup. Wiedział więc chyba, co mówi. Minęło trzy dni, ale w całym kraju nie udało się znaleźć ani jednego barana o prostych rogach i ani jednego byka bez rogów, bo i skądże je wziąć? Nie ma przecież takich na szerokiej ziemi. Wtedy rzekła Sałym-Chan do męża, Achmata: – Wezwij swój lud i pozwól mi przemówić do niego, może uda mi się uczynić możliwym to, co wydaje się niemożliwe. I znów wzywa Achmat swych poddanych, a Sałym-Chan rzecze do nich w te słowa: – Niechaj gniew wasz nie spadnie na mą głowę, wybaczcie mi, słabej niewieście, słowa, z którymi zwracam się do was, mężczyzn. Chcę wam pomóc, by to, co trudne, stało się łatwe, i by uczynić możliwym to, co wydaje się niemożliwe. Widzę, że całym sercem chcielibyście ocalić naszego kniazia i nasz kraj, ale w żaden sposób nie możecie znaleźć ani baranów o prostych rogach, ani byków bezrogich. Ale chwała niech będzie Allachowi, nasz kniaź ich nie potrzebuje, nie o to prosi. Pragnie on, abyście zebrali mężne wojsko i pięciuset rycerzy uzbroili w strzelby (to są właśnie barany o prostych rogach), a pięciuset uzbroili w szable (oto barany z krzywymi rogami). Nasz kniaź chce ponadto, by pięciuset rycerzy uzbroić w kopie i dzidy (a otóż i byki z prostymi rogami). Niechaj to wojsko napadnie na rozbójnicze gniazdo Dżiatkara i oswobodzi naszego kniazia. A kiedy nasi wrogowie będą zwyciężeni, wtedy jeszcze pięciuset ludzi winno wejść do ich grodu i zabrać wszystko, co zagrabili w naszym kraju. Tym ludziom oręż nie jest potrzebny i dlatego nazywa ich kniaź bezrogimi bykami. Napaść musimy na rozbójników tak niespodzianie, jak niespodzianie uderza topór. Wtedy będą oni tak samo bezbronni, jak bezbronny jest zrąbany przez nich słup naszego dworu.