The words you are searching are inside this book. To get more targeted content, please make full-text search by clicking here.
Discover the best professional documents and content resources in AnyFlip Document Base.
Search
Published by jarokrzy1717, 2016-03-16 21:33:56

Walker Natasha - 03 - Powroty

Walker Natasha - 03 - Powroty

Piętnaście

Emma czuła się niczym w potrzasku. Była odcięta od miasta, od
ludzi. Każdego dnia Marco budził się o świcie, znikał w stodole i malował.
Natomiast Elenę pochłaniały całkowicie poranne wizyty jej sekretnego
kochanka. Po każdej takiej schadzce szukała Emmy, aby przysięgać przy
niej na wszystkie świętości, że był to ich ostatni raz. Dwukrotnie
odwiedził ją także po południu. Zawsze, kiedy się spotykali, Elena musiała
zdać Emmie relację z tego, jakimi pieszczotami tym razem uraczył ją jej
kochanek. Emma była się na skraju szaleństwa.

Marco stawał się w jej oczach coraz bardziej cudowny. Był tak
usatysfakcjonowany swoimi pracami. Znów odnalazł swoją tożsamość.
Przede wszystkim był malarzem, dopiero później kochankiem. Jego
osiągnięcia za drzwiami atelier sprawiały, że czuł się spełniony. Ale
pragnienie, które czuł do Emmy, nie zniknęło. Każdego wieczoru, każdej
nocy ich nagie zapasy stawały się coraz bardziej frustrujące. Pieścili się i
całowali. Czasami doprowadzał ją do orgazmu za pomocą palców.
Czasami robił jej minetę. Ale ona pragnęła tylko tego, aby ją przeleciał.
Marco stawał się jednak coraz bardziej przesądny.

Zero seksu. Ja maluję.
Łapała go za kutasa. Całowała jego czubek. Drażniła go. Pozwalała
mu ocierać się o swoją cipkę. Zlizywała te kilka kropel przed wytryskiem.
Wkładała go do buzi i zaczynała ssać, a on opadał na plecy i poddawał się
jej zabiegom, wydając z siebie udręczone jęki. Ale nie doprowadzała go do
końca. Wiedziała, że wtedy by się złamał i ją przeleciał. Emma
podejrzewała, że gdy tylko Marco zostawał sam, zaczynał się
masturbować. Ich noce były gorące, duszne i doprowadzały ich do
szaleństwa. Przewracali się na łóżku niczym para nastolatków, którzy byli
zbyt przestraszeni, by zrobić następny krok.
Emma uważała, że całkowity brak Marco byłby mniej frustrujący niż
to, przez co przechodziła teraz. Bycie tuż przy nim. Możliwość dotykania
jego penisa. To, że okazywał jej pożądanie. To wszystko ściągało ją w dół,
w otchłań, z której mogła już nie powrócić.
A on malował każdego dnia. Potem jechali do pracy. Gdy malował,
nie miała co ze sobą zrobić. Mogła porozmawiać z Eleną albo iść na
spacer nad morze. Nie była w stanie czytać. Za każdym razem, kiedy
zostawała sama, zaczynała się masturbować. Robiła to w kółko,

godzinami, raz za razem. To było żałosne. I w ogóle nie przynosiło jej ulgi.
Obiecała, że podczas tej próby nie będzie się pieprzyć z nikim

innym. Ale dotrzymanie tej obietnicy z każdym kolejnym dniem stawało
się coraz trudniejsze. Wiedziała, że na dobre powróciła do swojego życia
erotycznego. Wiedziała, że rozpusta z Amerykaninem to był dopiero
początek. Chciała więcej. Chciała iść dalej i nigdy się nie zatrzymywać.
Czuła, że nie istnieją dla niej żadne granice. Zapłaciłaby komuś, byleby ją
zerżnął. Jakby tego było mało, pojawił się kochanek Eleny. Była tak
zazdrosna o ich seksualne igraszki, że rozważała nawet odbicie Elenie jej
zdobyczy. Był to absurdalny pomysł, ale Emma naprawdę zastanawiała
się, czy nie zaczaić się na niego przy oknie w domu Eleny. Obraz ten
pojawiał się w jej głowie na okrągło, kiedy się masturbowała. Mogłaby ich
nakryć przypadkiem. To był jej drugi scenariusz. Nic nie było dla niej
wystarczająco szokujące.

Stała teraz zupełnie naga w oknie w pokoju Marco i patrzyła w dal.
Ile to już dni? Czuła się cudownie. Czuła, jakby była boginią seksu.
Doprowadziła się do orgazmu już dwa razy tego dnia. Jedyne, czego
potrzebowała, to żeby Marco opuścił swoją pracownię i przyszedł do niej.
Przyłożyła czoło do szyby.

Największym problemem, z którym ona i Marco musieli się
zmierzyć, był fakt, że sprawdzian potwierdził jej teorię. Nie potrzebowała
całego tygodnia, by to udowodnić. Marco mógł malować tylko wówczas,
kiedy nie uprawiał z nią seksu. I tyle. Ich romans dobiegł końca. Emma
zdawała sobie z tego sprawę, jednak była zbyt zauroczona włoską idyllą,
aby to wszystko definitywnie zakończyć. Dokąd zresztą mogłaby pójść?

Myśl o opuszczeniu Włoch latem i pojechaniu do Londynu
przyprawiała ją o depresję. A powrót do Sydney byłby równoznaczny z
kapitulacją. Wolała zaryzykować i udać się na wschód. W wyobraźni
podjęła decyzję już dawno temu. Pojedzie do Jałty. Do Jałty Czechowa.
Kupi sobie białego szpica i będzie mitrężyć czas w parku. Był to jakiś
plan. Zboczyła z kursu i potrzebowała jakiegoś celu, na którym mogłaby
się skoncentrować. Już sama myśl o Jałcie uspokoiła jej myśli.

Odeszła od okna, obejmując się ramionami. Potrzebowała przenieść
się tam, gdzie byli ludzie. Chciała wrócić do swojej pensione. Do miejsca,
gdzie mogłaby wszystko przemyśleć w spokoju i przygotować się do
następnego etapu. Układając rzeczy w stosik na łóżku, zaczęła rozglądać
się za plecakiem. Kiedy go znalazła, wysypała na łóżko również jego
zawartość. Musiała z kimś porozmawiać. Naprawdę porozmawiać.
Podzielić się swoimi myślami, swoim planem. Potrzebowała kogoś, kto ją

zrozumie. Od razu pomyślała o Paulu. On by jej wysłuchał, udzielił kilku
rad. Ale ona wcale nie chciała czyichś rad. Czego tak naprawdę pragnęła?

Usiadła na łóżku Marco. Pośród bałaganu rzeczy wyciągniętych z
plecaka leżał notatnik, który kupiła zaraz po przybyciu do Otranto.
Przekartkowała zapisane strony. Słowa, które się z nich wylewały,
zaskoczyły ją. Pisane w gorączce, przepełnione były tęsknotą i
pożądaniem, miłością i uczuciem straty. Żalem. Zarysy wspomnień,
zapachy niesione morską bryzą, przelotne rozmowy, na wpół zapomniane
pieszczoty. Jej myśli były nieuporządkowane. Spisywała je tak szybko, jak
się pojawiały. Były piękne, smutne i przesiąknięte miłością. Chłonęła
każde słowo, a po jej policzkach spływały łzy. Czytając swoje zapiski,
miała wrażenie, jakby David był znowu z nią, tu w pokoju, tuż przy niej.
Gdy skończyła i zamknęła brulion, poczuła w sobie wielką pustkę.

Pojedzie do Jałty, postanowiła. Najbardziej szalone pomysły zawsze
okazywały się najlepsze. Spakowała plecak i ubrała się odpowiednio.
Kiedy Marco skończy malować, pojedzie z nim do miasta. To wcale nie
musiało oznaczać pożegnania, ale od tego momentu postanowiła
zamieszkać w Otranto. Spanie przy nim doprowadzało ją do obłędu. Był
zbyt atrakcyjny, aby móc mu się dłużej opierać. Pozostanie tutaj przestało
być już opcją. Stąd nie mogła ruszyć dalej. Historia z Marco prowadziła do
ślepego zaułka. I aby pójść dalej, musiała zawrócić po własnych śladach.

***

Ale tego dnia Marco był tak pochłonięty malowaniem, że nie
zamierzał się nigdzie ruszać.

Emma zdrzemnęła się na chwilę, a po przebudzeniu uświadomiła
sobie, że jest spóźniona do pracy. Przez okno zobaczyła, że drzwi do
stodoły nadal były zamknięte. Elena również nie dawała znaku życia.

Emma wyszła na podwórko i zastukała do drzwi pracowni. Z środka
dobiegł ją głos Marco.

– Otwieraj, już jesteśmy spóźnieni.
– Ja nie jadę dzisiaj! – odkrzyknął do niej.
– Musisz mnie zawieźć do Otranto.
– Ty weź urlop dzisiaj!
– Otwórz drzwi, Marco.
Czekała przez kilka chwil, ale drzwi pozostały zamknięte.
– Otwieraj te drzwi! – powtórzyła stanowczym tonem.
– Ja maluję!
– Powiedziałam, otwórz te pierdolone drzwi! – krzyknęła i zaczęła

walić otwartą dłonią w drewniane deski.
– Calmarti. Idę.
W końcu drzwi się otworzyły i pojawił się w nich Marco z

uśmiechem na ustach. Stał przed nią, opierając się o framugę, w samych
jeansach, z pędzlem w dłoni.

– Ty chcesz iść pływać? – zapytał, wskazując kciukiem w stronę
plaży. Czubki palców miał ubrudzone farbą.

Wcześniejsze postanowienie Emmy stanęło nagle pod znakiem
zapytania. Na twarzy Marco widniał kilkudniowy zarost, wyszczerzał w
uśmiechu śnieżnobiałe zęby, a wyraz jego oczu sugerował, że już dawno
rozebrał ją w myślach. Podrapał się po ramieniu końcem pędzla. Zdawał
się być zupełnie pozbawiony jakichkolwiek zmartwień. Przyjrzała mu się
uważniej. Przypomniała sobie chwile, gdy błądziła dłońmi po tej szerokiej,
opalonej, nagiej klatce piersiowej. Jego jeansy spoczywały nisko na
biodrach i mięśnie biegnące po obu stronach atletycznego brzucha –
których nawet nie potrafiła nazwać – były zupełnie odsłonięte. Jawił jej się
jako ucieleśnienie doskonałego mężczyzny.

Na brak odpowiedzi ze strony Emmy zareagował jeszcze bardziej
czarującym uśmiechem.

– Ach… volete qualcosa di diverso?
Emma przymknęła oczy. Wiedział, że nie potrafiła mu się oprzeć,
kiedy mówił do niej po włosku.
– Desideri rompere la tua promessa?
Miał nad nią przewagę. Nie grał czysto. Przyszła, aby powiedzieć
„do widzenia”. Posunął się za daleko. Zacisnęła zęby i otworzyła oczy.
– Musisz zawieźć mnie do Otranto. Dzisiaj odchodzę.
Z twarzy Marco zniknął uśmiech. Wyprostował się.
– Ty wyjeżdżasz z Włochy?
– Nie. Mam zamiar zostać w Otranto.
– Ponieważ ja maluję?
– Ponieważ nigdy nie planowałam zostać tak długo.
– Ale ja robię obraz dla ciebie.
– Nie chcę żadnego obrazu. Chcę, żebyś malował. Chcę, żebyś był
szczęśliwy i odniósł sukces.
– Nie podoba mi się.
– Nic nie można na to poradzić.
– Cosa?
– A co możemy zrobić? – zapytała, ujmując inaczej jego pytanie.
Spojrzał na nią niewidzącym wzrokiem i powtórzył:

– A co możemy zrobić?
– Nic.
– Ty chcesz zobaczyć obraz?
– Musimy iść. Jestem spóźniona.
– Wejdź. Zobacz obraz.
Nie mogła mu odmówić. Wydawał się zaskoczony i zasmucony jej
decyzją o odejściu.
Weszła do stodoły i zobaczyła, nad czym pracował. Obraz był
ogromny. Surowy zarys malowidła rozciągał się na pięciu ogromnych
płótnach ustawionych na osobnych sztalugach. Na dwa płótna nałożył już
częściowo farbę, tak że mogła wyobrazić sobie gamę kolorystyczną całego
obrazu.
– Ja nigdy nie malowałem czegoś takiego jak to wcześniej.
Emma stała oparta o zamknięte drzwi i starała się ogarnąć wzrokiem
całą kompozycję. Była szalona, maniakalna i pełna ruchu. Była erotyczna.
Nie mogła do końca odgadnąć, co dokładnie przedstawiała. Dostrzegła
tam kształty nagich postaci – tego przynajmniej była pewna. Z obrazu bił
niepokój, niecierpliwość. Wołała z niego żądza i głód.
– Ja robię ze szkiców. Ty pamiętasz?
Poszedł w stronę kanapy i podniósł szkicownik. Przerzucił kilka
kartek i odnalazł rysunki przedstawiające Emmę.
– To jesteś ty – powiedział, wskazując dłonią na pięć płócien. Na
kartce w szkicowniku widniało pięć małych rysunków. Ten, który
najbardziej rzucił jej się w oczy, uchwycił ją w chwili, gdy robiła mu
fellatio. – Ty zostań, dopóki nie skończę. Ja potrzebuję, żebyś została.
– Jak długo?
– Tre mesi.
– Trzy miesiące! Nie mogę zostać tutaj tak długo! To mnie
doprowadza do obłędu. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak mi
ciężko? Jesteś tak cholernie podniecający! Spójrz tylko na siebie! Mam
ochotę, żebyś pieprzył mnie przynajmniej dziesięć razy dziennie! Chcę,
żebyś malował i pieprzył mnie. Ale ty tego nie potrafisz. Nie potrafisz
robić dwóch rzeczy naraz. Niewielu mężczyzn to potrafi. A ja bardziej
chcę tego, żebyś malował. Więc odchodzę.
Marco wyciągnął ramiona w jej stronę. Złapał ją za nadgarstki i
przyciągnął do siebie.
– Zostań przez lato. Ja nie maluję. My będziemy się bawić.
– Nie jesteś szczęśliwy, kiedy nie malujesz.
– Ja nie jestem szczęśliwy, jeśli ty wyjedziesz.

– Muszę jechać do pracy. Sylvia na mnie czeka.
– Jeden miesiąc. Ty i ja. Nie maluję. Pieprzę. My pieprzymy
każdego.
– Nie.
– Si – powiedział. – Ja pracuję, od kiedy mam piętnaście lat. Za dużo
maluję. Ja potrzebuję wakacje.
Emma uśmiechnęła się, ale pokręciła głową.
– Va bene, ty mówisz nie i nie, i nie. Idziemy.
Rzuciła ostatnie spojrzenie na atelier Marco. Zadecydowała, że nigdy
już tu nie wróci. Miała tylko na tyle siły, by oprzeć mu się ten jeden jedyny
raz. Nawet teraz jej ciało lgnęło do niego i podszeptywało jej, by przyjęła
jego ofertę. Cały miesiąc posiadania Marco na wyłączność, bez żadnego
malowania – to było coś więcej niż zwykła pokusa, to była projekcja
życia, dla którego go zostawiała. Powiedział, że mogliby pieprzyć
każdego, włączać innych do swych erotycznych zabaw. Wyobraziła ich
sobie krążących od baru do baru, od plaży do plaży, by polować na
turystów, których zabieraliby do domu.
Byłby do tego zdolny, nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
Widziała szkice orgii, które wykonał. Wyglądały tak wiarygodnie. To nie
były fantazje, te orgie były rzeczywiste, a on brał w nich udział. Robił to
już wcześniej. To było życie, którego pragnęła – bujne życie erotyczne. I
znalazła partnera, który był gotowy spełnić jej pragnienia.
Okrążyła sztalugi, a jej wzrok zawiesił się na łóżku, na którym spała
pierwszego dnia. Wiedziała, że zwleka, odsuwa to, co nieuniknione.
Wyobraziła sobie, że na łóżku wiją się nagie ciała, piękne, splecione,
wilgotne…
– My idziemy? – zapytał Marco.
Nagle została wyrwana ze swojego snu na jawie. W głosie Marco
wyczuła ból. Zraniła go. Gdyby tylko wiedział, jak bliska była tego, by mu
ulec, podszedłby do niej i wziął ją w objęcia. Ale nie, on zastosował
strategię obronną i zamknął się w sobie.
Emma spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wciąż mogła zobaczyć
na jego tafli odciski swoich dłoni. Zrobiła krok w jego stronę i niechcący
przewróciła płótno, które Marco zostawił oparte o skrzynię. Obraz upadł
na ziemię z głośnym plaskiem. Emma wyciągnęła dłoń, aby go podnieść,
ale kiedy zobaczyła, co przedstawiał, krzyknęła mimowolnie.
Marco wyłonił się zza sztalug i stanął przy niej.
– Cosa?
Emma nie mogła oderwać wzroku od obrazu. Był to kolejny z

ulicznych portretów z jego kolekcji. Mężczyzna przedstawiony na obrazie
zdawał się odwzajemniać jej spojrzenie. Jego oczy patrzyły prosto na nią.
Kryło się w nich pytanie. Jej natychmiastowa, instynktowna odpowiedź
brzmiała: tak.

Zakręciło jej się w głowie. Poczuła na sobie spojrzenie Marco.
– Kiedy to namalowałeś?
– Ja zrobiłem to wczoraj.
– Szkic? – Oparła obraz o jedną nogę sztalug w taki sposób, aby
widzieć uwiecznioną na nim postać. Model nie miał w sobie nic z tej
wzorcowej chłopięcej doskonałości, charakterystycznej dla Marco. Nie był
piękny, jednak przystojny, męski, elektryzował siłą i potęgą. Na jego
obliczu wypisana była cała historia. A za pytającymi oczami czaiło się
cierpienie.
– Uhm… – zamruczał w odpowiedzi Marco i zaczął przerzucać
luźne kartki, które leżały na ławce. Wygrzebał jeden szkic i podał go
Emmie. Był datowany na dwa tygodnie wstecz.
Rysunek wydawał się jeszcze bardziej wstrząsający. W
namalowanym obrazie Marco złagodził nieco intensywność spojrzenia
mężczyzny. Na szkicu jego oczy były natomiast jeszcze bardziej
atrakcyjne, jeszcze bardziej przenikliwe. Oprócz pytania zdawały się
rzucać w jej stronę oskarżenie. Opadła na tapczan.
– Ty go znasz? – zapytał Marco.
– Nie – odpowiedziała, patrząc w drugą stronę. – Potrąciłam obraz
przez przypadek. Bałam się, że go uszkodziłam.
– Ja widziałem go jeszcze kiedy indziej.
Emma odczekała chwilę. Już teraz czuła się obnażona przed Marco. I
pomimo tego, że rozsądek radził jej przemilczeć ten temat, serce kazało jej
zapytać:
– Gdzie?
– Elena dała mu plażę na lato.
– Elena?
– Si, na skałach. Niedaleko.
– To… to zabawne.
Emma podniosła obraz z podłogi. Pod spojrzeniem mężczyzny
narastało w niej zniecierpliwienie. Nie tylko wobec tej chwili, ale wobec
jej całego życia. Została ukołysana do snu, do życia marzeniami. Oczy
mężczyzny były nieustępliwe. Musiała odejść. Musiała go odnaleźć.
– Może mógłbyś sprzedać mu ten obraz. Czy nadal tu jest?
– Obraz nieskończony.

– Zabierz go do niego. Może pozwolimy mu zdecydować. Jeśli
zapłaci, będziesz mógł sobie zrobić wakacje, prawda?

Marco spojrzał na Emmę podejrzliwie.
– Ty wiesz, kto to jest.
– Nie!
– Tak, ty wiesz. Kto to?
– Przysięgam, nie znam go.
– Okej. Ty kłamiesz. Nieważne. Jednego dnia powiesz. – Zabrał
obraz z rąk Emmy i ponownie oparł go o skrzynię.
– Ty teraz zostajesz? – zapytał bez emocji. Jego twarz była
nieprzenikniona.
– Nie, dzisiaj wyjeżdżam.
Na podwórku spotkali Elenę wylegującą się na słońcu. Pluto
podbiegł do Marco, a ten poklepał go po grzbiecie. Mały Marco siedział na
kocyku i gaworzył sam do siebie, bawiąc się swoimi palcami u nóg. Jego
matka miała na sobie prostą bawełnianą sukienkę do kolan. Siedziała
zatopiona na krześle z rozstawionymi nogami i bosymi stopami. Sukienka
podwinęła się, odsłaniając jej uda, dlatego kiedy Emma i Marco znaleźli
się w jej polu widzenia, poprawiła ją pośpiesznie. Emma zauważyła od
razu, że na jej skórze lśniły kropelki potu, a włosy miała w nieładzie.
Dostrzegłszy badawcze spojrzenie Emmy, Elena wypięła spinkę do
włosów, którą kilka chwil wcześniej próbowała gorączkowo okiełznać
swoją fryzurę, pozwalając włosom luźno opaść na plecy. Nigdy nie
wyglądała piękniej.
Kiedy podniosła wzrok i ich oczy się spotkały, Emma nie miała
żadnych wątpliwości, że jej kochanek dopiero co wyszedł. W jej ciężkim,
sennym spojrzeniu kryło się rozmarzenie, nasycenie, spełnienie.
I wtedy Emma doznała olśnienia. Wszystkie elementy układanki
znalazły się na swoim miejscu.
Krew zaszumiała jej w głowie. W okamgnieniu puściła się pędem z
powrotem do stodoły. Kilka sekund później była znowu przy Elenie,
trzymając w dłoniach obraz. Podniosła go i skierowała w jej stronę.
– Elena, co sądzisz o obrazie Marco? – zapytała podniesionym,
pełnym napięcia głosem, rzucając jej gniewne spojrzenie znad górnej
krawędzi płótna.
Marco podszedł i wziął obraz z rąk Emmy.
– On nieskończony – powiedział.
Ale Elena zdołała rozpoznać mężczyznę. Zerwała się na równe nogi
z pobladłą twarzą.

– Czy dobrze uchwycił podobieństwo? – zapytała, podchodząc bliżej
i osaczając Elenę.

W oczach Emmy paliły się gniewne iskry, czaiło się w nich
szaleństwo. Z trudem łapała oddech.

– Non lo so – odpowiedziała Elena i schyliła się, aby podnieść
małego Marco. Starała się zachowywać zwyczajnie, jakby nic się nie stało.

– Wynajęłaś mu miejsce na skałach, prawda? Marco mówi, że go tam
widywał. – W głosie Emmy słychać było drżenie. Starała się opanować,
ale serce waliło jej jak oszalałe, a w brzuchu czuła ściśnięty węzeł. Była
pewna, że nie myliła się w swych podejrzeniach.

Marco wpatrywał się w siostrę z zaciekawieniem.
– Si, pamiętam go.
– Jest przystojny, nieprawdaż? – zapytała Emma, chwytając Elenę za
ramię.
Elena wyrwała się z jej uchwytu.
– Hej, Elena go lubi! Ja to widzę. W jej oczach. Ty go lubisz,
prawda, Elena? – droczył się z siostrą Marco. – Co powie Giovanni, he?
Elena uciekła do domu, ale Emma i Marco podążyli za nią.
– Czy nadal jest w okolicy? Widziałaś się z nim dzisiaj? Czy myślisz,
że kupiłby obraz? – bombardowała ją pytaniami.
W odpowiedzi Elena spojrzała na nią wymownie i wykonała
uciszający gest ręką. Nie wydaj mnie, zdawała się mówić.
Emma miała rację. Mężczyzna z portretu był sekretnym kochankiem
Eleny. Przychodził do niej wiele razy. Bywał w tym domu. Pieprzył ją.
Elenę. Siostrę Marco. Uwiódł siostrę Marco.
Emmie zrobiło się słabo. Osunęłaby się na podłogę, gdyby nie
przytrzymała się ściany. Ze wszystkich kobiet, które mógł pieprzyć we
Włoszech!
– Może Elena kupi go ode mnie? – zapytał Marco z uśmiechem na
ustach. – Chcesz, ja powieszę go na ścianie?
Oparł obraz o ławę.
– Wszystko okej? Ty nie wyglądasz dobrze – powiedział nagle,
spoglądając na Elenę.
Jego siostra opadła ciężko na kuchenne krzesło. Z jej twarzy
odpłynęły nagle wszystkie kolory.
– Emma też go zna – powiedział Marco.
Elena utkwiła teraz wzrok w Emmie.
Marco przenosił spojrzenie to na Emmę, to na Elenę. Czuł, że coś
wisiało w powietrzu, i bardzo chciał dotrzeć do sedna sprawy.

– Kim on jest? Dimmi! Powiedz mi. Elena? Emma? Co się dzieje?
– Znam go z Sydney – zareagowała w końcu Emma.
– Si, Australiano – zgodziła się z nią Elena.
– No cóż, skoro musicie wiedzieć… – Emma uśmiechnęła się blado,
spoglądając najpierw na Marco, a potem przenosząc wzrok na Elenę. – To
jest mój mąż.

***

Zdołali dogonić Elenę dopiero na szczycie klifu.
Gdy dotarły do niej słowa Emmy, na początku zakryła twarz dłońmi.
Po prostu nie potrafiła zaakceptować tego, co usłyszała. Było to dla niej
zbyt dziwne. Potem zerwała się i wybiegła z kuchni, przeklinając pod
nosem.
Marco – z małym siostrzeńcem na ramieniu – próbował dowiedzieć
się czegoś od Emmy podczas pogoni za siostrą.
– I on pieprzył Elenę? – wydyszał w biegu.
Emma skłamała. Krzyknęła, że nie jest pewna.
– Tak to wygląda – wymamrotał Marco, marszcząc brwi.
Elena stała na skraju klifu. Z tego miejsca nie mogła zobaczyć
kawałka plaży, gdzie zwykł przesiadywać. Już miała zacząć schodzić po
skałkach, kiedy Emma złapała ją za ramię.
– Nie ma go tam – powiedziała.
– Skąd to wiesz? – zapytała ze złością Elena.
– Ponieważ widzę go tam – rzekła Emma i wskazała palcem na
wielki biały jacht oddalony od brzegu o jakieś sto metrów. Podniósł
kotwicę i na silniku powoli zmierzał w stronę Otranto.
David stał przy sterze i spoglądał w ich stronę. Podniósł rękę i
pomachał im na do widzenia.
Przez chwilę obserwowali go w milczeniu. Emma nie do końca
wierzyła w to, co widzi.
I właśnie wtedy Elena wylała z siebie potok przekleństw. Mówi się,
że Włosi potrafią przeklinać przez okrągłą godzinę, ani razu nie
powtarzając tego samego słowa.
Elena była na najlepszej drodze, aby to udowodnić.

Szesnaście

Emma nie mogła oprzeć się pokusom letniej nocy. Chociaż obiecała
sobie, że nie ruszy się z domu, wyszła ze swojej pensione około jedenastej.
Centrum miasta tętniło życiem. Ciepła bryza niosła ze sobą odgłosy
wakacji – dźwięki muzyki i salwy śmiechu. Na łóżku zostawiła ulotki
informacyjne, które zgarnęła ze stacji kolejowej. Pociągi do Rzymu, do
Berlina, do Paryża, do Wenecji… Z Brindisi i Bari odchodziły promy do
Albanii i Grecji, a z Grecji do Turcji był już tylko rzut kamieniem. Przez
cieśninę Bosfor do Morza Czarnego, stamtąd zaś prosto do Jałty.

Zamknęła za sobą drzwi.
Przemierzając labirynt uliczek, kierowała się w stronę miejsca, które
odwiedzała już kilkakrotnie od swojego powrotu do Otranto – szła w
stronę traktu biegnącego wzdłuż fortyfikacji starego miasta. Stamtąd
mogła obserwować przystań. Stamtąd też mogła sprawdzić, czy do portu
nie zawinął może jacht Davida.
Od kiedy opuściła dom Marco, minęło wiele dni. Emma spędziła je
na plażach nad zatoką i w porcie. Na zmianę brodziła i wylegiwała się w
płytkiej, krystalicznie czystej wodzie. Czasami dołączała do grupek
spędzających czas na nadbrzeżnych skałach bezpośrednio pod murami
starego miasta. W środku lata włoscy mężczyźni z nieokrzesanych bestii
zmieniali się w rozleniwionych drapieżników. Plaże i ulice zapełniały się
pięknymi dziewczynami i kobietami w króciutkich szortach i bikini. Po
zniecierpliwieniu i desperacji zimowych miesięcy nie zostało ani śladu.
Teraz mogli sobie pozwolić na bardziej wyszukane zaloty. Był czas na to,
aby przyczaić się w kawiarni przy deptaku i obserwować, flirtować i
przebierać. W miasteczku było tyle atrakcyjnych kobiet, że starczyłoby dla
wszystkich. Pomimo wzmożonej konkurencji Emma nadal robiła furorę w
bikini. Poznała kilku nowych przyjaciół. Zapraszano ją na jachty.
Zabierano na kolacje. Żyła lekko, bezstresowo, zostawiając wszelkie
kłopoty za sobą.
Odpływając, David zostawił za sobą pogorzelisko. Elena była prostą
kobietą. Była przekonana, że w akcie zemsty Emma powie Giovanniemu o
jej zdradzie. W jej odczuciu miała prawo do tego, by pragnąć zemsty. To
było proste rozumowanie – Elena wdała się w romans z mężem Emmy,
więc najlepszą formą odegrania się byłoby zniszczenie jej związku z
Giovannim. Emma widziała w tym pewną logikę, ale nie myślała w ten

sposób. Pomimo tego, że kochankiem Eleny okazał się jej mąż, Emma
była szczęśliwa ze względu na kobiecą solidarność z Eleną. Jeśli nawet jej
schadzki z Davidem nie wykraczały poza schemat przelotnego romansu,
dzięki nim Elena wyszła z letargu szarej codzienności, przeżyła wakacyjną
przygodę i odkryła swój seksualny potencjał. Czegoś takiego nie powinno
się żałować.

Ale ten incydent niósł ze sobą niepotrzebne komplikacje, a Emma
nie mogła zostać, by załagodzić sytuację i uleczyć wszystkie rany. Musiała
trzymać się swojego planu. Zostawiła Marco. Wróciła do Otranto z
zamiarem ruszenia dalej w drogę. Jednak po raz kolejny zwlekała. David
popłynął na południe, w stronę Otranto. Na pewno nadal był w okolicy. Na
pewno miał zamiar zakotwiczyć gdzieś, zatankować, uzupełnić zapasy i
wrócić, by ją odszukać.

Ponownie wrócić, by ją odszukać, powinna była raczej powiedzieć.
Ponieważ on już przybył, żeby ją odnaleźć. Zawitał do Otranto.
Przyszedł do baru. Zapłacił Marco za wykonanie swojego portretu.
Pieprzył jego siostrę. On już jej szukał. Tylko robił to w niezwykle dziwny
sposób. Nie był może szczególnie ostrożny, ale trzymał się na odległość,
poza jej zasięgiem. Nie był napastliwy, drapieżny. Wytropił ją, namierzył,
krążył wokół niej niczym drapieżne zwierzę, ale nie rzucił się do skoku.
Takie zachowanie nie było w jego stylu. To najbardziej nie dawało Emmie
spokoju. Gdyby przyjechał z Sydney do Włoch, żeby po prostu ją
odzyskać, wykonałby ruch już dawno. Od razu stanąłby z nią twarzą w
twarz. Za jego taktyką kryło się zatem coś więcej i właśnie ta
nieprzewidywalność tak ją intrygowała.
Tak więc zwlekała, dzień za dniem, żyjąc sobie beztrosko –
wylegując się w płyciznach zatoki, opalając się, nurkując z łodzi i
zwiedzając okoliczne groty z nowymi przyjaciółmi, przesiadując nocami
w restauracjach wyglądających na port, flirtując z mężczyznami, których
poznawała w ciągu dnia na plaży. Czasami pozwalała odprowadzić się do
swojego pokoju. Dwóch zaprosiła nawet do środka.
I przez cały ten czas miała wrażenie, że David ją obserwuje.
Ale koniec końców nie wrócił po nią, a dni nieubłaganie
przemieniały się w tygodnie. Tej nocy postanowiła zostać w domu, nie
przyjmować zaproszeń na kolację i skoncentrować się na dalszym planie
działania, dopóki nie podejmie ostatecznej decyzji. Ulotki reprezentowały
opcje, które się przed nią rysowały. Wiele opcji, z których żadna nie
wydawała jej się atrakcyjna. Spakowała plecak, aby w ten sposób zmusić
się do dokonania jakiegoś wyboru. Postanowiła, że wyjedzie następnego

ranka. Zebrała wszystkie ulotki, po czym podrzuciła je do góry i pozwoliła
im swobodnie opaść na łóżko. Z zamkniętymi oczami wybrała jedną z
nich. Paryż. Ale ona nie chciała jechać do Paryża. Znowu zamknęła oczy.
Ateny. Nie. Spróbowała znowu. Nie. Nie. Nie. Znowu nie.

Chwilę później szła już znanymi sobie przejściami ku galeryjce na
szczycie fortyfikacji starego miasta. Nadal było bardzo ciepło. Opierając
się plecami o mur, mogła obserwować małą, ciemną zatokę usianą
rzęsiście oświetlonymi łódkami, które zarzuciły kotwicę tu i ówdzie, w
większości niedaleko plaży. Żadna z nich nie była wystarczająco duża, by
mogła ją wziąć za jacht Davida. Spojrzała w stronę portu i przebiegła
wzrokiem po zacumowanych tam łodziach. Na wielu z nich paliły się
światła. Zdawało się, że było ich tam więcej niż w okolicach popołudnia.
Urlopowicze wracający z całodziennego żeglowania, pomyślała. Nocą
trudniej było odróżnić jedną łódkę od drugiej, ale Emma zauważyła dwa
duże jachty zacumowane poza główną przystanią, które rozmiarem były
zbliżone do tego, którego wypatrywała. Stały rufą w stronę morza. Oba
imponowały iluminacją i z miejsca, w którym stała, wydawało się, że na
ich pokładach w najlepsze trwała zabawa. Jej serce zabiło szybciej. Nie
miała żadnego dowodu, ale mimo to była pewna, że jeden z jachtów
należał do Davida.

Wiedziała, że jeżeli się nie upewni, tej nocy na pewno nie zmruży
oka. Zaczęła iść szybkim krokiem wzdłuż balustrady. Czekało ją żmudne
zejście w dół. Jeśli się myliła, trasa wydawała się długa i mozolna. Ale
jeżeli miała rację, dystans nie miał znaczenia. Zatrzymała się na chwilę i
ponownie przyjrzała się łodziom. Na jednej z nich odbywało się huczne
przyjęcie, to nie ulegało wątpliwości. Zastanawiała się, czy uda jej się
podejść dostatecznie blisko tak, aby nie została zauważona. Po prostu
musiała to wiedzieć, musiała się upewnić.

Schodziła okrężną drogą, ponieważ wcześniej nie miała okazji
odkryć wygodnego skrótu. Droga biegnąca wzdłuż przystani, do której
dotarła, była kompletnie opustoszała. Latarnie świeciły jasno, a ciepła
bryza niosła ze sobą dźwięki zabawy i głęboki bas muzyki. Poczuła jednak
niepokój – roztaczająca się przed nią panorama przypomniała jej o nocy,
podczas której była nagabywana przez Maurizio i jego kumpli. Poruszała
się bardzo ostrożnie. Z każdym następnym krokiem narastało w niej
poczucie zagrożenia i niepewności. Miała wrażenie, jakby ktoś ją
obserwował. Zbliżała się do wyjątkowo nieuczęszczanej części zatoki,
zwłaszcza o tej porze. Zdawała sobie sprawę, że tym razem Marco nie
przybędzie jej na ratunek. Wiedziała, że po raz drugi nie mogła liczyć na

tak szczęśliwy splot wydarzeń. Dlatego bez przerwy zerkała za siebie.
Ulica była jednak pusta, zarówno przed nią, jak i z tyłu. Nikt jej nie
śledził. Była sama. Cała czas spodziewała się, że usłyszy tupot czyichś
stóp. Jej wyobraźnia podsuwała różne obrazy. Ale za każdym razem, kiedy
się odwracała, na drodze nie było żywej duszy.

Pomimo strachu otuchy dodawał jej roztaczający się przed nią
widok. Otranto nabierało nocą niezwykłej urody. Światła miasta odbijały
się w tafli wody. Przeszła na drugą stronę drogi i teraz przemieszczała się
wzdłuż brzegu. Mijając jedną z długich kei, zobaczyła grupę ludzi
próbujących zejść z ogromnej łodzi. Pomagali sobie nawzajem, śmiejąc się
przy tym i rozmawiając głośno. Zatrzymała się na chwilę, aby im się
przyjrzeć, i od razu poczuła się raźniej. Po zejściu na ląd grupa ruszyła
keją w stronę drogi. Jedna z kobiet spojrzała na nią i Emma ruszyła dalej.
Nie była daleko od celu swojej podróży. Nie odrywała oczu od świateł
większego z jachtów. Odgłosy zabawy stawały się coraz głośniejsze. Coraz
wyraźniej słyszała śmiechy i piski towarzyszące imprezie. I ABBĘ. Emma
była pewna, że puszczali piosenki ABBY.

Uznawszy, że jest wystarczająco blisko, przeszła na drugą stronę
drogi, minęła łódki i usiadła na betonowej ławce, która została ustawiona
w miejscu stworzonym na wzór przestrzeni publicznej, takim niewielkim
placu, brzydkim i źle zaplanowanym, który został pozostawiony samemu
sobie i popadał w ruinę. Upewniła się, że ma za sobą ścianę. Miejsce było
idealne. Nikt nie mógł do niej podejść, nie będąc wcześniej zauważonym,
a ona widziała obydwie łodzie jak na dłoni. Jachty nie pasowały do siebie.
Jeden górował nad drugim. Teraz była pewna, że temu większemu
kapitanował wcześniej David. W ciągu ostatnich kilku dni Emma miała
okazję zwiedzić kilka innych dużych łodzi, ale jacht Davida stanowił klasę
sam w sobie. Patrząc na niego, wcale nie byłaby zaskoczona, gdyby wśród
gości na pokładzie bawił się cały klan Kennedych. Łódź emanowała
bogactwem. Ale nie w nachalny, krzykliwy sposób, jak niektóre luksusowe
motorówki panoszące się po Morzu Śródziemnym. Ta łódź miała w sobie
coś szlachetnego, jakby pochodziła z innej epoki. Drugi jacht widziała po
raz pierwszy. Były ze sobą złączone i obserwując je, Emma dostrzegła w
pewnej chwili, jak jakaś para próbowała przedostać się z jednego na drugi.

Na obu pokładach bawiło się mniej więcej trzydzieści, może
czterdzieści osób. Głównie kobiety, zauważyła Emma, chociaż w tłumie
dostrzegła również kilku mężczyzn. Większość imprezowiczów
znajdowała się na większej łodzi, ponieważ mieli tam więcej miejsca na
pokładzie, a w niższej części pokładu bar i strefę wypoczynku. Wszystko

aż ociekało luksusem. Niektórzy z gości tańczyli. Muzyka była bardzo
głośna. Ktoś rozwiesił sznur kolorowych latarni wzdłuż bomu.

Davida nigdzie nie było. Emma nie zdecydowała jeszcze, jak długo
zamierza czekać. Dziesięć minut później po Davidzie nadal nie było ani
śladu. Podejrzewała, że pod pokładem musiały być jeszcze jakieś
pomieszczenia. W drzwiach znajdujących się na niższym pokładzie bez
przerwy mijali się uczestnicy imprezy. Większość rozmów na pokładzie
była toczona w języku włoskim, ale usłyszała też angielski. Imprezowicze
stanowili ciekawą zbieraninę. Część gości była ubrana na wpół formalnie,
niektóre kobiety wyglądały natomiast, jakby trafiły tu prosto ze stron
„Vogue’a”. Ale sporo osób przyszło na imprezę prosto z plaży –
mężczyźni tylko w szortach, kobiety w bikini. Część gości wykazywała
głęboki stan upojenia alkoholowego, ale niektórzy byli całkowicie trzeźwi.
Wszyscy bez wyjątku bawili się wyśmienicie. Było mnóstwo śmiechu,
przekrzykiwania muzyki i tańca. Jakaś para zakradła się na dziób i
całowała się w najlepsze.

I właśnie wtedy na pokładzie pojawił się David. W dłoni trzymał
butelkę szampana i idąc przez pokład, napełniał gościom kieliszki. Emmie
to wystarczyło. To było dla niej zbyt wiele. Był tak blisko. Wystarczyło,
żeby spojrzał na drugą stronę drogi… Zbliżenie się do niego na tak
niewielką odległość było niemądrym posunięciem. Poczekała, aż popatrzy
w drugą stronę, po czym puściła się pędem po przetartych płytkach
małego, zapomnianego placyku. Kiedy dotarła do drogi i oddaliła się na
mniej więcej trzydzieści metrów, odważyła się spojrzeć za siebie. Dzięki
swej posturze David wyróżniał się spośród tłumu i łatwo było go
wypatrzyć. Stał do niej plecami. Zatrzymała się i wpatrywała w niego.
Drżała na całym ciele. Czym to było wywołane? Co czuła? Czy był to
strach? Dlaczego była tak rozgorączkowana?

Odwróciła się na pięcie i ruszyła pędem w stronę miasta. Już
wiedziała, co się z nią działo. Po prostu zapomniała, jakie to uczucie. To
była miłość.

Siedemnaście

David dostrzegł Emmę od razu, gdy wyszedł na pokład. Natychmiast
rzuciła mu się w oczy samotna sylwetka majacząca w oddali na
opustoszałym placu. Jej widok uszczęśliwił go bardziej, niż mógł to
wyrazić słowami. Ale nie dał po sobie poznać i jakby nigdy nic
kontynuował napełnianie kieliszków gości, aż osuszył butelkę do ostatniej
kropli. Muzyka była zbyt głośna jak na jego gust i z pewnością wzmagała
jeszcze ból głowy, który dręczył go od jakiejś godziny. Wszystko, czego w
tej chwili pragnął, to pobiec do Emmy i wziąć ją w ramiona. Podejrzewał
jednak, że odepchnęłaby go i poskromiła jego zapędy, dlatego trwał dalej
w swojej roli. Wiedział, że gdy była w pobliżu, nie mógł do końca
przewidzieć swojej reakcji, dlatego odwrócił się do niej plecami, by nie
kusić losu.

Otaczał go korowód piękna i młodości. Mógł czerpać do woli z
uroków żeglarskiego życia. Wystarczyło przycumować jacht u wybrzeży
sławnego kąpieliska. Wówczas inne duże jachty również zarzucały
kotwice w pobliżu, a opalone ślicznotki o smukłych ciałach przechylały
się przez burtę i nawoływały go, zapraszając na lunch, na drinka, na coś
więcej. A gdy odkrywały, że jest Australijczykiem, oferowały rolę
przewodniczek. Żył głównie na łodzi, chociaż wynajmował też pokój w
Club Medzie na te noce, kiedy potrzebował poczuć pod nogami stały ląd.

Gdy zerknął ponownie w stronę placu, Emmy już nie było. Wiedział,
gdzie ją znaleźć. Dowiedział się, że opuściła dom malarza, gdy ponownie
odwiedził Elenę. Musiał trochę się napracować, żeby udobruchać
kochankę, ale w końcu pogodziła się z sytuacją. Wyznał jej prawdę:
wykorzystał ją do swoich celów. Lamentowała i przeklinała go, a on w
milczeniu znosił jej ciosy, aż ostatecznie mu wybaczyła. Dał jej ku temu
dobry powód. Wiele powodów. Później wrócił do Club Medu i wynajął
samochód, aby udać się do miasta w poszukiwaniu Emmy. Znalazł ją
kąpiącą się przy skałach u zboczy starego miasta i śledził aż do jej
pensione. Tam również zaciągnął języka. Włosi uwielbiali plotkować, a
portier nie był wyjątkiem.

Gdy spojrzał dalej w stronę drogi prowadzącej do miasta, starając się
dojrzeć jej sylwetkę, uśmiechnął się do siebie. Pragnął jedynie dostać jakiś
znak, że wciąż żywiła do niego uczucia. Jej pojawienie się tej nocy w
porcie mogło oznaczać tylko jedno. Czekała, aż jego łódź zawinie do

Otranto.

***

Przez pierwsze dwa tygodnie po odejściu Emmy David robił to co
zawsze, gdy sprawy przyjmowały dla niego zły obrót. Rzucił się w wir
pracy. Przyjeżdżał do biura wczesnym rankiem i harował do późnego
wieczoru. Zawsze znajdował coś do zrobienia. Jego firma wkraczała
właśnie na chiński rynek. Nie mógł pozwolić na to, by jego osobiste
problemy przysłoniły mu całościowy obraz rzeczy. Wygrzebał zakupione
niegdyś płyty CD z kursem językowym, którego twórcy zarzekali się, że
nauczą klienta mówić po chińsku w dwa tygodnie, i słuchał ich w
samochodzie. Łatwo przychodziło mu uczenie się języków, a do tego
wcześniej zdołał już poznać wiele zwrotów i słówek, które były niezbędne
do prowadzenia interesów w Chinach. A teraz, gdy mógł skoncentrować
się wyłącznie na nauce, był przekonany, że lada moment będzie swobodnie
porozumiewać się w tym języku. Słuchał płyt podczas joggingu oraz w
domu, gdy brał prysznic, gdy się ubierał, gotował, siedział, stał, nawet
podczas snu. Nienawidził marnować czasu. Poza tym, kiedy nie powtarzał
chińskich zwrotów, jego myśli wciąż powracały do słów wypowiedzianych
przez Emmę podczas ich ostatnich wspólnych chwil. Nie mógł się z tym
pogodzić.

Z nikim nie podzielił się wiadomością, że opuściła go żona. Urażona
duma zdławiła każdą naturalną reakcję, jaka mogłaby wykiełkować w jego
sercu. Jeśli Emma chciała żyć bez niego, droga wolna. Świetnie poradzi
sobie bez niej. Nie zamierzał wpływać na nią, żeby zmieniła zdanie. Nie
zamierzał się za nią uganiać. To ona wyrządziła mu krzywdę. To ona
powinna była przyjść do niego i wyciągnąć dłoń na zgodę. Postanowił nie
ruszać się z miejsca, żeby łatwiej go znalazła.

Chciał, żeby wszystko toczyło się dawnym rytmem. W dniu, w
którym go opuściła, zadzwonił do Sally, aby zaaranżować schadzkę. Sally
kazała mu iść do diabła i rozłączyła się. Zadzwonił ponownie.
Wykrzyczała do słuchawki, że straciła jedyną prawdziwą przyjaciółkę,
jaką kiedykolwiek miała, i że to wszystko jego wina, po czym rozłączyła
się. Zadzwonił ponownie. Oskarżyła go o bezduszność i zapytała z
wyrzutem, dlaczego nie obeszło go odejście Emmy, po czym znowu się
rozłączyła. Zadzwonił ponownie. Rzuciła mu w złości: „Czy moje
małżeństwo też chcesz zrujnować?”, po czym rozłączyła się. Zadzwonił
ponownie.

Spotkali się jeszcze tego samego popołudnia w apartamencie w

Kirribilli, ale zabronił jej mówić o Emmie. Trzymał ją w mieszkaniu do
rana i pieprzył bez wytchnienia, raz za razem. Był gwałtowny, szorstki,
nieustępliwy. Sally nie mogła uwierzyć w to, co się z nią działo. Nie
została tak sponiewierana od czasów, gdy była nastolatką. Tak jakby
uciekając się do zwierzęcego seksu, David próbował wymazać Emmę z
pamięci. Ale nie kazała mu przestać. Chciała, żeby był blisko, szczególnie
tej nocy. Gdy zostawił ją na łóżku, żeby wypalić papierosa na balkonie,
sprawdziła swoją komórkę. Miała z milion wiadomości od męża. Napisała
mu lakoniczną wiadomość: „Będę w domu rano” i wyłączyła telefon.
David odpalił drugiego papierosa od pierwszego, a Sally zapadła w sen.
Obudził ją brutalnie jakiś czas później i wszystko zaczęło się od początku.

Odtąd spotykali się regularnie po południu na godzinę. W jej
towarzystwie David ujawniał swą rozmowną, towarzyską naturę, uprawiali
seks, a później każde z nich szło w swoją stronę. Sally wmawiała sobie, że
wkrótce poprosi ją, by zostawiła dla niego męża, ale David przekonywał
sam siebie, że miał wszystko, czego potrzebował.

Pewnego popołudnia, około dwóch tygodni po odejściu Emmy, Sally
przyjechała do mieszkania nieco wcześniej. David już tam był, czekał na
nią w salonie. Sally wydawało się, że wcześniej płakał, chociaż nie miała
pewności. Na stoliku kawowym stała nienapoczęta butelka szkockiej, a
obok niej dwie szklanki.

– Siadaj – powiedział, gdy ją zobaczył.
Sally usiadła na kanapie naprzeciw niego, zarazem poddenerwowana
i podekscytowana. W jego oczach było coś niepokojącego, coś, co
wprawiało ją w przerażenie – desperacja, której nigdy wcześniej u niego
nie widziała. Poczuła się przy nim taka bezbronna, taka krucha. Otworzył
szkocką i nalał niewielką ilość płynu do dwóch szklanek, po czym
podsunął jedną w jej kierunku. Zaczęła zastanawiać się, czy nie prowadził
z nią jakiejś wyrafinowanej gry seksualnej – preludium do tego, by
spróbować czegoś zupełnie nowego. Odkąd odeszła Emma, był taki
drapieżny i nieczuły. Impulsywny. Porywczy. Unikał pocałunków. Był
kompletnie innym kochankiem. Niecierpliwym, agresywnym i surowym.
Tymczasem David nie przestawał wpatrywać się w nią w milczeniu.
Sally zdała sobie sprawę, że cała drży. Oczami wyobraźni widziała,
jak David doskakuje do niej, chwyta ją za gardło i zaczyna dusić. Potem
pomyślała, że mógłby po prostu złamać jej kark niczym suchą gałązkę
jednym ruchem swych mocarnych dłoni.
– Co się stało? – Jej głos był wątły, brzmiał obco, jakby te słowa
wypowiedział ktoś inny.

– Chcę, żebyś opowiedziała mi o Emmie. – Prosił kobietę, która go
kochała, by rozmawiała z nim o kobiecie, którą on kochał.

Ulga, którą poczuła Sally, była tak wielka, że przyćmiła ból, który
zasiały w jej sercu wypowiedziane przez niego słowa.

– Dlaczego?
– Bądź dla mnie przyjaciółką, której nie miałem, kiedy ją spotkałem.
Powiedz mi, że nie powinienem mieć z nią nic do czynienia. Powiedz mi,
że nie jest godna zaufania. Powiedz mi, że mnie okłamuje.
– Nie rozumiem cię. Emmy już nie ma. Odeszła. Dlaczego musimy o
niej rozmawiać?
– Ponieważ nie chcę już o niej dłużej myśleć. Chcę, żeby raz na
zawsze zniknęła z mojego życia. I może jeśli więcej się dowiem na jej
temat, o tym, jaka jest naprawdę, to wtedy będę mógł o niej w końcu
zapomnieć i zacząć nowe życie.
– Miałam wrażenie, że chciałeś mnie udusić.
– Ciągle mogę to zrobić.
– Jak możesz tak mówić? – zapytała podniesionym głosem.
– Bo gdy patrzę na ciebie… – Urwał w połowie zdania. Zamierzał
powiedzieć: „Bo gdy patrzę na ciebie, dochodzi w końcu do mnie, jak
kiepski zrobiłem interes”. Ale tak naprawdę przemawiał przez niego
gniew. Wiedział o tym.
– Bo gdy patrzysz na mnie…
Gdy patrzył na nią, pragnął jej, nie miał co do tego żadnych
wątpliwości. Ulegnięcie temu pragnieniu przypłacił rozpadem małżeństwa.
Patrzył na nią teraz. Pomimo tragedii, do której przyczynił się ich romans,
pożądanie wobec niej nie wygasło. Co więcej, ich potajemne spotkania
tylko podsycały ten płomień, i od chwili, w której rozłożyła dla niego nogi
na balkonie domku na plaży, z każdym dniem pragnął jej coraz bardziej.
Jego pożądanie wobec niej było teraz silniejsze niż kiedykolwiek
wcześniej. Przybrało formę zwierzęcej, fizycznej chuci. Planował przed
dzisiejszym spotkaniem, że tym razem oprze się pokusie, dlatego własna
słabość wprawiła go w gniew. Poczuł, że musi ją mieć. W tej chwili
pożądanie, które do niej czuł, przewyższało wszystkie inne racje. Jej
dłonie. Jej szyja. Oczy, które obserwowały go w skupieniu.
David podniósł się tak gwałtownie, że Sally podskoczyła i wydała z
siebie krótki okrzyk przerażenia. Nie minęła sekunda, gdy już klęczał przy
niej, chwytając za jej ramiona i wpatrując się jej prosto w oczy.
– Nie potrafię – wydusił z siebie pełnym napięcia głosem. –
Próbowałem, ale nie potrafię. Jesteś zbyt cudowna, tak cholernie cudowna.

Pocałował ją, a ona oplotła ramiona wokół jego szyi. Jej pocałunek
był intensywny, wygłodniały. Przyciągała go do siebie kurczowo, z całych
sił. Wstał, wyswobodził się z jej uścisku, odrzucając jej ramiona, po czym
podniósł ją z sofy, zakręcił jej delikatnym ciałem w powietrzu i postawił z
powrotem, zmuszając, by przyklęknęła na czworakach. Położył swą silną
dłoń na jej smukłym karku i przycisnął jej głowę do siedziska kanapy,
przytrzymując ją w bezruchu. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku.

Odsunął stopą stolik kawowy, po czym przyklęknął przy niej i uniósł
brzeg jej sukienki. Perfekcja jej ciała działała na niego jak afrodyzjak. Jej
opalona skóra. Jej zgrabne uda i łydki. Zaburzały jego tok myślenia
niczym środki odurzające. Podniósł sukienkę wyżej, odsłaniając jej tylne
części. Nie miała na sobie bielizny. Podniecało go odkrywanie, że była
zupełnie naga pod sukienkami lub spódnicami. Wiedziała o tym.
Przyglądał się jej intymnym miejscom. Przebiegł delikatnie palcami
wzdłuż warg jej cipki. Były suche. Zacisnął uchwyt wokół jej szyi, wsunął
w nią czubki palców i znalazł to, co spodziewał się znaleźć. Wylała się z
niej wilgoć. Roztarł ją po jej wargach i dookoła. Sally nadal milczała. Jej
cipka lśniła teraz w popołudniowym świetle. Rozprowadził wilgoć po jej
pupie, wtarł ją wzdłuż szczeliny między pośladkami, odnajdując drogę do
jej odbytu. Nadal z ust Sally nie wydobyło się nawet westchnięcie. Jego
palce były mokre od jej soków.

– Chcesz, żebym cię zerżnął?
Sally nie odpowiedziała.
David skierował dwa palce ku wejściu do jej pochwy, a trzeci
przycisnął do otworu w jej odbycie. Wśliznęły się w nią powoli. Jej
wnętrze było przepełnione wilgocią. Poczuł, jak zaciska swoją dziurkę
wokół jego palca. Wysunął palce i wepchnął je w nią z powrotem.
Powtarzał ruchy raz za razem. Kciukiem wytropił łechtaczkę. Pieprzył ją
powoli swoją dłonią. Jej biodra poruszyły się niespokojnie w odpowiedzi
na te pieszczoty. Ale niczego nie zmieniał. Jego ruchy były powolne i
głębokie. Jego penis stwardniał. Chciał ją pieprzyć. Nie myślał już
racjonalnie. Mógł robić to w nieskończoność, jeśli trzeba. Chciał, by Sally
zaczęła w końcu jęczeć. Chciał doprowadzić ją do orgazmu. Nie mógł
znieść jej milczenia. Miała błagać go, by ją pieprzył.
Powoli i głęboko. Przysunął się bliżej. Pocałował jej pośladki. Czas
płynął. Powoli i głęboko. Ale Sally się nie odezwała. Nie wydała z siebie
żadnego dźwięku. Włosy opadały jej na twarz. Powoli i głęboko.
– Czy chcesz, żebym cię zerżnął? – zapytał ponownie.
Tym razem mogła wyczuć desperację w jego głosie. Potrzebował

tego, by powiedziała tak. Poczuł, jak drży wokół jego palców. Drżenie
przemieniło się w gwałtowny dreszcz. Ale wciąż żadnego odgłosu.
Poruszyła udami, przyciskając je do siebie. David utrzymywał swój
powolny rytm. Zanim pozwoli jej dojść, chciał zmusić ją, aby zaczęła
jęczeć z rozkoszy. Chciał słyszeć jej błagalne prośby, żeby ją wyruchał.
Powoli i głęboko. Powoli i głęboko.

Ale wtem było już za późno. Sally drgnęła niekontrolowanie,
napierając na jego dłoń. Jej ciałem wstrząsały dreszcze. Wierzgnęła
biodrami, zacisnęła mocniej uda, po czym zamarła w bezruchu. Sięgnęła
za siebie, chwyciła nadgarstek Davida i usunęła jego palce. Milczała.

Pozostała w miejscu. David puścił jej szyję, uklęknął przy niej i
zaczął wpatrywać się w jej tyłek. W tej chwili nie było dla niego nic
bardziej fascynującego, jednak wciąż starał się zapanować nad żądzą. Czuł
nieodpartą chęć, by ją mieć. Jego ciało przeszył dreszcz. Jego biodra
poruszały się rytmicznie, jakby w oczekiwaniu na pchnięcia podczas
stosunku. Był zdezorientowany i nie wiedział, co dalej robić.

Wszystko sprowadzało się do pożądania. Podniósł dłoń i pogładził
udo Sally. Był zgłodniały jej ciała. Przesunął palce w górę uda i zamknął
dłoń wokół jej cipki. Była ciepła i wilgotna. Rozpiął rozporek, wyciągnął
na zewnątrz swojego członka i zaczął się onanizować, równocześnie
dotykając Sally.

– Zamierzasz wyruszyć na poszukiwania Emmy – odezwała się nagle
Sally.

David nie odpowiedział. Krążył wokół jej tyłka.
– Obwiniasz mnie za jej odejście. To dlatego jesteś na mnie wściekły
– powiedziała.
Wszedł w nią, a ona wydała z siebie głęboki jęk. Wsunął się w nią
głęboko i trwał tak w bezruchu.
– Nie chcę, żebyś wyjeżdżał – szepnęła drżącym głosem.
Zaczął poruszać się w niej, najpierw powoli, a jej oddech stawał się
coraz głośniejszy z każdym jego pchnięciem. Po chwili podkręcił tempo, a
jej krótkie oddechy zamieniły się w miłosne pojękiwanie.
– Opowiem ci o niej – wydyszała.
Penetrował ją głębiej i mocniej.
– Wszystko – wyszeptała.
W głowie Davida owo „wszystko” było przesycone wspomnieniami
dawnej rozpusty, wyuzdanych orgii. Wyobraził sobie Emmę i Sally, ich
nagie ciała splecione pośród morza innych nagich ciał. Chwycił biodra
kochanki i zaczął głośno szczytować. Jego orgazm był krótki i intensywny.

Po chwili wyszedł z niej i legł plecami na dywan.
Sally odwróciła się błyskawicznie, rozpięła mocniej jego spodnie i
pośpiesznie pociągnęła je w dół. Usiadła okrakiem na wysokości jego
bioder i zaczęła pocierać wargami wzdłuż jego opadającego z sił członka.
David przymknął powieki. Dotyk jej miękkiej, wilgotnej cipki był
cudownym doznaniem. Gdy otworzył oczy, Sally wyswabadzała się z
sukienki. Wyglądała niczym boska istota.
I miała rację. Przyszedł się pożegnać. Zamierzał odnaleźć Emmę,
chociaż sam jeszcze o tym nie wiedział. Ona mu to uświadomiła. Ale
myliła się w jednym względzie. Nie obwiniał jej.
Uniosła jego na wpół twardego penisa i dosiadła go.
– Ja też tęsknię za Emmą – powiedziała. – Zanim jeszcze pojawiłeś
się w jej życiu, była moją kochanką.

***

Czekali na windę, którą mieli zjechać na parking. W końcu świat
upomniał się o nich. David w swoim garniturze prezentował się
nienagannie, a Sally wyglądała niczym typowa bywalczyni salonów w
Mosman. Korytarz, na którym się znajdowali, został niedawno odnowiony.
Na ścianach położono świeżą tapetę, a podłogę wyścielono nowym
dywanem. David opowiadał Sally, że zabiegi te były częścią dużego
projektu mającego na celu podniesienie standardu całego domu. Wiedział
o tym od znajomego, który był właścicielem budynku. Winda była
jedynym elementem, który pozostał nietknięty, co wywołało frustrację
mieszkańców. Notorycznie przyjeżdżała z opóźnieniem.

Nagle, przerywając mało ekscytujące opowiadanie o niedokończonej
renowacji, David zapytał:

– Czy w jej życiu byli jeszcze inni mężczyźni, gdy zacząłem się z nią
spotykać?

Sally podniosła wzrok i przyjrzała mu się uważnie. Pieprzyli się
przez bite dwie godziny. Była przekonana, że temat Emmy został
wyczerpany i odłożony na bok. David był wobec niej czuły i kochający, a
na koniec próbowali nawet znaleźć termin, kiedy mogliby spędzić razem
całą noc.

– Ja przynajmniej o nich nie słyszałam. Emma zawsze miała
kochanków. Nie znałam ich wszystkich. Mężczyźni, których odwiedzała.
Przyjaciele, z którymi uprawiała seks. Ona wiecznie wplątana była w
jakieś romanse.

– Nie przychodzą ci do głowy żadne imiona?

Sally potrząsnęła głową.
– Widywałam każdego z nich raz, może dwa. To byli przystojni
mężczyźni, którzy byli w niej tak zadurzeni, że nawet nie zwracali na mnie
uwagi.
W końcu nadjechała winda i weszli do środka.
– A jaką rolę odgrywał w tym wszystkim Paul?
– Dlaczego to robisz?
– Po prostu muszę wiedzieć.
– Jej już nie ma, okej? Ja jestem. Cała twoja. Wiem, że była twoją
żoną. Wiem, że ją kochałeś. Ja też ją kochałam. Ale to już koniec. Gdy
Emma podejmie jakąś decyzję, nic nie jest w stanie tego zmienić.
– Wiem.
– Czy jestem aż tak kiepskim modelem zastępczym? – zapytała, a jej
wymuszony uśmiech zdradzał niepewność.
Nie odpowiedział, tylko przyciągnął ją do siebie i pocałował.
– Jesteś wyjątkowa. A teraz powiedz mi, co wiesz o Paulu i Emmie –
odparł, prezentując standardowy uśmiech, którego używał podczas
spotkań biznesowych, by złagodzić zadany cios.
– Ale dlaczego? Czyżby byli kochankami?
– Ty mi powiedz.
– Możliwe. Nie wiem. Nigdy nie mówiła o nim w ten sposób.
Zawsze kręcił się obok niej, ale nie pamiętam, aby kiedykolwiek byli
razem.
– To on powiedział Emmie o nas i o tym mieszkaniu.
– Skąd wiesz?
David znowu się uśmiechnął.
– Ty mu powiedziałeś? – zapytała, szczerze zaskoczona, że zachował
się tak nierozważnie, narażając na szwank jej małżeństwo.
– Musiałem komuś powiedzieć.
– Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś! – wykrzyknęła, uderzając jego
klatkę otwartą dłonią. – To tłumaczyłoby ten ekscentryczny pocałunek.
– Pocałował cię?
– Tak, w usta. W noc poprzedzającą odejście Emmy. Nigdy
specjalnie za mną nie przepadał, dlatego byłam zaskoczona. To był bardzo
dziwny pocałunek. Pocałował mnie, jakby czuł, że ma do tego prawo.
Teraz już rozumiem. Chciał dać mi do zrozumienia, że wie, że jestem
kurwą.
– Nie, on tak nie myśli. Żadna kobieta nie jest kurwą w oczach
Paula, nawet prostytutek nie traktuje w ten sposób. Znam go całe życie,

jest osobliwym mężczyzną. Nie próbuj doszukiwać się sensu w tym, co
robi.

– Ale przecież nią jestem. Jeśli nie kurwą, to przynajmniej dziwką, a
ty jesteś kłamliwym sukinsynem.

– Oni wcale nie są od nas lepsi. Opuścili razem Sydney.
– Paul i Emma? Skąd o tym wiesz?
Drzwi windy otworzyły się i ruszyli w kierunku swoich aut.
– Nie wiem na pewno. Po prostu takie mam przeczucie. Byłem
przekonany, że Emma pomieszka u swoich rodziców, ale powiedzieli mi,
że poleciała do Europy. Tylko tyle się od nich dowiedziałem. Popytałem
znajomych i okazało się, że Paul również opuścił Sydney w pośpiechu.
Podejrzewam, że zaplanowali ten wyjazd tej nocy, gdy Paul cię pocałował.
Sally wsadziła kluczyk do zamka i otworzyła drzwi samochodu.
Odwróciła się, by spojrzeć Davidowi w twarz.
– Nie myślisz chyba na poważnie, że Emma świadomie zaplanowała,
że odejdzie tylko z paszportem i ciuchami, w które była ubrana? Nie miała
przy sobie żadnych pieniędzy. Musiała pożyczyć ode mnie bieliznę.
Wzięła moje ulubione jeansy. Gdy zjawiła się u mnie, była roztrzęsiona.
Nigdy wcześniej nie widziałam jej w takim stanie.
David spojrzał w dół i wbił wzrok w swoje buty.
– Byli kochankami, jestem tego pewien.
– Jeśli odeszła z Paulem, to tylko dlatego, że on gotów był rzucić
wszystko w jednej chwili i podążyć za nią, to wszystko.
Sally usiadła na miejscu kierowcy, a David zatrzasnął drzwi.
Opuściła szybę.
– Zobaczę, czy uda mi się wymknąć na kilka nocy w przyszłym
tygodniu. Powiem mu, że jadę na wieś z dziewczynami. Przyjaciółka
mówiła mi, że robią jakiś zjazd w Blue Mountains.
David skinął głową, a Sally odpaliła samochód. Pochylił się,
pocałowali się na do widzenia, po czym odjechała.
Stał przez dłuższy czas, nie ruszając się z miejsca. Nigdy wcześniej
nie był tak zdezorientowany. Pomyślał o czymś, co Emma powiedziała mu
ostatnim razem, gdy rozmawiali:
– Chcę, żebyś miał wszystko to, czego pragniesz. Pomogę ci tego
dokonać, ale musisz zacząć traktować mnie po partnersku. Nie możemy
mieć przed sobą żadnych tajemnic. Masz kochankę. Zdradzasz mnie,
Davidzie. Jak się z tym czujesz?
– Jak skończony bydlak.
– Gówno prawda. Jak czujesz się z tym, że kochają cię dwie

naprawdę piękne kobiety? Wydaje mi się, że czujesz się z tym całkiem
nieźle. Wydaje mi się, że sam się sobie dziwisz, dlaczego czekałeś z tym tak
długo. Mogę się założyć, że dopiero teraz żyjesz pełnią życia. Myślę, że
czujesz się, jakbyś był królem wszechświata, bogiem seksu. I myślę, że
czujesz się bardziej męsko niż kiedykolwiek wcześniej. I dokładnie tak
powinieneś się czuć! Jeśli nie, to nie robisz tego dobrze albo robisz to z
niewłaściwych pobudek.

Najwyraźniej nie robił tego we właściwy sposób.

Osiemnaście

Światła Otranto rozpościerały się w oddali przed Emmą i prowadziły
ją do domu. Poruszała się tak szybko, jak tylko mogła, bez zmuszania się
do biegu. Była pewna, że istniała krótsza droga do miasta z mariny, ale nie
zamierzała szukać jej po nocy. Obrała okrężną drogę i trzymała się
pobocza oświetlonej latarniami ulicy.

– Emma!
Udawała, że nie słyszy wołającego ją głosu.
– Emma! Poczekaj chwilę. Idziesz w złym kierunku. Impreza jest w
tę stronę.
Zatrzymała się. To nie był David. A wydawało jej się, że słyszy jego
głos.
W jej kierunku zbliżał się nieznajomy. Towarzyszyły mu dwie piękne
kobiety. Wszyscy trzymali w dłoniach niewielkie skrzynki.
– Sebastian?! – zawołała, odkrywszy, kim był mężczyzna, który ją
zaczepił.
Podszedł prosto do niej, odstawił pudło na ziemię i pocałował ją w
policzek. Kobiety trzymały się z tyłu. Stanęły przy latarni i również
postawiły na ziemi swoje skrzynie, w których Emma dostrzegła wino i
szampana.
– Najdroższe wino, jakie kiedykolwiek kupiłem. To właściwie tylko
jakiś lokalny trunek, ale wszystko jest pozamykane, więc musieliśmy
zaopatrzyć się w restauracji. Nieźle ze mnie zdarli. Ale cóż mogłem
zrobić? Co to za impreza bez procentów?
Emma uśmiechnęła się. Nie wiedziała, co myśleć o nagłym
pojawieniu się Sebastiana.
– Cieszę się, że cię widzę. Miałem nadzieję, że cię spotkam. David
mówił, że jesteś tutaj. Dlatego tak bardzo chce, żebyśmy ruszyli dalej.
– Odpływacie?
– Jutro. Popłyniemy na południe wzdłuż wybrzeża i dookoła
„obcasa”. David nie chce, żebyś miała wrażenie, że się narzuca. Mówił mi,
że cały czas był bardzo dyskretny, trzymał się głównie prywatnych plaż na
północy i rzadko wpływał do miasta.
– Co takiego? Nie rozumiem.
– Spóźniłem się. Miałem być tutaj już miesiąc temu.
Zaproponowałem Davidowi, żebyśmy spotkali się w Otranto, ale po

wypłynięciu z Sydney po drodze wplątałem się w kłopoty. David
przyleciał do Włoch i wynajął tego Titanica. Widziałaś go? To największy
pierdolony jacht, jaki kiedykolwiek widziałem!

– Zaproponowałeś, żebyście się tu spotkali?
– Taa, przypływaliśmy tu kiedyś z moją żoną. Nie miałem pojęcia, że
jesteś w Otranto. Skąd mogłem wiedzieć?
– A więc David nie wiedział, że tu jestem?
– Nie, i był dosyć skrępowany, gdy odkrył, że tu mieszkasz.
– Nie ma mowy. Nie wierzę w to.
– Dlatego właśnie był skrępowany. Wiedział, że z góry założysz, że
przyjechał cię odnaleźć.
– Ale…
– To naprawdę moja wina. Przyjeżdżałem tu na wakacje od lat. Znam
włoskie wybrzeże jak własną kieszeń. A w Otranto jesteś zupełnie
anonimowy, nikt z kręgu naszych znajomych nie odwiedza tego miejsca.
Jest idealnie. A woda – czyż nie jest cudowna?
Kobiety zaczęły przywoływać Sebastiana. Zaczynały się nudzić.
– Lepiej już idź.
– Taa, muszę ruszać, bo zaraz zaczną mi trzeźwieć – powiedział z
figlarnym błyskiem w oku.
Gdy podniósł skrzynkę, w środku zabrzęczało szkło. Dał jej
pożegnalnego buziaka w policzek.
Gdy zrobił kilka kroków, Emma rzuciła do niego:
– Powiedz mu, że nie musi opuszczać miasta z mojego powodu.
Otranto jest wystarczająco duże, by pomieścić nas oboje.
– Przekażę mu.
– W każdym razie i tak ostatnio zaczęłam planować podróż
pociągiem na północ. Może do Paryża.
– Czyli nie miałabyś nic przeciwko, żebyśmy zostali?
– Broń Boże. Skąd ten pomysł?
– Ha, to zabawne. Mówił mi, że ukrywał się w Albanii przez ostatni
tydzień. Bał się, że go zobaczyłaś. Zgodził się wrócić dzisiaj, bo bardzo
chciałem przypłynąć do Otranto i odwiedzić starych znajomych.
Uśmiechnął się i zaczął iść w przeciwnym kierunku. Po chwili
zatrzymał się i znów odwrócił się na pięcie.
– Dlaczego nie pójdziesz z nami i nie przyłączysz się do zabawy?
– Nie, nie mogłabym, naprawdę.
– Dobranoc zatem.
Emma odeszła miarowym krokiem i wkrótce przemykała już

wąskimi uliczkami miasta. Trudno jej było zebrać myśli. Była przekonana,
że David przybył do Otranto dla niej. To było jasne jak słońce. Z drugiej
strony Sebastian wyjaśnił wszystko w tak rzeczowy sposób. Dla niego był
to tylko splot niefortunnych okoliczności. Takie rzeczy się zdarzają.
Wszystkie elementy jego historii składały się w logiczną całość.
Odwiedzał Otranto ze swoją żoną. Dlaczego miałby to wszystko zmyślić?

Emma ponownie znalazła się na galerii z widokiem na zatokę. Nogi
same ją tu zaprowadziły. Restauracje były już zamknięte, w pobliżu nie
było nikogo. Patrzyła w dół na marinę. Sebastian i jego przyjaciółki dotarli
już na łódkę, a impreza trwała w najlepsze. Fale muzyki płynęły od zatoki
z każdym podmuchem morskiej bryzy. A jeśli David naprawdę nie
przyjechał dla niej? Jeśli był to tylko przedziwny zbieg okoliczności? Nie,
nie mogła w to uwierzyć. Podał Amerykaninowi w barze jej imię. Zapłacił
Marco, żeby go namalował. Pieprzył się z Eleną. David szedł jej śladami,
zataczał wokół niej coraz ciaśniejsze kręgi. To nie mógł być przypadek.

Wypatrzył ją w barze. W barze, jakich wiele w miasteczku. Chociaż
z drugiej strony ten lokal był najchętniej uczęszczanym miejscem
rozrywki w całym mieście. Wszyscy, chcąc nie chcąc, w końcu do niego
docierali. To mógł być przypadek. Mógł. Może zawitał do baru, bo
znudziło mu się siedzenie na łodzi. A potem wszystko potoczyło się
lawinowo.

Przyłożyła czoło do kamiennego muru. Zrobiło jej się słabo, poczuła
silny skurcz w żołądku.

Pieprzony Sebastian! Jak to było możliwe? To po prostu nie mogło
się zdarzyć. To nie mógł być zbieg okoliczności. Nie mógł.

***

Marco nie zauważył jej od razu. Bar był zatłoczony. Grał popularny
lokalny zespół i ludzie podrygiwali w miejscu, ściśnięci jeden obok
drugiego. Klimatyzacja nie nadążała chłodzić gorąca generowanego przez
tłum. Na czołach lśniły kropelki potu, koszule były rozpięte lub zrzucone
zupełnie. Większość mężczyzn prezentowała nagie torsy, a kobiety
paradowały w bikini. Marco i inni barmani byli osaczeni przez
spragnionych klientów. Od czasu do czasu Marco pryskał wodą ponad
głowami parujących tancerzy, którzy przyjmowali to orzeźwienie
entuzjastycznymi okrzykami ulgi.

Marco wiedział, że będzie przykuty do baru aż do świtu. Nie
zapowiadało się, by mogli zamknąć klub o zwykłej porze, nie sposób było
pozbyć się tych tłumów tak szybko. Był wycieńczony. Tego dnia wstał o

świcie i zaszył się w swojej pracowni. Odkąd Emma odeszła, jego
malarska obsesja powróciła. Myślał wyłącznie o swoim dziele. Co
oznaczało, że myślał wyłącznie o jego temacie. Co z kolei oznaczało, że
myślał wyłącznie o Emmie.

Pozwolił jej odejść. Nie awanturował się. Nie poszukiwał jej.
Wiedział, gdzie się zatrzymała. Wiedział, z kim chodziła na kolacje.
Znajomi wspominali mu, że widzieli ją tu i tam. Była teraz kimś w rodzaju
lokalnej celebrytki. Plotkowali o niej. Zdradzali mu, kogo zapraszała do
swojego pokoju. Mówili mu to wszystko, by go zranić, ale on znał Emmę
lepiej niż oni. Nie chciał stać jej na drodze. Chociaż paznokcie miał
obgryzione niemal do krwi.

Zatrzymał się w połowie napełniania kufla z piwem. Popatrzył na
tłum znad szklanki. Był pewien, że Emma znajdowała się w klubie, bo
nagle poczuł jej obecność. Uśmiechnął się i powrócił do lania piwa. Nie
wykazywał nigdy zdolności parapsychologicznych, dlatego tłumaczył
sobie, że prawdopodobnie dostrzegł ją nieświadomie kątem oka. Tak czy
inaczej, najważniejsze, że tu była, a fakt ten czynił go niewspółmiernie
szczęśliwym.

Dziewiętnaście

Skwar zdawał się nie mieć końca, trwała flauta i niezmącona,
lustrzana tafla wody lśniła w promieniach słońca. Nie czuć było nawet
najlżejszego podmuchu. Zapowiadało się, że temperatura wzrośnie
powyżej trzydziestu stopni jeszcze przed południem. Wybrzeże usłane
było brązowymi ciałami wyznawców słońca, cieszących się pięknym
wakacyjnym dniem, a nieco dalej od portu, przy popularnych kąpieliskach,
stały na kotwicy rekreacyjne jachty. Niektóre z nich wypływały na
motorze w poszukiwaniu odosobnionej zatoczki, ale znalezienie takiego
ustronnego miejsca graniczyło z cudem w środku sezonu. Był sierpień.

Gdy patrzył na brzeg od strony morza, Davidowi przyszło do głowy,
że plażowicze wyglądają jak stado wylegujących się na piasku fok, które
widział w jakimś filmie przyrodniczym. Cechowała ich ta sama
wytrwałość. Dosłownie nie było na wybrzeżu niewykorzystanego skrawka
ziemi. Jeśli dało się gdzieś wcisnąć ręcznik, bez względu na to, jak
niebezpieczny czy niewygodny był ten kawałek skały, na pewno smażyło
się tam w słońcu jakieś ciało.

David zszedł po schodkach do niewielkiej łodzi motorowej. Spojrzał
na swojego załoganta, który pozostał na pokładzie, i poinformował go, aby
spodziewali się go w porze lunchu. Biorąc pod uwagę okoliczność, że
może powrócić w towarzystwie gości, zarządził:

– Przygotuj dla czterech lub pięciu osób, tak na wszelki wypadek.
Następnie usiadł w łodzi, a mężczyzna przy sterze odpalił silnik.
Znajdowali się w pewnej odległości od jachtu, gdy na brzegu dostrzegł
Elenę. Siedziała na wąskim pasku wybrzeża, który wynajmował od niej
przez lato. Mały Marco, zupełnie golutki, siedział przed nią. Patrzyła
prosto na niego, ale nie pomachał jej. Ona również nie wykonała żadnego
gestu. Czekała na niego.
Chociaż David wyglądał pozornie na spokojnego, nie miał pojęcia,
co przyniesie przyszłość. Nie potrafił wyobrazić sobie jutra. Nawet jeśli
sprawy miały ułożyć się po jego myśli, jutro było nieprzewidywalne. To
go przerażało. Był mężczyzną, który zwykł planować, mężczyzną, który
miał wszystko przygotowane, mężczyzną, który zwykle dostawał to, czego
chciał.
Tak wiele się zmieniło, wciąż się zmieniało. Każdego dnia uczył się
teraz czegoś nowego o sobie i o otaczającym go świecie. Musiał zacząć

wszystko od początku. Gdy Emma go opuściła, nie był gotowy, by
zrozumieć, co miała na myśli, mówiąc „Nie jesteś gotowy na partnerski
związek ze mną”.

Jego krótka rozmowa z Paulem to zmieniła.
Jakiś miesiąc po odejściu Emmy David dowiedział się od
znajomego, że Paul wrócił do Sydney. Nie zamierzał tracić czasu. Pojechał
do siedziby firmy, dla której zwykle pracował Paul, przeszedł bez słowa
obok recepcji i okazało się, że przeczucie go nie myliło. Paul siedział na
krawędzi biurka zapatrzonej w niego brunetki. Spostrzegł Davida od razu,
gdy ten wkroczył do otwartej przestrzeni biura, i natychmiast poderwał się
z miejsca.
David nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć, ale gdy dostrzegł
cień strachu w oczach Paula, domyślił się, że jego własne obawy były w
pełni uzasadnione.
Na ogromnej przestrzeni biura przebywało około dwudziestu pięciu
pracowników. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę postawnego
mężczyzny w doskonale uszytym, dopasowanym garniturze, który kroczył
zdeterminowany w ich kierunku.
W końcu David zatrzymał się przed Paulem i spoglądając mu w
oczy, odezwał się zaskakująco spokojnym głosem:
– Jesteś pierdoloną pizdą.
Nastała chwila pełnej napięcia i niedowierzania ciszy, którą w końcu
przerwał Paul. Uśmiechając się szeroko, powiedział:
– Wyszedłbym na głupca, gdybym próbował temu zaprzeczyć.
Wszyscy tutaj za dobrze mnie znają.
Jeśli liczył na wybuch śmiechu, musiał być szczerze zawiedziony.
Jego koledzy za bardzo się bali, aby ośmielić się zareagować na ten żart.
Mimo iż David miał na sobie elegancki garnitur, nigdy w życiu nie
sprawiał wrażenia bardziej niebezpiecznego i gotowego na wszystko niż w
tym momencie. Recepcjonistka, która podążyła za nim, wyglądała przy
jego rosłej postaci jak karzełek. Stała teraz z tyłu, wymachując dłońmi,
jakby chciała przepędzić go z pokoju. Gdy zrobił kolejny krok w stronę
Paula, całe biuro wstrzymało oddech.
– Pieprzyłeś moją żonę – wyrzucił z siebie David. Dopiero gdy
wypowiedział te słowa, zdał sobie sprawę, jak żałośnie to zabrzmiało.
– Pieprzyłem żony wielu mężczyzn, Davidzie. – Zawahał się. – Ale
żadna z nich nie potrzebowała tego bardziej niż twoja.
Przez następne trzy sekundy czas jakby się zatrzymał i całe biuro
zamarło w bezruchu.

Wtem David ruszył naprzód. Komuś wyrwał się z gardła strwożony
krzyk. Paul rzucił się do ucieczki między biurkami, strącając po drodze na
podłogę kilka książek, aż znalazł się pod tylną ścianą biura. Okrążył
biurko i stanął plecami do ściany.

– Już dobrze, wyluzuj, osiłku, to nie ogólniak. Nie rozwiążesz
niczego za pomocą pięści. Jesteś już dużym chłopcem – wydyszał Paul,
nie mogąc złapać tchu z podekscytowania. Zdołał utworzyć barykadę z
dwóch biurek, donicy i dystrybutora wody, które miały uchronić go przed
furią Davida.

David mierzył go morderczym spojrzeniem.
– Dosyć tego! – krzyknął nagle ktoś z tłumu.
Głos odwrócił uwagę Davida, który spojrzał do tyłu, próbując
zorientować się, do kogo należał, a w tym samym czasie Paul wystrzelił
obok niego ku drzwiom wyjściowym.
– Nie zdołasz mnie dogonić. Nigdy ci się to nie udało! – zawołał,
śmiejąc się drwiąco.
Dystans między nimi zwiększył się do ponad dziesięciu metrów i
Paul był w doskonałej sytuacji, by wymknąć się Davidowi na dobre.
Ale wówczas ten sam władczy głos odezwał się ponownie. Należał
do kobiety, która stanęła przy drzwiach narożnego gabinetu. Miała około
czterdziestu lat, ubrana była w ciemnoniebieski kostium, a jej włosy były
krótko ścięte. David nie mógł dostrzec tabliczki na drzwiach, gdyż
przysłaniała go sylwetka kobiety, ale założył, że należała do personelu
kierowniczego.
– Na Boga, dorośnij, człowieku! Nie popieram tego, co zrobił Paul,
ale żeby uganiać się za nim po całym biurze? My tutaj próbujemy
pracować! – David wpatrywał się w kobietę, oddychając ciężko. – A tak na
marginesie, to naprawdę nie ma nic wspólnego z nim. Naprawdę nie ma.
Kobieta znajdowała się zaledwie kilka kroków od niego. Stała w
stanowczej pozie, z lekko rozstawionymi nogami i z ramionami
skrzyżowanymi na piersi. Pokiwała w jego stronę palcem wskazującym,
jakby chciała powiedzieć „chodź no tutaj”. Kiedy podszedł do niej,
przywołała go gestem, aby zbliżył się jeszcze bardziej, po czym
wyszeptała mu prosto do ucha:
– Ten problem musisz rozwiązać ze swoją żoną. Dobrze wiesz, że ma
wolną wolę. To prawda, spała z nim. Dokonała wyboru. Co prawda kiepski
to był wybór, ale przecież wszyscy popełniamy błędy.
– Jak masz na imię? – zapytał szeptem.
– Candice.

– Candice, czy jest tu jakiś pokój, gdzie mógłbym uciąć sobie krótką
pogawędkę z Paulem? Obiecuję, że go nie tknę.

– Jeśli pozwolisz mi uczestniczyć w spotkaniu, pokój może się
znajdzie. Nie mogę pozwolić na bójkę w moim biurze.

Zawahał się i wydał z siebie zniecierpliwione westchnienie.
– Mogę też po prostu wezwać policję.
– Jako cichy obserwator?
– Tak.
Kilka minut później David stał w oddzielnym pomieszczeniu przy
jednym krańcu stołu konferencyjnego plecami do okna. Candice usadowiła
się na krześle niedaleko jedynych drzwi do sali, a Paul usiadł przy drugim
krańcu stołu. Pokój przypominał bardziej składzik niż prawdziwą salę
konferencyjną. W jednym kącie zalegało mnóstwo sprzętu do filmowania,
jakieś kartony i czarne plastikowe worki na śmieci.
– A więc? – zapytał w końcu Paul, gdyż David uparcie milczał. Jego
nieśmiałe pytanie napotkało jednak ścianę milczenia. – Słuchaj, Davidzie,
jeśli chcesz znać prawdę, z jakiegoś nieznanego mi powodu Emma cię
kocha. Jesteś pierwszą osobą, którą kiedykolwiek pokochała.
David odwrócił się w stronę okna. Słowa Paula podziałały na niego
zbyt silnie.
– Tak bardzo cię kochała, że była skłonna porzucić swoje pragnienia,
by upewnić się, że twoje banalne, pozbawione fantazji potrzeby zostaną
spełnione. Wyszła za ciebie za mąż, ponieważ przywiązywałeś do tego
wagę. Zamierzała nawet urodzić ci dziecko, chociaż sama nigdy by się na
to nie zdecydowała. To właśnie może zdziałać miłość. Myślała, że tego
właśnie pragnąłeś. Myślała, że to przyniesie ci spełnienie. Ale wówczas ty
wpadłeś na wspaniały pomysł, żeby rżnąć Sally.
– Gdzie ona jest?
– Nie wiem.
– Wyjechałeś z nią z Sydney.
– Wiem, pamiętam dobrze. Ale zostawiła mnie w Rzymie.
– Zostawiła cię?
– Znużyliśmy się sobą. Tacy już jesteśmy.
– Zrujnowałeś moje małżeństwo, by spędzić z nią kilka tygodni?
– Nie zrujnowałem twojego małżeństwa. Sam to zrobiłeś. Przyszła
do mnie i powiedziała, że musi się stąd wyrwać, więc postanowiłem jej
towarzyszyć.
– Powiedziałeś jej, że Sally jest moją kochanką.
– Zgadza się. Nie zasługujesz na Emmę. Nie masz pojęcia, kim jest i

do czego jest zdolna. To tak, jakbyś zamknął w klatce rajskiego ptaka.
David usiadł.
– Powinieneś trzymać się od niej z daleka. Pozwól jej żyć własnym

życiem. Pozwól jej o sobie zapomnieć. Nie jest kobietą, za którą ją
bierzesz, nie jest kobietą, którą kiedykolwiek zrozumiesz czy
zaakceptujesz.

– Kocham ją.
– Czyżby?
– Tak.
– Pieprzyłem ją w twoim domu podczas twojej nieobecności. Z
radością upajała się tą zdradą.
Davidowi krew odpłynęła z twarzy.
– To właśnie kobieta, którą poślubiłeś. Nadal jej pragniesz? Nadal ją
kochasz?
David skinął głową.
– W noc przed waszym ślubem zakradłem się do domu jej rodziców,
gdzie się zatrzymała, i zerżnąłem ją. Zerżnąłem ją w dupę tak mocno, że w
dzień waszego ślubu słowa przysięgi małżeńskiej musiały odbijać się
echem w jej tyłku.
David wstał.
– Kim ty jesteś? – zapytał.
– Stałem przy tobie jako twój drużba.
– Na miłość boską! Zapoznałeś nas!
– Nadal ją kochasz? Nadal chcesz wiedzieć, gdzie jest?
David drżał na całym ciele.
– Davidzie, Emma jest najbardziej niesamowitą kobietą, jaką
kiedykolwiek spotkałem. Wszystko, co zrobiła, można opisać tak
obcesowo, jak właśnie to zrobiłem, gdy patrzy się na to z zewnątrz. Mogę
próbować zrobić z niej potwora, ale ona nim nie jest.
Nastała chwila ciszy.
– Nigdy nie zdołasz dostrzec w niej tego, co ja w niej widzę. Nigdy
nie uda ci się wyjść poza ramy swojego świata, który uważasz za jedyny
możliwy. Twoje nadzieje, twoje marzenia, twoje ambicje są dla niej
akceptowalne, ale w dużej mierze zupełnie obce. Nigdy nie żyła tak jak
inni ludzie… dopóki nie poznała ciebie.
– Po prostu wspaniale.
– Jesteś jedynym, którego zdołała oszukać. Kocha cię, ale nie potrafi
być z tobą szczera. Jesteś taki zwyczajny. Jesteś jej pierwszą wielką
pomyłką.

– Powiedziała mi, że nie jestem gotów na to, by być jej partnerem.
Czy to oznacza, że ty nim jesteś?

– Ona mnie nie kocha, nigdy nie kochała. Jesteśmy przyjaciółmi i
nasz związek nigdy nie wykroczy poza ramy przyjaźni. Wiesz, ona ma
rację, nie jesteś gotów, by być jej partnerem. Dobrze zrobiła, odchodząc.

David podszedł do drzwi i położył dłoń na klamce.
– Więc nie wiesz, gdzie teraz jest?
– Zamierzasz jej szukać? – zapytał Paul, obracając się na biurowym
krześle.
– Tak – powiedział i otworzył drzwi.
– Zostaw… ją… kurwa… w spokoju.
– Kocham ją. Nie mogę bez niej żyć. Zrobię wszystko, żeby do mnie
wróciła – odparł David i wyszedł z pokoju.
– Zostaw ją, kurwa, w spokoju! – wykrzyczał za nim Paul.
Odpowiedziała mu cisza. Paul zrobił kilka obrotów na krześle, po
czym postawił stopy z powrotem na podłodze i zatrzymał się z twarzą
skierowaną ku drzwiom.
Candice wpatrywała się w niego z pogardą w oczach.
– Ty naprawdę jesteś pierdoloną pizdą, wiesz o tym, prawda?
Paul tylko skinął głową.

***

Elena przytrzymywała motorówkę, podczas gdy David wdrapywał
się na skały. Załogant wycofał łódź i popłynął z powrotem w kierunku
jachtu.

Pocałowała go w oba policzki.
– Czy są tutaj? – zapytał ją.
– Si – odpowiedziała. – On maluje. Ona jest z nim.
Elena podniosła z ziemi małego Marco.
– Jesteś pewien? – zapytała. – Chcesz to zrobić?
– Muszę wiedzieć.
– Poverino. – Elena wzięła jego dłoń w swoją i ścisnęła delikatnie,
ze zrozumieniem.

Dwadzieścia

W tym samym czasie Emma leżała całkiem naga na tapczanie
Marco. Po nocy spędzonej wspólnie w pracowni obudzili się wczesnym
świtem. Od czasu, gdy ujrzała Davida w porcie, minęły trzy dni. Tamtej
nocy udała się do baru, poczekała, aż Marco skończy pracę, a później
wdrapała się na tył jego skutera i objęła go dłońmi w pasie. Teraz była z
powrotem w jego atelier, na jego wyspie. Uległa. Już nigdy nie zamierzała
stąd uciekać.

Przekręciła się na brzuch i oparła głowę na dłoniach. Marco dopiero
co podniósł się z łóżka. Dwukrotnie doprowadził ją do orgazmu, najpierw
pieszcząc ją językiem, następnie penetrując członkiem, po czym zabrał się
do malowania. Pracował przez cały ranek. Voodoo przestało działać. Znów
mógł pieprzyć się i malować, malować i pieprzyć się.

Przez ten czas dwukrotnie przemierzyła podwórko, żeby zrobić
siusiu. Przemknęła ukradkiem nago. Nie zamierzała już nigdy więcej nosić
ubrań. O świcie wykąpali się nago w morzu. Jej skóra pokryta była solą, a
po porannych igraszkach z Marco również spermą. Nigdy więcej nie
zamierzała również myć się sama. On mógł ją myć, jeśli miał na to ochotę.
Miednica, mydło, dzban z gorącą wodą. Jak na obrazie Degasa. Emma
zamierzała być jego muzą, kochanką, lalką, zabawką, czymkolwiek
zechce, dopóki się mu nie znudzi. Była emocjonalnie wyczerpana. Liczyła
się tylko jej fizyczność, nie była niczym ponad to. Sprowadzała się tylko
do ciała, które pewnego dnia zgnije. Dlatego czuła desperacką potrzebę,
by używać swego ciała jak najintensywniej i tak długo, póki nie zostanie
po niej proch i pył.

O Davidzie zdarzało jej się myśleć teraz tylko trzy razy na minutę.
Było coraz lepiej. Wkrótce powinna była ograniczyć się do wspominania
go tylko dwa razy na minutę.

Leżała na brzuchu i pomimo że wciąż czuła na swojej skórze ciepło
dotyku Marco, pragnęła już, by wrócił do łóżka. Sięgnęła dłonią w
kierunku skrzyni, na której leżały pozostałości śniadania, które dla niej
przygotował. Brioszka, kawa, mleko. Urwała mały kawałek brioszki.
Rozpuszczona czekolada wylała się z wnętrza ciasta na jej palce. W miarę
jedzenia czuła się coraz bardziej głodna.

Trzy dni. Trzy dni hedonizmu. Trzy dni niekończącej się
przyjemności.

– Marco, pracujesz dzisiaj?
– Nigdy więcej nie będę pracować w tym barze.
Emma pocałowała swoją dłoń, zlizując z palców czekoladę i
równocześnie czując jego smak na swojej skórze.
– Co zamierzasz robić?
– Nic nie robić.
– Ale Elena cię wyrzuci.
– Si, i zabiorą cię ode mnie.
– Nie pójdę.
– To się stanie. Wiem to. Nie będę zdziwiony. Mam cię teraz. To
wszystko. To się liczy.
– Masz mnie teraz.
Emma przymknęła powieki.

***

– Emmo… Emmo.
Nagle poczuła dłoń na swoim ramieniu. Przekręciła się na plecy i
otworzyła oczy. Pochylała się nad nią twarz Eleny.
– Nie śpisz?
– Nie – odpowiedziała i ponownie przymknęła powieki.
– Twój mąż tu jest.
Oczy Emmy natychmiast otworzyły się szeroko. Podniosła się i
oparła na łokciu. Gdy spała, ktoś musiał narzucić na nią koc. Przytrzymała
go przy piersiach i rozejrzała się po pracowni.
– Gdzie jest Marco?
– Na zewnątrz, rozmawia z twoim mężem.
– Przestań nazywać go moim mężem.
– Okej. David tu jest. Chce z tobą spotkać.
– Ale ja nie chcę z nim rozmawiać – rzuciła, po czym odwróciła się
plecami i odsunęła od Eleny, która siedziała na brzegu tapczanu.
Po chwili ponownie zwróciła się w jej stronę i zapytała:
– Skąd wiedział, że tu jestem?
– Powiedziałam mu.
– Powiedziałaś mu? Dlaczego to zrobiłaś?
– On kocha ciebie i tylko ciebie.
– Ach, jakoś nie chce mi się w to wierzyć!
– Naprawdę.
– Do tego nie mogę zrozumieć, dlaczego przysłał tu ciebie, żeby mi
o tym powiedzieć.

– Nie przysłał mnie. Przyszłam sama. Ja nie chcę walki. Chcę, żebyś
zrozumiała.

– Co zrozumiała?
– Przyjechał do Włoch, żeby cię odszukać.
– Nie, to nieprawda.
– To prawda. Przyjechał dla ciebie. Porzucił swoją pracę. Sprzedał
dom. Zostawił twoją przyjaciółkę. Przyjechał tu i znalazł cię. Powiedział,
że byłam dla niego tylko przelotną przygodą. Powiedział, że nie mógł
utrzymać rąk przy sobie. Rozumiesz? Powiedział, że to zrozumiesz.
Emma ponownie zamknęła oczy. Kręciło jej się w głowie.
– Mówił, że ty rozmawiałaś z jego znajomym.
– Z Sebastianem?
– Si, Sebastian. I ty nie usłyszałaś prawdy. On nic nie wie. David nie
mówi jemu prawdy.
– Czy możesz przyprowadzić Marco? Proszę cię, Eleno. I nie
wpuszczaj tutaj Davida.
Elena zostawiła ją samą w pracowni. Emma nie potrafiła myśleć
trzeźwo. Po prostu nie potrafiła. Nagły przypływ uczuć był tak
przytłaczający, że jej umysł został pokonany. W głowie czuła szum i
gwałtowne dudnienie serca. Z całej siły zacisnęła powieki, przekręciła się
na bok i objęła ramionami kolana. Nie mogła zrobić nic w obliczu tej
obezwładniającej miłości, którą darzyła Davida, tej miłości, która była
najintensywniejszym uczuciem, jakiego kiedykolwiek doznała w życiu.
Nic się jej nie równało, ale Emma wiedziała instynktownie, że nie mogła
wrócić na tę samą ścieżkę. Zrobiła to raz i nie mogła popełnić tego błędu
ponownie.
– Emmo?
Był w pracowni. David był w pracowni. Nie była na to gotowa.
Leżała naga w łóżku swojego kochanka. Nie tak wyobrażała sobie ich
pierwsze spotkanie. Myślała raczej, że dojrzy ją siedzącą w jednej z
restauracji ciągnących się wzdłuż tarasu wokół fortyfikacji starego miasta.
U swego boku miałaby Marco. Ich spotkanie nie trwałoby długo. David
odrzuciłby ofertę przyłączenia się do nich na kolację. Nerwowe uśmiechy.
Frustracja. Niewypowiedziane myśli, niewypowiedziane pragnienia.
Drugie spotkanie odbyłoby się w nieco cieplejszej atmosferze. Wpadliby
na siebie na plaży lub na promenadzie, a ona wyglądałaby bajecznie w
swoim bikini czy sarongu. Tym razem nikt by im nie towarzyszył. David
zachowywałby się swobodnie, beztrosko, po czym zniknąłby w tłumie
turystów. Być może przedtem dotknąłby ukradkiem jej ramienia lub

pocałował w policzek na pożegnanie. Tak wyglądałoby ich drugie
spotkanie. A kolejnym razem…

– Emmo?
Nagle została wybudzona ze swoich fantazji. Oddychała z trudem.
Powierciła się chwilę pod kocem, by zwinąć się w tak ciasny kłębek, jak
tylko potrafiła. Musiał okazać się idealny, nie dopuszczała do siebie innej
myśli.
Usłyszała, jak nogi jednej ze sztalug szorują o podłogę. Minął ścianę
obrazów i musiał być teraz u nóg tapczanu, na którym leżała.
Emma powtarzała w swej głowie niczym mantrę – nie odzywaj się,
nie odzywaj się, nie odzywaj się, nie odzywaj się…
– Emmo, chcę być twoim partnerem.
Kłębek pośrodku łóżka poruszył się nieznacznie.
Nie potrafiła myśleć racjonalnie. W głowie słyszała powtarzające się
– nie, nie, nie, nie. Ale jej serce tańczyło. Głęboki ton jego głosu przedarł
się przez mur i rozbrzmiewał w jej wnętrzu, uwięziony w jej klatce
piersiowej. W jego głosie rozpoznała ból. Był przepełniony emocjami.
Chciała przeprosić go za to, że w ogóle pojawiła się w jego życiu. Rzucił
swoją pracę, sprzedał dom, z którego był tak dumny, a do tego stracił żonę,
w której rolę próbowała się wcielić z tak marnym skutkiem. Dlaczego
zdecydował się porzucić wszystko, co go definiowało? Wykradła mu jego
marzenia. Nie miała żadnego prawa do jego miłości.
– Czy wiesz, co to oznacza? – zapytała spod koca.
– Wiem więcej niż kiedyś i jestem gotów dowiedzieć się więcej.
Kłębek na łóżku milczał i nie poruszał się.
– Udało mi się porozmawiać z Paulem. Był brutalnie szczery.
Żadnej reakcji.
– Nie odrzucaj mnie od razu. Sprawdź mnie. Jestem odporny.
– Jak bardzo brutalnie?
– Opowiedział mi o nocy przed naszym ślubem.
– I mimo to przyjechałeś tu za mną?
Usłyszała, jak stopy Davida przesuwają się po kamiennej podłodze.
– Nie zasługujesz na takie traktowanie – powiedziała.
– Wiem jedno: kocham cię. Świadomość tego utrzymuje mnie na
powierzchni. Zrób z tym, co tylko chcesz.
Emma poruszyła się i wysunęła głowę spod koca. David stał przy
nogach łóżka, ubrany w luźne materiałowe szorty i opięty niebieski
podkoszulek. Miał mocną opaleniznę. Wydawał się bardzo męski i potężny
– potężniejszy od tego Davida, którego zapamiętała. Nie potrafiła spojrzeć

mu w oczy. Na jego twarzy malowało się zbyt wiele intensywnych emocji.
– Nie płacz – poprosił, świadomie pomijając czułe „kochanie”, jakim

zwykł ją obdarzać.
Emma nawet nie zdawała sobie sprawy, że po policzkach płynęły jej

łzy. Wytarła je pospiesznie wierzchem dłoni i popatrzyła w górę. Ich
spojrzenia spotkały się i wówczas rozpoznała w jego oczach coś, o czym
już dawno zapomniała – jego siłę i determinację.

– Muszę pozostać sobą – oznajmiła. – Nie mogę już odgrywać kogoś
innego.

– A ja będę sobą.
– Zranię cię. Już to zrobiłam i zrobię to ponownie.
– I ja też cię zranię.
Emma położyła głowę z powrotem na łóżku.
– Chcę tak wiele – wymruczała znużonym głosem.
– Ja chcę jeszcze więcej.
Nagle zrozumiała, że jest wyczerpana. Mężczyzna, który stał teraz
przed nią, nie wyglądał inaczej niż mężczyzna, którego opuściła. Wciąż
czuła zapach skóry w jego bmw. Wciąż kojarzył jej się z wypolerowanymi
drewnianymi podłogami, po których stąpała bosymi stopami. Z
kosztownymi jedwabnymi prześcieradłami.
Słowa, które płynęły z jego ust, brzmiały w tym kontekście nader
zuchwale.
– Cóż możesz o mnie wiedzieć? – zapytała.
– Wszystko i nic. Chciałbym cię poznać, prawdziwą ciebie.
Emma przekręciła się na plecy i podniosła na łokciu, przyciskając
koc do piersi.
– Jesteś tego pewien?
– To jedyna rzecz, której jestem pewien. Odrzuciłem wszystkie
swoje prawdy, wszystkie zasady. Przychodzę do ciebie nieskrępowany, bez
żadnych uprzedzeń.
– Wygląda na to, że dobrze przygotowałeś się do tej rozmowy.
– Dałaś mi dużo czasu, żebym wszystko przemyślał.
– A co takiego powiedziałeś Elenie, że stała się taka uległa?
– Prawdę. Powiedziałem jej, że wykorzystałem ją, żeby zbliżyć się
do ciebie.
– A co powiedziałeś Sally?
– Powiedziałem jej to, co sama już wiedziała, że kocham cię ponad
życie.
– I że zrobiłbyś wszystko, żeby mnie odzyskać?

– Tak.
– I tego właśnie się boję. Potrzebuję partnera, a nie ucznia.
W tym momencie David odwrócił głowę na dźwięk otwieranych
drzwi.
– Dałem ci pięć minut, jak prosisz. – Marco okrążył jeden ze swoich
obrazów. – Scusa, ja nie wiem, co robić. On bardzo chce rozmawiać. Elena
mówi okej. Wpuściłem go.
David i Emma wpatrywali się w Marco, jakby widzieli go po raz
pierwszy w życiu.
– Ja myślę, że ty tego chcesz, si? – powiedział, siadając na brzegu
tapczanu. – Ty chcesz z nim rozmawiać.
Wyciągnął dłoń i dotknął jej policzka. Czułość była wpisana w jego
naturę.
– Chce, żebym była jego – wytłumaczyła mu.
– A ty ilu mężczyzn chcesz? – zapytał Marco z uśmiechem.
Emma zaśmiała się.
– Wszystkich.
– Si, tak myślę. – Przeniósł wzrok z Emmy na Davida, podążając za
jej spojrzeniem. – Lubisz tego?
– Kocham go.
– Kochasz go? – zapytał Marco w tym samym momencie, w którym
David powiedział z niedowierzaniem: „Kochasz mnie?”.
– Si, kocham go – odpowiedziała Emma, spoglądając na Marco i
ignorując na razie Davida.
David zrobił krok do przodu i pochylił się w jej stronę, ale
powstrzymała go w połowie drogi ruchem dłoni.
– Ale sama miłość nie wystarczy. Nie wystarczyła wcześniej i nie
wystarczy teraz.
Emma wyciągnęła rękę w kierunku Marco i przyciągnęła go do
siebie, równocześnie patrząc Davidowi głęboko w oczy. Malarz zrozumiał,
co miała na myśli. Gwałtownym ruchem zerwał z niej koc, odsłaniając
przed mężem Emmy jej nagie ciało, rozsunął jej nogi, rozpiął rozporek
swoich jeansów, po czym położył się na niej. Emma objęła go nogami i
poczuła, jak w nią wchodzi.
David nawet nie drgnął. Patrzył na nią z kamienną twarzą. Starała się
utrzymywać z nim kontakt wzrokowy, ale w końcu pchnięcia Marco stały
się tak obezwładniające, że automatycznie zamknęła powieki i ścisnęła go
mocniej. Z jej ust wydobywały się namiętne pojękiwania. Marco wiedział
dobrze, co sprawiało jej rozkosz. Znalazł jej czuły punkt, a ona unosiła do

góry biodra, wychodząc mu na spotkanie. Gdy otworzyła na chwilę oczy,
David nadal wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany. Jednak wyraz jego
twarzy zmienił się nieznacznie. W jego spojrzeniu krył się mrok, którego
nie dostrzegła nigdy wcześniej. Marco zwiększył tempo uderzeń. Emma
przeszywała Davida wzrokiem. Jej jęki stawały się coraz głośniejsze.
Czuła, że jest na granicy orgazmu, ale wiedziała, że tym razem nie zdoła
go osiągnąć. Marco przygniótł ją mocniej, ograniczając jej ruchy, i
zacisnął zęby na jej karku. Szarżował teraz w szaleńczym tempie, do
utraty tchu. I wtedy nadeszło dla niego spełnienie. Naparł na nią głęboko,
po czym z jego gardła popłynął długi, głośny ryk. Po chwili wysunął się z
niej i rzucił się na łóżko na plecy.

Wciąż przeszywając Davida magnetyzującym spojrzeniem, Emma
powtórzyła:

– Czy wciąż jesteś tego pewien?
– Tak.
– Zaproś mnie na kolację.
David miał właśnie otworzyć usta, gdy dodała:
– Zaproś mnie na kolację na swój jacht. Mnie wraz z Marco. Dziś
wieczorem. Zaproś nas oboje i jeszcze jedną parę. Nie obchodzi mnie
kogo. Zrobisz to?

Dwadzieścia jeden

David przywitał ich na jachcie kilka minut po ósmej. Wieczór był
bardzo ciepły. David był ubrany zwyczajnie – miał na sobie spodnie khaki
oraz niebieską koszulę. Był boso. Emma pomyślała, że wygląda bardzo
elegancko. Ona sama nie miała zbyt dużego wyboru, jeśli chodzi o kreację,
więc skończyło się na pożyczeniu jednej z sukienek Eleny. Była czarna,
bawełniana, luźna, trochę falbaniasta, ani nazbyt oficjalna, ani zbyt
codzienna. No i była o jeden rozmiar za mała. Marco również postawił na
czerń. Jego koszula była rozpięta pod szyją i Emma doszła do wniosku, że
wygląda jak typowy barman. Seksowny barman, co do tego nie było
wątpliwości, ale mimo wszystko barman. Jako że kolacja miała się odbyć
na morzu, oboje zdecydowali się włożyć klapki, które zrzucili, gdy tylko
weszli na pokład.

David podał im kieliszki z szampanem, uścisnął dłoń Marco oraz
nachylił się, aby pocałować Emmę w policzek. Ona ujęła jego twarz w
swoje dłonie i gdy ich spojrzenia się spotkały, pocałowała go delikatnie w
usta. David wpatrywał się w nią przez chwilę z uśmiechem. Następnie
przeprosił na chwilę swoich gości i zniknął, pozostawiając Emmę i Marco
samych na pokładzie. Dał im tym samym możliwość obejrzenia jachtu, na
który właśnie wkroczyli.

Marco zagwizdał z podziwem, siadając na wyściełanej poduszkami
ławie stojącej przy niższym pokładzie, na którym się znajdowali. Chociaż
wcześniej obserwowała już łódź z przystani, Emma dopiero teraz zdała
sobie sprawę z jej rozmiarów. Zauważyła, że David nie musiał schylać
głowy, kiedy przechodził przez drzwi do salonu pod pokładem. Sebastian
miał rację – jacht przypominał Titanica.

– Co my tu robimy? – zapytał Marco.
– Zamieszanie – odpowiedziała z błyskiem w oku, po czym
przysiadła się do niego i zaczęła całować w usta. Przebiegł dłonią po jej
udzie, unosząc do góry sukienkę.
David powrócił, prowadząc ze sobą pozostałych gości. Emma
przeciągnęła pocałunek nieco dłużej, niż nakazywała roztropność, po czym
odsunęła usta. Ten spojrzał na nowo przybyłe towarzystwo, ale również
nie spieszył się z cofnięciem swojej dłoni z jej uda.
– Pozwólcie, że przedstawię wam moich nowych znajomych.
Poznajcie Amelię i Claudio… a tutaj… – dodał, wyciągając dłoń do tyłu i

wysuwając na przód młodą kobietę – …mamy nieśmiałą, ale jakże
czarującą Eloise.

Emma uważnie przyjrzała się grupce, którą David zdołał zwerbować
w ciągu popołudnia. Naturalnie zaczęła od zlustrowania spojrzeniem
Eloise, ponieważ to właśnie ją David obejmował w pasie niczym swoją
własność. Emma zgadywała, że miała trochę ponad dwadzieścia lat.
Mocno opalona, szczupła, zgrabna, sprawiająca wrażenie porzuconego
dziecka. Jej oczy były równie ciemne jak jej naturalnie kręcone włosy
spływające kaskadą malutkich loczków, które próbowała ujarzmić gumką
z tyłu głowy.

Claudio przypominał jej znanego aktora ze złotej ery Hollywood.
Nie mogła przypomnieć sobie w tym momencie jego nazwiska, ale
pamiętała, że grywał starszych, czarujących dżentelmenów. Claudio wydał
jej się przystojnym mężczyzną. Miał gęste, ciemne włosy usiane
gdzieniegdzie siwizną oraz brązowe iskrzące oczy pod bardzo wyrazistymi
brwiami. Emma nie potrafiła tak po prostu ustalić jego wieku – mógł
mieścić się gdzieś w przedziale między czterdziestym a sześćdziesiątym
rokiem życia. Był zadbany i trzymał się prosto w swoim szarym
garniturze, który prezentował się na nim bardzo naturalnie. Emma od razu
odgadła, że sporą część swojego życia musiał nosić się w taki sposób.

Amelia natomiast sprawiała zgoła odmienne wrażenie. Emma
pamiętała ją dobrze. Towarzyszyła Sebastianowi tej nocy, gdy szli na
imprezę i nieśli wino na jacht. Ubrana była w sposób, w jaki lubią ubierać
się młode dziewczyny – w sukienkę, której nie powstydziłaby się
wytrawna gwiazda porno. Do tego paradowała na niebotycznych obcasach.
Była tlenioną blondynką i według Emmy nie mogła mieć więcej niż
dziewiętnaście lat.

Ta rażąca różnica pomiędzy Claudio i Amelią sprawiła, że Emma
niemalże wybuchnęła śmiechem. Trzymał rękę na jej plecach bądź na
tyłku – z miejsca, w którym siedziała, nie potrafiła tego dokładnie określić.

Marco wstał i pocałował obydwie kobiety zgodnie z włoskim
zwyczajem. Claudio również przywitał się z Emmą, cmokając ją w oba
policzki.

Emma uważnie przyjrzała się całemu towarzystwu, z kieliszkami
szampana w dłoniach, i uświadomiła sobie, że była podenerwowana.
David zrobił dokładnie to, o co go poprosiła. Byli otoczeni obcymi ludźmi
– obcymi również dla niego, co podkreślił, nazywając ich swoimi nowymi
znajomymi.

Miała dokładną wizję tego, jak powinien przebiegać ten wieczór.

Leżąc na tapczanie Marco, przez całe popołudnie snuła fantazje na temat
ich wizyty na łodzi. Nie pozwalała mu się dotknąć. Tłumaczyła, że muszą
oszczędzać się na wieczór. Spojrzał na nią wymownie, jakby rozumiał
wszystko. Wyglądał przy tym tak seksownie.

– Nasza ostatnia noc? Ty pójdziesz z nim? – zapytał.
– Może.
– Może – powtórzył i malował dalej.
Kiedy przebywała na jachcie Davida, wpatrywała się w męża i
obserwowała, jak rozmawia ze swoimi gośćmi. Coraz bardziej sobie
uświadamiała bezsensowność ich życia w rozłące w porównaniu z czasem,
który spędzili razem. Może i ich małżeństwo miało wady, ale odcisnęło
trwały ślad w jej sercu. Podniosła się i stanęła obok niego. Wzięła go za
rękę. To było takie naturalne. Wspięła się na palcach i wyszeptała mu do
ucha jedno słowo: „Mężu”. Delikatnie ścisnął jej dłoń. Dziecko ukryte w
jej sercu chciało, aby wszyscy inni sobie poszli. Dziecko w jej sercu
pragnęło odpłynąć stąd tylko z nim. Nagle jej oczy spotkały się z oczami
Marco, który minimalnie uniósł brew… i Emma znowu była dorosłą
kobietą. Uwielbiała to, jak czujny potrafił być Marco. Czytał ją, znał
najskrytsze zakamarki jej duszy, zupełnie tak jak Paul. To on miał być
dzisiaj jej przystanią, jej ratownikiem. Bez niego mogłaby dzisiaj utonąć.

***

– Była moją kochanką na długo, zanim została moją żoną. – Claudio
mówił po angielsku z mocnym włoskim akcentem. Byli właśnie w trakcie
deseru w jadalni oświetlonej tylko blaskiem świec. – Byłem
zatwardziałym kawalerem. Miałem wiele kobiet. Ale Maria była tą jedyną,
która nalegała na ślub. I dlatego, że ją kochałem – a uwierzcie mi,
naprawdę ją kochałem – zgodziłem się ją poślubić, ale pod jednym
warunkiem. Widzicie, bałem się, że nasz związek, nasz seksualny związek,
zakończy się wraz z dniem ślubu. Tak stało się w przypadku wielu moich
przyjaciół, a Maria dawała mi tak dużo przyjemności, że nie odważyłbym
się zaryzykować zaprzepaszczenia tej rozkoszy. Miałem też cichą nadzieję,
że mój warunek zniechęci ją do pomysłu zamążpójścia.

– Cóż to był za warunek? – zapytał David, jednocześnie napełniając
kieliszek Claudio. Przez cały czas trwania kolacji David wspaniale
odgrywał rolę gospodarza i dbał o to, aby wszyscy mieli pełne kieliszki.
Emma musiała się powstrzymywać, aby nie wpatrywać się w niego w zbyt
oczywisty sposób.

– No cóż. – Claudio spuścił wzrok, uśmiechając się. – Był to

warunek zadeklarowanego kawalera, więc postarajcie się to zrozumieć.
Powiedziałem, że zgodzę się na ślub, o ile ona przysięgnie, co więcej, o ile
podpisze stosowną deklarację, w której obieca… – Claudio przerwał na
chwilę, spoglądając najpierw na Emmę, a następnie na nieśmiałą Eloise –
…że przynajmniej raz dziennie zrobi mi laskę. Ale zaraz, poczekajcie
chwilę, zanim mnie osądzicie. Wysłuchajcie mnie do końca. Miałem swoje
powody. Po pierwsze, gdyby przystała na te warunki, oznaczałoby to, że
każdego dnia byłaby zobligowana do uczestniczenia w akcie seksualnym.
W małżeństwie to nie jest jakaś błahostka. Nie byłoby sposobu, aby mogła
to obejść. Mogłaby to zrobić ozięble, mogłaby to zrobić namiętnie, ale
zrobić by to musiała. Każdego dnia, czy to deszcz, czy grad, czy słońce –
w pewnym momencie oboje musielibyśmy się spotkać w tym celu.
Widzicie, seks w pewnej formie zostałby wprowadzony. No właśnie, a moi
zaobrączkowani przyjaciele twierdzili, że nigdy nie mogli znaleźć czasu na
seks. A kiedy w końcu im się to udawało, żadne z nich nie było pewne, czy
ta druga osoba tak naprawdę miała na to ochotę. Gdzieś tam zawsze
zawodziła komunikacja. Jakieś działania były inicjowane i odrzucane. A ja
byłem przekonany, że znalazłem idealne rozwiązanie.

– I chcesz powiedzieć, że ona za ciebie wyszła? Jest teraz twoją
żoną? – zapytał jeden z angielskich załogantów, który pełnił teraz rolę
kelnera. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że pozostał w jadalni, aby
przysłuchiwać się historii Claudio.

Ten się roześmiał.
– Tak, mój przyjacielu. Jesteśmy małżeństwem, a ona wywiązała się
ze wszystkich warunków umowy. I to działa, naprawdę. Rzadko kiedy
zdarzał się dzień, kiedy nie znajdowaliśmy dla siebie czasu. Ach,
zapomniałbym o ważnym punkcie. Jeżeli ominęła jakiś dzień, gdy akurat
się pokłóciliśmy albo podróżowaliśmy oddzielnie, musiała prędzej czy
później nadrobić zaległości. Tak, była zobligowana, by zrobić to dwa razy
dziennie, aż wyrówna rachunki. Oczywiście nasza umowa ewoluowała,
jak takie rzeczy mają w zwyczaju. Rzadko kiedy pozwalałem jej zrobić mi
laskę do końca. Pozwalałem jej zacząć, po czym brałem ją. Więc umowa z
czasem zaczęła sprowadzać się po prostu do doprowadzenia mnie do
wytrysku. A ponieważ rzadko kiedy pozwalałem sobie dojść bez
doprowadzenia jej do rozkoszy, nasze życie seksualne było dużo zdrowsze
po ślubie niż przed nim.
– A gdzie jest teraz twoja żona? – zapytała Emma.
– Na safari w Afryce, jeździ tam raz do roku. Mnie to w ogóle nie
interesuje. Pojechałem z nią za pierwszym razem. I ten jeden raz dla mnie

był wystarczający. Maria zakochała się w Afryce i jak podejrzewam, w
pewnym konkretnym Afrykaninie. Ale wraca do mnie i nadrabiamy dni,
kiedy nie byliśmy razem, po czym zaczynamy wszystko od nowa. Musicie
przyznać, że brzmi to całkiem nieźle jak na dziesięć lat małżeństwa.

– Dlaczego w waszej umowie nie chodziło o doprowadzenie do
orgazmu twojej żony? – zapytał David.

– Ponieważ jestem bardziej niż pewny, że czasami ona nie miałaby
na to ochoty, a ja nic nie mógłym na to poradzić. A w moim przypadku
nigdy by się to nie zdarzyło, zapewniam was. Bywałem zestresowany,
bywałem bardzo zapracowany, miewałem depresję, wpadałem w marazm,
złość, zobojętnienie, ale nigdy, przenigdy nie odtrąciłem jej zabiegów.

– Może powinniśmy tego spróbować? – zasugerował David, patrząc
na Emmę.

– Nigdy nie mieliśmy w tej sferze żadnych problemów po ślubie.
– Zaraz, stop. Skoro David jest twoim mężem – odezwała się
Amelia. – To Marco jest?
– Cudowny.
Amelia uśmiechnęła się i pokręciła głową. Emma uchwyciła
spojrzenie Davida. Tylko odrobinkę podniósł brew. Emma poczuła, że
rozpiera ją radość. Uwielbiała sposób, w jaki David na nią patrzył.
– A co sądzicie o sztuczce, którą wymyśliła i wprowadziła w życie
moja przyjaciółka? – wtrącił się kelner. – Kazała swojemu mężowi płacić.
Mieli opracowaną całą strukturę, taki cennik: dwadzieścia za loda, stówa
za seks.
– Podziałało? – zapytała Amelia.
– Przebyli drogę od braku seksu do bankructwa w ciągu kilku
miesięcy.
Wszyscy uśmiechnęli się, słysząc tę historię.
Marco siedział pomiędzy Emmą a młodą Eloise. W pewnym
momencie wyszeptał Emmie do ucha:
– Mam rękę na nodze dziewczyny. Ona jej nie rusza.
Emma zareagowała na tę wiadomość, kładąc swoją dłoń na kroczu
Marco. Był sztywny.
– Wprowadzamy zamieszanie – szepnęła w jego stronę.
Kelner sprzątał talerze. Krążąc tak wokół stołu, mógł dokładnie
zaobserwować, co się działo pod nim. Emma masowała krocze Marco,
Marco podnosił sukienkę Eloisy, a Amelia, usadowiona pomiędzy
Davidem i Claudio, wyciągnąwszy fiuta Claudio na zewnątrz, zabawiała
się nim w najlepsze. Tylko właściciel jachtu siedział spokojnie, nie

molestując nikogo i samemu nie będąc molestowanym.
Amelia pytała Emmę, czy zdarzyło jej się kiedykolwiek wziąć

pieniądze za wykonanie pewnych usług.
– Oczywiście tak dla zabawy. Nie chciałam sugerować, że jesteś

prostytutką.
– Nigdy. Sądzisz, że mogłabym? Nie jestem już na to za stara?
– Claudio zapłaciłby fortunę, byleby tylko cię przelecieć, prawda,

Claudio?
Claudio przytaknął.
– Czy zapłacił ci, żebyś gładziła jego penisa? – zapytała Emma.
Amelia uśmiechnęła się.
– Wydawało mi się, że jestem dyskretna.
– Jesteś. To twarz Claudio wszystko zdradza. Zupełnie jak twarz

Eloise.
Spojrzenia wszystkich obecnych skierowały się na nieśmiałą Eloise,

która zarumieniła się w czarujący sposób. Marco wybrał właśnie ten
moment, by odsunąć jej wilgotne bawełniane majteczki. Przymknęła oczy.

– Chcę tylko powiedzieć, że wszyscy jesteście mile widziani i że
możecie spokojnie zostać na noc. Mamy wolne kabiny. Ale oczywiście
mogę również podrzucić was do waszych łódek i domów. Po prostu dajcie
mi znać – powiedział David. – Może przejdziemy do salonu? Tam będzie
nam o wiele wygodniej.

Wstał i ruszył w stronę salonu. Emma podążyła tuż za nim. David
zatrzymał się przy barze, gdzie otworzył kolejną butelkę szampana. Kiedy
Emma odwróciła się, aby zobaczyć, gdzie jest Marco, zdała sobie sprawę,
że nikt inny nie poszedł za nimi. Cofnęła się do drzwi i odkryła, że Marco
i Eloise gdzieś zniknęli. Jeszcze bardziej zdziwiło ją, że w jadalni został
kelner, który w najlepsze przypatrywał się, jak Amelia ssie kutasa Claudio.
Gdy ten dostrzegł Emmę, natychmiast przerwał Amelii i ukrył w
spodniach swojego nabrzmiałego penisa. Amelia rzuciła Emmie figlarne
spojrzenie i otarła usta.

Claudio wstał i zaczął iść w kierunku Emmy tak, jakby nie stało się
nic niestosownego.

– Skąd znasz Davida? – zapytała go w drzwiach.
– Poznałem go rano po imprezie. Obudziłem się w jednej z jego
kabin wciśnięty pomiędzy Amelię i jej przyjaciółkę, Samanthę. Cóż mogę
powiedzieć, David jest doskonałym gospodarzem. Ugościł nas bardzo
dobrym śniadaniem zaserwowanym do łóżka i dopiero późnym
popołudniem zeszliśmy na brzeg.

Emma przepuściła Claudio w drzwiach i ruszyła na poszukiwania
Marco, mijając przy stole kelnera, który teraz całował się z Amelią. Nie
musiała daleko szukać. Nie dotarli nawet do kabiny. Marco podniósł
dziewczynę swoimi silnymi ramionami, a ona oplotła nogi wokół jego
pleców, i pieprzyli się oparci o ścianę korytarza.

Emma wycofała się i ruszyła z powrotem tą samą drogą, którą
przyszła. Czuła, że kręci się jej w głowie. Niezwykle szybko całe
towarzystwo dało się ponieść zwierzęcym instynktom. Było to
ekscytujące, ale chyba jednak zbyt szalone jak na jej gust. Nie sądziła, że
wypiła aż tyle, ale miała wrażenie, że cały świat jakby zwiększył obroty.

Kiedy wróciła do salonu, okazało się, że ktoś wyłączył światło i
porozstawiał zapalone świece. Amelia klęczała. Przed nią stał Claudio z
widocznym wielkim wybrzuszeniem w spodniach. Kelner stał z boku,
trzeźwy i gotowy, wyczekując na dalszy rozwój wydarzeń. Przy barze
natomiast na wysokim stołku siedział David i obserwował całą sytuację z
najdziwniejszym wyrazem twarzy, jaki u niego widziała. Spojrzał na nią,
kiedy weszła do pomieszczenia, i powoli pokręcił głową. Kelner był
nieświadomy ich odczuć albo zwyczajnie nie interesowała go wyraźna
konsternacja Davida i Emmy. Amelia natomiast zupełnie nie przejmowała
się widownią, podobnie jak Claudio, który w najlepsze rozpinał pasek.
Kiedy się z nim uporał, Amelia zbliżyła się, wyciągnęła na zewnątrz jego
kutasa i zaczęła go ssać. Ot tak, po prostu. Davidowi przypominało to
tanie porno. Obrzydliwe. Surowe. Ale pomimo to nie odwracał wzroku.

Kelner był szczupły, pełen napięcia, niczym wulkan energii gotowy
wybuchnąć w każdym momencie. Przez ostatni miesiąc kręcił się w
pobliżu Davida, ale ten nigdy nie zadał sobie trudu, aby go zauważyć.
David wiedział, że ich relacje zawodowe już nigdy nie będą takie same po
wydarzeniach dzisiejszego wieczoru. David obserwował go, gdy podszedł
do baru, obcasami głośno uderzając o podłogę, po czym zdjął marynarkę i
poluzował krawat.

Głowa Amelii pracowała niczym sprawny tłoczek, ssała penisa
Claudio mocno i szybko przed zgromadzoną publicznością. Emma stała z
tyłu, niedaleko drzwi, nie mogąc oderwać spojrzenia od taniego spektaklu
rozgrywającego się przed jej oczami. Nie było w tym żadnej finezji,
żadnej podniety, żadnej pasji. Niczym służąca, której płaci się za
wykonanie usługi, czyniła swoją powinność efektywnie i bez wyrazu. Po
chwili nogi Claudio zatrzęsły się. Złapał Amelię za głowę i wepchnął
swojego kutasa głębiej w jej usta, dochodząc, jęcząc i klnąc głośno.
Przedstawienie dobiegło końca.

Dopiero wówczas David zorientował się, że kelner zdążył zdjąć
spodnie i buty. Stał za dwójką głównych aktorów i masturbował się.
Amelia puściła kutasa Claudio i mężczyzna podszedł na chwiejnych
nogach do baru. Kelner, nie czekając ani chwili dłużej, włożył swojego
fiuta w jej uległe usta. Gdy Amelia zajmowała się jego penisem, zdjął
koszulkę – miał niezłe, umięśnione ciało – przeczesał dłońmi jej tlenione
włosy, po czym złapał je mocno i przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie.

Fiut Davida stwardniał na widok tego brutalnego zagrania. Amelia
natomiast bez jakiego kolwiek skrępowania, bez żadnych zahamowań
robiła swoje i akceptowała wszystko, co mieli jej do zaproponowania.
Ssała fiuta kelnera szybko i sprawnie. Podobnie jak Claudio, kelner
wkrótce doszedł.

Wówczas dziewczyna usiadła na drewnianej podłodze ze spermą na
ustach i zaczęła się dotykać. Podciągnęła sukienkę i ściągnęła majtki.
Patrzyła przy tym wyczekująco na Davida. Jego fiut był jedynym, którego
jeszcze nie skosztowała. Wyraźnie widziała, jak stwardniały napiera na
jego spodnie.

David zawahał się.
– Podoba ci się? – zapytała Emma, nie spoglądając na niego. Stała
nad dziewczyną, patrząc na nią z góry.
– Chodź tutaj – David przywołał do siebie Amelię szorstkim głosem.
Ta odpowiedziała natychmiast i podpełzła do niego, nie mogąc doczekać
się kolejnego fiuta do obciągnięcia. Ale David miał inne plany. Podniósł ją
z podłogi, postawił na nogi i mocno pocałował. Ręka Amelii uciekła w
okolice jego rozporka, ale w miarę jak pocałunek stawał się coraz bardziej
delikatny, namiętny, zapraszający do zabawy, dziewczyna zapomniała o
kutasie i zatraciła się w cieple jego ust oraz pieszczocie jego języka.
Pozwoliła mu się prowadzić. A on zwlekał, trzymając ręce na jej biodrach,
gryząc jej usta, goniąc za nimi i będąc gonionym przez nią.
Z zamkniętymi oczami i ustami inspirującymi ich myśli delikatną
zmysłowością, zapomnieli o otaczającym ich świecie, o pokoju, w którym
się znajdowali, i o widzach. Żona, stojąca obok i przyglądająca się z
uwagą, również gdzieś zniknęła. David przełamywał schemat Amelii.
Przerabiał jej scenariusz. Rozgrzewał od środka ten seksualny automat,
nakręcany manekin rozkoszy. Chciał prawdziwej dziewczyny do zabawy,
nie dmuchanej lalki.
Ich pocałunek trwał. Z każdym kolejnym skradzionym oddechem,
każdą kroplą śliny ich miłosne napięcie narastało. Ich usta próbowały
zaspokoić głód. Ręce Davida sięgnęły niżej i zaczęły pieścić jej tyłek.


Click to View FlipBook Version