Dziennik P.P.część ll
Wstęp
Gdy wróciłem do imperium listy gończe z moją podobizną zniknęły i
pomijając jeden incydent nie miałem żadnych przykrości z moją
przeszłością. Po niedługim czasie spotkałem mojego kumpla Raziela.
Szukał jakieś różdżki wraz z młodym czarodziejem Agnim. Ponieważ
tak czy owak czekałem na dalsze rozkazy postanowiłem im pomóc.
Oprócz ich aktualnie podróżuje z łucznikiem Avrilem i dzikim
krasnoludem imieniem Burgo.
Dzień 4 Miesiąca Eleint
Po tym co wydarzyło w forcie opanowanym przez drakonów morale
drużyny jest słabe. Agni okazał się nie najlepszym liderem, a ja też się
nie popisałem. Ale to nic w stosunku do tego co się stało dzień po
bitwie. Raziel mnie ugryzł. Okazało się, że gdy przebywałem na
Szafirowym wybrzeżu, on został zamordowany i przemieniony w
wampira. Chciałbym dostać w ręce skurwysyna, który mu to zrobił.
Niestety Raziel nie jest zbyt wylewny. Zastanawiam się co robić dalej.
Raziel
Dzień 7 Miesiąca Eleint
Raziel załatwił mi książkę z podstawami muzycznymi bym mógł
nauczyć się zapisu nutowego. Obiecał, że mi z tym pomoże i
dotrzymał słowa. Żywy czy nieumarły Raziel jest przyjacielem, na
którym mogę polegać.
Tego samego dnia przebrałem się w bardziej stonowany ubiór,
kupiłem wór jedzenia i ruszyłem do najbiedniejszej części Kadok.
Dziesiątki wdzięcznych spojrzeń i uśmiechów dzieci, były tym czego
potrzebowałem. Dawno nie czułem się tak potrzebny. Wracają mi
wszelkie chęci do życia.
Ezekiel (pismo jest nerwowe)
Dzień 8 miesiąca Eleint
Raziel nie żyje. Mój jedyny przyjaciel postanowił ze sobą skończyć.
Zostawił nam wszystkim listy. To było napisane w moim:
“Zwracam Twoją własność, Valentino. “Karty w bonusie. P.S.
Pamiętasz, jak dzięki wróżeniu z nich nie przyłapali nas strażnicy na
zbieraniu jałmużny?”
Oczywiście że pamiętam. Czuję niewyobrażalny gniew i żal. Nie
wierze, że przed chwilą spaliłem zwłoki mojego kumpla.
Okazało się, że Agni wiedział wszystko o wampiryzmie Raziela.
Przemienił go ten cały Ezekiel który ukradł różdżkę Agniemu.
Zabiję skurwysyna.
W twórczości człowieka, który podrywał Helene Raziel zapełnił trzy
strony. Przepiszę je albo przekleje do tego notatnika. Nie uważam
żeby komiczna twórczość tego podrywacza była dobrym sąsiadem dla
ostatnich myśli Raziela.
I szedł prosto, bo czyste miał sumienie
Zginał tylko trawę pod swymi butami.
Zapomniał jednak, że drogi są kręte
Więc zdeptał każdego, kto stanął za zakrętem.
Zamknij pamięć, bo idzie burza,
Wiatr firanki nadyma.
Idzie burza, niebo się zachmurza
I patrzy moimi oczyma.
Zamknij oczy, żeby noc opadła
Na burzliwe, na huczące dalekim gongiem
Wieją firanki jak widziadła.
Zamknij okno. Rozpacz nadciąga.
Między oknem i pamięcią — przeciągiem
Ciemne myśli, jasne oczy — a przez ulicę
Dumy szumne i żałobne chorągwie.
Zamknij życie. Otwórz śmierć. Już błyskawice.
Mam dość.
Czuję, usycha we mnie wiara
Instynkt ludzkości nieomylny
Tyle słów niepotrzebnych naraz
Złości i trwogi zgiełk bezsilny
Chcę uciec, Wiem to brzmi naiwnie
Chcę uciec choćby na pustynię
- Jesteś zmęczony?
- Tak.
- To minie.
Czy ktoś zatrzyma młyny słowa
Nim w proch ostatnią prawdę zmielą
Bełkot i zbrodnia, król, królowa
Władzą nad nami się podzielą
Pogodzi nas niepogodzonych
Słońce gdy pierwszy raz nie wzejdzie
- Jesteś zmęczony?
- Tak.
- To przejdzie.
Czasu już nie ma, nie ma na nic
Myśl ginie ogłuszona gwarem
Głupota tuczy się słowami
Wystarczy: mane, tekel, fares
Czy świat jest łodzią dla szalonych
Rozbitków, co ratunkiem gardzą
- Jesteś zmęczony?
- Tak… Bardzo.
Dzień 9 Miesiąca Eleint
Wyruszając z Kadok przygarnąłem konia Raziela, Bucefała.
Dzień 11 Miesiąca Eleint
Mam mentlik w głowie. Jest mi źle i nie mam z kim o tym pogadać.
Co może zrobić człowiek, który chciałby się wypłakać z powodu straty
jedynej osoby, której mógłby się wypłakać? Pozostaje tylko ten
notatnik.
Przyzwyczajamy się...
Przyzwyczajamy się do szybkich kobiet i pięknych koni
Przyzwyczajamy się do alkoholu i dobrej zabawy
Przyzwyczajamy się do radości i miłości
Przyzwyczajamy się do znajomych twarzy i przyjaciół
Przyzwyczajamy się, by w końcu odejść.
Gdy wstaje szary świt
Nikt jeszcze nie wie czy
Stare słońce zarysuje nowy dzień
Potężny huk próbuje dostać się
Przez szyby, w miękki sen
Na ulicy wrzeszczą psy
Herbata wzniosła krzyk, u sąsiada
Ani jedna droga nie prowadzi mnie
Z powrotem w noc
I niby wszystko jest
Tak jak powinno być
Za chwilę zbudzi mnie
Szary świt
Tylko dlaczego ja
Z takim nieludzkim strachem
Nie potrafię Żyć
Trudno to zrozumieć
Lecz nic nie daje siły by żyć
Jakaś misterna część
W konstrukcji zdarzeń
Pękła
Chciałem zreperować świat
A oto widzę, że sam
Jestem jednym z tych cholernych drani i świń
Szeroka droga
Nie była moja
Jasna siła
Utracona
Dopiero teraz wiem jak nisko upada
Kto nie wypełnił swego czasu w pokorze
Oto dlaczego tak się obawiam
Że za minutę trzeba będzie wstawać i żyć
Zaprzepaszczone siły
Wielkiej armii
Świętych znaków
Niepożądane myśli
Klęska wiary
Fale strachu
Z nieodwracalnym skutkiem
Burzą trwały, senny azyl
I oto trzeba będzie
Dumnym krokiem
Iść bez twarzy
W kolejny dzień...
Dzień 12 Miesiąca Eleint
Dziś miałem niesamowity sen. Niemal wszystkich w mojej drużynie
męczą koszmary, ale mój sen był inny. Miałem wrażenie, że
zawitałem do własnej świadomości. Pojawiłem się na statku ów
statek był otoczony wodą niczym w jakimś wirze. W wodzie
przedziwne stwory morskie. Przez moment podziwiałem widoki, lecz
po chwili okazało się, że nie jestem sam. Kolorowe postaci mnie
otoczyły. Wydawały się zaskoczone, że mnie widzą. Zapytałem kim są
a one stwierdziły że są mną. Gdy okazało się że znają moje
prawdziwe imię i nazwisko wiedziałem że to sen. Postaci
przedstawiały moje emocje. Niebieska- Smutek
Czerwona- Gniew
Fioletowa- Rozwaga
Żółta- Radość
Z każdą zamieniłem kilka słów, ale najważniejsze było to co
powiedziała Rozwaga. Muszę się ogarnąć i pokierować tą drużynę.
Raziel umarł, ale smutek i gniew nie mogą mną rządzić. Drużyna mnie
potrzebuje. Będę ich bohaterem, którego nie oczekują choć
potrzebują. Jestem teraz jedyną osobą w tej drużynie zdolną
uzdrowić kogokolwiek.
Sen był ciekawy, ale tego samego dnia Agni stwierdził że przekaże mi
dowództwo, było to dość nie spodziewane, ale nie zawiodę
towarzyszy.
Ponad to zostaliśmy napadnięci przez zabójcę. Nie był to zabójca z
mojego cechu. Tak przynajmniej mi się wydaje.
Dodatkowo przyłączył się do nas pewien zwariowany czarnoksiężnik
Sariel.
Wsparcie magiczne może się przydać, ale mnie zainteresował
symbol. Jest to herb pewnej rodziny szlacheckiej z Szafirowego
wybrzeża.
Właściwie był to główny powód, dla którego wbrew woli drużyny
uparłem się by Sariel z nami pozostał. Ten człowiek może mieć
rozkazy od klanu zabójców do którego należę albo po prostu jest w
stanie dać mi jakieś informacje z tamtych stron. Może Diona i
pozostali zostali złapani i straceni. To ciekawa perspektywa, być
ostatnim zabójcą klanu szeptów. Jednak mam nadzieje, że chociaż
Diona została mi na tym świecie.
Dzień 15 Miesiąca Eleint
Jutro dotrzemy do Złotej Warty. Między czasie próbowaliśmy
odszukać Ezekiela, niestety trop się urwał. Za to mamy pewność że
Ezekiel o nas wie. Zabójca znowu się pojawił. Przy jego zwłokach był
list, moim zdaniem od Ezekiela i mnóstwo platyny. To potężny i
bogaty wampir. Muszę się przygotować jeśli chce go dorwać.
Gdy nadejdzie czas
A kiedy przyjdzie także po mnie
Ozerus władca nasz morowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy...
Spłyną przeze mnie dni na przestrzał
Zgasną podłogi i powietrza.
Na wszystko jeszcze raz popatrzę
I pójdę nie wiem gdzie - na zawsze.
Dzień 17 Miesiąca Eleint
Wczoraj wydarzyło się bardzo wiele. Wraz z Agnim udaliśmy się do
rodziny Perry. Rodzina ta słynie ze wspaniałych instrumentów. I
faktycznie w pokoju najmłodszej córki widziałem mnóstwo
fantastycznych instrumentów. Nawet udało mi się zagrać na
fortepianie. Relacja z Hadvise Perry uświadomiła mi co tracę
poszukując przygód. Cudownie było by mieć potomka, którym można
było by się opiekować. Niestety podoiłem już zbyt wiele złych
wyborów.
Zazdroszczę Burgo, gość odchował mnóstwo dziatek. Teraz na starość
postanowił się wyszaleć. A ja? Ja starości nie dożyje. Dzieci też nie
odchowam. Co najwyżej zaciążę jaką niewiastę.
Ojciec rodziny Perry ma problem z synem. Syn ma sny które
przewidują przyszłość. Odkryliśmy, że chłopak jest opętany. Agni
twierdzi, że to robota jakiegoś diabła. Ostatecznie postanowiliśmy
zignorować ostatni sen chłopaka, spodziewając się że to pułapka ów
diabła.
Wieczorem porozmawiałem z Sarielem. Twierdzi że jest szlachcicem z
Szafirowego Wybrzeża. Teraz jest sługą Diabła imieniem Azazel. To
właśnie jego pan nakazał mu zabójstwo zabójcy, który miał na nas
zlecenie. Co jednak ciekawsze Azazel nakazał zabicie go, ponieważ miał
on polować na jego wybrańców.
Jeśli to wszystko prawda. Cóż, nie chciałem nigdy być sługą złych sił, ale
każda protekcja przyda się w walce z Ezekielem.
Sarilel okazał się również wspaniałym rysownikiem. Narysował mnie i
Raziela tylko na podstawie mojego opisu.
Wieczór dnia 17 Miesiąca Eleint
Dziś to zrobiłem. Poczułem że jestem w stanie pochwycić czyjąś
twarz. Moją pierwszą ofiarą stał się Jonah Broddenburrow. Herszt
bandytów nękających te okolice. Zamordowaliśmy go w karczmie
nieopodal miasta. Jego ludzie zdradzili, gdzie mają kryjówkę.
Przemieniłem się w niego i jak za dawnych lat oszukałem ludzi udając
kogoś kim nie jestem. Tylko że dziś przebranie było doskonałe.
Przepędziliśmy bandytów i zdobyliśmy skarby które gromadzili. Jak
będziemy mieli szczęście bandyci znajdą innego herszta i znów ktoś
będzie płacił za pozbycie się ich.
Podobnie postąpiliśmy z lwem, którego znaleźliśmy idąc do Ostatniej
Warty. Burgo przemówił do niego wskazując mu drogę do domu.
Nakazał mu iść traktem. Podejrzewam, że w przyszłości ktoś zapłaci
za zabicie tego stworzenia. Chyba że lew obejdzie się smakiem, gdy
zobaczy podróżnych i ich konie. Z takim podejściem, pracy nam nie
zabraknie.
Mam nadzieje, że teraz gdy potrafię to co pozostali Zabójcy Klanu
Szeptów dostane jakąś informację od Diony.
Droga do Piekła
To moja droga z piekła do piekła
W dół na złamanie karku gnam!
Nikt mnie nie trzyma, nikt nie prześwietla
Nie zrywa mostów, nie stawia bram!
Po grani! Po grani!
Nad przepaścią bez łańcuchów, bez wahania!
Tu na trzeźwo diabli wezmą
Zdradzi mnie rozsądek - drań
W wilczy dół wspomnienia zmienią
Ostrą grań!
Po grani! Po grani! Po grani!
Tu mi drogi nie zastąpią pokonani!
Tylko łapią mnie za nogi,
Krzyczą - nie idź! Krzyczą - stań!
Ci, co w pół stanęli drogi
I zębami, pazurami kruszą grań!
To moja droga z piekła do piekła
W przepaść na łeb, na szyję skok!
Boskiej Komedii nowy przykład
I w pierwszy krąg piekła mój pierwszy krok!
Tu do mnie! Tu do mnie!
Ruda chwyta mnie dziewczyna swymi dłońmi
I do końskiej grzywy wiąże
Szarpie grzywę - rumak rży!
Ona - co ci jest mój książę? -
Szepce mi...
Do piekła! Do piekła! Do piekła!
Nie mam czasu na przejażdżki wiedźmo wściekła!
- Nie wiesz ty co cię tam czeka -
Mówi sine tocząc łzy
- Piekło też jest dla człowieka!
Nie strasz, nie kuś i odchodząc zabierz sny!
To moja droga z piekła do piekła
Wokół postaci bladych tłok
Koń mnie nad nimi unosi z lekka
I w drugi krąg kieruje krok!
Zesłani! Zesłani!
Naznaczeni, potępieni i sprzedani!
Co robicie w piekła sztolniach
Brodząc w błocie, depcąc lód!
Czy śmierć daje ludzi wolnych
Znów pod knut!?
- To nie tak! To nie tak! To nie tak!
Nie użalaj się nad nami - tyś poeta!
Myśmy raju znieść nie mogli
Tu nasz żywioł, tu nasz dom!
Tu nie wejdą ludzie podli
Tutaj żaden nas nie zdziesiątkuje grom!
To moja droga z piekła do piekła
Lampy naftowe wabią wzrok
Podmiejska chata, mała izdebka
I w trzeci krąg kolejny krok:
- Wchodź śmiało! Wchodź śmiało!
Nie wiem jak ci trafić tutaj się udało!
Ot jak raz samowar kipi, pij herbatę
Synu, pij!
Samogonu z nami wypij!
Zdrowy żyj!
Nam znośnie! Nam znośnie! Nam znośnie!
Tak żyjemy niewidocznie i bezgłośnie!
Pożyjemy i pomrzemy
Nie usłyszy o nas świat
A po śmierci wypijemy
Za przeżytych w dobrej wierze parę lat!
[Kartka została wyrwana]
[Kartka została wyrwana]
To moja droga z piekła do piekła
Wódka i piwo, koniak, grog,
Najlepszych z nas ostatnia Mekka
Bo w szósty krąg kolejny krok!
Na górze! Na górze! Na górze!
Chciałoby się żyć najpełniej i najdłużej!
O to warto się postarać!
To jest nałóg, zrozum to!
Tam się żyje jak za Daniela!
I ot co!
Na dole, na dole, na dole
Szklanka wódki i razowy chleb na stole!
I my wszyscy, tam - i tutaj
Tłum rozdartych dusz na pół,
Po huśtawce mdłość i smutek
Choćbyś nawet co dzień walił głową w stół!
To moja droga z piekła do piekła
Z wolna zapada nade mną mrok
Więc biesów szpaler szlak mi oświetla
Bo w siódmy krąg kieruję krok!
Tam milczą i siedzą
I na moją twarz nie spojrzą - wszystko wiedzą
Siedzą, ale nie gadają
Mętny wzrok spod powiek lśni
Żują coś, bo im wypadły
Dawno kły!
Wampiry! Wampiry! Wampiry!
A przed nimi ja bezbronny, im nie miły
Nie kąsają, nie pytają -
Milczą, siedzą - kaszle ktoś,
A za oknem werble grają -
Znów parada, święto albo jeszcze coś...
I pojąłem co chcą ze mną zrobić tu
I za gardło porywa mnie strach!
Koń mój zniknął a wy siedmiu kręgów tłum
Macie w uszach i oczach piach!
Po mnie nikt nie wyciągnie okrutnych rąk
Mnie nie będą katować i strzyc!
Dla mnie mają tu jeszcze ósmy krąg!
Ósmy krąg, w którym nie ma już nic.