Emma obróciła się i jej oczom ukazał się krępy, ciemnowłosy
mężczyzna w szarym ubraniu roboczym, który opierał się o framugę
drzwi.
– Jego matka za to płaciła. Wydała dziedzictwo Eleny. W Paryż, w
Londyn, w Berlin, w Rzym. Florencja, Padwa, Wenecja – mówił,
wyliczając nazwy miast na palcach. – Maluje, maluje, maluje. Ile
sprzedajesz?
Marco obrzucił intruza nienawistnym spojrzeniem, ale nie odezwał
się ani słowem.
– Nic. Ani jednego. A dlaczego? Są dobre. Perfekcyjne kopie.
Dlaczego on nie sprzedaje ani jeden cholerny obraz?
– Sta zitto, Giovanni.
– Wkrótce sprzedaje. Nie teraz. Niegotowe. Niedobre. Nie teraz –
przedrzeźniał go Giovanni, udając głos smarkacza, jednocześnie
wykrzywiając nieogoloną twarz i obelżywie wydymając usta. Jego ciemne
oczy pełne były nienawiści.
– Giovanni!
– Ja liczę. Ja wiem. Ja sprawdzam w Internecie. Ja znam ceny.
Tysiące euro każdy obraz. Pół miliona euro tutaj. Pół miliona!
Emma odwróciła się w stronę Marco, który nie odrywał oczu od
szwagra. Giovanni był najwyraźniej niezmiernie z siebie zadowolony.
Rozumiała, skąd brała się frustracja mężczyzny. Potrzebowali pieniędzy,
ale Marco nie chciał się pozbywać swoich prac. Przecież to były tylko
kopie, genialne reprodukcje, ale mimo wszystko kopie. Nie powinien być
do nich jakoś specjalnie przywiązany. A sprzedanie kilku sztuk na pewno
opłacałoby się bardziej niż malowanie portretów turystów na ulicy lub
nalewanie piwa w barze czy wykonywanie każdej z prac, którą wymienił
wcześniej.
– Ja idę pływać – rzucił w końcu Marco. – Ty idziesz?
Emma przytaknęła. Nie miała odpowiedniego stroju na plażę, ale
zaintrygował ją. Marco był dziwnym mężczyzną. Dziwnym w piękny
sposób. Chciała wiedzieć, czy jest prawdziwym artystą, czy tylko
doskonałym fałszerzem rzemieślnikiem. Czy to możliwe, że lata
odtwarzania upośledziły jego kreatywność? Marco pokazał jej obrazy z
kolekcji zajmującej połowę pomieszczenia. Miała nadzieję, że druga
połowa kryła jego własne prace.
Marco zamknął drzwi stodoły i zostawili Giovanniego na progu.
Przeszli na skróty dróżką pomiędzy jego atelier a domem Eleny. Na krańcu
ścieżki Emma dojrzała morze.
– Czy będę mogła obejrzeć twoje prace?
– Ja pokazuję tobie moje prace. – Na pierwszy rzut oka widać było,
że Giovanni wyprowadził go z równowagi.
– Obrazy po drugiej stronie pracowni – powiedziała powoli, z
nadzieją, że zrozumie, o co jej chodzi.
– One nie są gotowe.
– Są ich tam tuziny.
– Co to tuziny?
– Tanto.
– Niegotowe.
– Mogę je obejrzeć?
Marco zatrzymał się i spojrzał na nią. Złość w jego oczach gdzieś się
ulotniła. Odniosła wrażenie, że miał zamiar coś powiedzieć, ale zmienił
zdanie i zaniechał tego pomysłu.
– Mój angielski. Niedobry. Ja nie mogę tłumaczyć. My pływamy?
Zeszli kamienistą ścieżką, która doprowadziła ich do małej plaży, nie
dłuższej niż dziesięć metrów. Woda była krystalicznie czysta z lekko
błękitnym odcieniem. Takiej tafli można było się spodziewać na
tropikalnej wyspie. Marco przeszedł przez piaszczysty brzeg w stronę skał
i wdrapał się na nie, po czym wyciągnął dłoń, by jej pomóc. Emma miała
pod jeansami długie do kolan skórzane buty, które kupiła w Rzymie.
Podczas zimy były jej błogosławieństwem, ale teraz wyglądały śmiesznie.
Szli wzdłuż wąskiej krawędzi przy klifie, aż dotarli do płaskiej skały, która
zwisała nad morzem na poziomie około dwóch metrów.
Emma spojrzała w dół, wychylając się poza krawędź. Woda poniżej
wydawała się wystarczająco głęboka. Miała ciemniejszy odcień błękitu,
ale nadal była przejrzysta, więc można było zobaczyć dno. Stojący za nią
Marco zdążył już zrzucić buty i zabrał się do zdejmowania koszuli.
Rozpiął kilka guzików, po czym ściągnął ją przez głowę. Emma
obserwowała go z zainteresowaniem. Nie należał może do najwyższych
mężczyzn, ale był szeroki w ramionach, dobrze zbudowany i silny. Do
tego jego ruchy były szybkie, płynne, pełne gracji. Podszedł do krawędzi
klifu i Emmie wydawało się przez chwilę, że wskoczy do wody w swoich
niebieskich jeansach, ale w mgnieniu oka i one zostały zrzucone. Pod nimi
miał czarne obcisłe bokserki. Emma nie mogła nie zauważyć jego bardzo
zgrabnego tyłka i silnych ud. Stanęła z tyłu, aby podziwiać skok Marco i
lepiej przyjrzeć się jego ciału, kiedy niespodziewanie zgubił gdzieś
bokserki i nie myśląc wiele, zanurkował. Na jego ciele nie było
nieopalonych miejsc. Najwyraźniej miał w zwyczaju pływać nago.
Podeszła szybko do krawędzi, żeby zobaczyć, jak wynurza się z głębiny.
Nie ulegało wątpliwości, że był doskonałym przedstawicielem swojej płci.
– Ty wchodzisz? – zapytał znad powierzchni wody.
Ale Emma nie mogła tego zrobić. Było w nim coś intrygującego,
niezwykłego. Nie okazywał żadnego zainteresowania nią jako kobietą. Do
tej pory nie przyłapała go na tym, żeby się jej przyglądał. Do tej pory ani
razu nie dotknął jej w sposób, który mógłby być odebrany jako próba
flirtu. Zasadniczo w ogóle z nią nie flirtował. Wprawdzie istniała między
nimi bariera językowa, ale chodziło o coś więcej.
Nie miała zamiaru pokazywać mu się teraz nago. To byłoby zbyt
przyziemne, pozbawione erotyzmu. Byłoby to równoznaczne z
pogodzeniem się, że zostaną tylko przyjaciółmi. A ona nie chciała, by
został tylko jej przyjacielem. Pragnęła dotrzeć do głębi jego wnętrza.
Wiedziała, że otoczył się przed nią obronnym murem. Giovanni go
zdenerwował, prawdopodobnie upokorzył, co sprawiło, że ostatecznie
zamknął przed nią swoje atelier.
– Nie, jest zbyt zimno.
Gdy Marco wspiął się na skały i wrócił po swoje ubrania, jej już nie
było.
Dziewięć
Gdy do domu wkroczył Marco, Emma siedziała w kuchni w
towarzystwie Eleny, z głową psa Pluto na swoich kolanach. Rozmawiały
właśnie o matce Marco i jej planach wobec syna. Okazało się, że od
najmłodszych lat wykazywał niezwykłe zdolności, a matka pielęgnowała
jego talent najlepiej, jak mogła. Nie miała jednak przekonania do sztuki
współczesnej. Wierzyła, że prawdziwy artysta, zanim zacznie
eksperymentować, powinien posiąść najpierw wiedzę o dawnych
technikach malarskich. Marco wziął sobie tę filozofię do serca. Niestety,
jego matka zmarła, zanim jej synowi udało się stworzyć pracę, którą
zawdzięczał tylko sobie.
– O czym ona mówi? – zapytał Marco od drzwi.
Położył się na słońcu, by wyschnąć przed powrotem do domu, i
zdziwił się, że Emma jeszcze nie wyjechała. Giovanni pracował dla
lokalnego wytwórcy serów. Prowadził małą ciężarówkę z towarem między
Lecce, Otranto i Brindisi. Podróżując z Brindisi do Otranto, często wpadał
do domu, dlatego Marco przypuszczał, że Emma zabierze się z nim w
drodze powrotnej.
– Mówię, że ty nie lubić kobiety. Chłopcy też nie. On lubić farby i
tylko farby.
– Maluję. Mówiłem jej, że maluję – powiedział, po czym zwrócił się
do Emmy: – Mówiłem ci, że maluję, nie?
– On nigdy nie ma fidanzata[1].
– Elena!
– Taka jest prawda. Skąd jesteś, Emmo? – zapytała Elena.
– Z Australii.
– Teraz maluję – przerwał im Marco.
– Mogę popatrzeć?
Elena się zaśmiała.
– Dlaczego się śmiejesz? – zdziwiła się Emma.
– Nigdy nie pozwala patrzeć.
Marco miał już dość uszczypliwych uwag siostry, dlatego wyciągnął
dłoń w stronę Emmy.
– Chodź ze mną.
Zaprowadził ją do swojego atelier.
– Ja maluję. Ty patrzysz? – zapytał.
– Tak. Bardzo bym chciała, proszę.
Posadził ją ponownie na taborecie i bezceremonialnie odrzucił na
bok płachtę zakrywającą najmniejsze z płócien. Obraz przedstawiał starszą
kobietę. Był sugestywny, surowy, realistyczny. Emmie nasunęło się
skojarzenie z Lucianem Freudem, chociaż portret nie był brzydki. Marco
namalował ją tak, jakby był jej kochankiem. Jej oczy, wyłaniające się
ponad niedoskonałościami starzejącej się skóry, wpatrywały się
hipnotyzująco w zafascynowaną Emmę, jakby kobieta znała ją przez całe
życie.
– Kto to jest?
Marco podszedł do ławy, na której zgromadził niezliczone pędzle,
buteleczki, słoiki, szmatki i szkicowniki wypchane luźnymi kartkami.
Podał Emmie szkic, na którym widniała ta sama kobieta. Podpis na dole
mówił: „Michelle Roen, 2005”.
– Czy to jedna z osób, które szkicujesz na ulicy?
– Si, sempre due. Uno dla mnie. Uno dla oni.
Zajął się swoimi buteleczkami i słoikami. Nagle przerwał, odwrócił
się i spojrzał na nią, jakby chciał jej coś wytłumaczyć. Zaczął powoli i
wyraźnie mówić:
– Mój projekt. Dla zabawy. Dla mnie.
Wskazał kolekcję płócien, które stały oddzielone od pozostałych.
Wszystkie były niewielkich, portretowych rozmiarów.
– Mogę je obejrzeć?
– Si, si. Chcę.
Emma podeszła i odwróciła pierwsze płótno, z którego spoglądał na
nich mężczyzna około czterdziestki. Miał okrutny wyraz ust i zagadkowe
spojrzenie. Wyglądał, jakby ktoś przyłapał go na kłamstwie, a Marco
utrwalił go w momencie, zanim mężczyzna zdołał wymyślić jakąś
wiarygodną wymówkę. Drugi portret przedstawiał kolejnego mężczyznę, o
ciemnej karnacji, ciepłym spojrzeniu i uśmiechu malującym się w
kącikach ust, który wywołał uśmiech również na twarzy Emmy, jakby
śmiali się z tego samego dowcipu. Portrety Marco, ascetyczne w swym
realizmie, wydobywały coś niezwykłego z jego modeli, jakąś ukrytą cechę
charakteru, którą Marco potrafił uchwycić w ciągu dwudziestu minut,
które z nimi spędzał. Następny był portret kobiety – patrzyła w dal
obojętnym wzrokiem, a zaraz za nią staruszka w kapeluszu sącząca napój
przez słomkę. Obdarzyła Emmę spojrzeniem pełnym tęsknoty. I tak było
ze wszystkimi portretami Marco. Każdy z nich okazywał się trafnym
studium ludzkiej natury. Jego styl był spójny. Marco potrafił wiernie oddać
na płótnie dokładnie to, co widział. Z daleka można było wziąć je za
zdjęcia, ale gdy Emma przyjrzała się im bliżej, wyraźnie widziała odważne
pociągnięcia pędzla i wprawne wykorzystanie kolorów.
– One są niesamowite, Marco. Mógłbyś zrobić wystawę. Czy któraś
z tych osób wie, że ją namalowałeś?
– Nie – odpowiedział.
– Masz ich imiona. Nie powinno być problemu z ich odnalezieniem,
przynajmniej niektórych z nich.
Nie skomentował tego. Przygotowywał się do malowania, chociaż
Emmie trudno było sobie wyobrazić, co jeszcze można by poprawić w
obrazie kobiety, który znajdował się na sztalugach. Wyglądał na równie
kompletny co pozostałe portrety.
– Czy te są skończone?
– Nie – odpowiedział i włączył mały odtwarzacz CD, z którego
popłynął łagodny jazz.
– A te są skończone? – zapytała, pokazując palcem kopie
renesansowych obrazów.
– Nie.
– A te? – Wskazała ruchem głowy setki płócien, których jej nie
pokazał.
Marco odwrócił się i spojrzał na nie w zamyśleniu.
– Ja nie malować. – Odłożył na bok pędzel, który trzymał w dłoni.
Emma usiadła na krawędzi tapczanu. Materac był twardszy, niż
przypuszczała.
– Co będziesz robić?
– No lo so.
– Mogę zdjąć buty?
Marco skinął głową i obserwował uważnie, jak rozpina długie
kozaki, ściąga je i ustawia równo jeden przy drugim u podstawy tapczanu.
Miała na sobie skarpetki w biało-różowe pasy.
– Naszkicujesz mnie? – zapytała niespodziewanie. Gdy
wypowiedziała te słowa, jej twarz spłonęła rumieńcem. Gdy tak siedziała z
nim sam na sam w jego atelier, na jego łóżku, poczuła się, jakby zadała mu
zupełnie inne pytanie. Przecież dopiero się poznali. A jednak…
– Nie.
– Dlaczego nie?
Marco był najwyraźniej zakłopotany jej obecnością, zastanawiająco
poruszony. Nie patrzył w jej kierunku. Nie odpowiedział na jej pytanie.
– Śpisz tutaj? – zadała mu kolejne pytanie, poprawiając poduszki.
Wyczuwała na łóżku jego zapach. Mogła wyobrazić sobie, że rozbiera się
dla niego do naga. Nie zawahałaby się tego zrobić. Nigdy wcześniej nikt
nie namalował jej obrazu, nie mówiąc o akcie. Ta sytuacja była
naszpikowana możliwościami, na myśl o których jej ciało przeszył dreszcz
podniecenia. Podniosła do góry stopy i podwinęła je pod siebie.
– Si – odpowiedział, po czym dodał, jakby udało mu się znaleźć
właściwe słowo: – czasami.
– Sam?
– Si, sempre.
Dystans, który budował między nimi, był przesiąknięty seksualnym
napięciem. Widziała, że próbuje nad sobą zapanować. Była o tym
przekonana.
– Czy mogłabym prosić o kieliszek wina?
Spojrzał na nią ciemnymi, poważnymi oczyma. Nie mógł powiedzieć
„nie”. Nie mógł powiedzieć „tak”.
– Czy chcesz, żebym sobie poszła? – zapytała, była jednak pewna
jego odpowiedzi. Obserwowała go. Jego oczy nie były w stanie ukryć
emocji. Były pełne ekspresji. Otwarte. Szczere.
Podszedł i nalał jej kieliszek wina, po czym stał nad nią jeszcze przez
chwilę, przyglądając się jej bezceremonialnie. Zwróciła uwagę na jego
pełne usta. Miała ochotę je całować. Podał jej kieliszek i wycofał się do
swojego bezpiecznego azylu przy sztalugach.
– Ty zostajesz, ja maluję. Si?
Upiła wina i wpatrywała się w niego bez słowa.
A on zrobił dokładnie to, co powiedział. Zaczął malować. Niemal
cały czas milczał. Emma rozłożyła się na poduszkach, obserwując go
uważnie. Minęła godzina. Zadała mu kilka pytań, na które udzielił
zdawkowych, jednosylabowych odpowiedzi. Otworzyła album z dziełami
sztuki, prześlizgując się po kartkach niewidzącym wzrokiem. Ale co
chwila spoglądała na Marco i patrzyła, jak pracuje. Był niezwykle
skoncentrowany. Ale gdy sięgnęła po szkicownik leżący na stole, zabronił
jej go otworzyć. Minęła kolejna godzina. Nalała sobie drugi kieliszek
wina. Alkohol w połączeniu z pustym żołądkiem wywołał zawroty głowy.
Wzięła kolejny album i wyciągnęła się na łóżku.
I podczas gdy artysta tworzył swoje dzieło, Emma zapadła w sen.
Dziesięć
Emma znajdowała się w tym rozkosznym zakątku na granicy jawy i
snu, trwając w stanie błogiej nieświadomości, pozbawionej nawet marzeń
sennych. W końcu zaczęła powoli wracać do rzeczywistości, ale nie
wiedziała jeszcze do końca, jakie konsekwencje niosła ze sobą pobudka.
Podniosła powieki i jej oczom ukazały się surowe belki stodoły, lecz
niczego jej to nie mówiło. Po chwili wszystkie elementy zaczęły układać
się w całość. Zapach terpentyny. Łagodny jazz. Książka spoczywająca na
jej piersiach. Pusty kieliszek po winie. Wszystko wyglądało dokładnie tak
jak wcześniej. Musiała zdrzemnąć się na chwilę. Za oknem wciąż było
jasno, ale Marco nie stał już przy sztalugach.
– Marco?
Nie było żadnej odpowiedzi. Emma uniosła się wyżej na łokciach, a
otwarta książka wylądowała na podłodze z przygniecionymi kartkami.
Emma przeklęła i podniosła ją, wyrównując zagięte strony. Zamknęła
album i odłożyła go na skrzynię. Szkicownik, którego zabronił jej oglądać,
cały czas tam leżał.
Schowałby go przecież, gdyby tak naprawdę nie chciał, by do niego
zajrzała. Emma udała, że nie jest zainteresowana, i z powrotem ułożyła się
na tapczanie w pozycji półleżącej. Zamierzała na niego zaczekać.
Napawała się atmosferą tego miejsca. Mogłaby tam pozostać na zawsze.
Być jego asystentką. Jego muzą. Jego kochanką. Było jej obojętne w jakiej
roli, byle tylko mogła tu zostać.
Pomimo jej dobrych chęci szkicownik wciąż kusił ją swoją
zawartością. Przewróciła się na brzuch i zatopiła twarz w poduszce.
Uśmiech Emmy rozpłynął się pośród miękkiego materiału, gdy po omacku
sięgnęła po zakazany owoc. Ściągnęła szkicownik ze skrzyni i przesuwała
go powoli po podłodze. Bardzo wolno, aż znalazł się w takim miejscu, że
mogła nim swobodnie operować. Zawahała się, po czym bez podnoszenia
twarzy z poduszki otworzyła szkicownik. Została oczyszczona z wszelkiej
winy. Mogła szczerze wyznać, że szkicownik był już w takim stanie, gdy
podniosła powieki.
Zaczęła przesuwać głowę po poduszce, aż jej lewe oko mogło
dojrzeć kawałek podłogi obok tapczanu. I tu doznała zawodu. Strona
pokryta była szczegółowymi rysunkami drewnianych mebli, stanowiących
prawdopodobnie efekt ćwiczeń doskonalących technikę malarską. Nogi
krzeseł, balustrady, nogi stołów. Przewróciła stronę. Następne
rozczarowanie. Rysunki kamiennych rzeźb. Odwracała kolejne strony, a jej
oczom ukazywały się próbne szkice. Rozbudzone zmysły Emmy
uspokoiły się. Spodziewała się, że Marco wróci i przyłapie ją na gorącym
uczynku, ale teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. Nie pozwolił jej
zajrzeć do szkicownika, ponieważ przedstawiał jego niedoskonałe
malarskie próby.
Następnie znalazła stronę wypełnioną niewielkimi studiami dłoni.
Kobiecych dłoni. Przewróciła kolejną stronę. Kostki i stopy. Oczywiście
kobiece. W węglu i ołówku. Zatrzepotała kolejna strona. Szyje. Uszy.
Odwrócone głowy. Następne kartki wypełnione były kobiecymi plecami.
Piękne rysunki. Przekartkowała kolejne strony. Były puste. Zatrzasnęła
szkicownik. Jedna z tylnych stron była wyrwana i Emma wyciągnęła ją.
Przedstawiała akt. Kobiecy. Wybujałe kształty rysowane węglem. Na całą
stronę.
Raz jeszcze przekartkowała puste strony, aż dotarła do części
szkicownika poświęconej aktom. Przestudiowała je jeden po drugim.
Rysunki te wywołały uśmiech na jej twarzy. Szkice Marco miały w sobie
jakąś szczególną cechę, coś świeżego, czego nie widziała dotąd w sztuce
figuratywnej. Nie były obiektywne, bezstronne, nie chodziło w nich
również o ukazanie piękna. Emma nigdy nie uczyła się malarstwa i nie
potrafiła posługiwać się specjalistycznym językiem, by wyrazić, czym te
rysunki różniły się od innych. Z pewnością były erotyczne. Oddawały
różne odcienie namiętności.
Odwróciła kolejną stronę, a jej oczom ukazał się arkusz pełen
miniaturowych scenek erotycznych. Ich celem nie było doskonalenie
techniki. Różnica tkwiła w emocjach, które malarz odczuwał i dzielił z
malowanymi postaciami. Było jasne dla każdego obserwatora, że kobiety
na większych portretach nie tylko pozowały, ale były w jakiś sposób
zaangażowane w akt kreacji. Artysta i modelka byli uwikłani w jakąś
relację, która wciągała do środka również widza. Ta relacja nadawała
szkicom wrażenie intymności, jakby zapraszały one Emmę do
uczestniczenia w igraszkach sportretowanych kochanków, do udziału w
ich grze.
Podniosła bliżej twarzy stronę wypełnioną miniaturowymi scenkami,
by przyjrzeć się im jeszcze dokładniej. Całą jej uwagą zawładnął jeden
szkic. Przedstawiał kobietę leżącą na plecach z zamkniętymi oczami, z
uniesionymi kolanami i szeroko rozłożonymi nogami. Mężczyzna,
prawdopodobnie Marco, jak zakładała Emma, leżał z głową zanurzoną
pomiędzy jej udami. Jego umięśnione ramiona oplatały kochankę,
ściskając jej piersi, podczas gdy prawa dłoń kobiety, wpleciona w jego
włosy, przyciągała głowę mężczyzny do siebie. Lewą dłonią nieznajoma
ściskała kurczowo poły prześcieradła. W jej dłoniach kryło się tyle
napięcia, tyle pasji. Nawet jej stopy, które spoczywały lekko na jego
plecach, były wygięte w łuk. A wyraz jej twarzy, pomimo iż jej oczy były
przymknięte, sugerował, że kobieta rozpaczliwie woła o orgazm,
desperacko szuka ukojenia. Wyglądała, jakby kołysała się na krawędzi
rozkoszy.
Emma dobrze pamiętała to uczucie.
Nigdy wcześniej w swoim dorosłym życiu nie miała tak długiej
przerwy od seksu. Ostatnim mężczyzną, z którym spała, był Paul. Rozstali
się w listopadzie. Przestała odczuwać pożądanie. Przestała pieścić swoje
ciało. Nie miała żadnych pragnień. Ale teraz nagromadzenie tych
wszystkich erotycznych szkiców Marco nie mogło pozostawić jej
obojętnej. Czuła zapach jego ciała na łóżku, ten sam zapach, który
rozbudził w niej uśpiony płomień namiętności, gdy wskoczyła na jego
motor i objęła go ramionami. W głowie miała obraz Marco nurkującego w
morzu. Ponownie ujrzała jego szeroką klatkę piersiową, jego muskularne
ramiona, jego szczupłą talię. Odwracała kartkę po kartce. Całe korowody
kobiet. Nie miała wątpliwości, na co patrzyła. Uniosła biodra i rozpięła
jeansy. Wyśliznęła się z nich odrobinę i zaczęła się dotykać.
Gdyby Marco wrócił w tej chwili, nie mógłby się jej oprzeć. Nie
pozwoliłaby mu na to. Poznała jego tajemnicę. Te szkice ukazywały
chwile z życia atrakcyjnego artysty. Jego siostra myliła się co do jego
kontaktów z kobietami. Marco mieszkał przez wiele lat z dala od domu i
miał wiele kochanek. Może i żył teraz niczym mnich w pustelni, ale w
swoim czasie był prawdziwym rozpustnikiem. Każda z kobiecych twarzy
na rysunkach była inna, każde ciało piękne, z własnymi unikalnymi
niedoskonałościami. Szkice nie pozostawiały niczego wyobraźni. Podczas
gdy niektórzy mężczyźni robili zdjęcia, Marco szkicował. Co ciekawe,
szkice te były o wiele bardziej przesiąknięte erotyzmem niż fotografie!
Emma kartkowała szkicownik, odnajdując więcej i więcej erotyki. W
końcu natknęła się na szkic orgii i tego już było dla niej za wiele. Gdy jej
rozgorączkowane spojrzenie biegało od sceny do sceny, od splecionych
ciał do przepełnionych ekstazą twarzy, gdy patrzyła na kobietę
zaspokajaną oralnie przez mężczyznę leżącego między jej udami, na
ogromnego penisa w ustach kobiety, na głębokie, namiętne pocałunki, na
mężczyznę pieprzonego w tyłek, na kobietę penetrowaną przez dwóch
kochanków, nic już nie mogło powstrzymać tej lawiny rozkoszy, która
zawładnęła nią całkowicie.
Gdy Marco wrócił do pokoju, znalazł Emmę pogrążoną w głębokim
śnie. Leżała na brzuchu, z policzkiem przyciśniętym do poduszki, z
włosami opadającymi na twarz. Jej dłoń spoczywała pod nią, a jeansy były
opuszczone, odsłaniając częściowo jej kształtne pośladki. Szkicownik
leżał otwarty na podłodze obok łóżka. Z głośnika sączyła się melodia
wygrywana przez Milesa Davisa. Dźwięk był wciąż ustawiony bardzo
cicho.
Marco spojrzał na otwartą stronę, po czym zamknął szkicownik,
podniósł go z ziemi i rzucił na kufer. Wziął w dłoń butelkę wina, zrobił
kilka kroków i stanął po drugiej stronie sztalug. Wpatrywał się
intensywnie w kobietę leżącą na jego łóżku. Kciukiem odkorkował butelkę
i wychylił resztkę, którą zostawiła dla niego Emma. Pokręcił głową i
wymamrotał coś pod nosem z oczami utkwionymi w jej obnażonych
pośladkach. Podniósł dłoń i zakreślił linię albo dwie na stojącym najbliżej
niego zakrytym płótnie. Poczuł, że jego członek robi się twardy. Nie, nie,
nie, nie, nie, powtarzał cicho. Zrobił kilka kroków w stronę Emmy.
Bellissima, wyszeptał. Pokręcił głową bardziej energicznie i zawrócił w
stronę drzwi, kładąc rękę na zasuwie.
Obok drzwi znajdowała się niska ławka z szafką poniżej. Z dłonią na
zasuwie drzwi Marco kopnął delikatnie jedne drzwiczki szafki, otwierając
je na oścież. W szafce znajdowała się błyszcząca metalowa skrzynka w
kolorze czerwonym. Zerknął ponownie na Emmę, ale sztalugi zasłaniały
mu widok. Oparł czoło o drewniane drzwi i kilkakrotnie delikatnie uderzył
głową w surowe drewno desek. Pochylił się i przeniósł pudełko na ławkę.
Otworzył wieko, wyciągnął z pudła tacę i zaniósł ją z całą zawartością do
miejsca, w którym leżała kobieta. Na tacy znajdowały się piórka, ołówki i
kawałki węgla. Marco usiadł na krawędzi skrzyni, na rogu najbardziej
oddalonym od głowy Emmy, po czym położył sobie szkicownik na
kolanach. Z tacy wybrał kawałek węgla i zaczął szkicować.
Jedenaście
– Marco? – wymruczała cicho Emma, gdy podniosła na chwilę
powieki i ujrzała go kreślącego coś w swoim szkicowniku. Siedział teraz
tuż obok niej, na najbliższej krawędzi skrzyni.
Marco podskoczył, cisnął szkicownik i przeniósł się błyskawicznie
za sztalugi.
Emma wyczuła poruszenie, ale nie otworzyła ponownie oczu.
Zapadła wcześniej w głęboki sen i czuła się teraz otumaniona. Była
zdezorientowana, a ramię, na którym leżała, zdrętwiało tak, że nie mogła
nim poruszyć. Wtedy przypomniała sobie, co robiła, zanim zmorzył ją sen.
Jej twarz spłonęła rumieńcem. Uświadomiła sobie, że wciąż była
obnażona. Poczucie wstydu paliło ją, chociaż nie w taki sposób, jak
powinno. Rozpalało ją raczej. Wiedziała, co robił z innymi dziewczętami.
– Szkicowałeś mnie? – wymamrotała, przewracając się z boku na
bok i uwalniając ramię. Krążenie powróciło i Emma poczuła ból.
– Nie.
– Nieprawda, szkicowałeś mnie, ty kłamco – powiedziała cichym,
lekko ochrypniętym, przepełnionym słodyczą głosem.
Marco obserwował ją zza sztalug. Gdy spała, zapełnił pięć czy sześć
stron jej portretami. Rysując ją, był zmuszony przyjrzeć się jej ciału
uważnie. Zrobił to bezgłośnie, tak blisko, że niemal jej dotykał, i to bez jej
zgody. Miał wystarczająco dużo czasu, by zaznajomić się z jej zapachem.
Naszkicował jej kark, ucho, zmierzwione ciemne włosy, ponętne pagórki
pośladków, które odsłoniła, oraz ciemniejsze zakamarki w ich głębi.
Domyślił się, co robiła. Dotykała się. Na jego łóżku. Ta kobieta, której
prawie nie znał. Była śmiała, bezwstydna. Była niczym iskra zapalna, głos
nawołujący do rebelii.
– Widziałam inne twoje rysunki – wyznała Emma. – Inne kobiety.
Wiele innych kobiet.
Marco podszedł do niskiej ławki obok drzwi i otworzył drugie
drzwiczki szafki. W środku znajdował się zapas butelek czerwonego wina.
– Pieprzysz wszystkie dziewczyny – kontynuowała Emma ze
swojego miejsca na łóżku. Ochrypły ton jej głosu wydawał mu się
niezwykle atrakcyjny i wystawiał go na ciężką próbę.
– Nie – odpowiedział.
Podniósł jedną z butelek. Scyzoryk z otwieraczem wisiał na sznurku
przytwierdzonym do drzwi. Sprawnie odkorkował butelkę.
– Pieprzysz je wszystkie. Za mną też będziesz się pieprzyć.
Wrócił do sztalug i spojrzał na nią, cały roztrzęsiony.
Upił łyk wina.
– Nie.
– Tak, przyznaj to. Pieprzysz wszystkie dziewczyny.
Powoli, nieśpiesznym ruchem, Emma opuściła jeansy jeszcze niżej.
Ten akt był zniewalająco zuchwały. Zanurzyła twarz w poduszce z
nadzieją, że teraz on przejmie inicjatywę. Jej dłonie drżały. Czuła, że w
obezwładniającej ciszy powoli traci zmysły.
– Zostań tak! – wykrzyknął. – Rysuję.
Zdołała jedynie zsunąć spodnie poniżej pupy. Jej czarne majtki
zrolowały się w dół, tak że elastyczny materiał znajdował się w połowie
jej pośladków, wpijając się w jej kształtne ciało.
Marco zrobił kilka kroków do przodu i nalał więcej wina do kieliszka
Emmy, po czym wziął kolejny głęboki haust i odstawił butelkę na
skrzynię. Podniósł swój szkicownik i chwycił kawałek węgla z tacy.
Bez ostrzeżenia usiadł na krawędzi tapczanu. Całe ciało Emmy
napięło się w oczekiwaniu. Wtedy Marco włożył palce pod boczne
krawędzie jej majtek i zsunął je jeszcze kilka centymetrów niżej. Zajęło
mu to nie dłużej niż sekundę czy dwie, i już było po wszystkim. Emma
odetchnęła głęboko, gdy poczuła, że podnosi się z tapczanu. Mógł ją
posiąść, dała mu to jasno do zrozumienia. Zdecydował jednak, że tego nie
zrobi. To było ponad jej siły.
Usłyszała skrzypnięcia węgla na kartce. Schowała twarz jeszcze
głębiej w poduszkach. Patrzył na nią, rysował. Jak ją postrzegał? Jako
obiekt czy jako kobietę? Była na niego gotowa. Pragnęła, aby ją posiadł.
Tarcie węgla o papier nie ustawało.
Emma znowu zaczęła się masturbować. Uniosła się nieco wyżej.
Chciała być pewna, że Marco wszystko widzi.
Stał za nią i gdy tylko dojrzał koniuszki jej palców, odgłos rysowania
ustał. Odłożył szkicownik, a Emma poczuła jego dłonie na lewej stopie.
Złapał ją delikatnie i zdjął jej pasiaste skarpetki. Gdy ułożył z powrotem
stopy na materacu, były rozstawione szerzej niż wcześniej. Ukląkł między
nimi i ułożył dłonie wewnątrz jej kolan, powoli rozsuwając jej nogi
jeszcze szerzej. Palce Emmy pocierały łechtaczkę, zataczały powolne koła.
Nie ruszając się z miejsca, Marco sięgnął ponownie po szkicownik i
kawałek węgla. Chrobot rozległ się na nowo.
– Czy ty mnie rysujesz?
– Nie. Rysuję poduszki.
Dźwięk jego głosu, jego odmowa, jego ciało z tyłu między jej
nogami, napierające na nią… Westchnięcie Emmy stłumił materac, do
którego przyciskała twarz. W końcu, z przymkniętymi oczami, odwróciła
się do Marco.
– Pieprzysz wszystkie swoje modelki, prawda, Marco? – spytała.
– Nie.
Jej dłoń poruszała się okrężnymi ruchami w coraz bardziej
gorączkowym tempie.
– Mnie też zerżniesz, prawda? – zapytała. Miała już dosyć udawania
kogoś innego.
– Dipende – odpowiedział.
– Od czego to zależy, Marco? Od czego?
– Molte cose.
– Molte cose? Co to… Od wielu rzeczy?
– Si.
– Jakich na przykład? Hmm… quali cose? Od jakich rzeczy?
– Ja mówię. Ty robisz.
– Tak… O kurwa!
Emmą wstrząsnął dreszcz orgazmu. Był rozkoszny, krótki, ostry.
Całe jej ciało oblała intensywna fala błogiej przyjemności. Zamarła w
bezruchu, napawając się ciepłymi spazmami rozkoszy.
– Che era bello – powiedział. – Nieźle.
– A żebyś wiedział – wymamrotała przez ramię.
– Teraz. Levisy. Zdejmij.
– Nie mogę. Ty to zrób.
– E’ responsabilità del modella.
– Pierdolić odpowiedzialność.
Marco rzucił szkicownik na podłogę, złapał górną krawędź jej
jeansów, ściągnął je brutalnym ruchem i wyswobodził ją z nich, podnosząc
do góry jej stopy. Następnie podciągnął do góry jej bluzkę, a Emma mu
pomogła, unosząc tułów i ramiona. Bluzka wylądowała na podłodze. Jej
majtki ciągle przylegały do ud. Marco zrolował je powoli. Do samego
dołu, aż ześliznęły się z koniuszków palców stóp.
– Ecco!
– Taa. Naga – potwierdziła.
– Bellissima.
– Pieprz mnie.
– Nie. Chcesz, żebym rysował. Rysuję.
Emma usiadła na łóżku. Podniosła kieliszek do ust i wzięła łyk wina.
Następnie Marco przygotował ją do pozowania. Usadowił ją w
pozycji siedzącej, częściowo odwróconej tyłem do niego. Jej lewa noga
była wyciągnięta na łóżku, a głowa spoczywała na kolanie zgiętej prawej
nogi.
– Ale ta poza nie jest dla mnie zbyt korzystna – zauważyła,
świadoma tego, jak pozycja ta zniekształcała jej brzuch. Wyglądał, jakby
formowały się na nim fałdki tłuszczu.
– Ty kobieta, nie… lalka.
Przez pięć minut panowała cisza. Przemieszczał się po pracowni,
szkicując ją od tyłu, z boku, z przodu. Emma pozowała w skupieniu, a jej
umysł był skoncentrowany na zadaniu na tyle, na ile pozwalały jej na to
targające nią emocje. Jej ciało rozpalał płomień. Nie czuła się tak już od
wielu miesięcy, podczas których całkowicie wyrzekła się uciech
cielesnych. Ten mężczyzna był w stanie rozbudzić ją na nowo. Pragnęła,
by to zrobił. Pragnęła go posiąść. Chciała oddać mu się całkowicie. A im
bardziej jej się opierał, tym bardziej go pragnęła.
Marco szkicował szybko. Słychać było szelest przewracanych kartek.
W pewnej chwili chrząknął. Emma uniosła wzrok, a on odwrócił
szkicownik w jej stronę, by mogła ocenić jego dzieło. Na kartce widniała
gruba czarna kreska odzwierciedlająca jej głowę, kark i ramiona, biegnąca
wzdłuż łuku jej pleców, okalająca krągłości jej pośladków i wystrzelająca
wzdłuż linii jej ud aż po jej podwinięte stopy. To była Emma. Uchwycił ją
za pomocą jednej nieprzerwanej linii.
– Jest cudowny. Kocham tę kreskę. Czy dasz mi go? Mogę go
zatrzymać?
Wydarł kartkę ze szkicownika i podał ją Emmie.
– Podpisz go, Marco.
Tak zrobił.
Mieli przed sobą całe popołudnie na igraszki i nie było żadnej presji
ze strony Marco, by przyspieszać tę grę. On, z członkiem twardym niczym
stal, był podniecony do granicy bólu. Nie pomagały mu z pewnością
jeansy, które miał na sobie – zbyt ciasne, by zmieścić jego potężną erekcję.
Ale zdecydował się kontynuować swoją strategię.
Podniósł Emmę z tapczanu i po chwili stali już naprzeciw siebie.
Ich spojrzenia się spotkały. Emma uniosła ramiona i odpięła
pierwszy guzik jego koszuli, a potem kolejny i kolejny, aż mogła ją
rozchylić. Zsunęła ją z jego ramion, a on patrzył tylko, jak materiał opada
na podłogę. Przesunęła dłoń po gładkiej, opalonej skórze jego klatki, a
potem niżej, wzdłuż mięśni brzucha. Gdy wyciągnęła dłoń w stronę guzika
nad rozporkiem, chwycił ją gwałtownie za nadgarstek. Odsunął ją i zmusił
do pozowania na czworakach na skrzyni. Widziała swoje odbicie w
lustrze. To była rozwiązła poza. Dopiero teraz Emma poczuła się naga.
Uleganie jego woli wywołało w niej nieoczekiwany dreszcz
podniecenia. Okrążył ją leniwie niczym głodny drapieżnik szykujący się
do ataku. Była całkowicie obnażona. Położyła głowę niżej i zadrżała, a w
jej myślach pojawił się obraz Jasona zbliżającego się do niej od tyłu tej
pamiętnej nocy w ogrodzie. Ale tym razem było inaczej. Marco był
mężczyzną, mężczyzną z przeszłością, mężczyzną, który znał się na
pięknie, który wiedział, czego pragnęła kobieta, i który mógł odmówić jej
tego, gdyby tylko miał taką zachciankę.
Okrążył ją powoli dwukrotnie. Jego ruchy były przemyślane i
celowe. Wiedział, że każda sekunda oczekiwania wzmagała tylko
wzbierające w niej podniecenie. Oddała mu się całkowicie. Była obnażona
przed nim na więcej niż jeden sposób. Ukląkł za nią i zaczął przyglądać się
jej cipce.
Emma klęczała niczym sparaliżowana, a ten stan podniecał ją jeszcze
bardziej. Sposób, w jaki kazał jej pozować, był wulgarny. Nie była niczym
więcej niż obiektem seksualnym. Spojrzała na niego przez rozwarte uda.
Rysował ją. Gdy jej dotknął, było to tak niespodziewane, że aż drgnęła
gwałtownie. Rozwarł jej pośladki na krótką chwilę, po czym kontynuował
swoją pracę. Emma jęknęła, gdy wrażenie wywołane jego dotykiem
zaczęło gasnąć, rozmywać się w powietrzu. Przymknęła powieki, starając
się zatrzymać tę przyjemność jak najdłużej. W pewnym momencie poczuła
jego oddech na swych wilgotnych wargach, ale jedyną uwagę, jaką
otrzymało jej obolałe z podniecenia ciało, była jeszcze wnikliwsza
obserwacja, po której rozlegał się dźwięk węgla trącego o papier.
Wymagało to od niej pełnej samokontroli i nieludzkiego wysiłku, by
pozostać bez ruchu. Pragnęła powalić go na podłogę i usiąść na jego
twarzy.
– Marco?
– Si?
– Proszę.
Uniósł kawałek węgla i przeciągnął go po skórze jej uda, co
przyprawiło ją o gęsią skórkę. Marco wstał, a Emma poczuła dotyk
węgielka u dołu pleców. Zawahał się niezdecydowany, po czym zaczął
powoli rysować linię wzdłuż jej kręgosłupa. Węgiel był suchy i szorstki,
ale on prowadził go delikatnie po jej nagiej skórze. Ciało Emmy przeszył
dreszcz. Gdy pochylił się, by dokończyć swe dzieło, malując linię pod jej
włosami, wzdłuż karku, aż do skóry głowy, jego krocze musnęło jej nagą
pupę. Emma wypięła pośladki i przywarła do niego. Cofnął się, położył
otwartą dłoń na jej udzie i zaczął przesuwać ją wzdłuż linii, którą
namalował, rozcierając czarny pył na jej skórze.
Doprowadzał ją do szaleństwa. Jedyne, czego w tej chwili pragnęła,
to dać mu się zerżnąć. Nie dbała o to w jaki sposób. Mocno i szybko,
nawet jeśli trwałoby to kilka sekund. To nie miało żadnego znaczenia.
Chciała tylko, żeby ją chwycił, wsadził w nią swojego kutasa i rżnął ją.
Pragnęła czuć w sobie jego kutasa. Natychmiast.
– Ja maluję – powiedział, po czym zostawił ją tak, jak była, i wycofał
się z powrotem do swoich sztalug.
– Pieprz mnie. Wracaj tutaj. Wyciągnij swojego kutasa i pieprz mnie.
– Nie, ja maluję – obstawał przy swoim. – Nie ruszaj się. Bądź
grzeczna. Rób, jak mówię.
Odprowadziła go wzrokiem, ale pozostała posłusznie w swojej pozie.
Wrócił ze szklanym słoikiem i dużym szerokim pędzlem.
– Co zamierzasz z tym zrobić?
– Maluję.
Stanął za nią. Przeciągnął drewnianym krańcem pędzla wzdłuż jej
uda w górę, po czym delikatnie, ledwie jej dotykając, prześlizgnął się po
jej cipce. Następnie przejechał dłuższym bokiem rękojeści pędzla między
jej wargami, w górę i w dół. Emma przymknęła powieki. Po tak długim
droczeniu się i igraniu z jej pożądaniem doznania, jakie wywołały w niej
jego zabiegi, były dziwne, a jednocześnie wyszukane. Ale jak wiele innych
z jego pieszczot ta skończyła się równie szybko, jak się zaczęła. Przebiegł
dłonią po rozmazanej linii wzdłuż jej kręgosłupa, po czym znowu po
krawędzi jej pośladka i w dół uda. Teraz wewnętrzna strona jego dłoni
otarła się o wilgoć na jej wargach.
– Ja chcę – powiedział, chwytając jej biodra.
– Chcesz? – wydyszała.
– Si, chcę. Jestem bezbronny przy tobie. – Wymierzył jej delikatnego
klapsa w pupę. – Zbyt piękna. Zbyt piękna.
Odsunął się od niej. Zerkając dołem przez rozłożone nogi, zobaczyła,
jak przez spodnie pociera swojego twardego członka. Pragnęła, by
wszystkie te gierki się skończyły.
Marco zanurzył pędzel w słoiku z wodą.
– Zostań.
Pędzel podążył szlakiem roztartego węgla pierwszej linii. Marco
zaobserwował, że na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Emma zaczęła
poruszać swoim tyłkiem. Nie mogła już trwać w bezruchu. Jej cipka
rozpaczliwie domagała się uwagi. Gdy próbowała sięgnąć dłonią, by
znowu jej dotknąć, powstrzymał ją pędzlem.
– Nie.
Zaczął malować na jej tyłku, pokrywając całą jego powierzchnię.
Prowadził pędzel po wzgórkach pośladków, przesuwając się niżej wzdłuż
rowka pomiędzy nimi. Gdy dosięgnął odbytu, Emma wydała z siebie jęk,
który wstrząsnął całym ciałem. Jęk, który zmusił Marco do
zmodyfikowania jego planów. Jego kutas zaczął pulsować gwałtownie na
dźwięk jej głosu. Ponownie zanurzył pędzel w wodzie i powrócił do
wrażliwego miejsca. Włosie pędzla, zimne i mokre, zataczało wokół niego
kręgi. Emma zaczęła rytmicznie spinać uda.
Marco wydał z siebie jęk. Wydobył się z gardła mimowolnie,
zaskakując jego samego. Odłożył na bok pędzel. Odłożył na bok słoik z
wodą. Złapał od tyłu jej biodra. I przez ułamek sekundy Emma
oczekiwała, że poczuje, jak wchodzi w nią jego członek. Czekała. Niemal
go czuła. Jego uścisk stał się mocniejszy. Spojrzał w dół na jej wygięte w
łuk plecy, na jej zwieszoną głowę, na jej rozwiane włosy i zobaczył
obrazek, który zasługiwał na to, by go uwiecznić.
Chwycił notes, węgiel i zaczął nowy szkic, bardziej chaotyczny i
nieujarzmiony niż wszystkie poprzednie. Nie mógł powstrzymać drżenia
dłoni. Jego spojrzenie nie było w stanie skoncentrować się na modelce,
wciąż uciekało ku dziurce między jej pośladkami i waginie poniżej. Jego
penis prężył się, ocierając o dżinsowy materiał spodni.
Okrążył Emmę, starając się ponownie odzyskać kontrolę, ale już był
zgubiony. Wyciągnął rękę i wziął w dłoń jej pierś. Emma podniosła wzrok
i dostrzegła, że był już bliski szaleństwa. Wyciągnęła dłoń i zajęła się
guzikiem przy jego jeansach. Marco zaczął szkicować; najwyraźniej
postanowił nie zwracać na nią uwagi. Odpięła górny guzik i nie mogąc
oprzeć się pokusie, pogładziła go przez spodnie po całej jego długości.
Jego penis pulsował. Zaczęła go wyswabadzać, odpinając kolejne guziki.
Nie miał nic pod spodem, dlatego szybko znalazł się w jej dłoniach.
Spojrzał w dół na Emmę i rozgorączkowany zaczął szkicować. Jego
prącie znajdowało się teraz kilka centymetrów od jej ust. Wysunęła język i
polizała podstawę jego penisa. Jego skóra miała słonawy smak morskiej
kąpieli. Zignorował jej wysiłki. Był usatysfakcjonowany sceną malującą
się przed jego oczami, od jej grubych włosów, opadających na
porcelanową skórę jej wygiętych pleców, do dwóch okrągłych połówek jej
pupy.
Kreślił odważne, pełne kształty, podczas gdy Emma wkładała do ust i
ssała jedno z jego jąder. Cieniował i rozmazywał linie kciukiem, budząc
jej ciało do życia na papierze, po czym w chwili natchnienia zaczął
dorysowywać wyimaginowanego kochanka trzymającego jej biodra i
penetrującego ją od tyłu. Emma wzięła do buzi jego grubego członka.
Szkic Marco powoli nabierał kształtu. Udało mu się zachować
anonimowość kochanka, oddalając jego twarz i rozmazując rysy, tak że
wyraźnie widoczne były tylko jego napięte ramiona, dłonie i tors. Gdy
Emma zamknęła usta wokół korony jego penisa, przesuwając nimi w górę
i w dół długimi, głębokimi ruchami, ssąc go mocno i przyciskając język do
podstawy jego kutasa, Marco doznał kolejnej inspiracji i w jego głowie
pojawił się nowy obraz.
Ni stąd, ni zowąd zaczął tworzyć z pamięci niewielki szkic w rogu
tej samej strony, przedstawiający kobietę liżącą łapczywie czubek
potężnego członka. Rysunek naszkicował pośpiesznie, dzięki czemu udało
mu się uchwycić ruch kobiety, zdeterminowanej, by sprawić przyjemność
swojemu kochankowi.
Bez ostrzeżenia Marco odsunął się od ust Emmy i otworzył czystą
stronę w szkicowniku.
– Kurwa, Marco, co ty ze mną robisz?
– Bez ruchu.
Stanął twarzą w twarz z białą kartką. Był podekscytowany tym
nowym wyzwaniem. Jako artysta, który cenił symetrię, odczuwał silną
potrzebę, by stworzyć rysunek z tej samej perspektywy i wysokości, tylko
portretujący ciało Emmy z drugiej strony. Przedostał się ku jej tyłowi,
przesuwając po drodze kawałek węgla po jej skórze.
Ponownie rozdzielił jej pośladki, ale tym razem przejechał odważnie
palcami wzdłuż jej wilgotnej szparki.
– Ja nie miałem kobieta przez dwa lata. Ja nie chcę kobieta. Ja tylko
maluję. Dwa lata! Capito?
– Si – powiedziała Emma, z głową zwisającą w dół, z ciałem
obolałym wręcz od pożądania, rozpaczliwie pragnącym powrotu jego
palców. Rozpalona, wypięła pupę w jego kierunku, domagając się
pieszczot.
– Zrobiłem obietnicę. Każda kobieta nie – powiedział, ale jego dłoń
powróciła w to samo miejsce. Nie mógł mu się oprzeć. To był głód. To
było pożądanie. Jej zapach przenikał wszystko. Burzył krew w jego
żyłach. Marco był odurzony jej obecnością.
– Nie jestem każdą kobietą – powiedziała, poruszając zmysłowo
pupą, zachęcając go, by jej dotknął.
– Ty kobieta. Ty kłopoty. Ty zbyt kobieca.
– Chcesz kobiety teraz?
– Si, zbyt mocno. Zbyt mocno. Zbyt mocno.
Stanął przy niej od tyłu, tak blisko, że czubek jego penisa naciskał na
jej pośladki, i zaczął ją rysować. Odwróciła głowę i spojrzała na niego
przez ramię.
– Bez ruchu – powiedział. – Ja artysta. Ja rysuję ciebie. Każda
kobieta nie. Nie mogę złamać obietnicy.
– Złożonej komu?
– Marco.
I wtedy poczuła, jak jego członek wypełnia ją od tyłu.
Gdy jej ciało w końcu go przyjęło, Emma wydała z siebie głęboki
pomruk. Stał nieruchomo, nie zamierzając się wycofać. Linie na papierze
wkrótce utworzyły odwrotność poprzedniego szkicu. Ale tym razem
cieniował i rozmazywał kreski, używając wilgoci, która pozostała na jego
palcach po tym, jak dotykał Emmy. Efekt był dosyć zadziwiający nawet
dla tak doświadczonego malarza jak Marco.
Znowu wykończył rysunek, ustawiając wyimaginowanego kochanka
stojącego przed Emmą. Widz nie musiałby specjalnie puszczać wodzy
fantazji, by wydedukować, że modelka zadowalała mężczyznę oralnie.
Gdy Emma zaczęła niecierpliwie wierzgać pupą w kierunku Marco, szkic
był już ukończony, ale nim się obejrzała, artysta znalazł się
niespodziewanie dwa kroki od niej i zabrał się za szkicowanie jej lśniącej
waginy.
Emma zeszła ze skrzyni, upadła na kolana i chwytając w jedną dłoń
jego kutasa, zaczęła ssać go zapamiętale, drugą dłonią pieszcząc swoją
wilgotną cipkę, wsuwając i wysuwając z niej palce. Marco próbował się
skupić, ale jej żądza go rozpraszała. Zawsze postrzegał swoje modelki jako
istoty rozpraszające jego uwagę. Wydał nawet z siebie jęk, co podnieciło
Emmę tak bardzo, że zacisnęła uda wokół swej dłoni i zaczęła jęczeć z
jego penisem w ustach. Tak bardzo pragnęła poczuć wreszcie ulgę od tego
nieznośnego napięcia, ale równocześnie chciała, by to Marco przyniósł jej
wybawienie.
– Nie, nie. Nie skończyłem. Siadaj. Siadaj.
Posadził ją na skrzyni i uklęknął między jej kolanami. Zaczął kolejny
szkic, ale przerwał na chwilę i schyliwszy się, pocałował jej waginę.
Emma zarzuciła mu nogę na ramię, przesunęła dłonie i odchylając się do
tyłu, oparła się na łokciach. Zaczął podnosić głowę, ale chwyciła go za
włosy i przyciągnęła mocno do siebie. Dobrze wiedział, w co się
wpakował. Nie zamierzała mu tym razem odpuścić.
– Doprowadzisz mnie do orgazmu. A potem będziesz mnie pieprzyć
tak, jak nigdy nie pieprzyłeś nikogo w całym swoim życiu.
Marco próbował znów unieść głowę, ale Emma trzymała ją w
miejscu. Położyła się na plecach na skrzyni, a on zabrał się do dzieła na
poważnie. Emma wiedziała, że nie potrwa to długo, była zbyt pobudzona.
Jedyne, czego potrzebowała, to dać upust nagromadzonemu napięciu. Gdy
podniósł dłoń i delikatnie wsunął w nią palce, była gotowa, by go przyjąć.
Czytał ją. Rozumiał mowę jej ciała. I wiedział, jak doprowadzić ją na
szczyt.
Orgazm uderzył w nią wielką falą rozkoszy. Narodził się w głębi i
przetoczył się przez całe jej ciało, wywołując drżenie niczym trzęsienie
ziemi. Zdawał się nie mieć końca. Trwał. Emma czuła się, jakby został
uwięziony wewnątrz niej. Dobrze wiedziała, co to oznaczało. Chociaż jej
ciało pragnęło zostać tam, gdzie było, ona odwróciła się do Marco tyłem,
padła na kolana i przyciągając go za dłonie, wydyszała:
– Pieprz mnie!
Marco chwycił jej biodra i wszedł w nią od tyłu, ale Emma wciąż
chciała więcej.
– Pieprz mnie, Marco. Pieprz mnie z całej siły. Mocniej. Mocniej!
Nie przestawaj. Pieprz mnie!
Dwa ciała ścierały się w satysfakcjonującej dysharmonii.
Emma położyła głowę niżej i zamknęła mocno powieki. Wiedziała,
że w głębi czaił się drugi orgazm. Był na wyciągnięcie ręki.
– Marco! Marco! Pieprz mnie! Pieprz!
Marco trzymał jej biodra niczym w stalowym potrzasku, z każdym
pchnięciem przyciągając ją bliżej do siebie. W najśmielszych snach nie
wierzył, że mógłby pieprzyć kogoś tak gwałtownie, z taką pasją.
Znajdował się w zawieszeniu ponad własnym orgazmem. Zagubił go
gdzieś w tej niebiańskiej pogoni za fizycznym zapomnieniem, w tym
zadurzeniu i kłębowisku ciał. Bombardował ją kolejnymi pchnięciami
swojego członka bez żadnych zahamowań. Z zaciekłą furią. I wtedy to
usłyszał. Wtedy to poczuł. Jej ciałem wstrząsnęły dzikie dreszcze
rozkoszy. Fala orgazmu wezbrała w niej po raz kolejny, zapowiedziana
najbardziej ekscytującym dźwiękiem. Z jej gardła wydobył się pomruk,
który zmienił się w jęk, a gdy zaczęła szczytować, przemienił się w
namiętny krzyk.
Dwa orgazmy zdawały się zlewać w jeden strumień rozkoszy.
Pierwszy zwlekał z odpłynięciem tak długo, że dogoniła go druga fala.
Emma została obezwładniona przez nagromadzenie wrażeń i osunęła się
na drewnianą skrzynię, a jej kolana opadły na ziemię, uderzając po drodze
o krawędź mebla. Nie była pewna, czy łzy płynące po jej policzkach były
oznaką szczęścia, czy bólu. Jej piersi falowały beztrosko.
Marco nie mógł złapać oddechu. Podniósł z ziemi narzędzia i
powlókł się w stronę tapczanu. Ugięły się pod nim kolana, zachwiał się i
opadł na poduszki rozrzucone na łóżku. Wybuchnął śmiechem.
Emma próbowała rozpaczliwie go pochwycić, ale był poza jej
zasięgiem. Leżał rozłożony na tapczanie, na całej jego długości – ze
szkicownikiem w lewej dłoni, ogryzkiem węgielka w prawej. Jego członek
wciąż był w stanie erekcji. Emma podniosła głowę i ujrzała, że Marco
szkicował ją w pozycji, w której leżała. Dostrzegła przy okazji jego
wzwód. Był to widok, wobec którego nie mogła przejść obojętnie. Żądza
ponownie wzburzyła w niej krew. Jeszcze kilka sekund wcześniej
zastanawiała się, czy zdoła kiedykolwiek poruszyć się po tym
gigantycznym wysiłku. Wpatrywała się w jego kutasa przez dłuższą
chwilę. Nie wydawał się mniejszy nawet o milimetr. Im dłużej mu się
przyglądała, tym większą odczuwała potrzebę zbliżenia się do niego.
Pożądanie powróciło. Odnalazła swoją dawną tożsamość. Jakby po drodze
nic się nie stało. Poczuła silną potrzebę, by Marco znów ją wypełnił.
Ponownie sięgnęła dłonią w jego stronę, ale bez skutku.
– Nie. Nieskończone.
– Ty też nie.
Poczołgała się w stronę tapczanu. Bolały ją kolana. Wdrapała się na
łóżko, usiadła na Marco okrakiem i podniosła kolana do góry. Chwyciła
jego penisa, wycelowała go do góry, po czym opuściła się, aż zanurzył się
w niej na całą długość. Siedziała tak z zamkniętymi oczami, wypełniona
jego erekcją, zaciskając wokół niego mięśnie. Marco zaczął ją szkicować
jak opętany.
– Bellissima – wymamrotał do siebie. Emma zdawała się na niego
nie zważać. Po prostu siedziała i zaciskała mięśnie, po czym rozluźniała,
zaciskała i rozluźniała. Jego członek dawał jej rozkosz.
Rysował jej alabastrową skórę, jej pełne, krągłe piersi, jej uroczy,
lekko zaokrąglony brzuch. Rysował jej twarz, starając się uchwycić
malujący się na niej wyraz pełnej satysfakcji. Przerysował nieco dzikość
jej zmierzwionych włosów z dłońmi wplątanymi w niesforne kosmyki,
chociaż w rzeczywistości jej ramiona zapewniały jej stabilną pozycję.
Jedną dłonią opierała się o jego udo, drugą kurczowo trzymała się
największej z poduszek na łóżku.
Emma podniosła się powoli, o kilka centymetrów, po czym obniżyła
się znowu. Przyjemność płynąca z tego niewielkiego ruchu była
obezwładniająca. Jej podniecenie sięgało zenitu, była otwarta na
odbieranie wszelkich wrażeń. Gdyby Marco nie był tak zajęty, gdyby
odrzucił na bok ten przeklęty zeszyt i uniósł się, by pieścić językiem jej
sutki… Sama ta myśl wydała jej się rozkoszna. I gdyby tak namiętnie gryzł
jej szyję od góry do dołu, zamiast ją szkicować. Och… I gdyby tylko mnie
pocałował, tylko raz. Choćby jeden powolny, namiętny pocałunek.
Ponownie uniosła się i opuściła. Cała długość jego fiuta, ciepłego i
twardego, wypełniająca ją raz za razem, dotykająca ją, pieszcząca od
wewnątrz. Jej ruchy stawały się bardziej wymowne. Zaczęła podnosić się i
opadać, podnosić się i opadać, coraz szybciej i szybciej. Jej piersi kołysały
się rytmicznie. Uniosła dłoń i zaczęła bawić się swoimi sutkami,
pocierając je i drażniąc.
Do góry i w dół. Jego penis był tak twardy i penetrował ją tak
głęboko.
Marco uniósł wzrok ponad swój szkicownik. Jej starania odrywały
go od pracy. Przymknął oczy. Wyciągnął rękę i dotknął jej uda. Emma
chwyciła i ścisnęła jego dłoń. Zaczął wykonywać rytmiczne pchnięcia, by
wyjść na spotkanie dzikim ruchom jej bioder.
Emma wyrwała mu z dłoni szkicownik i cisnęła go w kąt na drugą
stronę pokoju. Prześlizgnął się po podłodze i wpadł na lustro. Marco
uśmiechnął się i wypychając biodra do przodu, podniósł ją, nie wychodząc
z niej ani na sekundę, i przewrócił na plecy. Legł na niej całym ciężarem
swojego ciała i leżąc tak ciało przy ciele, skóra przy skórze, zaczął
pieprzyć ją długimi, powolnymi ruchami. Owinęła wokół niego nogi i
zarzuciła mu ramiona na szyję. I wówczas, patrząc sobie głęboko w oczy,
przeżyli swój pierwszy pocałunek.
***
Z miejsca, w którym siedziała, Emma mogła dostrzec ślady, jakie jej
nagie pośladki pozostawiły na pokrytej kurzem ławie. Jej udo kleiło się od
zaschniętej spermy. Pośrodku łóżka na materacu również znajdowała się
podejrzana plama. Wszystko wokół było umazane pyłem węglowym.
Poduszki, skrzynia, ściany. Ubrudzone dłonie Marco naznaczyły również
całe jej ciało. Ale to jej dłonie pozostawiły wyraźne ślady na lustrze.
Marco pieprzył ją przed lustrem, ponieważ wpadł na pomysł stworzenia
autoportretu. Wszystkie szkice leżały teraz rozłożone przed Emmą. Efekt
wart był całego wysiłku, jaki włożyli w akt twórczy, taka przynajmniej
była jej skromna opinia. Spojrzała na odbicia swych dłoni na tafli lustra i
odszukała również ślad, który zostawił jej policzek, gdy Marco w końcu
dał się ponieść emocjom, odrzucił szkicownik i zaczął pieprzyć ją niczym
w dzikim szale.
Emma wciąż była naga. Czuła się znużona. Tak fizycznie
wykończona, że nie była w stanie się poruszyć. Jej ciałem wstrząsały
niekontrolowane dreszcze, wszystko zdawało się pobudzać jej zmysły.
Była nasycona seksem. Nasycona orgazmem. Jej zmęczenie uczyniło ją
bezbronną. Najmniejszy ruch sprawiał, że znów stawała się wilgotna.
Przekartkowała kronikę ich popołudniowych igraszek, i ogarnęło ją
szczęście. Na rysunkach Marco ich seks był piękny, przepełniony radością,
nawet te najbrudniejsze, najostrzejsze momenty. Zakochała się w szkicach
samej siebie. Zakochała się w swojej wybujałej seksualności, była pod jej
wrażeniem. Podziwiała swoją siłę, swój seksapil, tak umiejętnie
uchwycone przez Marco.
Wyszedł gdzieś. Skończyłem, powiedział. Dodał również swoim
łamanym angielskim, że jest zadowolony z efektu, jaki osiągnęli.
Skomplementował również jej cierpliwość, wiedział bowiem, jak ciężka to
praca pozować bez przerwy kilka godzin. Włożył z powrotem jeansy,
zostawiając koszulę na podłodze, i wyszedł ze swojego atelier. Emma nie
miała pojęcia, dokąd poszedł. Na zewnątrz było ciemno. Przed wyjściem
zatrzymał się na chwilę przy drzwiach i posłał jej uśmiech, który rozwiał
każdą wątpliwość, która mogłaby się narodzić podczas jego nieobecności.
Emma odwzajemniła ten uśmiech i dwie godziny później wciąż się
uśmiechała.
Dwanaście
– Nie wiem.
Emma stała w budce telefonicznej obok dworca.
– Wiem, że się martwisz, ale u mnie naprawdę wszystko w porządku.
Marco siedział na skuterze pięć metrów dalej i czekał na nią.
– Prawdopodobnie poszukam pracy w Londynie, zanim wrócę do
domu.
Rozmawiała z matką.
– Wiem, że nie mogę pracować tam legalnie. Tutaj też pracuję na
czarno.
Marco wskazał znacząco na zegarek.
– Nie chcę słyszeć o Davidzie. Muszę lecieć, mamo. Zadzwonię do
ciebie za tydzień.
Uśmiechnęła się do Marco.
– Dobrze, mamo. Też cię kocham. Pa.
Odwiesiła słuchawkę i wróciła do Marco. Pocałował ją w usta i
chwycił za tyłek. Za każdym razem, kiedy ją całował, czuła się znów jak
nastolatka. Potrafił całować i co najważniejsze, traktował pocałunek jako
sztukę samą w sobie, a nie tylko środek, by osiągnąć inny cel. Uwielbiała
takie podejście.
Wdrapała się na tył skutera i pomknęli do pracy.
Emma pracowała teraz z Marco w klubie. Stała za barem dwa
wieczory w tygodniu. Lato zagościło w Otranto na dobre, w mgnieniu oka
zmieniając senne miasteczko w pękający w szwach kurort. Do ośrodków
rozsianych wzdłuż wybrzeża zjeżdżali wczasowicze. Długie rzędy parasoli
i leżaków wypełniały każdy skrawek piasku na ciasnych prywatnych
plażach – tak niepodobnych do rozległych plaż Sydney.
Każda kamienista zatoczka stawała się miejscem rekreacji.
Wczesnym rankiem rodziny wysyłały najmłodszych, synów i bratanków,
aby wywalczyli i zarezerwowali dogodne miejsce nad morzem. Rodziny
rozkładały ręczniki i fotele plażowe na każdym płaskim skrawku wybrzeża
i spędzały cały dzień, pływając, opalając się i śmiejąc aż do zapadnięcia
zmroku, kiedy to cały obóz był ponownie zwijany.
Siostra Marco wynajmowała kilka zatoczek wzdłuż należącego do
niej odcinka wybrzeża i w ramach obowiązków służbowych pilnowała, by
przebywali tam wyłącznie prawowici najemcy. Trzy, cztery razy dziennie
przechadzała się wzdłuż granicy swojego niewielkiego królestwa, z małym
Marco na rękach i w towarzystwie swojego zapalczywego pieska,
rozmawiała z gośćmi, sprzedawała im napoje, eksmitowała dzikich
lokatorów lub negocjowała z nimi wysokość opłat. Jej stawki były
minimalne. Nie miała innego wyjścia, gdyż prywatne plaże oferowały o
niebo lepsze warunki. Opłaty były nieduże, ale wspomagały nieco
domowy budżet. A Elenie podobała się rola gospodyni.
Pobierała również czynsz od Emmy. Od czasu, gdy się poznali,
Emma spędzała w łóżku Marco każdą noc, postanowiła więc w końcu
oficjalnie wprowadzić się do jego domu i nalegała, by płacić rodzinie taką
samą kwotę za wynajem, jaką płaciła w mieście. A jako że Marco mógł
znowu pracować wieczorami w barach i od czasu do czasu popołudniami
w Club Medzie, sytuacja materialna wszystkich domowników stała się
bardziej stabilna. Mąż Eleny, Giovanni, również planował podjęcie pracy
podczas wakacji. To był jego złoty okres. Elenę martwiło jedynie, że od
czasu przyjazdu Emmy Marco zarzucił malowanie. Zawsze miała nadzieję,
że pewnego dnia spełni się marzenie ich matki – jej brat zostanie uznany
za wielkiego artystę i ich życie zmieni się raz na zawsze. Dlatego do tej
pory znosiła cierpliwie jego dziwactwa i ekstrawagancje.
Ale od niedawna Marco stracił zapał do malowania. Jego nową
obsesją stała się Emma.
***
– Co takiego? – Emma pochyliła się nad barem w stronę
przystojnego Amerykanina.
– Czy nazywasz się Emma Benson? – wykrzyczał.
W powietrzu czuć było letni klimat, klub był wypełniony gośćmi, a
kapela na żywo grała momentami tak głośno, że trudno było cokolwiek
usłyszeć.
– A kto pyta? – odkrzyknęła w stronę mężczyzny.
– Jakiś facet przechwalał się przed chwilą, że cię zna.
– Jaki facet?
– Duży koleś tam przy stoliku – krzyknął i odwrócił się do tyłu. –
Zaraz. Gdzie on się podział?
– Jak wyglądał?
Muzyka znów zagłuszała wszystkie rozmowy.
– Co?
Emma wyciągnęła się na kontuarze i wykrzyczała w ucho
nieznajomego:
– Jak wyglądał?
Atrakcyjna twarz tylko wpatrywała się w nią bez słowa. Emma
wskoczyła tyłem na bar i przerzuciła nogi na drugą stronę. Złapała
Amerykanina za rękę i pociągnęła go przez tłum do damskiej łazienki,
gdzie muzyka była nieco przytłumiona. W niewielkim pomieszczeniu
kłębiło się mnóstwo kobiet, ale zdołała znaleźć pusty kąt i zaciągnąć tam
mężczyznę. Wyraz jego twarzy sugerował, że liczył na odrobinę więcej niż
przesłuchanie ze strony Emmy.
– Jak się nazywał?
– Nie wiem. Dopiero go poznałem. Wraz z przyjaciółmi
podziwialiśmy twoją urodę, a on pochwalił się, że cię zna. Myśleliśmy, że
ściemnia, więc rzucił mi wyzwanie, żebym podszedł do ciebie i zapytał,
czy nazywasz się Emma Benson. Czyli to prawda, tak?
– Jak wyglądał?
– Potężny facet. Chyba Brytyjczyk, sądząc po akcencie.
Emma zamilkła. Domyśliła się, kim był ów tajemniczy mężczyzna.
Amerykanin wcisnął jej w dłoń wizytówkę.
– O której kończysz zmianę?
W tym momencie do łazienki wkroczył Marco. Podszedł do Emmy i
zapytał:
– Co tutaj robisz?
– Właśnie miałam obciągnąć temu kolesiowi – odpowiedziała ostrym
tonem, po czym wyminęła Marco i pomaszerowała z powrotem do baru.
Gdy wróciła, właściciel nie mógł opędzić się od klientów. W
pośpiechu przygotowywał kolejne drinki i zobaczywszy Emmę,
zmarszczył brwi. Marco przybiegł zaraz za nią. Reszta wieczoru upłynęła
błyskawicznie. Nie było okazji do rozmowy. Żadnych przerw. Praca była
wyczerpująca, a do tego właściciel zdecydował się zamknąć później niż
zazwyczaj, gdyż goście chętnie kupowali drinki. Harowali aż do świtu.
Z oczami zaczerwienionymi od dymu, obolałymi stopami, wciąż
słysząc szum muzyki w uszach, powlekli się w milczeniu do miejsca,
gdzie stał zaparkowany skuter. Marco wsiadł na niego i spojrzał na Emmę.
– Co robisz, Emma?
– Nic. Nie zachowuj się jak wariat.
– Kim ten mężczyzna?
– Nie mam pojęcia. Wiedział, jak się nazywam. Zapytałam go, skąd
wiedział, jak się nazywam. – Nauczyła się mówić do Marco powoli i
wyraźnie. Zdawał się rozumieć więcej, niż sam potrafił wyrazić.
– Dlaczego mówisz, że mu obciągasz?
– Byłam na ciebie zła.
– Dlaczego?
– Bo jeśli mam ochotę zrobić loda jakiemuś facetowi, to moja
sprawa, nie twoja. Rozumiesz?
– Nie.
– Tak, rozumiesz. Jeśli pieprzysz dziewczynę, to jest to tylko twoja
sprawa, nikogo innego, prawda? Jeśli dziewczyna pieprzy się z tobą, to
jest jej sprawa, nikogo innego, prawda?
Marco milczał.
– Prawda? I ze mną jest tak samo. Jestem wolna. Ty jesteś wolny.
Jesteśmy oddzielnymi bytami.
Patrzył na nią w sposób, który sugerował, że nie może się
zdecydować.
– Nie wciskaj mi kitu jak wszyscy faceci. Nie zniosę tego,
szczególnie z twoich ust. Wiem, że różnisz się od nich. Jesteś artystą. Nie
okazuj zazdrości, nie traktuj mnie, jakbym sama nie potrafiła podjąć
decyzji. Miałam szczęście, że cię znalazłam. Miałam szczęście, że trafiłam
do twojego łóżka. Jestem szczęśliwa z tobą i ciężko mi będzie stąd
wyjechać. Ale w końcu wyjadę. To nieuniknione.
– Kiedy? – zapytał, jakby to był jedyny temat, który właśnie
poruszyła.
– Kiedy mnie wyrzucisz albo kiedy sama zdecyduję, że czas w
drogę. Nie wiem. Za bardzo lubię seks z tobą, żeby wyjeżdżać od razu.
Uśmiechnął się, ale w jego oczach malował się smutek. Czuła, że
powoli się w niej zakochiwał, i jej również na swój sposób zaczynało na
nim zależeć. Ale w Otranto był David. To zmieniało wszystko.
– Chcesz, żebym wyjechała?
– Nie – odpowiedział.
– Co byś zrobił, gdybym przespała się z innym mężczyzną? –
sparafrazowała pytanie, które zadała kiedyś Davidowi.
– Nie wiem.
– Chcesz się przekonać? – zapytała, wyciągając z kieszeni jeansów
wizytówkę Amerykanina.
***
– Co on tutaj robi? – domagał się wyjaśnień Amerykanin, gdy
otworzył im drzwi swojego pokoju hotelowego, mając na sobie tylko
obcisłe bokserki.
– Przyszedł popatrzeć.
– Po moim, kurwa, trupie – krzyknął Amerykanin, próbując
zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, ale Emma była już praktycznie w
środku, a Marco przytrzymywał drzwi butem.
– Czego ode mnie chcecie? Chcecie mnie okraść? – niepokoił się
Amerykanin, wycofując się w głąb pokoju. Był wyższy niż Marco i miał
budowę atlety. Może trenował biegi, pomyślała Emma, zwracając uwagę
na jego umięśnione uda. Ale bez ubrania czuł się najwyraźniej bezbronny.
– Wyluzuj. Masz coś do picia? – zapytała Emma.
Marco rozłożył się w jedynym fotelu, jaki znajdował się w pokoju, a
Emma przysiadła na brzegu łóżka i zrzuciła buty.
Amerykanin wpatrywał się w dwójkę intruzów z niedowierzaniem.
Pił ostro przez cały wieczór, ale teraz czuł, że trzeźwieje w błyskawicznym
tempie. Cały czas był przekonany, że przyszli go obrabować.
– Słuchaj, możemy sobie pójść – powiedziała Emma łagodnie. –
Rozumiem, że może ci się to wydawać nieco dziwne. Chciałam tylko
poddać sprawdzianowi mojego mężczyznę. Nienawidzę zazdrośników.
Rozumiesz, o co mi chodzi? A tak w ogóle ile masz lat?
– Dwadzieścia pięć.
– Czym się zajmujesz?
– Sprzedaję w Stanach sprzęt sportowy.
– Co tutaj robisz?
– Za kilka dni kumpel bierze ślub w Otranto.
– Teraz znamy się trochę lepiej. Czy czujesz się spokojniejszy?
Amerykanin uśmiechnął się.
– Ale ja nie wiem nic o was.
– Marco jest malarzem, artystą, a ja jego muzą.
Marco przytaknął.
– Ale boję się, że staje się zbyt zaborczy, dlatego muszę poddać go
próbie. Nie mam zielonego pojęcia, jak zareaguje, gdy zacznę się z tobą
pieprzyć. Może zatłucze nas oboje na śmierć. Może zacznie się
masturbować. Może się do nas przyłączy. Może będzie próbował wsadzić
ci kutasa w tyłek. Może wyjdzie. Sama nie wiem, co może się zdarzyć.
– To jest popieprzone.
– Życie jest pełne niewiadomych. – Emma wstała. – Czy masz coś
przeciwko temu, żebym wzięła prysznic?
Otworzyła drzwi łazienki i zapaliła światło. Odwrócona tyłem do
pokoju zdjęła przez głowę firmowy podkoszulek, który kazał jej nosić
właściciel baru, i rzuciła go na podłogę. Następnie rozpięła stanik, jemu
również pozwalając upaść na posadzkę. Rozmasowała miejsce pod
piersiami, gdzie elastyczny pasek pozostawił ślad na skórze. Wyciągnęła
dłoń w stronę prysznica i odkręciła kurek z gorącą wodą. Rozpięła jeansy i
zsunęła je powoli, odsłaniając stringi. Chwyciła się poręczy dla
równowagi i wyswobodziła się całkowicie ze spodni. Była pewna, że obaj
mężczyźni patrzyli. Nie zamierzała się jednak odwracać, by się o tym
przekonać. Z kabiny prysznica wydobywała się para. Ściągnęła
błyskawicznie majtki i weszła pod strumień gorącej wody. W głębi duszy
oczekiwała nawet, że zaraz zostanie porwana w ramiona, ale gdy zerknęła
w stronę pokoju, zobaczyła Amerykanina wciąż stojącego w przyzwoitej
odległości przy drzwiach łazienki. Obserwował ją. Zauważyła, że jego
penis stwardniał. Wydawał się ogromny. Sklasyfikowała mężczyznę jako
przystojnego osiłka. Z urodą w typie amerykańskiego aktora serialowego.
Wykąpała się tak szybko, jak tylko mogła.
Nigdy w życiu nie posunęła się do tak brutalnego kroku. Lubiła
Marco – być może czuła nawet do niego coś więcej – ale nie chciała
kolejnego związku. A na pewno nie takiego, w jakich tkwiła przez całe
swoje życie. Chciała czegoś, co wykracza poza konwenanse.
Była wobec niego niesprawiedliwa i zdawała sobie z tego sprawę.
Był dobrym, rozsądnym człowiekiem. A nie typem zazdrośnika. Gdyby nie
to, że w mieście pojawił się David, nigdy by mu tego nie zrobiła. Ale
David tu był, przechadzał się uliczkami Otranto, i Emma odczuła silną
pokusę dokonania czegoś spektakularnie niestosownego. Była na niego
wściekła za to, że przyjechał. Przypomniał jej o tym, jak wiele dla siebie
znaczyli. I o wszystkich powodach, dla których go opuściła.
W tej chwili pragnęła tylko być kobietą, za jaką się uważała. Co stało
na przeszkodzie, by miała obu mężczyzn?
Zakręciła kurek i otworzyła przesuwane drzwi kabiny. Czekał na nią
ręcznik. Wytarła się, po czym owinęła się nim dokładnie. Nawet teraz nie
była pewna, czy będzie potrafiła to zrobić. Wyszła spod prysznica, minęła
Amerykanina, podeszła do Marco i pocałowała go. Nie zareagował na jej
pieszczotę.
Przycupnęła na poręczy fotela.
– Nigdy wcześniej tego nie robiłam – powiedziała.
– Ja również – zapewnił ją Amerykanin.
– Nie wiem, czy potrafię.
Amerykanin zaserwował jej swój olśniewający uśmiech.
– Ja wiem, że tak.
Emma zwróciła się do Marco.
– Czy będziesz ze mną sypiał po tym, jak prześpię się z nim?
Marco pokręcił głową.
– Boże! W co ja się pakuję? – powiedziała. – Co mam robić?
Emma trzęsła się ze zdenerwowania. Była zmęczona, ale wciąż
czujna. Całe jej ciało reagowało żywo na każde doznanie. Nie była to
może najbardziej erotyczna chwila w jej życiu, ale z pewnością najbardziej
osobliwa. Słońce zaczęło wschodzić i pierwsze promienie wlewały się do
pokoju przez szpary w zasłonach, czyniąc całą scenę wręcz
surrealistyczną.
Odwróciła się z powrotem do Marco, żeby ponowić swoje pytanie.
Poprawiał właśnie jeansy, by zrobić więcej miejsca dla swojego twardego
członka. Znowu zmieniła zdanie.
Zaprosiła Amerykanina ruchem ręki, aby podszedł bliżej. Wszystkie
hamulce puściły i zawładnęło nią podniecenie. Jej ręce drżały, gdy zbliżała
je do jego bokserek. Jego kutas przylegał do ciała poskromiony przez
ciasny materiał. Przesunęła palce wzdłuż całej jego długości.
– Kurwa mać, twój fiut jest ogromny – zauważyła, spoglądając na
niego z dołu.
Stremowany nie potrafił wydusić z siebie ani słowa.
Emma znów zwróciła się w stronę Marco.
– Nie chcę, żebyś tylko patrzył. Chcę, żebyś ty również mnie
pieprzył. Zrobisz to? Czy mogę mieć was obu?
Marco podniósł dłoń i rozwiązał ręcznik, który opadł jej na kolana,
odsłaniając piersi. Wstał i poprowadził ją w stronę łóżka. Ręcznik został
na ziemi. Pchnął ją na plecy na łóżko, po czym uklęknął przed nią i
zanurzył twarz między jej udami.
– Boże, jesteś taka piękna – wymamrotał Amerykanin.
Emma podniosła wzrok i spojrzała na niego.
– Pocałuj mnie tutaj – poprosiła, dotykając swoich piersi.
Amerykanin klęknął przy łóżku, pochylił się i zaczął delikatnie ssać jej
sutki.
– Wyobraź sobie, że jesteś w pieprzonym pornosie – powiedziała,
sięgając niżej i chwytając przez materiał bokserek jego członka. – Co
zamierzasz ze mną zrobić?
– Wszystko. Kurwa, wszystko, czego zapragniesz – odpowiedział,
unosząc głowę znad jej sutka.
Marco odnalazł swój rytm. Emma musiała zamknąć oczy i wyłączyć
umysł. Leżała na plecach i poddawała się pieszczotom dwóch języków i
dwóch par dłoni. Amerykanin okazał się bardzo czułym i hojnym
kochankiem, skupionym na tym, by ją zadowolić. Nie spieszył się, a
wirujące ruchy jego języka i delikatny nacisk jego dłoni wprawiały ją w
stan uniesienia. Pieścił łapczywie jej piersi, przenosząc się płynnie między
jedną a drugą, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
Marco zdołał już się nauczyć, na jakie pieszczoty ciało Emmy
reagowało najbardziej, i teraz zaczął stopniowo podkręcać tempo. Czuł,
jak cała napina się i rozluźnia. Czuł, że jest bardzo pobudzona. Wiedział,
że jeśli podnieci się za bardzo, nie będzie mogła dojść. Nie wolno mu było
do tego dopuścić. Pragnął, żeby osiągnęła orgazm. A gdy tylko tak się
stanie, zamierzał zerżnąć ją mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Zasługiwała na to.
Emma miała przymknięte powieki, ale jej dłoń wciąż spoczywała na
ogromnym kutasie. W pewnym momencie zaczęła przyciągać go bliżej, aż
w końcu Amerykanin musiał przerwać swoje zabiegi i poddać się jej
dotykowi. Przyciągnęła go do swoich ust i kąsała przez bawełniany
materiał bokserek. Drgnął pod wpływem jej pieszczot. Chciała dojść z tym
kolosem w swoich ustach. Amerykanin obniżył bokserki i uwolnił go.
Marco podniósł głowę znad jej cipki, by zobaczyć, co się dzieje, ale
złapała go za włosy i zmusiła, aby wrócił na swoje miejsce.
– O kurwa, jest wielki – wydyszała, chwytając penisa w drugą dłoń.
Uniosła go i zaczęła całować nasadę. Ale gdy tylko to zrobiła,
zorientowała się, że jest za późno. Była o krok od szczytowania. Czuła
nadchodzący orgazm. W tej sekundzie chwyciła go, wepchnęła sobie do
ust i zaczęła zachłannie ssać. Po chwili wierzgała już biodrami i ściskała
głowę Marco swoimi udami. To był niezwykle intensywny orgazm, który
uderzył w nią niczym ogromna fala przypływu. Gruby penis Amerykanina
wypełnił całkowicie jej usta i w kolejnych spazmach wystrzeliwał w głąb
jej gardła kolejne ładunki spermy. Emma połykała tyle, ile mogła, podczas
gdy jej napiętym ciałem wstrząsały zmasowane dreszcze rozkoszy. Kutas
wysunął się z jej ust, pozostawiając resztki spermy na jej policzku. Wydała
z siebie przenikliwy jęk, a jej ciało stało się miękkie niczym galareta.
Marco uniósł twarz spomiędzy jej ud z szatańskim uśmiechem na
ustach i przewrócił ją na brzuch jednym gwałtownym ruchem. Podniósł ją
tak, by klęczała, podczas gdy on pozbył się paska, rozpiął spodnie,
wyciągnął swojego twardego kutasa i wepchnął go w nią z dziką furią.
Emma drgnęła i wydała z siebie stłumiony okrzyk rozkoszy. Marco
pieprzył ją nieprzerwanie, bez opamiętania. Aż doszła ponownie. On i
Amerykanin nawet tego nie zauważyli. Orgazm uderzył w nią z całej siły
niczym rozpędzony pociąg i wyrzucił ją gdzieś na bezdroża poza
rzeczywistością. Do krainy rozwiązłości, gdzie wszystko, czym była,
czego pragnęła i czego potrzebowała, dostarczał jej Marco.
Sam Marco nie mógł jednak znaleźć drogi do orgazmu. Amerykanin
klęczał przy łóżku z głową spoczywającą na materacu, obserwując, jak
Marco rżnie Emmę z impetem. Ten jednak nie odnajdywał w tej sytuacji
nic podniecającego. Mógł tak szarżować przez całą noc pod ciężarem tego
spojrzenia. Emma reagowała coraz głośniej na jego kolejne bezlitosne
pchnięcia. Nagle Amerykanin podniósł się i Marco dostrzegł, że znowu
miał wzwód. Podszedł do Marco.
– Pozwól mi ją pieprzyć – powiedział.
Marco nie wiedział, co ma robić.
– Czego chcesz, Emma?
– Wszystkiego – wyjęczała.
– On cię pieprzy, chcesz?
– Tak!
Marco wysunął się z niej.
– Daj mi swojego kutasa tutaj, Marco – zażądała. Ale wówczas
poczuła, jak Amerykanin powoli w nią wchodzi.
– O kurwa!
Marco stał i patrzył. Znajdował się zaraz przy Amerykaninie i
obserwował, jak masywny członek nieśpiesznie się w niej zanurza.
Odgłosy, które wydawała z siebie Emma, brzmiały bardziej jak oznaki
bólu niż przyjemności. Wydawało się, jakby miała trudności z przyjęciem
wszystkiego, co Amerykanin miał do zaoferowania.
– Jest zbyt duży. Wyjmij go!
– Wszedł już cały. Jesteś pewna? – zapytał Amerykanin,
najwyraźniej przyzwyczajony do takich reakcji.
– Bądź ostrożny.
– Zawsze jestem, proszę pani.
Emma ponownie przymknęła oczy i schowała twarz w pościeli. Dłoń
trzymała na jego udzie, na wypadek gdyby zaczął pieprzyć ją zbyt mocno.
Marco został zapomniany. Wszystkie myśli skoncentrowała na
wypełniającym ją członku. Otwierał ją, rozszerzał. Gdy wysuwał się z niej
powoli, poczuła wzbierającą wilgoć. Wycofał się zupełnie i potarł
czubkiem o jej wargi. Następnie zaczął spokojnie wchodzić w nią z
powrotem. Wydawał się jeszcze większy. Poruszał się bardzo ostrożnie.
Wypełnił ją całkowicie i znowu zaczął się wycofywać. To było wyjątkowe
doznanie. Żadna pięść czy dildo nie mogły się z nim równać. Był
jednocześnie aksamitny i twardy jak stal. Przynosił ból i przyjemność. Po
chwili Amerykanin nieznacznie podkręcił tempo swoich ruchów.
Rytmicznie wysuwał się z niej i wsuwał z powrotem. Zaczynała się
odprężać. Był wielki. Kolosalny. A Amerykanin posługiwał się nim bardzo
delikatnie i umiejętnie. Im dłużej ją pieprzył, tym bardziej go pragnęła.
Miała teraz nadzieję, że zagalopuje się i zapomni o tym, by na nią uważać.
Przyzwyczaił ją do swojego rozmiaru i teraz pragnęła, żeby pieprzył ją bez
żadnych hamulców. Zacisnęła zęby na kołdrze, przyjmując każde
przemyślane pchnięcie, które witała kolejnym jękiem rozkoszy
wykrzyczanym w materac. To było coś zupełnie innego. Była na granicy
orgazmu. Jego zapowiedź pojawiła się niespodziewanie szybko, jakby cały
czas czyhał blisko.
Amerykanin chwycił ją za nagie biodra i narzucił szybszy rytm
uderzeń. Obijał się o jej pośladki. Jego penis penetrował ją głęboko. Jej
jęki stawały się coraz głębsze, coraz dłuższe, coraz bardziej rozwlekłe.
– Czy chcesz tego teraz? – zapytał. – Czy chcesz, żebym zerżnął cię
z całej siły?
– Kurwa, tak! – zawołała.
Amerykanin przerwał na chwilę, by wzmocnić swój chwyt. Umieścił
dłonie pod jej biodrami i uniósł ją do góry. Gwałtownym pchnięciem
zanurzył się w niej głęboko i rozpoczął swoją szaleńczą szarżę. Nie
wypuszczał jej ze swego stalowego uścisku, grzmocąc biodrami w jej
wypięte pośladki. Pchnięcie za pchnięciem, w pokoju rozlegał się głuchy
odgłos zderzających się ciał. Mocniej i mocniej. Jęki Emmy przemieniły
się w dzikie okrzyki. Ach! Ach! Cisza. Ach! Ach! Cisza. Ach! Ach! Cisza.
Jej wrzaski przenikały przez ściany, rozbrzmiewając w całym budynku.
Odbijając się echem w całym miasteczku. Amerykanin kontynuował swoją
ofensywę, taranując ją raz za razem. Jego kutas był tak wielki, tak gruby. I
nagle Emma ucichła zupełnie, na kilka chwil zapanowała grobowa cisza.
Poczuła, że coś się zbliża, i opuściły ją siły, jakby miała za chwilę
zemdleć. I wtedy to się stało, z głębi jej ciała naszedł orgazm, krótki i
brutalny, porywający, ale ulotny, niczym błyskawica na nocnym niebie.
Amerykanin grzmocił ją dalej, niczym w transie. Nie czuła już
swoich rąk i nóg, jej ciało omdlewało, ale on wciąż trzymał ją w żelaznym
uścisku i pieprzył w dzikim szale. Wtedy uderzył w nią prawdziwy
orgazm. Opanował jej ciało ciepłym, potężnym, znajomym strumieniem
rozkoszy, jak wiele razy wcześniej. Gdy zaczął odpływać, załkała. Zaczęła
rzucać się w konwulsjach z głośnym okrzykiem na ustach. Amerykanin
wycofał się w obawie, że zrobił coś nie tak. A Emma była zbyt słaba, by
mu to wyjaśnić. Nie była w stanie się ruszyć. Łkała z głową wciśniętą w
pościel, opętana rozkoszą, której biedny samiec nie mógł sobie nawet
wyobrazić.
Marco był już kilkakrotnie świadkiem tej reakcji. Rzucił się na jej
wyczerpane ciało, wszedł w nią błyskawicznie i zaczął ujeżdżać. Emma
roześmiała się niczym obłąkana. Tracił nad sobą kontrolę, pieprząc ją
mocniej i mocniej.
– Nie przestawaj. Nie wolno ci przestać – wydyszała półprzytomnie.
– Pieprz mnie przez cały dzień, przez całą noc. Dzielcie się mną między
sobą, rżnijcie mnie na przemian. Róbcie z moim ciałem, co tylko chcecie i
kiedy tylko chcecie. Nie obchodzi mnie to. Tylko nie wolno wam przestać.
Trzynaście
Marco i Emma wrócili do jego domu około trzeciej po południu.
Przez cały ten czas nie zmrużyli oka, a za kilka godzin musieli być z
powrotem w pracy. Zsiedli z motoru i ruszyli w stronę wody. Elena nigdy
nie wynajmowała ich prywatnej zatoczki, więc kiedy do niej dotarli, na
plaży nie było żywej duszy. Marco zrzucił z siebie koszulę i pozbył się
jeansów, po czym przemierzył pas piasku i kamyczków, by zanurzyć się w
krystalicznie czystej wodzie. Zgubił gdzieś po drodze swoje bokserki. Jego
opalony tyłek był ostatnią częścią ciała, jaką zobaczyła, zanim zanurkował
w fale.
Emma niespiesznie podążyła za nim. Popatrzyła na słońce oraz łódki
przepływające około pół kilometra od brzegu. Nie czuła bryzy od strony
morza. Rozpięła jeansy. Bolał ją każdy mięsień, każdy milimetr ciała. Nie
pamiętała, by kiedykolwiek wcześniej czuła się aż tak zmęczona, ale
zmęczeniu towarzyszyło też inne uczucie. Przez długie godziny była
pieprzona przez dwóch mężczyzn. Byli nieustępliwi. Każdy z nich
próbował zdeklasować rywala, szczytując i regenerując siły raz za razem,
bez wytchnienia. Czuła się zbrukana od góry do dołu. Nie było na jej ciele
skrawka, który nie zostałby dotknięty, zdobyty. Jej skóra była całowana i
gryziona, lizana i pieszczona. Włosy miała w całkowitym nieładzie. Usta
opuchnięte. Jej piersi bolały, jakby były posiniaczone. Jej cipka pulsowała
nieznośnie. Ściągnęła z siebie top, rozpięła stanik, po czym zrzuciła
rozpięte wcześniej jeansy, zsunęła stringi i również zanurzyła się w
wodzie. Ani jej, ani Marco niewiele obchodziło, co pomyślałby
przypadkowy przechodzień, widząc ich kąpiących się nago. Przekroczyli
granicę tego, co społecznie akceptowalne, już kilka godzin temu.
To było życie, za jakim Emma cały czas tęskniła. Dla takich przygód
opuściła Mosman. Miała dosyć normalności, zwyczajności. Możliwe, że
David przybył tu, aby zabrać ją do domu, ale ona nie miała zamiaru
wracać do tamtego świata. Jedyne, czego pragnęła, to czuć całą sobą te
emocje, które towarzyszyły jej teraz. Przyjemnie chłodna słona woda
działała niczym balsam na jej skórę, na jej grzechy. Podpłynęła do miejsca,
w którym Marco unosił się na plecach, i przyciągnęła jego twarz do
swojej. Pocałowała go z pasją i ogromnym uczuciem. Otoczył ją
ramionami, a ona objęła go nogami i stali tak razem w wodzie sięgającej
im po szyję, całując się namiętnie. Emma poczuła, że ta bliskość sprawiła,
że członek Marco znów zaczął rosnąć, i pomimo bólu pozwoliła mu wejść
w siebie. Stali bez ruchu, całując się długo, namiętnie, niespiesznie. Usta
Emmy były spuchnięte, ale to nie miało żadnego znaczenia. Przeżywała
najlepsze chwile swojego życia.
***
– Jesteś puttana – oznajmił Marco kilka dni później, uśmiechając się
do niej z drugiego końca pokoju, gdzie leżał na swoim łóżku.
– Nazywasz mnie kurwą? – zapytała. Właśnie się ubierała.
– Si – powiedział. – Kurwa.
– To niezbyt miłe.
– Ty nie jesteś zbyt miła – odpowiedział.
– Jestem bardzo miła.
– Ilu mężczyzn pieprzyłaś?
– Niewielu. Ale wszyscy mnie pamiętają.
– Niewielu?
– A ile kobiet ty pieprzyłeś?
– Tanto – powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu.
– Więc to ty jesteś puttana – stwierdziła.
– Si, io sono un prostituto per l’arte.
– Aha, ty pieprzyłeś te kobiety dla sztuki…
– Si, ja maluję.
– Już nie malujesz.
– Si. Ja nie maluję.
– Dlaczego?
– Perché…
– Tak?
– No lo so.
– Nie wiesz – powtórzyła za nim, wślizgując się do łóżka. Przez
prześcieradło, pod którym leżał, wytropiła jego kutasa i wzięła go w dłoń.
– Jesteś malarzem. Całe twoje życie było poświęcone sztuce. Stodoła jest
wypełniona twoimi pracami. Malujesz. To czyni ciebie tym, kim jesteś.
Kim zatem jesteś wówczas, kiedy nie malujesz?
Potrząsnął głową.
– Czy jeśli opuszczę twoje łóżko, będziesz malował?
– Nie – odpowiedział.
– Uważam, że to ja jestem powodem, dla którego przestałeś
malować. Nie chcę być kobietą, która odciąga cię od twojej pasji.
Powinnam trzymać się od ciebie z daleka przez tydzień, żeby sprawdzić,
czy złapiesz wtedy za pędzel.
– Nie – powtórzył.
– Si – odparowała.
– Pieprzysz innych mężczyzn.
Emma uśmiechnęła się.
– Innych mężczyzn? Jak tamten Amerykanin? Och, tak. Świetny
pomysł. Gdzie jest jego numer?
Marco zbladł.
– Przysięgam, nie będę pieprzyć innych mężczyzn. Przynajmniej nie
bez ciebie – powiedziała, czując, jak jego kutas rośnie pod wpływem jej
dotyku. – Zrobimy test.
Zamruczał, kiedy Emma złapała go mocniej.
– Tydzień. Zero pieprzenia. Maluj – powiedziała.
– Jeśli test się uda?
– Non lo so – odpowiedziała, puszczając wolno jego kutasa, po czym
bez słowa wróciła do toaletki, przy której zabrała się do rozczesywania
włosów.
***
Później tego poranka towarzyszyła Marco, kiedy ten rozkładał swoje
krzesełka i sztalugi w rogu placu naprzeciwko katedry. W ciągu ostatnich
tygodni mógł zarobić całkiem niezłe pieniądze, żądając za swoje prace
tyle, ile tylko chciał. Czasami przed jego stanowiskiem ustawiała się
całkiem długa kolejka wczasowiczów, którzy chcieli wrócić z wakacji z
portretem pędzla lokalnego artysty. Stare miasto pękało od turystów.
Marco mógłby siedzieć na placyku od świtu do zmierzchu, cały czas
pracując, gdyby tylko chciał.
Ale to właśnie z jego chęciami był największy problem. Za dużo
frajdy sprawiały mu erotyczne zabawy z Emmą. Poranne zmiany, które
niegdyś zaczynał o świcie, przesunęły się w okolice późnego śniadania, a
następnie ku godzinom popołudniowym. Emma rozpraszała go i odrywała
od zarabiania pieniędzy w szczycie sezonu turystycznego. A Elena
skrupulatnie liczyła straty.
Gwoli prawdy Emma nie ponosiła całej winy za taki stan rzeczy.
Utratę posady w Club Medzie zawdzięczał wyłącznie swojej opieszałości.
Emma próbowała zmusić go, by poszedł do pracy. Wykopywała z łóżka
pod pretekstem, by ruszył do kuchni i zaparzył jej kawę. Ale Marco był tak
uwodzicielski, że jeden niewinny dotyk prowadził niejednokrotnie do
ognistego seksu. A seks z kolei zawsze zajmował im więcej czasu, niż się
tego spodziewali. Potem, kiedy dochodzili do siebie po wyczerpujących
igraszkach, Marco wprowadzał w życie swoje sposoby, by rozpalić ją na
nowo. Zaczynał niby od niechcenia, schodząc poniżej jej brzucha. Nie
początku nie czuła nic więcej ponad ciepły podmuch na swoich wargach, a
następnie delikatne muśnięcia czubkiem języka. Rozbudzał ją, a później
zabierał w najdłuższą, najbardziej rozkoszną podróż ku szczytom
rozkoszy. Godzina mijała w mgnieniu oka. Byli gotowi do wyjścia o
dziewiątej rano, a w rezultacie zatrzaskiwali za sobą drzwi tuż przed
pierwszą.
Zdawała sobie sprawę, że takie zachowanie było nieodpowiedzialne.
Nie musiała za każdym razem rozkładać przed nim nóg. Podczas tych
nielicznych momentów, gdy jego twarz nie była właśnie między jej udami
albo gdy jego kutas nie penetrował jej głęboko, kiedy jej nie dotykał, nie
uśmiechał się, nie był blisko – w takich momentach właśnie Emmę
dopadały pewne wyrzuty sumienia. Całkowicie zakłóciła porządek jego
życia. I to wcale nie Marco cierpiał z tego powodu. Najwięcej traciła na
tym Elena. To ona pilnowała domowego budżetu i potrzebowała każdej
zarobionej przez brata sumy. Sprawy finansowe często stawały się kością
niezgody między rodzeństwem. Czyż nie była dobrą siostrą? Czyż nie była
cierpliwa? Czyż nie wspierała go przez te wszystkie lata? Bez względu na
to, czy miała rację, czy nie, Elena zawsze wiązała wielkie nadzieje z
obrazami Marco. Gdy przyszłość malowała się w ponurych kolorach, jego
siostra zawsze starała się rozjaśnić ją w wyobraźni blaskiem bogactwa i
sławy, jakie miała im niezawodnie zapewnić sztuka Marco.
Na plac przed katedrą trafili dzisiaj wcześniej tylko dlatego, że
Emma zrobiła rano wszystko, by nie dać się uwieść. Wygrała pierwszą
rundę. Z nieba lał się coraz większy żar, a przez plac przewalały się tabuny
turystów. Marco zdołał już rozstawić swoją plenerową pracownię, ale jak
do tej pory nikt do niego nie podszedł.
– Chcesz, żebym udawała twoją klientkę?
– Nie, ja nie śpieszę.
– W takim razie idę się przejść.
– Dokąd idziesz?
– Pozwiedzać. Może pójdę popływać. – Pomyślała, że zanim uda się
do sklepu Sylvii, najpierw powędruje trochę na południe wzdłuż
wybrzeża. Słyszała, że są tam jaskinie i pieczary, w których woda
przybiera niesamowity, nienaturalny wręcz odcień błękitu, zupełnie jak w
sławnej Lazurowej Grocie na Capri. Pod letnią sukienkę, którą pożyczyła
jej Elena, założyła bikini. Miała zamiar sama przemierzyć wybrzeże w
poszukiwaniu tego niezwykłego miejsca i popływać w egzotycznie
niebieskiej wodzie, jeżeli nadarzyłaby się ku temu okazja.
Wiedziała, że powinna szybko się pożegnać i ruszyć w drogę, ale
cały czas zwlekała.
Marco przyciągnął ją i posadził sobie na kolanach.
– Ty serio. Zero seks?
– Tak. Jesteś malarzem. Musisz malować.
Zaproponowany przez Emmę test wstrzemięźliwości miał pomóc nie
tylko Marco czy Elenie. To ona sama musiała wyzwolić się od zaklęcia,
które rzucił na nią Marco. W głębi serca wiedziała, że musi ruszyć do
przodu. Myślała o jego domu jak o bezpiecznej wyspie. Dopóki mieszkała
na niej, była wolna od konieczności podejmowania decyzji. Życie na niej
było dobre. Łatwe. Jej kochanek zapewniał jej wszystko. Zaspokajał jej
zachcianki, pragnienia. Mieli słońce, seks, jedzenie, morze, łóżko, seks,
jedzenie i morze. Nie potrzebowała niczego innego i o niczym innym nie
myślała, przynajmniej dopóty, dopóki nie musiała iść do pracy. A kiedy
była z dala od wyspy, pragnęła tylko tego, by na nią powrócić.
Marco potrząsnął głową.
– Nie potrzebuję malować. Potrzebuję ciebie.
– Właśnie dlatego musimy przestać – powiedziała. Nie mogła tak po
prostu odejść. Dla niej to był raj. A z raju nie odchodzi się tak po prostu. Z
raju trzeba zostać wygnanym. Próba, której poddawała Marco, miała
uczynić jej pobyt niemożliwym. Kiedy odmawiała jemu seksu, odmawiała
go również sobie.
– Ja nie przestanę – powiedział. – Nie przestanę nigdy.
– Musisz. – Gdy wypowiedziała te słowa, katedra rozbrzmiała
donośnymi uderzeniami dzwonów. Spojrzała w górę na gołębie, które
poderwały się do lotu ze swoich kryjówek na dachach budynków. Plac
wypełnił się szelestem ich skrzydeł, a Marco wykorzystał ten moment, aby
przejechać ręką wzdłuż uda Emmy i zanurkować pod jej sukienkę.
Zacisnęła mocniej nogi, broniąc się przed nim, ale rozproszyło ją nagłe
otwarcie się wrót katedry. Ze środka wylała się na plac fala elegancko
ubranych ludzi. Rozrzucali wszędzie konfetti i formowali gwardię
honorową dla młodej pary. Ręka Marco znalazła sposób, aby przedrzeć się
przez jej bikini. Nie pozostawiało żadnych wątpliwości, na czym polegały
jego zabiegi, ale cały plac zajęty był weselnym korowodem i nikt nie
zwracał uwagi na lubieżną parę na uboczu. Kiedy Emma rozłożyła szerzej
nogi, ich igraszki przekształciły się w prawdziwy spektakl zgorszenia.
Na szczęście oczy zgromadzonych na placu, łącznie z Emmą,
zwrócone były w stronę katedry. Wszyscy starali się wypatrzyć szczęśliwą
młodą parę, która powoli przedzierała się przez otaczający ją tłum, ale ich
wytrwałość została nagrodzona jedynie mignięciem falującego tiulu.
Kapela zaczęła przygrywać wesołą melodię, a fotograf nakazał wszystkim
gościom ścisnąć się do grupowego zdjęcia. Rozstawiał swój statyw, a kilku
starszych mężczyzn pokierowało tłum z powrotem w stronę drzwi katedry.
Emma przekręciła się odrobinę na kolanach Marco, aby choć trochę ukryć
to, czym zajmowała się jego ręka. Główni bohaterowie wydarzenia
ustawili się w końcu pośrodku na tle kościoła, a przyjaciele i rodzina
docisnęli się po bokach. Palce Marco, do tej pory błądzące wszędzie, gdzie
im się tylko podobało, zatrzymały się teraz i skoncentrowały swoją uwagę
na jednym szczególnym punkcie.
– Jeden tydzień? – wyszeptał jej do ucha.
– Si – jęknęła w odpowiedzi. Turyści przechodzili pomiędzy nią a
weselnikami.
– Seks nie?
– Zero seksu.
– Ty dasz radę? – zapytał, gryząc jej kark, a potem masując to
miejsce zębami.
– Si – odpowiedziała.
Od strony weselników dobiegały ich salwy śmiechu. Palce Marco
poruszały się w coraz szybszym rytmie.
– Kłamczucha – wyszeptał i ustami złapał płatek jej ucha.
– Si – odpowiedziała.
– Chcesz, żebym pieprzył cię teraz? – wydyszał prosto w jej ucho.
– Tak – odpowiedziała. Nie odrywała spojrzenia od panny młodej.
– Chcesz, żebym pieprzył cię tu, gdzie ludzie patrzą?
– Tak. – Emma odnosiła wrażenie, że panna młoda wypatrzyła ją
między przemykającymi turystami i obserwowała teraz uważnie.
– Chcesz, abym dzielił się tobą z tamci mężczyźni?
– Tak – wydyszała. Była blisko. Wiedziała, że nie brakowało wiele,
wystarczyło kilka dobrze dobranych słów… Gdy całym jej ciałem
wstrząsnął dreszcz, spojrzała na pana młodego.
– Och, kurwa – szepnęła i zarzuciła ręce na szyję Marco, kryjąc swą
twarz w jego ramionach, tłumiąc w nich swój jęk rozkoszy, szczytując
potężnie. Doznanie było cudowne i trwało. Drżała tuż przy jego ciele.
Gdy w końcu zdołała złapać oddech, wyszeptała:
– Spójrz na mężczyznę, który się żeni.
Marco musiał poczekać, aż minie ich grupa wiekowych turystów.
– Stronzo! – wykrzyknął całkiem głośno i bez cienia skrępowania, po
czym wybuchnął śmiechem. Panem młodym okazał się nikt inny, tylko
Amerykanin z wielkim kutasem.
– No cóż, powiedział przecież, że przyjechał na ślub – śmiała się
Emma.
– Stronzo! Myślisz, że chce podzielić się ze mną swoja żona?
– Sądzisz, że powinniśmy go o to spytać? – zapytała figlarnie Emma,
poprawiając swoje ubranie i ruszając w stronę weselników. Przecisnęła się
przez tłum zaciekawionych gapiów, by stanąć tuż przy fotografie, tak żeby
Amerykanin mógł ją zobaczyć. Gdy fotograf pstryknął w końcu fotkę,
twarz amatora nocnych przygód była zupełnie blada.
***
Emma dotrzymała obietnicy złożonej Marco. Nie uprawiali seksu ani
tej nocy, ani następnego ranka, ani przed południem, w południe, po
południu, późnym popołudniem, wieczorem, w nocy, ani następnego dnia
o świcie. Emma odpierała zaloty Marco przez całe dwa dni, zanim w
końcu mu uległa. A kiedy to nastąpiło, nie oddała mu się całkowicie.
Siedzieli w barze i noc miała się powoli ku końcowi. Właściciel
poszedł już do domu, powierzając zamknięcie lokalu Emmie i Marco.
Emma przez całą noc wypatrywała Davida. Spodziewała się, że gdy nagle
się odwróci, ujrzy go stojącego przed nią. Ale do zamknięcia baru
pozostała tylko godzina i w środku poza nimi siedziało jeszcze tylko kilku
bywalców. Niewielka grupa. Emma posprzątała kontuar, a Marco właśnie
skończył przecierać puste stoliki. Krzesła i stołki barowe stały na
wyczyszczonych blatach odwrócone do góry nogami. Marco nalał sobie
piwa i zapytał, czy podać coś Emmie. Potrząsnęła głową. Była zmęczona.
Pochyliła się do przodu, wyginając się w biodrach, oparła ramiona na
kontuarze i wsparła na nich głowę. Marco położył rękę na jej pośladkach.
Robił to często, ale tym razem Emma poczuła jego dotyk. Naprawdę go
poczuła. Trudno było jej trzymać Marco na dystans przez tych kilka
ostatnich dni. Siłowali się w łóżku. Przygniatał ją, unieruchamiał. Podczas
tych zabiegów podarł jej nawet całkiem porządną parę majtek. Całował ją
– ach, jakże on ją całował! – po całym ciele. I to właśnie ona musiała być
silna. To ona musiała powiedzieć „nie”, chociaż całą sobą pragnęła
krzyczeć „tak”, „tak” i jeszcze raz „tak”.
Teraz byli w barze, w pracy, Emma padała z nóg i nie miała już sił
się opierać. Chciała, by Marco ją pieprzył. Namiętnie i powoli. Właśnie tu
i teraz. Do diabła z klientami. Do diabła z jej obietnicą. Do diabła ze sławą
Marco.
Ze swojego miejsca za barem widziała większość klientów. Byli
zajęci swoimi drinkami, swoimi sprawami, swoim życiem. Jedna para
najpewniej dobierała się do siebie pod stołem. Był to powszechny widok w
barach tego typu o tej porze. Nie zmieniając pozycji, Emma wyjęła jedną
rękę spod głowy. Marco poszedł nalać sobie następne piwo, a kiedy
wrócił, ona zdążyła rozpiąć swoje jeansy i zsunąć je z tyłka.
Odwróciła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Marco uśmiechnął
się szeroko i pociągnął łyk piwa.
– Chcesz?
– Chcę – odpowiedziała.
– Ty chcesz? Jak bardzo chcesz?
Marco postąpił jeden krok w jej stronę. Poczuła się obnażona. Nie
spodziewała się oporu.
– Jak bardzo ty chcesz, he? – powtórzył. Przysunął się jeszcze bliżej.
– Bardzo. – Zaczęła się dotykać.
Dał jej klapsa w odsłonięty tyłek.
– Nie. Obiecałaś. Zero seksu. Si ricorda?
– Tak!
Ustawił się za nią, a ona oparła brodę o kontuar i wpatrywała się w
klientów. Spodziewała się, że zaraz poczuje, jak jego kutas w nią wchodzi.
Ale nic się nie stało. Nawet jej nie dotknął.
Odwróciła głowę i spojrzała na niego przez ramię. Spokojnie
pociągnął następny łyk piwa. W tym momencie poczuła na sobie jego
palce. Przesunęły się w górę i w dół, a potem zaczęły ją penetrować.
– Ty chcesz bardzo, ale ja nie złamię obietnicy.
– Złam ją.
– Ja nie złamię obietnicy. Jutro maluję. Nie pieprzę dzisiaj. Jutro
maluję.
– Mam to gdzieś. Pieprz mnie.
Sięgnęła dłonią do tyłu i poczuła ogromne wybrzuszenie w jego
jeansach. Pomasowała go przez spodnie. Nie opierał się. Rozpięła
rozporek.
– Ja nie pieprzę ciebie.
Uwolniła jego penisa. Czuła jego ciepło. Jego twardość. Nakierowała
go odpowiednio na siebie i wypięła mocniej pośladki.
– My się nie pieprzymy – powiedział Marco.
Czuła czubek jego penisa na swoich wargach. Przejechał nim wzdłuż
jej szparki, a następnie przesunął całą długość swojego kutasa w górę i w
dół, ocierając się o nią. Był pokryty jej wilgocią. Mógł wsunąć się w nią
gładko. Emma obserwowała klientów. W barze było ciemno. Nikt nie
zwracał na nich uwagi. Była roztrzęsiona. Wyczekiwała.
Sięgnęła dłonią poniżej i wtarła wilgoć swojej cipki w jego jądra.
Ścisnęła je, a on jęknął z rozkoszy. Oczekiwała, że zaraz ją zerżnie. Naparł
na nią główką swojego kutasa, po czym przesunął go wyżej. Nacisnął na
jej pośladki, by przyciągnąć je niżej, a ona ustąpiła, uginając trochę
kolana. Czy miał zamiar pieprzyć jej tyłek? Nigdy wcześniej tego nie
robił. Amerykanin tak, ale nie Marco. Nacisnął czubkiem penisa na jej
dziurkę i przytrzymał go tam. Jego penis wydał jej się ogromny. Naparł na
nią. Przyjęłaby go całego. Ale on nagle się odsunął. Gdy się odwróciła,
Marco pośpiesznie chował swojego penisa w spodnie. Doprowadził się do
porządku i pomknął na drugi koniec baru. I wtedy zrozumiała, co się stało.
Do kontuaru zbliżał się jeden z klientów. Właśnie wtedy zdała sobie
sprawę, że kiedy on napierał na jej odbyt, przestała obserwować wnętrze
baru i czekała na niego z zamkniętymi oczami. Podciągnęła jeansy na tyle,
żeby nie wzbudzać podejrzeń, i stała dalej w tym samym miejscu. Czuła,
że cała drży. Targała nią żądza. Zaczęła się dotykać. W tej chwili mógłby
ją wziąć każdy.
Marco przez dłuższą chwilę rozmawiał z gościem. Emma domyśliła
się, że musieli znać się już wcześniej. Gość co chwila zerkał na nią
ukradkiem. Nie była pewna, czy widział, co robiła, czy też po prostu
zaintrygowała go jej prowokacyjna poza. Gdyby tylko wiedział, co teraz
czuła i o czym myślała, już dawno przeskoczyłby przez dzielący ich
kontuar. Ona zresztą też miała ochotę go przelecieć. Był przystojny.
Słodki. A ona była tak bardzo napalona. Niestety, kiedy tak patrzył na nią,
jednocześnie starając się nie zgubić wątku rozmowy, Marco zarządził
ostatnią kolejkę i magia chwili gdzieś uleciała. Przez następne dziesięć
minut Emma i Marco musieli szybko się uwijać. Kiedy wszystko się
uspokoiło, a bar opustoszał, Marco spojrzał na nią i powiedział:
– Dotrzymamy obietnicę.
Czternaście
Tego poranka Emma obudziła się późno. Leżała sama w łóżku
Marco. Nie spała dobrze tej nocy, jej sny były zbyt barwne, zbyt
intensywne. W jednym z nich pieprzył ją znajomy Marco z baru. Po chwili
miał już twarz Davida. Następnie brała ślub. Krzyczała na Sally. Chwilę
później nakryto ją z twarzą między nogami przyjaciółki w domku na plaży.
Nagle nie wiedzieć skąd zjawił się tam Marco. Patrzył na nią smutnymi
oczyma. To była długa noc, po której obudziła się sfrustrowana, pełna
wspomnień o Davidzie.
Myśli o mężu były nieuniknione. Od kiedy odkryła, że jest w Otranto
– a przynajmniej, że tu był – jego postać wciąż nawiedzała obrzeża jej
myśli. Każdy dotyk Marco był skażony i zintensyfikowany jego
obecnością. Ale kiedy starała się wyobrazić go sobie w Otranto, czuła
pewien zgrzyt. Zupełnie nie pasował do jej nowego życia. Nie potrafił być
swobodny. Nie potrafił być beztroski. Nie mógłby żyć, odżywiając się
jedynie zapachem farb. Nie mógłby wykonywać gównianych prac i nie
lubił żyć w niepewności, co przyniesie jutro.
Umyła się i włożyła na siebie bikini oraz jedną z sukienek Eleny.
Zjadła to, co znalazła w kuchni Marco. Miejsce to wyglądało tak, jakby
zatrzymał się tu czas. Nie zmieniając najmniejszego szczegółu, ekipa
filmowa mogłaby nakręcić tutaj film rozgrywający się we Włoszech w
latach sześćdziesiątych. Budynek, w którym mieszkał Marco, należał
niegdyś do jego matki. Utrzymywała wszystko w idealnym porządku, a
teraz pałeczkę przejęła Elena. Emma dowiedziała się od niej, że Marco
chciał się kiedyś pozbyć wszystkich rzeczy należących do ich matki, ale
ona mu na to nie pozwoliła. Znając styl życia Marco, Elena wzięła na
swoje barki opiekę nad domem. Nie dla niego, powiedziała, tylko ze
względu na ich matkę.
Emma wyszła z budynku i skierowała się w stronę stodoły. Drzwi
były zamknięte i wisiała na nich tabliczka z napisem: „Ja maluję”. Emma
uśmiechnęła się. Wygrała. Ale było to pyrrusowe zwycięstwo. Wbrew
temu, co mówił, nie była jego muzą. Była jego antymuzą.
Nie chcąc przeszkadzać mu w pracy, podążyła w stronę morza.
Słońce świeciło jasno, a woda była tak krystalicznie błękitna, że stanowiła
idealny widoczek na pocztówkę. Ze szczytu klifu naliczyła dwadzieścia
cztery łódki i jachty – wszystkie z olśniewająco białymi żaglami,
zakotwiczone albo leniwie płynące po spokojnym morzu. Brązowe,
opalone ciała wylegiwały się na pokładzie, spacerowały i nurkowały w
wodzie. Zeszła w dół kamienną ścieżką. Woń dzikich ziół wymieszana z
zapachami morza wypełniła jej nozdrza. Był to zapach domu, którego
nigdy nie znała. To właśnie w chwilach takich jak ta mogła wykroczyć
poza własną świadomość. Zatracić się w wolności. Dać się porwać siłom
kosmosu. Nadal była młoda, nadal była piękna, nadal była bogata duchem
w oczach świata. Zatrzymała się nad brzegiem morza, zdjęła przez głowę
sukienkę i rzuciła ją na ziemię.
Kiedy po kilku godzinach wróciła pod stodołę, drzwi nadal były
zamknięte. Ze środka dobiegła ją muzyka jazzowa. Oparła się pokusie, aby
zapukać do drzwi. Postanowiła zobaczyć, co robi Elena. W drzwiach
powitał ją merdaniem ogona Pluto, pies Eleny. Emma schyliła się i go
podniosła. W zlewie zalegały nieumyte naczynia. Skierowała się do
salonu. Mały Marco siedział w kojcu, trzymając w rączkach miniaturowy
czerwony wóz strażacki. Spojrzał na nią w typowy dla siebie sposób,
zupełnie bez emocji, aby po chwili całkowicie stracić nią zainteresowanie i
wrócić do trzymanej w dłoni zabawki. Emma już otwierała usta, by
zawołać Elenę, gdy wtem usłyszała niedwuznaczne odgłosy dobiegające z
piętra. Podeszła do schodów i zaczęła nasłuchiwać. Nie było mowy o
pomyłce. Na paluszkach podążyła tą samą drogą, którą przyszła,
zostawiając Pluto na straży w kuchni. Będąc już na zewnątrz, rozejrzała
się za ciężarówką Giovanniego. Nigdzie jej jednak nie dostrzegła.
Ostatecznie Emma znalazła sobie miejsce w sypialni Marco przy
oknie. Mogła stąd obserwować podwórko, a ponad dachami – morze.
Wiedziała, że nie powinna była dopuścić, by ciekawość wzięła górę nad
dobrym wychowaniem, ale nie mogła się powstrzymać. Musiała się
dowiedzieć, z kim pieprzyła się Elena. Ta sprawa była zbyt soczysta, żeby
ją tak po prostu zostawić. Elena zawsze odgrywała rolę wzorowej włoskiej
żony – kolacja czekająca na męża na stole każdego dnia, gotowość, by
przygotować posiłek bratu, oba budynki utrzymane w nienagannej
czystości, plaża zadbana i interes przypilnowany, matczyna troska wobec
małego Marco, zero osobistych ambicji. Emma miała niemalże ochotę
nagrodzić wiwatem ten akt rebelii. Ale nim zaczęła świętować, musiała
wiedzieć, kim był ów tajemniczy mężczyzna. Musiała wiedzieć, że Elena
robi to tylko dla siebie, nie dla jakiegoś ukrytego powodu. Trzymała kciuki
i miała nadzieję ze względu na dobro kobiety, że jej kochankiem był jeden
z tych gorących młokosów wynajmujących u niej miejsce na plaży, a nie
na przykład spasiony szef Giovanniego, który groził, że zwolni jej męża,
jeśli ta nie wpuści go do łóżka każdego wtorkowego poranka.
Gdy Elena w końcu wyłoniła się z domu, posadziła małego Marco na
dywaniku, a sama usiadła na krześle i zaczęła łuskać groszek. Emma
poczuła się oszukana. Dobrze wiedziała, co usłyszała – to nie ulegało
żadnej wątpliwości. Elena była z jakimś mężczyzną. Jej głos, jego jęki.
Ale żaden mężczyzna nie wyszedł z domu, przynajmniej nie przez drzwi.
Czyżby oglądała porno i się masturbowała?
Emma zbiegła po schodach i z uśmiechem wyszła na podwórko.
– Dzień dobry, Elena – powiedziała, podchodząc do niej
zamaszystym krokiem.
– Ciao – odparła Elena.
– Bardzo dobrze dzisiaj wyglądasz. Bardzo pięknie. Promieniejesz.
Czy dobrze spałaś?
Twarz Eleny rozpromieniła się jeszcze mocniej, płonąc żywą
czerwienią. Przytaknęła.
– Mogę się przysiąść? Marco maluje, a ja nie mam co ze sobą zrobić,
dopóki nie pojedziemy do miasta.
Nie czekała na odpowiedź. Weszła pośpiesznie do domu Eleny i
niezwłocznie pomknęła na górę, aby się rozejrzeć. Nigdy wcześniej tutaj
nie była. Łóżko w głównej sypialni było zasłane. W pomieszczeniu nie
było żadnego telewizora, żadnego laptopa. Sprawdziła pozostałe pokoje.
Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak powinno. Zbiegła z powrotem na
dół, złapała za krzesło i wyciągnąwszy je na zewnątrz, usiadła przy Elenie.
– Wiem, że jest wcześnie, ale czy masz jakieś wino?
To powiedziawszy, Emma wróciła do środka. Podążyła do okien w
pokoju gościnnym. Jedno z nich było niedomknięte. Otworzyła je na
oścież i spojrzała na teren poniżej. Dostać się do środka i na zewnątrz nie
byłoby problemem, ale teraz nic nie wskazywało na to, aby ktoś to zrobił.
Żadnych śladów butów na ziemi ani na parapecie. Emma doznała zawodu.
Ale wyobrażenie sekretnego kochanka zakradającego się do domu
podobało jej się za bardzo, aby fakty odebrały jej całą frajdę.
Wróciła na ganek z butelką wina i dwoma kieliszkami. Po kilku
minutach niezobowiązującej paplaniny Emma nie mogła się już dłużej
powstrzymać:
– Zajrzałam do ciebie wcześniej, ale nie chciałam ci przeszkadzać,
bo byłaś bardzo zajęta na górze.
Elena milczała i patrzyła w drugą stronę.
– Uważam, że to wspaniale, że masz kochanka – dodała, stawiając
wszystko na jedną kartę.
Ponownie nie uzyskała żadnej odpowiedzi, ale ta cisza tylko
potwierdzała jej podejrzenia.
– Powinnaś mieć kochanka. Jesteś piękną kobietą. Ciężko pracujesz.
Zasługujesz na trochę zabawy.
Z głową wciąż odwróconą w drugą stronę Elena w końcu przerwała
milczenie:
– Spotkałam go na plaży. Wcześniej nic takiego nie robiłam. Jestem
zawstydzona.
– Dobrze się bawiłaś?
Elena znowu milczała. Emma zaczęła się zastanawiać, czy nie
pozwoliła sobie na zbyt wiele. W końcu nie znała siostry Marco aż tak
dobrze.
Po chwili jednak Elena znów się odezwała:
– To był ostatni raz. Powiem mu, że nie przychodzi więcej.
– Ostatni raz? A ile razy się widzieliście?
– Spotkałam go tydzień temu – oznajmiła Elena. Zawahała się na
chwilę, kalkulując w głowie liczbę schadzek. – Więc… dwanaście.
– Dwanaście razy?!
Elena zaśmiała się i po raz pierwszy od początku tej rozmowy
spojrzała na Emmę.
– Spotkaliśmy się na plaży. Ale tam nic nie mogliśmy robić. Nie
dużo. On jest bardzo greezo. On przychodzi rano, a potem po południu.
Uważasz, że jestem dziwka?
– Nie. Uważam, że jesteś kobietą z krwi i kości – powiedziała
Emma, dolewając kroplę wina do nienapoczętego kieliszka Eleny. –
Wszystkie kobiety zasługują na więcej seksu. Wszystkie kobiety
potrzebują więcej niż jednego mężczyzny. Co znaczy greezo?
– On zawsze robi seks. Mówi o seks. Dotyka mnie. Sprawia, że ja
dotykam jego. Ludzie patrzą. On mi sprawi kłopoty.
Elena wykrzywiła twarz w grymasie i zaczęła się wachlować. Emma
wybuchnęła śmiechem.
– Nie mogę z nim przestać. Myślę tylko o tym, co mi robi. O nic
innym. Tylko co robi. Kiedy on odjedzie, ja oszaleję. Giovanni nie jest
dobrym kochankiem.
– Kiedy wyjeżdża?
– Non lo so. Turyści nigdy długo tutaj. Ja mówię mu koniec, ale już
myślę o nim, o później, o jutrze.
– Kim on jest? Czym się zajmuje?
– Non lo so. Nie rozmawiamy dużo. To szaleństwo, prawda?
– Nie. Nie szaleństwo. To pyszne.
– Pyszne…
– Tak, mniam.
– Si, si. Pyszne. Za bardzo go pragnę. Za bardzo! Już go chcę, a
dopiero wyszedł.
Drzwi do stodoły się otworzyły i z wnętrza wynurzył się nagi do
pasa Marco. Uśmiechnął się w ich stronę, po czym zamknął za sobą drzwi.
– Dochowasz moją tajemnicę? – zapytała Elena cicho.
Emma ścisnęła jej rękę.
– Tak.
***
Byli w pokoju Marco.
– Dobrze ci się malowało?
– Si – odpowiedział, zdejmując jeansy. Przez chwilę stał kompletnie
nagi. Rozmowa z Eleną na temat jej kochanka okazała się błędem. Emma
gapiła się na opalone, muskularne kształty Marco i czuła niemalże
fizyczny ból, wiedząc, że nie może go mieć.
– Co malowałeś?
– Tajemnica.
– Idziesz popływać?
– Nie. Prysznic.
– Więc i ja wezmę prysznic – powiedziała, zdejmując przez głowę
swoją sukienkę. Obserwował ją. Odpięła górę bikini, uwalniając tym
samym piersi, po czym celowo odwróciła się do niego tyłem i ściągnęła
majtki, zmuszając go tym samym, by uruchomił swoją wyobraźnię.
Kiedy skierował się w stronę łazienki, Emma zauważyła, że jego
członek stał na baczność. Podążyła za nim.
Marco odkręcił kurek i poczekał, aż poleci gorąca woda. Emma
udawała, że przygląda się swojej twarzy w lustrze, i położywszy dłonie na
umywalce, z finezją wypięła tyłek w jego stronę.
Marco wszedł pod prysznic, a ona przyłączyła się do niego.
– Umyjesz mnie? – zapytał.
– Tak.
Wzięła do ręki butelkę z żelem pod prysznic i wycisnęła sobie na
dłoń sporą ilość płynu. Wmasowała go w jego klatkę piersiową, obmyła
ramiona i pachy, po czym skierowała się niżej. Uwielbiała jego mięśnie po
bokach i na brzuchu. Prowadziła po nich namydlone dłonie, a piana
spływała w dół, aż na kutasa, który stwardniał zupełnie, czekając w pełnej
gotowości. Emma wycisnęła więcej płynu na dłonie i poprosiła, żeby się
odwrócił. Marco posłuchał. Podstawił głowę pod słuchawkę prysznica,
pozwalając wodzie spływać po jego głowie i włosach. Emma tymczasem
umyła jego plecy oraz umięśnione pośladki, a potem odważyła się
zanurzyć głębiej pomiędzy nimi. Tarła i myła go od odbytu aż po jądra i z
powrotem. Czyszcząc ten rejon jego ciała ze zdwojonym zapałem,
przyciskając do niego swe ciało, Emma objęła go w pasie i złapała jego
kutasa w obydwie dłonie. Jedną ręką masowała i czyściła jądra, drugą
tymczasem przesuwała skrzętnie w górę i w dół nabrzmiałego penisa,
jakby dbałość o jego czystość była misją jej życia. Marco pomrukiwał i
jęczał z zachwytu, a przez jego ciało przebiegał niekontrolowany dreszcz
za każdym razem, gdy jej dłoń dochodziła do czubka kutasa.
Chciała go mieć. Chciała też, żeby malował. Te dwa wykluczające
się nawzajem pragnienia szalały w jej głowie z jednakową siłą. Jeżeli to
przez nią przestałby malować, byłaby odpowiedzialna za zabicie w nim tej
wyjątkowej iskry, która czyniła go atrakcyjnym i definiowała go jako
człowieka. Wiedziała, że musi się opanować.
Wypuściła z rąk jego kutasa.
– Jesteś już czysty.