Wieczór poetycki z wierszami
HELENY WYRZYKOWSKIEJ
30. CZERWIEC 2018
SOBOTA, GODZINA 18:00
CZĘŚĆ 1I
WIERSZE ZE ZBIORÓW
„Dokąd gnam”
i
„Kwitnący sad”
LOKOMOT YWA – STACJA NORTHAMPTON
Kwitnący sad
Z zimowego snu świat się budzi,
pachną łąki i sady kwitnące.
Ranne mgły, co świat otulały
w srebrną rosę zmieniło słońce.
Klucz żurawi na błękitnym niebie,
tuż za domem kwitnący sad.
Nieśmiało biorę w swe dłonie
białoróżowy jabłoni wonny kwiat.
Na delikatnych aksamitnych płatkach
drżą kropelki kryształowej rosy.
Wiosna raj uczyniła na ziemi
w dali słychać ptaków dźwięczne głosy.
To już kolejna wiosna mnie wita,
błyszczy srebrny włos na mojej skroni.
Życie płynie jak obłok na niebie,
wiatr kołysze gałązki jabłoni.
Po policzku łza wolno spływa,
moje serce wciąż jeszcze pamięta
jaka kiedyś byłam tu szczęśliwa,
gdy po sadzie biegały wnuczęta.
Siadam pod kwitnącym drzewem,
słyszę śpiew obsypanej kwieciem gruszy.
Sad kwitnący zachowam w pamięci
i tęsknotę, która mieszka w mojej duszy.
Moja Bydgoszcz
Gdyby Król Kazimierz Wielki
z zaświatów do nas zawitał,
na pewno o Polskę
wprzódy by zapytał.
O Gniezno i Kraków
i o Bydgoszcz wreszcie
oj, dużo się dzieje
w naszym pięknym mieście.
Rosną nowe mosty,
domy i dzielnice,
codziennie piękniejsze
bydgoskie ulice.
Każdy Bydgoszczanin
szczęśliwy, wesoły
wszyscy pracowici
niczym w ulu pszczoły.
Wówczas by nasz Władca
karety zażądał
i szczęśliwym okiem
na Bydgoszcz spoglądał.
Poprzez Stare Miasto,
Wyżyny i Błonie
wiozły by Monarchę
cztery siwe konie.
Gdyby to się działo
wczesną ranną porą,
nasz Król by się przyjrzał
młodzieży, seniorom,
zapytał by w końcu
dokąd każdy zmierza?
Odpowiedź jest jedna
na Uniwersytet Króla Kazimierza.
Rozpłakał się Władca,
nie z żalu ni złości,
to lśnią na powiece
łzy wielkiej radości.
Po chwili już uśmiech
na twarz mu się skrada
i donośnym głosem
tak wszystkim powiada.
Piękna moja Bydgoszcz
nic jej nie przeszkadza,
że się zmienia ustrój,
że się zmienia władza.
Ona wciąż piękniejsza
i ciągle rozkwita
tak jak cała Polska
ma Rzeczpospolita.
Patrzę na to miasto
i oczom nie wierzę.
Stoją budowane
przeze mnie spichlerze.
Nie żal mi pieniędzy,
trudu ani znoju
wracam znów w zaświaty,
szczęśliwy w spokoju.
Poczekaj nasz Królu,
nie odchodź w zaświaty,
przy twoim pomniku
składamy dziś kwiaty.
Hołd twojej pamięci
oddajemy Panie.
Bądź naszym patronem
proszą Bydgoszczanie.
Ciągle solo
Drzwi na oścież były otwarte,
dźwięczne nutki wirowały w dal.
Zakwiliło serce rozdarte,
nieproszone wstąpiło na bal.
Witaj szepnęły jego usta,
zaproszenie potwierdził wzrok.
To coś więcej, to nie rozpusta,
więc nieśmiało kolejny robi krok.
W powietrzu słodkiego wina opary,
jej kieliszek ktoś osłodził solą.
Na parkiecie roztańczone pary,
jednak ona ciągle tańczy „solo”.
Ze łzą w oczach z sercem pełnym żalu,
słonym winem kompletnie pijana,
sił jej brakło, by wyjść z tego balu,
więc tańczyła „solo” do rana.
Gdyby miłe zostały wspomnienia,
może mniejszy byłby w sercu żal.
Jej zabrano nawet marzenia
w pamięci został nieudany bal.
Złe wspomnienia jak zwiędnięte róże,
ostrym cierniem dłoń ranią i kolą,
Przez życiowe wichry i burze,
niesie je idąc ciągle „solo”
Dni mijają, słoneczko już nisko
Złota plaża, szum morza i molo.
Ciągle pragnie by był przy niej blisko,
idąc smutna brzegiem morza „solo”.
Rozsądek donośnym wołaniem
rozkazuje by przestała szlochać.
Umęczona wstydem i czekaniem
nie potrafi przestać Go kochać.
Pożegnanie syna
Serce matki przebite sztyletem,
krzyk rozpaczy z jej ust się wyrywa.
Wielki Boże nie zabieraj mi syna!
Błaga matka z żalu pół żywa.
Skonał, ona w bólu została
W sercu gorycz, a z oczu łzy płyną.
Składa ręce, klęka na kolana,
pochylona nad martwą dzieciną.
Czy po to Go w bólach rodziła,
do snu kołysanki śpiewała?
Po to własną piersią karmiła,
żeby teraz czarnej ziemi oddała?
Stoi smutna wśród tłumu nad grobem.
Matczyne serce jej pękło na pół.
Drewnianą trumnę z ciałem jej syna
powolutku spuszczają w dół.
„Niech aniołowie zabiorą Cię do nieba”
płyną słowa pogrzebowej pieśni
i sfrunęli aniołowie w bieli
jego duszę do nieba unieśli.
Już złożone kwiaty na mogile.
Płoną wokół zapalone znicze.
Pożegnała już swojego syna,
łza obmywa jej blade oblicze.
Jak żyć dalej Wszechmogący Boże?
Z tym pytaniem na kolana klęka.
Czarna ziemia przykryła jej syna
w sercu został ból i udręka.
Niech nie gaśnie wiara i nadzieja,
czas powoli będzie goił rany.
Spotkasz Matko znów swojego syna,
kiedy staniesz u Piotrowej Bramy.
Dieta
Posłuchajcie mnie drogie kobiety,
wiem dużo na temat diety.
Chcę powiedzieć wam miłe panie,
jakie skutki niesie odchudzanie.
Kobiety eleganckie i dojrzałe
po diecie mają kształty wspaniałe.
Na efekt długo czekać nie chciałam,
więc od razu dwie zastosowałam.
Pierwszą po to, żeby być modną,
a tą drugą, żeby nie być głodną.
Na śniadanie jem marchew i ogórki,
aby być młodszą od swojej córki.
Na kolację szklaneczka maślanki,
zzielenieją z zazdrości koleżanki.
Do diet zawsze miałam nosa,
to też wkrótce byłam w pasie jak osa.
Z mężem w słoneczną niedzielę
szłam na spacer zaraz po kościele.
Nagle mąż krzyknął „Ale cuda!”
gapiąc się na babskie uda..
Widząc obfity biuścik panienki,
szepnął cicho „Chciałbym go wziąć do ręki”.
Na moje dąsy powiedział w złości
„Chłop to nie pies i nie leci na kości”.
Gdy tylko do domu wróciłam,
trzy wielkie schabowe chwyciłam.
Szybciutko do stołu siadłam
i na poczekaniu wszystkie je zjadłam.
A wam powiem miłe kobiety,
nie stosujcie lepiej żadnej diety,
bo wasz Apollo kochany
woli jednak owoc zakazany.
Kiedy miałam bardzo szczupłe boczki,
on uwielbiał pulchniejsze foczki.
Gdy przytyłam mówi mi „Grubasie”,
spoglądając na te cienkie w pasie.
Gdy byłam czarna, kochał blondynki
teraz uwielbia czarne dziewczynki,
bo ja na blond się ufarbowałam
tak bardzo mu się podobać chciałam.
Jednak ja z diety nie rezygnuję,
ciągle się głodzę, ciągle katuję,
wkrótce się pewnie o tym dowiecie,
kiedy napiszą o mnie w gazecie.
Wiosenny czas
Spójrz, stopniały już w polu śniegi,
białe pąki rozchyliły przebiśniegi.
Kwitną grusze, śliwy i czereśnie,
jak magiczne, pięknie niczym we śnie.
Więc uśmiechnij się miło i radośnie,
powiedz „Witaj” roztańczonej wiośnie.
To dla ciebie ona zdobi drzewa
i skowronek hen w obłokach śpiewa.
To dla ciebie szumi las sosnowy,
który przerwał długi sen zimowy.
To dla ciebie wiosna stroi w liść zielony
dęby, buki, brzozy nawet klony.
Tobie kwitną bzu wonnego kiście
w kroplach rosy skąpane perliście,
a bielutkie stokrotki na łące
ślą życzenia miłe i gorące.
Aksamitny kwiat białej magnolii
pragnie przerwać chwile melancholii.
W złotym słońcu tańczące motyle,
niosą radość i przyjemne chwile.
Ciesz się życia każdą godziną,
niech z twych oczu gorzkie łzy nie płyną.
Niech w twym sercu smutek już nie gości
tylko radość i dużo miłości.
Chociaż czasem los bywa okrutny,
niesie z sobą czas trudny i smutny,
niech kwitnące wiosną wonne bzy
przyniosą uśmiech i osuszą z oczu łzy.
Niech słoneczka letni promyk złoty
zmieni w radość smutki i kłopoty.
Niechaj miłość i nadzieją mieszka w nas
w ten piękny wiosenny czas.
Zalety pań
Panowie! Bardzo dobrze wiecie
ile wdzięku jest w każdej kobiecie.
Nawet największy drań
docenia zalety Pań.
Ona uśmiechnięta od ranka
przyjaciółka, służąca, kochanka
po mieszkaniu ciągle się krząta
pierze, piecze, gotuje i sprząta.
By próżnować nie ma nawet mowy,
bo ma także obowiązek zawodowy,
wiec przyznacie panowie kochani,
los kobiety jest jednak do bani.
Ona jednak elegancka i miła
jak gdyby nic nie robiła
wciąż radosna, dobra, troskliwa
bardzo czuła i bardzo cierpliwa.
A pan domu w fotelu przy ławie,
czasem z piwem czasami przy kawie.
Bardzo ciekaw, co dzieje się w świecie,
zaczytany w codziennej gazecie.
Aby nadać sprawie powagi
położono na szalach wagi
z lewej wady a z prawej zalety
tej pozornie słabej kobiety.
No i cóż panowie widzicie?
Zapewne się bardzo dziwicie
i nie jeden z żalem szepcze "niestety"
przeważyły jednak babskie zalety.
Wielką prośbę mam do was panowie
szanujcie słabych kobiet zdrowie,
bo któż będzie wam prał i gotował
szczerze kochał i czule całował.
Marzenia
Marzenia wciąż płyną daleko.
Płyną rwącą błękitną rzeką,
niczym tabun pędzących koni
z rozwianą grzywą za wiatrem w pogoni.
A w sercu tęsknota zostaje
i serce z bólu się kraje,
wiedząc dobrze o swojej próżności,
łka cichutko w bólu i nicości.
Upływają dni i miesiące.
Mija wiosna i lato gorące.
Z marzeń, które spełnić się miały,
tylko gorycz i łzy pozostały.
Jednak myśli ciągle uparte
wciąż się łudzą że drzwi są otwarte,
niepotrzebną wciąż budzą nadzieje,
z której ktoś się za chwile wyśmieje.
Biedna ojczyzna
Biały orzeł, Polska, patriotyzm
To słownik sercu tak bliski.
Te słowa znam już od dawna
Pewnie od samej kołyski.
Znam jeszcze wzniosłe trzy słowa
Bóg, Honor i Ojczyzna.
Wielkie, piękne i święte,
Każdy z Was mi to przyzna.
Specjaliści arogancji i kłamstwa
Żadnej świętości nie znają.
Grzesząc pychą i nienawiścią
Po najwyższe urzędy sięgają.
Z bezsilności serce mi pęka
Pełne gniewu, żalu i zgryzoty
Nie mogąc znieść tyle chamstwa,
Niewiedzy, tupetu, głupoty.
Spraw Boże by każdy rządzący
Prywatę i pychę swą schował
Z honorem i czystym sumieniem
Dla dobra Polski pracował.
Biedna kochana ojczyzna
Niegdyś przez wojny męczona.
Dziś przez pazerność swych dzieci
I rządzę władzy niszczona.
Uroki jesieni
Z pola zniknęły już kłosy.
Pachną miodem fioletowe wrzosy.
Biała mgła otuliła kartoflisko
to jest znak, że zima już blisko.
Jesień wyciągnęła z kieszeni
wszyściutkie odcienie czerwieni.
Z wielkim kunsztem, gracją i polotem
zdobi żółcią, czerwienią i złotem.
Biały obłok niczym puch łabędzi
po jesiennym niebie wicher pędzi,
a na łące przy niewielkim stawie
srebrny szron ktoś rozsypał na trawie.
W sadzie jabłoń cudnie się czerwieni.
Składa pokłon złocistej jesieni,
a jesień bardzo wdzięczna za to,
ustroiła ją caluśką w babie lato.
Przy jabłoni smutna śliwa węgierka
zazdrosnym okiem wciąż na nią zerka.
Tak okropnie się na jesień obraziła
za to, że ją w granat wystroiła.
Troszkę dalej rośnie grusza pod płotem,
calusieńka obsypana złotem.
Przekonana że jest sadu jest królową,
stoi dumna z podniesioną głową.
Każdego roku podobnie bywa,
potem wiatr złote liście pozrywa.
Zima śniegiem otuli sad stary,
snem zimowym zasną szare konary.
Modlitwa
Jeszcze nie wołaj mnie do siebie Panie.
Pozwól mi proszę jeszcze tutaj zostać.
Coraz wyraźniej słyszę Twe wołanie
I ból w mym sercu, że się trzeba rozstać.
Pozwól mi proszę oczy me nacieszyć
Nieba błękitem i lasów zielenią,
Pięknym fioletem kąkoli i wrzosów,
Pachnących róży i maków czerwienią.
Niechaj me serce śpiew ptaków ukoi,
Letnim koncertem, bardzo wczesnym świtem;,
Cudownym dźwiękiem, który wiatr unosi
Ponad szumiącym jęczmieniem i żytem.
Pozwól mi także mój Ojcze Niebieski,
Bym w moim sercu na wieczność zabrała,
Niczym w granicie wyryte w mej duszy,
Twarze mych bliskich bym je wciąż kochała.
Uczyń bym mogła w słońca złotym blasku,
Widzieć ich oczy piękne roześmiane.
Śpiewać wraz z nimi radosne piosenki,
Ciesząc się, że są takie rozśpiewane.
Gdy się już wszystko utrwali w pamięci,
Wówczas zawołaj mnie Niebieski Panie.
Zostawię wszystko co bardzo kochałam,
Pokornie przyjdę na Twoje wołanie.
Co ci zostało
Gonisz za forsą, bo ciągle jej mało.
Prócz forsy też władzy troszkę by się zdało.
Domek z ogródkiem, samochód i garaż.
Potrzebujesz pilnie od teraz od zaraz.
Zapracowany i ciągle zmęczony
Gubisz najpiękniejsze swego życia strony.
Sport i muzykę, poezję kulturę
Odkładasz na później, na emeryturę.
Dni uciekają rok za rokiem leci,
A ty nawet nie wiesz, że słoneczko świeci.
Wciąż pracujesz pilnie, licząc na podwyżkę
Pewnie od tej pracy dostałeś zadyszkę.
Wreszcie nadeszła. Jest emerytura,
Więc teraz muzyka, książka, sport, kultura.
Wkrótce jednak rozpacz, lecz przyznać się wstydzisz,
Książki nie przeczytasz, bo bardzo źle widzisz.
Muzyki nie słuchasz, niewyraźnie słyszysz,
A idąc na spacer, pocisz się i dyszysz.
Gdy wsiądziesz na rower męczysz się i sapiesz
Jak ryba bez wody łyp powietrza łapiesz.
Chociaż kiedyś byłeś straszny obżartuszek,
Teraz jeść nie możesz, bo cię boli brzuszek.
Kochać się nie możesz, wódki też nie pijesz,
Więc właściwie po co na tym świecie żyjesz?
Jedno wiesz na pewno, że życie przegrałeś,
Bo nie zaznasz tego, na co tak czekałeś.
Czyżby to już starość? Ta myśl cię przeraża.
Co ci pozostało? Wizyty lekarza.
Tango
Z dumą chwaliło się tango
Że rodem jest z Argentyny.
Słysząc to walc głośno krzyczy,
Jam z Wiednia, mnie wolą dziewczyny.
Lecz tango trochę na przekór,
A troszkę jakby z zazdrości
Powiada przecież ja jestem
Tańcem namiętnej miłości.
Walc jednak nie odpuszcza
Mówiąc, spójrz proszę po balach,
Ja jestem królem tańca
Na roztańczonych salach.
A tango na to – nieprawda,
Bo kraje nie tylko łacińskie
Cenią ponad wszystkie tańce
Właśnie mnie – tango argentyńskie.
Nagle nadeszła rumba
I rzekła „ja jestem z kraju słońca”.
Takim to prostym sposobem
Przechwałki dobiegły końca.
Wróżka
Przyszła panienka do wróżki
O przyszłość swoją zapytać.
Prosząc ją by zechciała
W swej kuli los jej odczytać.
Wróżka cieszy się bardzo
Kiedy przychodzą panienki,
Gdy mówi, że szczęście je czeka
Wciskają pieniążki do ręki.
Jednak szczęście chodzi po świecie
Swoimi własnymi drogami.
Czy wejdzie na naszą ścieżkę
Czy znaleźć musimy je sami?
Być może jest całkiem blisko,
A my wciąż daleko gonimy
I szczęście co mija nas co dzień
W ogóle nie widzimy.
Wróżka przyjęła pieniążki,
Raz jeszcze w głąb kuli wejrzała.
Co w życiu cię czeka dziewczyno,
Nie wiem szczerze wyznała.
Podróż
Ogromny żal i niepokój
jak powój oplątał ma duszę.
By radość odnaleźć i spokój
w daleką podróż wyruszę.
Wystarczy, że przymknę oczy
już widzę szczęśliwą krainę,
a w niej jak w magicznej baśni
z lat swojej młodości dziewczynę.
Wśród drzew sercu tak drogi
stoi mój dom rodzinny
z szeroko otwartymi drzwiami
tak samo jak niegdyś gościnny.
Wąska ścieżka do sadu
wciąż jest mi znaną i bliską.
Pamiętam też śpiew Mateńki,
schylonej nad moją kołyską.
Siadam na ławce przed domem
tyż obok kamienne schody
i studnia mchem porośnięta
na niej wiaderko do wody.
Pod oknem malwy pachnące
przyjaźnie do mnie mrugają.
Kolorowe kwiaty w ogródku
serdecznym uśmiechem witają.
Mała drewniana szopka
okropnie zniszczony ma daszek,
pod którym wije swe gniazdko
kolorowy maleńki ptaszek.
Za starym drewnianym płotem
kłaniają się słoneczniki
i płyną cudowne nutki
kojącej me serce muzyki.
Mogłabym tak zostać na zawsze
w kąpieli zapomnienia,
oddalić wszystko co przykre,
ocalić przyjemne wspomnienia.
Lecz wiem, że gdy oczy otworzę,
przekwitną już słoneczniki
i w dal odpłyną nutki
kojącej me serce muzyki.
Wizyta
Nie mogę już dłużej czekać,
więc od razu zacznę narzekać.
W piątek gdy wstałam rano,
bolało mnie lewe kolano.
W sobotę jak piekłam żeberka,
rozbolała mnie prawa nerka.
W poniedziałek obolała i chora
odwiedziłam Rodzinnego Doktora.
Dzień Dobry Panie Doktorze,
bardzo proszę niech mi Pan pomoże,
a Doktor na to „Nie muszę,
wyczerpałem z NFZ fundusze”.
Dodał jeszcze, że w naszym mieście
za wizytę biorą po dwieście.
Kto zdrowie szanuje i ceni,
bez namysłu sięga do kieszeni.
Doktorze, ja jestem kobieta uczciwa.
„Stara i dokuczliwa”
zamruczał Doktor pod nosem,
zajadając się kabanosem.
Potem dodał „Z kłuciem w tym boku
proszę przyjść w następnym roku
i niech Pani nie pije, nie pali,
bo zdrowie nie jest ze stali.”
Sporo Pan Doktor nie może,
niech specjalista mi w bólu pomoże.
Bez wahania dał skierowanie,
mówiąc "Za dwa lata, się pani dostanie"
Dwa lata bez pomocy na pewno nie dożyję,
a on na to "Zbyt długo już Pani żyje,
nie można przecież żyć wiecznie"
uśmiał się Doktorek serdecznie.
Po chwili go pytam, choć troszkę się boje,
gdzie się podziewają wszystkie składki moje?
I co słyszę "Przyznam pani szczerze
nie ma tego w moim komputerze"
Potem spytał "Pani zawsze taka ciekawa?
Składki to nie pani sprawa.
Tutaj ludzie uczciwie pracują,
więc zapewniam, że składek pilnują"
Dodał jeszcze tak od nie chcenia
"Ja tu pracuję więc do widzenia
Tylko składki niech pani opłaca
w NFZ-cie bardzo trudna praca"
Powolutku nic nie mówiąc nikomu,
wróciłam chorować do domu.
Co dzień piję herbatkę ziołową,
żeby być silną i zdrową.
A Was proszę bardzo gorąco,
przestańcie w końcu chorować,
przecież to bardzo nieładnie
Narodowy Fundusz Zdrowia rujnować.
Wycieczka
Nowy dzień od brzasku się zaczyna.
Noc sypnęła kryształkami rosy.
Łez kryształem życie się zaczyna,
rodząc się, płaczemy wniebogłosy.
Na świat każdy przyszedł boso,
nieodziany, bez butów i szaty,
bez instrukcji jak być szczęśliwym
i gwarancji, że będzie bogaty.
Nie wszyscy na drogę życia
dostali zdrowie, mądrość i sumienie.
Wybrańcy szlifowany diament
pozostali fałszywe kamienie.
W jednej ręce trzymając kamień,
w drugiej jasno płonącą świeczkę,
ciągle nie wiesz jak długą i dokąd
los ci funduje wycieczkę.
Czasem się nawet uśmiechnie,
dając miłość i szczyptę rozkoszy.
Zabrzęczy jak Judasz srebrnikiem,
dorzucając jeszcze kilka groszy.
Podziwiając piękno tego świata
słońce, gwiazdy, obłoki i róże,
zadrżysz z trwogi, gdy napotkasz nagle
mgły, wichurę, śnieżycę i burze.
Błądząc pośród krętych ścieżek,
idziesz smutny, zły i nieszczęśliwy,
wiedząc, że kamień w twej dłoni
to nie diament, to klejnot fałszywy.
Zagubiony, ze zranionym sercem
chciałbyś zmienić kierunek wycieczki,
by odnaleźć klejnot ten prawdziwy,
nie gasząc palącej się świeczki.
Gdyby zacząć wędrówkę od nowa,
gdzieś bilet powrotny wykupić,
lecz niestety to jest niemożliwe
możesz tylko z niemocy się upić.
Przepełnione bólem i goryczą,
umęczone serce z żalu zaśnie.
Biały Anioł skrzydłem zatrzepocze
i twa świeczka na zawsze zgaśnie.
Ucieczka
Pragnę uciec gdzieś na kraniec świata.
Na tonącym w wonnych kwiatach stanąć wzgórzu,
By podziwiać wszystkie barwy lata
Bieli, żółci, czerwieni i różu.
Gdzie perliste krople rannej rosy,
Niczym nektar aksamitne kwiaty poją,
A cudowne leśnych ptaków głosy
Leczą duszę i ból w sercu koją.
Księżyc jak afrodyzjak albo jak narkotyk
Mrok rozjaśni, szczęścia da złudzenie.
Letni wietrzyk jak anielski dotyk
Skrytych marzeń obieca spełnienie.
Żal i rozpacz od siebie oddalę
Mówią „żegnaj”, nie „do zobaczenia”
W sercu miłe wspomnienia ocalę,
Złe odeślę do krainy zapomnienia.
Tylko nie wiem czy jest takie wzgórze,
Nie wiem nawet gdzie jest kraniec świata
Wiem na pewno, że nie kwitną takie róże
Co nie więdną nawet z końcem lata.
Nie bądźmy skałą
Kamienie, granity, marmurowe skały
Od początku świata uparcie milczały.
Zostaną milczące aż do świata końca,
Nie pomogą deszcze ni promienie słońca.
Człowiek to nie marmur ani nie kamienie,
Jednakże tak często wybiera milczenie.
Chociaż dobry Stwórca, gdy człowieka tworzył,
Dał usta i serce, także duszę włożył.
Serce jest skarbnicą oraz sejfem wielkim,
Przepełnione dobrem i uczuciem wszelkim
Nadzieją, tęsknotą, gniewem i radością,
Bólem i rozpaczą, szczęściem i miłością.
Jak żyć, jak postąpić, co czynić i tworzyć?
Aby nasze serca nieufne otworzyć?
By się nie obawiać ludzi ani Boga,
Codziennie nie wówczas, kiedy przyjdzie trwoga.
Ileż trzeba, odwagi i siły,
Aby nasze usta szczerze przemówiły.
Życie to nie teatr, więc po co wciąż grasz?
Kryjąc to co na dnie serca swego masz.
Chociaż siłą woli wcale się nie cieszę,
Nadmierną odwagą na pewno nie grzeszę,
Lecz to co mam w sercu dokładnie i szczerze
Wciąż piszę na białym, cierpliwym papierze.
Do Stwórcy
Ty jesteś mój Wielki Boże
Królem na ziemi i w niebie.
Gdy jest mi źle i smutno
Po pomoc biegnę do Ciebie.
To Ty rozpaliłeś słońce,
Złociste gwiazdy i poranne zorze
I mnie sprowadziłeś na ziemię
Na kręte dróg ziemski rozdroże.
Stoję na dróg rozstajach,
Wołając do Ciebie Panie,
Lecz nikt mi nie odpowiada
I próżne moje wołanie.
Życie doskwiera mi mocno,
Raniąc me serce i duszę
I któż mi odpowie na to
Dlaczego tak cierpieć muszę.
Komu powierzyć mam żale?
Komu przekazać me troski?
Kogo o pomoc poprosić?
Jak nie Majestat Twój Boski.
Nie proszę o zbyt wiele,
Na cóż mi władza majątek,
Chcę iskrę radości w sercu,
A w duszy spokoju zakątek.
Daj mi zdrowie i rozum,
Nie żałuj powszedniego chleba
Spraw bym nie zboczyła nigdy
Z drogi wiodącej do nieba.
Prowadź mnie Panie przez życie,
Bym wciąż ku Tobie zmierzała,
Bym krocząc po świętej ziemi
Życia nie zmarnowała.
Nadzieja
Wiesz dobrze, że ciągle Cię kocham,
Choć zapomnieć tak bardzo chciałam,
Że będziesz dla mnie kimś ważnym
Wiedziałam jak Cię ujrzałam.
Wciąż się o Ciebie martwię,
Wciąż się o Ciebie trwożę
Czy ciepły sweter włożyłeś,
Kiedy jest zimno na dworze.
Czy jadłeś dzisiaj śniadanie
Czy dzień Ci mile upływa,
Bo kiedy jesteś radosny
Ja także jestem szczęśliwa.
Na pewno nadejdzie wiosna
Piękna i roztańczona,
Przytul mnie wtedy mocno.
Weź mnie w swoje ramiona
Tak jakbyś zawsze kochał,
Słów pieszczotliwych nie żałuj,
Spójrz mi głęboko w oczy,
Mocno i czule pocałuj.
Bez cenzury
Na ulicy wirowały okrzyki
„Niech żyje wolność!”, „Przecz z komuną!”
a słońce, jak krew czerwone,
żegnało nas purpurową łuną.
Zaszło słońce, lecz gwiazd tysiące
na ciemnym niebie mrugało,
tak jakby nad modrą Wisłą
nic złego się nigdy nie stało.
Rankiem w słońcu tańczyły marzenia,
rozbudzone przez krzyk uliczny
w świat, jak ptak szybowała nowina
„Już nie żyje twór komunistyczny”.
W sercach cicho nuciła nadzieja,
nareszcie wyjdziemy z tej nędzy.
Zniknie nadzór, kontrola, cenzura
będzie wolność i więcej pieniędzy.
W bólach rodzi się nowa Polska,
będzie leczyć swe rany powoli.
Czy kiedyś zagoją się blizny
po długiej radzieckiej niewoli?
W rytm mazurka biją polskie serca.
Biały orzeł koronę włożył złotą.
Pokład opuścili sternicy
nieskalani uczciwością i cnotą.
Niepodległej i wolnej ojczyźnie
mądrości i zgody potrzeba.
O uczciwość i mądrość rządzących
nieśmy modły wysoko do nieba.
Nauczyła nas przecież historia,
że od czasów Adama i Ewy
wśród rządzących były złote ziarna,
lecz także poślad i plewy.
Krzyczą wolność i demokracja,
słysząc to serce aż boli,
bo nie potrafią odróżnić
wolności od cynicznej swawoli.
Mijają kolejne lata,
pachnie miodem kwitnąca lipa.
Obiecuje nam gruszki na wierzbie
każda nowo rządząca ekipa.
Ojczyzno moja najdroższa
nie czyń, jak matki wyrodne,
wypędzając w świat swoje dzieci
przerażone, bezdomne i głodne.
A ja klękam przed Tobą Panie,
Ojcze z wysokiego nieba
spraw, by nikomu w ojczyźnie
nie zabrakło wolności i chleba.
Tęsknota
Jakie piękne było moje życie,
Kiedy czułam serca Twego bicie.
Twoja skroń przy mojej skroni,
Moja dłoń w twojej czułej dłoni.
Tak jak w pięknej i radosnej piosence
Szliśmy razem, trzymając się za ręce.
Wiedząc, że twa miłość jest prawdziwa
Byłam taka radosna i szczęśliwa.
W jednej chwili niczym oka mgnienie
Los zmienił szczęście na cierpienie.
Chociaż tyle aniołów jest w niebie,
Nie wiem czemu Bóg zabrał mi ciebie.
Łzy i rozpacz od ran do wieczora
W sercu gorycz w duszy żal i pokora.
Noc bezsenna do samego rana,
Twarz wciąż smutna, cala łzami zalana.
Moja radość z tobą uleciała.
W sercu rozpacz i tęsknota została.
Moje serce na strzępy rozdarłeś,
Zostawiłeś mnie, odszedłeś, umarłeś.
Czy mnie słyszysz tam wysoko w niebie,
Kiedy wołam, że mi źle bez ciebie.
Byłeś dla mnie całym moim życiem,
Mą miłością, oraz serca biciem.
Każdą chwilę samotności liczę,
Modląc się zapalam ci znicze.
Mam nadzieję, że znów ujrzę ciebie,
Kiedy Bóg zaprosi mnie do siebie.
Spacer
Złoty łan pszenicy
pachnie świeżym chlebem.
Kuszą swą urodą
chabry i kąkole.
Zachwycona czystym
lazurowym niebem
idę polną drogą
przez szumiące pole.
Przy drodze figurka
Chrystusowej Matki.
Pokornie w milczeniu
Pokłon jej oddaję.
U stóp Pani Świętej
ktoś posadził kwiatki.
Ona mi nadziei
i siły dodaje.
Dalej idę mostem
przez maleńką rzeczkę.
Tuż za mostem łąki
i zielone drzewa.
Niemal codziennie
idę na wycieczkę
posłuchać, jak w ciszy
ptaszek pięknie śpiewa.
Z jednej strony sosny
z drugiej brzozy młode.
Bielutkie sukienki
pewnie szył im krawiec.
Drżącym szeptem chwalą
swój wdzięk i urodę
aż żółty z zazdrości
zrobił się dziurawiec.
Czuję słodki zapach
sosnowej żywicy.
Słyszę jak skowronek
gdzieś w obłokach śpiewa.
Nie słychać tu szumu
ni gwaru ulicy.
Nikt mnie nie obraża
i nikt się nie gniewa.
Ilekroć tu jestem
w tej pachnącej głuszy,
słuchając jak pięknie
las szumi i śpiewa.
Zostawiam tu cząstkę
swojej własnej duszy,
bo kocham tę ciszę
i zielone drzewa.
Dobro
Czy jest ktoś, kto policzy
ile na świecie jest zła?
Zło bardzo wyraźnie krzyczy,
a dobro w milczeniu trwa.
Ni dobra ni zła wszelkiego
nie można policzyć i zmierzyć,
że dobra jest więcej od złego,
koniecznie musisz uwierzyć.
W twym sercu niech dobro zagości,
niechaj w nim płonie i lśni,
by przez twe gniewy i złości
nikt gorzkiej nie ronił łzy.
Kiedy zło cię w życiu doścignie,
mroźny wicher silnie zawieje,
zimne serce zła nie udźwignie,
dobro mocno przytuli i ogrzeje.
Dobro nie grzeszy zazdrością,
jest pokorne i bardzo cierpliwe.
Spokrewnione jest pewnie z miłością
takie czułe i zawsze życzliwe.
Dobroć w sercu jak nutki tańczące,
rozbawione i rozśpiewane.
Jak motyle na zielonej łące
delikatne, piękne i roześmiane.
Jeśli dobro przekroczy twój próg,
niechaj na zawsze zamieszka u ciebie.
Niech cię wiedzie pośród krętych dróg,
ku wolności jak ptaki na niebie.
Niemoc
Późny wieczór, noc ciemna nadchodzi.
Chłodny wietrzyk myśli moje chłodzi.
Siedzę sama nad modrym strumieniem
Z bólem serca wzlotów i uniesień.
Już nie pragnę myśli moich wzniesień,
Mego serca wzlotów i uniesień.
Rwący strumyk radości nie wróży,
Bo nie zawsze tęcza jest po burzy.
Los nie zawsze jest hojny i miły,
By iść dalej brakuje mi siły.
Już nie pragnę niczyjej miłości
Ni współczucia ni żadnej litości.
Zdruzgotana niemożnością i niemocą,
Przerażona nadchodzącą nocą.
Nie wystarczą różowe okulary,
By odstraszyć nocne zjawy i koszmary.
Serce moje stało się marmurem,
Ogrodzone betonowym murem.
Smutne myśli każdą łezkę liczą,
Idąc ciągle deszczową ulicą.
Jak mam przejść na słoneczną stronę
Kiedy światło ciągle jest czerwone.
Jak grom z nieba spada cios za ciosem,
To już czas by pogodzić się z losem.
Nie traćmy nadziei
Nawet wiosną kiedy zielenieją łąki,
Kiedy kwiaty rozchylają barwne pąki,
A nadzieja słodkich marzeń niesie kosz,
Wszystko w gorycz zmienia ci przekorny los.
Piaskiem w oczy niepomyślny wicher wieje,
Niszczy radość, słodycz marzeń i nadzieje.
Gaśnie słońce, milknie ptaków dźwięczny śpiew,
Na dnie serca pozostaje ból i gniew.
Czas płynący stanie się lekarzem duszy,
Powolutku ból się ukoi, łzy osuszy.
Gdy na niebie znów rozbłysną barwy tęczy,
Uśpią rozpacz, która serce twoje dręczy.
Nie rozpaczaj, nie rozdrapuj starej rany,
Zamknij rozdział, uznaj, że jest zakazany.
Nie obwiniaj już nikogo i niczego,
Swego losu nie dopytuj się się dlaczego?
Choć na zawsze gorzki żal zostanie w nas,
Pewnie kiedyś znów nadzieję wskrzesi czas.
Wszechmogący ześle zdrowie, moc i wiarę
I świadomość, że nie jesteś tu za karę.
Za nas
Ziemia się trzęsie,
niebo ogniem pokryło.
Wszystko co stać się miało
dokładnie się spełniło.
W cierniowej koronie
Bóg na krzyżu skonał.
Tego co Ojcu przyrzekł
w cierpieniu dokonał.
Bok włócznią zraniony,
a ramiona święte
ostrym gwoździem przybite.
Na krzyżu rozpięte.
Na krzyżu, pod którym
upadał trzy razy,
biczowany po głowie,
plecach, rękach i twarzy.
Zaniósł go Syn Boży
na ogromną górę,
nie zważając na bicie,
obelgi,, torturę.
Żółcią napojony
z boku krew się broczy,
skroń cierniem zraniona,
pot zalewa oczy.
Niesłusznie skazany,
nie za swoje winy
z grzechu nas wybawił
syn Boga jedyny.
Otrzyjmy krew świętą
z Chrystusowej twarzy,
niosąc cześć i chwałę
z serc naszych ołtarzy.
By go już nie ranić
chciejmy pokutować
i za nasze grzechy
serdecznie żałować.
Czy widzisz mój Boże,
jak o litość proszę,
wysoko do góry
ręce swoje wznoszę.
Obmyję Ci Chryste
twe łzy, pot i rany
i będę Cię wielbić
Jezu mój kochany.
Za nas słodki Jezu
na krzyżu skonałeś,
Twa krew nas zbawiła
a Ty zmartwychwstałeś.
Sen o matce
W kryształkach porannej rosy
przegląda się piękna jutrzenka
Nieśmiały promyczek słońca
zajrzał mi do okienka.
A wraz ze złotym słońcem
o brzasku, raniusieńko
przyszłaś do mnie cichutko
kochana Mateńko.
Gwiazdy na niebie gasną,
rozpierzchły się mroki nocy,
Ty tulisz mnie do siebie
i z łez ocierasz me oczy.
Odeszłaś potem nagle,
tak jak zawsze o świcie.
Jeszcze czuję twój zapach
i serca twojego bicie.
Jeszcze słyszę w powietrzu
głosu Twojego drżenie.
Dotyk twych czułych dłoni
nie odszedł w zapomnienie.
Pozostał jeszcze w pamięci
Twój uśmiech i kolor sukienki.
Ze słoną łzą na policzku
stary album biorę do ręki.
Moja dusza i serce
wzruszenia skryć nie potrafi,
kiedy widzę jak pięknie
uśmiechasz się z fotografii.
Wieczorem, rano i nocą,
bo w dzień wciąż czasu brakuje,
tęsknię za tobą Mamo
już wiem jak samotność smakuje.
Dziękuję Ci Matuś kochana
całym swym sercem ogromnie,
że gdy mi źle i smutno
w mych snach przychodzisz do mnie.
Bukiet pachnących kwiatów
złożę dziś na twym grobie.
Jesteś głęboko w mym sercu
zawsze pamiętam o Tobie.
Za późno
Pan tutejszy?
Jakoś pana nie kojarzę.
Czy pan często
bywa w tamtym barze?
Wielką prośbę
mam drogi kolego,
Siądźmy razem
i wypijmy strzemiennego.
Strzemiennego
pili polscy ułani,
gdy do boju
nagle byli wzywani.
Mnie nikt nigdzie
dzisiaj nie wzywa
jednak wcale
nie jestem szczęśliwa.
Wypijemy
żeby zatruć tęsknotę,
by utopić
żal i głupotę.
Możemy wypić
nawet całą kwartę
za moje szczęście
funta kłaków nie warte.
Pan jak widzę
uśmiechnięty i radosny.
Zachwycony urokami wiosny.
Pewnie w domu
czeka piękna żona
za spóźnienie
będzie bardzo obrażona.
Niech pan wraca
ja zostanę tu do rana.
Ja też jestem miły panie zakochana,
lecz ten ktoś
z kim pragnęłam być blisko
powiedział „Daj spokój
już za późno na wszystko”
Więc w mym sercu
nie ma wiosny i uniesień.
W moim sercu
szara, mglista jesień.
Czy Pan sądzi,
że „Strzały Amora”
nie powinny ranić serca seniora?
Pan zaprzecza,
a ja panu nie wierzę.
Przez swą grzeczność
nie odpowie pan szczerze,
lecz ja wiem na pewno
drogi panie, że nie może
być za późno na kochanie.
Seniorzy
Czas szybko mija, pędzi niczym strzała,
już tylko jesień nam pozostała.
Już przeminęła wiosna i lato,
Ojcu w niebiosach podziękujmy za to.
Za każdy dzionek i bochen chleba
z pokorą Bogu podziękować trzeba.
Złotą jesienią się zachwycajmy,
śmiejmy się, tańczmy, głośno śpiewajmy.
Przecież jesteśmy wciąż tacy młodzi,
niektórzy smutni, to nic nie szkodzi.
Ja wam napiszę wierszyk radosny
o złotym słońcu i barwach wiosny.
O kolorowej tęczy po burzy
i o kwitnącej i wonnej róży.
O tym jak wiosną kwitną kasztany
i jak wracają do nas bociany.
O waszym sercu pełnym miłości
i o marzeniach drugiej młodości.
Jak pięknie świecą poranne zorze
i czy się senior zakochać może.
Nudy nie znacie, wciąż się spieszycie
każdą chwileczką życia cieszycie.
Na twarzach uśmiech zdrowi czy chorzy
tacy jesteście drodzy seniorzy.
Śpiew i zabawa w podeszłym wieku
wyzwala radość w każdym człowieku.
Kto żyć w radości długo zamierza
niechaj się bawi oprócz pacierza.
Choć w krzyżu strzyka, kolano boli,
trzeba się życiem cieszyć do woli.
Świat swym urokiem nęci i kusi,
więc do rozpaczy nikt nas nie zmusi.
Dokąd gnam
Dokąd gonię, dokąd gnam?
Wszystkie swe marzenia znam,
Które zawsze jak szalone,
Biegną tylko w Twoją stronę,
Więc mnie zabierz tam na wzgórze,
Gdzie pachnące kwitną róże.
W błogiej ciszy i w milczeniu,
Spoczniemy w dębowym cieniu.
Stare dęby zaśpiewają na trzy głosy.
Na ich listkach zadrżą srebrne krople rosy.
Moją rękę weźmiesz w swoją czułą dłoń
I przytulisz do mej skroni swoją skroń.
Niechaj płynie pieśń dębowa w siną dal,
Niech zabierze z serca rozpacz oraz żal.
Niechaj każdy liść dębowy piosnkę nuci,
Może wówczas w nasze serca miłość wróci.
Kiedy jesień białą mgłą pokryje wzgórze,
Dęby zgubią swoje liście, zwiędną róże,
Strome zbocze się pokryje wonnym wrzosem,
Powrócimy, pogodzeni ze swym losem.
Nie będziemy już rozpaczać i łez ronić,
Bo straconych marzeń nie da się dogonić.
W małym serca zakamarku zawiedzione,
Już na zawsze śpią marzenia niespełnione.
Rodzinny dom
Rozpierzchły się moje marzenia.
Noc ciemna w mym sercu nastała.
I tylko iskierka nadziei
Na dnie mojej duszy została.
Nadzieja umiera ostatnia
Mówili mi mądrzy ludzie
By serce zranione ukoić
Po żalu, rozpaczy i trudzie.
Ta mała iskierka w mej duszy
Uparcie mi szepcze, że muszę
Odwiedzić mój dom rodzinny
I starą za domem gruszę.
Odwiedzam w sadzie jabłonie
Rosnące przy płocie trzy śliwy.
Tu życie było łatwiejsze
Tu każdy dzień był szczęśliwy.
Mój dom ma oczy brązowe
Spogląda przychylnym wzrokiem.
Budzi wspomnienia z dzieciństwa
Jakby to było przed rokiem.
Rozpala się w sercu nadzieja
Cichutko mi szepcze, że muszę
Pożegnać znów dom rodzinny
Jabłonie, śliwy i grusze.
Przychodził do mnie
Przychodził do mnie Jaś wieczorem,
Gdy słonko spało hen za borem
A we wsi psy szczekały, potem koguty piały
Kuku kukuryku.
Słodkie jabłuszka mi przynosił
I tak mnie bardzo grzecznie prosił.
Kochaj mnie ukochana, kochaj mnie aż do rana
Kuku kukuryku.
Minęła nocka nastał ranek
Przez wieś do domu wracał Janek.
Skowronek śpiewał w górze, kogut zapiał na murze
Kuku kukuryku.
By nie rozgniewać mego taty
W sobotę Janek przysłał swaty
I było już po krzyku, a kogut znów kurniku
Kuku kukuryku.